Dawno nie zdarzyło się, bym obejrzał film w sumie o niczym, bez głównego badgaja, bez jakichś spektakularnych scen akcji i nie miał poczucia straconego czasu. Paradoks, ale co zrobić. Rozgrzeszam jednak twórców drugiego “Iron Mana”, bo przecież niedawno sam straciłem kupę czasu bez poczucia jego bezsensu. No dobra, ale film to film.
Nie jest to jakieś szczególne widowisko zmierzające do spektakularnego finału. Nie jest to również film, w którym Mroczna Strona dominuje nad światem.
Ot, jest wieczny cynik, playboy i jebaka Tony Stark, który dzięki swojemu wodoszczelnemu kombinezonowi staje się prywatną bronią, czyli “Iron Manem”. Udaje mu się zaprowadzić pokój na świecie i takie tam duperele, co jak wiadomo niemożebne wpienia przemysł zbrojeniowy, który jeśli coś produkuje, to bezrobotnych, bum.
Niemal automatycznie wychodzi nam tu pierwszy naturalny przeciwnik głównego bohatera, czyli wojenny boss, zwący się Justinem Hammerem. Fajna postać, taka groteskowa bardziej, ale niestety nie powodująca drżenia pośladów.
Jest wreszcie Rusek Iwan Wanko, który okazuje się geniuszem równym Tony` emu Starkowi. Iwan jest synem kola, który pracował dla Starka seniora, ale na wskutek pazeroty swojej wylosował wycieczkę do krainy białych niedźwiedzi, gdzie zachorował i umarł był, bum.
Rusek obiecuje Iron Manowi zemstę i co, no konstruuje śmiercionośną broń. Nie wiem tylko, czy ta broń świadczy o ociężałości umysłowej Ruska, czy…ja wiem…no dobra, niech będzie że ociężałości. Chociaż patrząc na chlanie wódzi z dziubka nie dziwię się, że mogły powstać pewne dziury w mózgu.
No dobra, w każdym razie losy tych trzech kolesi splatają się.
Ale dalej nie o to chodzi. Problemem jest to, jak taki film może się podobać. Jak można określać go, jako dosyć sympatyczny mimo, iż na takie miano nie zasługuje.
No i tu dochodzimy do sedna, o którym zapomnieli twórcy “Starcia tytanów”. To taki nawias, w który wkłada się bohatera. Stark wciąż ma wszystko i wszystkich w dupie, działa na własnych zasadach, wyśmiewa dupków i pokazuje faka każdemu, kto próbuje ograniczyć jego swobodę. To działa. A przy okazji zleje się w kostium, by impreza była jeszcze bardziej fajna. No i to działa.
Potem oczywiście walczy u boku War Machine z żądnym zemsty Ruskiem, w którego rolę wcielił się myszka Miki Rurke, no dobra: Mickey Rourke, bo czytają nas twardziele. Tak przy okazji- Rourke wygląda świetnie, a patrzenie na niego to czysta, niemal pedalska przyjemność.
Jest bum bum, jest trachu ciachu, jest kupa śmiechu i zabawy. Jest buzi dupci, piękne kobiety i zajebisty Rusek, chyba najlepszy od Iwana Drago z czwartego “Rocky`ego”. A jednak tajemnica tego filmu tkwi w czymś innym.
W tym podskórnym mechanizmie, o którym mówiłem przy okazji “Furii”. Z tym, że o ile tam był problem władzy, która splata się praktycznie w każdym miejscu, to przy tym popcornowcu mamy lęk. Obawę. W końcu nie od dziś wiadomo, że nawet pewny siebie człowiek, taki wiesz, wiraszka, w momencie gdy dostaje po głowie kamieniem lęku i popełnia błędy.
Jasne, nadal sprawia wrażenie, że wszystko jest ok., ale czuje, że wszystko się sypie. Zaczyna dokonywać nieracjonalnych wyborów, które pozornie wydają się logiczne w oczach obserwatora z boczku, jednak prowadzą do zatracenia się. Małe błędy nawarstwiają się, stają się motorem napędzającym bohatera. Gówno tam bohatera. Człowieka po prostu, jeśli przełożymy to sobie na realne życie.
Ta, wiem, że to film. Ale spójrz na to z punktu widzenia, jaki proponuję. I wtedy inaczej odbierzesz ten film. Ale, Ale! Skąd ta obawa Starka, spytasz? No tak, zdradzić ci tajemnicę, czy nie? A co mi tam, to przecież popkorniuch, co mi tam. Ano okazuje się, że to co daje Starkowi siłę, równocześnie go zabija. I to w szybkim tempie. Rozumiesz teraz? Już wiesz, czemu Stark pogrąża się, choć dla nas, widzów wygląda to na świetną zabawę, wariację i kolejny dowód na to, jak Tony Stark jest zajebisty?
A przecież on robi to ze strachu. Próbuje go zamaskować jeszcze bardzej intensywnym życiem, jednak prowadzi to do katastrofy. I tylko nieoczekiwane, NAGŁE zdarzenie może go otrzeźwić. Dosłownie i w przenośni. A jakie jest to zdarzenie. Noooo, już nie zepsuję wam zabawy i sami to zobaczcie. W każdym razie jest to moment, który sięga głębiej w psychikę Starka i jest to bardzo wiele znaczączy i tłumaczący jego zachowanie gest.
No tak, tyle gadam o lękach Starka, a co z pozostałymi? Z przeciwnikami? Hammer pomaga Ruskowi przecież nie dlatego, że Rusek ma w kieszenie kawior i robi zajebistą uchę. W końcu ten Iwan jest geniuszem, co udowodnił budując swoją prymitywną, lecz efektowną broń. A przecież Hammer boi się, że nie dostanie nowych zleceń od armii juesej. Wykorzystuje zatem Wankowa, który ma stworzyć coś, co pokona “Iron Mana” i sprawi, że jego nowa broń przebije wszystko, co do tej pory powstało.
A lęk Ruska? Boi się, że zabraknie mu wódy.
No. I to byłoby na tyle w temacie “Iron Man 2″.
komentarze
jednym słowem
typowo holiłudzka sieka. nie jestem jakimś wyjątkowym koneserem kina, ale chyba wolę po raz pincetny obejrzeć “Misia” :)
oczywiście wiem, że Bareja tak naprawdę był piewcą PRL, ale mam na to wyjebane ;-)
Docent_Stopczyk -- 26.12.2011 - 14:50