- To będzie 6-7 godzin głosowań. To będzie ogromna praca – oznajmił w południe w Sejmie Bronisław Komorowski. Te słowa marszałka znaczą, że postanowił zrezygnować z walki o przestrzeganie regulaminu.
Artykuły 49 i 188 tegoż regulaminu mówią jasno, czym jest dzisiejsze III czytanie pakietu ustaw o zdrowiu: sucha relacja sprawozdawcy komisji o jej pracy nad poprawkami – i głosowania. Nic więcej. Od lat trwa wojna marszałków z opozycją, która przed każdym ważniejszym głosowaniem ma pytania (czy to prawda, że ktoś, kto pisał ten projekt, musiał być pijany).
Od lat była to wojna pozycyjna. Marszałek twardo przyjmował minutę na głosowanie, opozycja rozciągała średnią do 80-90 sekund. Jakoś dawało się obliczyć, ile potrwa nawet rekordowa sesja 700 głosowań (bywało!).
Tym razem poprawek jest (nomen omen) 188. Głosowań – nieco mniej, bo niektóre poprawki wzajemnie się wykluczają. Gdy w minutówce ujrzałem, że blok głosowań ma trwać od 15.00 do 22.00, pomyślałem: pomyłka. Ale słowa marszałka wszystko wyjaśniają: grubo ponad 2 minuty na jedno głosowanie, lub inaczej – 5 minut awantury w co piątym.
Komorowski z góry założył, że nie da rady. Że nie zablokuje PiSu ani SLD – bo z klubu tego dotarły plotki, że ma on pakiet pytań do każdej poprawki. Nic to, że w ostatnich tygodniach w sali plenarnej były trzy całodzienne debaty (I czytanie, II czytanie i Informacja rządu), że media wałkują te same hasła. Posłowie pytać chcą, więc pytać będą. Regulamin poczeka.
Może jest w tym głębsza myśl. W przyszłości, jako opozycja, Platforma też będzie chciała znów zadawać wiele pytań, więc tworzy nowy usus.
PS. Zapytacie, ile w praktyce trzeba, by sprawnie głosować. To zależy od poprawek, bo utarło się, że marszałek musi czytać ich treść (jakby posłowie jej nie mieli), nim zarządzi głosowanie. Bywało, że przy mniej kontrowersyjnychustawach i sprawnym marszałku Sejm załatwiał w godzinę nawet 80 poprawek.