Słowa te kieruję do Heleny Liu. Sama ich nie przeczyta, bo jej znajomość polskiego na to nie pozwala, ale przecież przetłumaczę – to żaden problem.
Dlaczego więc piszę tutaj, a nie powiem tego po prostu zainteresowanej osobie?
Chciałbym bowiem opowiedzieć Wam Czytelnicy, jakich przyjaciół ma Polska.
Brzmi górnolotnie?
Jeśli słychać takie słowa, to zazwyczaj w TV o przyjaciołach Polski przez duże “P”. Tych z pierwszych stron gazet, z ekranów telewizorów. A prawdziwych przyjaciół mamy innych – takich, którzy nie pławią się w blasku fleszy, o których nie przeczytacie na pierwszych stronach gazet, albo i nie usłyszycie o nich stojąc w kolejce do kasy.
——- ——- ——- ——-
Rok 2005
Sierpień/wrzesień. Polski konsulat ogłasza nabór na stanowisko asystentki. Spośród dziesiątek aplikacji wybrana zostaje jedna osoba. Niejaka Liu Lu, z przybranym imieniem Helen. Tak się przynajmniej wydaje ówczesnemu konsulowi. Ale owa Helen prostuje – “Helena, nie Helen”. Być może to przeważyło o jej zatrudnieniu – w końcu co tam dyplomy dobrych uczelni, co tam jej świetna znajomość angielskiego – jak Helena, to znaczy się swoja dziewczyna :-)
Połowa września. Przybywam do Chin. Potworny skwar (we wrześniu!), wilgotność powodująca, że człowiek z trudem łapie powietrze. Przez kilka pierwszych tygodni po prostu chcę się zaaklimatyzować, mając na uwadze, że spędzę tutaj conajmniej rok.
Jakoś tak sie składa, że w tym samym roku, w październiku, odbywają się w Polsce wybory do Parlamentu, jak też i wybory prezydenckie. Zgłaszam się do komisji, zostaję – dzięki członkom tejże komisji – jej przewodniczącym.
Ówczesny konsul wpada na pomysł, że Przewodniczący Komisji powinien mieć wizytówki, coby godnie witać Rodaków przybywających na głosowanie. Więc zleca to swojej asystentce – Helenie. Jeszcze tego samego dnia otrzymuję od niej telefon, że przygotuje rzeczone wizytówki i prosi tylko o przeliterowanie nazwiska, żeby mogła mi dobrać odpowiednie nazwisko. Imię już mam – nadane na uniwersytecie.
Kilka dni później trzymam w ręku wizytówki. Mam imię i nazwisko chińskie. Już mogę tutaj funkcjonować :-)
——- ——- ——- ——-
Rok 2006.
Od konsula i wice konsula słyszę – za każdym razem, gdy jestem w progach Konsulatu – o tym, jaką mają pociechę z Heleny. Zaczynała od zera – nie było nikogo, kto by jej pomógł. Sama wypracowuje sobie pozycję – wśród Chińczyków pracujących w konsulatach.
Niewiele osób o tym wie – Helena jest często zapraszana na różnego rodzaju spotkania Chińczyków pracujących w konsulatach. Jako ta, która pracuje w polskiej placówce i jest jedyną osobą na takiej pozycji. Wszystkie inne konsulaty zatrudniają przynajmniej kilka osób – odpowiedzialnych za wizy, będących asystentkami/asystentami Konsuli.
W polskim konsulacie – tylko jedna osoba. I daje sobie z tym wszystkim radę, choć kosztuje ją to sporo zdrowia.
——- ——- ——- ——-
Rok 2007
Czerwiec/lipiec. Trzy tygodnie w Polsce. Zachwycona krajem, ludźmi, jedzeniem (choć poległa przy kaszance – ale to jedyny przypadek). Po powrocie do Chin to ona staje sie ambasadorem Polski – najpierw wśród personelu innych konsulatów w Szanghaju, potem wśród różnego rodzaju oficjeli chińskich, którzy z pytaniami o Polskę zwracają się do niej. Często z tymi pytaniami przychodzi do mnie – więc wyjaśniam najlepiej jak potrafię.
Październik. To już kolejna obsada konsulatu (trzecia). Helena coraz częściej myśli nad zmianą otoczenia. Czuje, że to już nie ta sama praca, jak przez ostatnie dwa lata.
——- ——- ——- ——-
Rok 2008
Styczeń/luty. Po długich bojach z samą sobą podejmuje decyzję o złożeniu wypowiedzenia.
Przedwczoraj był jej ostatni dzień w pracy.
——- ——- ——- ——-
W tym miejscu chciałbym Jej więc podziękować – za te dwa i pół roku pracy na polskiej ziemi w Szanghaju :-)
Spora część rzeczy, które udało się naszemu Konsulatowi wywalczyć – to jej zasługa. O wielu rzeczach nikt się nigdy nie dowie – ile spotkań udało jej się doprowadzić do skutku (a nie mamy mocnej pozycji w Szanghaju, by nie powiedzieć – w Chinach), ile rzeczy udało Jej się wyjaśnić, ilu problemom zapobiec.
A i przeproszę ją za to, że często było ciężko. Że otrzymywała niemiłe telefony, że czasami wyśmiewano ją, gdy próbowała powiedzieć kilka zdań po polsku (bo akurat dana osoba nie znała/udawała, że nie zna języka angielskiego), że często spotykała się z roszczeniami, żądaniami i traktowaniem jej jako “Chinki – czyli nie wiadomo kogo”.
Na całe szczęście wie (głównie po wizycie w Polsce), że są w Polsce życzliwi ludzie.
Czy czegoś jej życzę? Wielu rzeczy – ale z tych najważniejszych – niech o nas wciąż ma dobre zdanie :-)
Chciałbym, żebyśmy pamiętali, że mamy takich przyjaciół. I że na nich możemy bardziej liczyć, niż na tych, którzy przyjaciółmi mienią się na czołowkach gazet.
komentarze
To i my
dziękujemy.
Igła -- 03.02.2008 - 12:34Brak nam polskich Chińczyków.
Dobrze, że kaszanki już starcza.
:)
Igła
Acha
Brak nam na Smakoszku chińskich potraw. Byle nie sałatek z kukurydzy i tuńczyka topionych w majonezie. ;)
Igła -- 03.02.2008 - 12:37Może pani Helenka by pomogła, takie coś szybkie do zrobienia. Mięso i jarzyny.
Igła
pozdrowienia dla Heleny
i wyrazy szacunku. Mam nadzieję, że koniec pracy w konsulacie nie zakończy jej polskiej przyjaźni.
A Pan, Panie Igło, to się doigrasz. Nie wiem jeszcze czego, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Żebyś Pan mógł zobaczyć te złowrogie ogniki w tych moich sikorczych oczach. Ręce jeszcze w małdrzyk, ale nóżka już tupie złowrogo i z niecierpliwością. No!
julll -- 03.02.2008 - 15:55serdeczne podziękowania dla Heleny
I najlepsze życzenia od polskiego fana chińskiej kuchni :)
Będziemy pamiętać.
Ciekawa rzecz. W trakcie zwyczajowej rozmowy podczas posiłku w restauracji u mistrza Su, wymienialiśmy opinie o tym jak to się toczy życie w Polsce, a jak w Szanghaju, jak to się dziwnie czuła jego żona na zakupach w Polsce, przyzwyczajona do bogactwa wyboru towarów u siebie, i tak zeszliśmy na temat relacji pomiędzy Chińczykami a Polakami “w ogóle”. Do tego, już po kolejnym daniu (a spędziliśmy w restauracji kilka godzin) doszły tematy polityki i układu sił w skali globalnej, kto z kim trzyma i komu po drodze, no i na tym poziomie ogólności rozmowy Pan Su w tonie niemal uroczystym wygłosił deklarację solidarności Chińczyków i Polaków, oświadczając, że jeśli kiedykolwiek Rosjanom przyjdzie do głowy znowy zawitać nad Wisłę, to oni, Chińczycy na pewno nam pomogą, a stanie się to ponoć, w ich mniemaniu, prędzej czy później. Cała ta scena oświadczenia Pana Su, w kontekście naszej rozmowy wyglądała jak wyjęta prosto z jakichś Gwiezdnych Wojen, ale przyznam, że atmosfera zrobiła się wtedy jeszcze cieplejsza i zasiedzieliśmy się prawie do północy. Wspominam bardzo miło.
s e r g i u s z -- 04.02.2008 - 12:40Odpowiedzi
Pan Igla – polskich Chinczykow pewnie kilku bedzie. Czytalem o rewelacji turnieju TOP12 (tenis stolowy) – tutaj juz mamy polska Chinke :-)
Co do jedzenia. Ano wrzucic jakis przepis moge. Tylko ze skladnikami trudno. To tak, jak ja robie bigos w Chinach – troche inaczej smakuje :-)
Ale, ale. Mam pewien przepis, ktory wydaje sie prosty – to juz na dniach zamieszcze.
Julll – tez mam taka nadzieje, ze praca w konsulacie to za jakis czas bedzie okazja tylko do milych wspomnien. Bo po co pamietac zle rzeczy, nieprawdaz?
Sergiusz – hmm. Przyznam sie, ze juz wizyte w ‘Szanghaju’ w Polsce umiescilem w pozycjach obowiazkowych na ten rok :-) Jak bede sie wybieral – dam znac, to sie bedzie mozna wybrac wieksza grupa i obgadac szczegoly tej wspolpracy polsko – chinskiej :-)
Wszyscy – Helena dziekuje za wpisy :-)
——-
Zapiski z Państwa Środka -- 04.02.2008 - 16:36Zapiski z Państwa Środka
www.szymczyk.foxnet.pl