To są opowieści z życia wzięta, niemniej dobrze obrazujące dziwne rzeczy jakie dzieją się z niektórymi ludźmi. Nie jest to pretensja do nikogo, bo trudno się gniewać na świat za to, że jest inny niż sobie wyobrażaliśmy go.
1. Polska. Lata 90. ubiegłego wieku. Duże miasto wojewódzkie. Śpieszę się gdzieś, gdy łapie mnie telefonicznie znajomy. Jest szefem zespołu akwizytorów ubezpieczeniowych i potrzebuje ludzi do pracy. Tak się składa, że moja żona bawi się w ubezpieczenia i wiem czym to pachnie. Tłumaczę mu, że nie nadaję się na agenta ubezpieczeniowego, szczególnie w ówczesnym systemie – „masz sprzedać określoną ilość polis w jednostce czasu”. Znajomy nie chce słyszeć odmowy, namawia mnie, żebym koniecznie przyszedł do nich do biura wypełnić dokumenty. Ponieważ generalnie mam czas, a przez telefon nie chce mi się dyskutować, więc zgadzam się przyjść w zaproponowanym przez niego terminie. W umówionym czasie stawiam się w jego firmie, gdzie wypełniam dostarczone mi rzez niego dokumenty. Ponieważ jestem leniem i nie chce mi się pamiętać kłamstw, więc piszę prawdę. Znajomy bierze wypełnione formularze i biegnie do swojego przełożonego w celu zatwierdzenia kandydata. Wraca niezadowolony po kilku czy kilkunastu minutach i mówi z pretensją w głosie: Jak chcesz być agentem to nie możesz takich głupot pisać. Staram się mu przypomnieć, że kilka dni wcześniej to on mnie nakłaniał do „ubiegania się” o tę posadę, ale moje słowa jakoś nie trafiały do niego. To zdarzenie przypomniało mi się w związku z historią z ostatnich miesięcy.
2. Dandi. Listopad. Przyjeżdża do mnie młody znajomy z propozycją sprzedaży samochodu. (Ja mam być kupcem.) Mówię, że jestem bez pieniędzy. Nie ma sprawy, on mi może rozłożyć na raty. W takim razie mogę sprawę rozważyć. Chce w sumie £ 450. Jak za 12 letnią Fiestę to nie jest to mało, więc przystępuję do negocjacji. Samochód musi przejść przegląd w styczniu, bo mnie nie interesuje nabywanie czegoś, do czego będę musiał dopłacać kupę kasy. Nie ma sprawy. Młodziak jest mechanikiem, więc wszelkie usterki usunie w ciągu grudnia i początku stycznia. Informuje mnie o konieczności wymiany dwóch kół (opon), naprawieniu tylnego zawieszenia i braku wspomagania kierownicy, ale dla mnie przecież wspomaganie to nie problem (trochę pary w rękach mam). W dwóch ratach wpłacam zaliczkę £150.Zaczynam jeździć samochodzikiem, ale co i rusz młody musi pożyczyć go, bo jego jest w naprawie, nie ma ubezpieczenia, albo coś innego. Gdy wyjeżdżam do Polski na święta młody prosi o pożyczenie samochodu, bo swój właśnie sprzedaje. Załatwi te opony. Gdy wracam, okazuje się, że samochód jeszcze jest mu potrzebny. Gdy oddaje samochód (koło 15.I 2010.) opony nie są wymienione, co więcej nic z samochodem nie jest zrobione. W ostatnią sobotę stycznia ma „załatwić” przegląd. Jedzie do dość drogiego punktu (ponad £50), gdzie niczego nie załatwia, za to dowiaduje się, że wspomaganie musi być sprawne. Postanawia odbić sobie koszty, domagając się ode mnie zapłacenia za przegląd. Ja mówię, że samochód przeglądu nie przeszedł, wiec trudno ode mnie wymagać żebym za to płacił. On jest mechanikiem i on miał samochód przygotować do przeglądu. Jak chce się dalej samochodzikiem bawić, to niech mi odda £150 i niech go sobie bierze. Na co słyszę, że ja od niego wyprosiłem samochód, że on mógł go sprzedać komuś innemu, i jak ja śmiem domagać się pieniędzy za niespłacony samochód. Wprawdzie cena samochodziku spadła do £350 – £400, ale ja nadal nie jestem zainteresowany wrakiem. On nawet nie zauważył, że zmienił trochę widzenie świata. Teraz ma wrócić z wyjazdu do Polski i przygotować już samochód do przejścia przeglądu. Zobaczymy co wytnie tym razem.
Ci ludzie nie mają złej woli. To nie jest to, że oni chcą kogoś nabrać. Oni po prostu mają słaby kontakt z rzeczywistością. Oni są przekonani, że świat jest taki jakim wydaje im się w danym momencie. Jeśli ich wydawanie się zmienia, to znaczy, że świat jest inny niż im się wydawało przed chwilą, ale jest to jedyna wersja prawdy jaka obowiązuje.
Dlatego komunizm w wydaniu bolszewickim nie jest aberracją, tylko prawidłowością. Tacy ludzie wierzą w każdą kolejną wersję prawdy, a nawet są jej autorami. To jest prawdopodobnie przypadek autorów i odbiorców salonowych mediów (wybiórcza, zetka, Tusk Vision Network…).
komentarze
Panie Jerzy
Tytuł notki jest mocno mylący (przynajmniej dla mnie) w stosunku do zawartości tekstu.
Poza tym, muszę być naprawdę wredną babą i paskudną wiedźmą, bo nie znajduję żadnego usprawiedliwienia dla ich bohaterów w obu wypadkach.
Jedno i drugie to, dla mnie, zakłamanie.
Ideologii nie potrzeba tu dorabiać. Szczególnie w drugim przypadku.
Pozdrawiam.
Magia -- 03.02.2010 - 21:57Pani Magio!
Cała rzecz polega na tym, że ci ludzie za każdym razem są przekonani, że mówią prawdę. Z ich punktu widzenia, to świat kłamie i wmawia im bzdury.
Odnośnie tytułu, to jest to dosyć odległe skojarzenie. Niemniej, jeśli tacy ludzie są na świecie, to ich wizja szczęśliwości zmieniająca się w czasie może tych innych doprowadzić do szału. Stąd ta niemożność…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 03.02.2010 - 22:45Panie Jerzy
Ja za Magią...
dorcia blee -- 05.02.2010 - 05:43Chyba wredna jestem, bo nie widzę u szanownych znajomych Pana żadnych podstaw do zastosowania tytułowej ideologii…
Zwykły kant to dla mnie.
Pani Dorciu!
Powszechna szczęśliwość byłaby teoretycznie możliwa, gdyby ustalić co czyni człowieka szczęśliwym i potem zaaplikować to ludziom. Jeśli komuś się zmienia nie tylko stosunek do źródeł przyjemności, ale to co uznaje za rzeczywistość, to nie sposób stwierdzić co takiego człowieka uszczęśliwia. Zatem zaaplikowanie czegokolwiek sensownego ludziom nie jest możliwe, bo nawet jeśli taki człowiek zezna, że coś go uszczęśliwia, to zanim zostanie zrealizowane jemu się może odwidzieć, a on nawet o tym nie będzie wiedział. Czy teraz jest jaśniejsze dlaczego taki tytuł?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 05.02.2010 - 14:32Ciekawe historie, szczególnie druga mnie zainteresowała,
bo sam się starałem kupić od dłuższego czasu samochód i jakoś po tym doświadczeniu moja opinia o ludziach się pogorszyła:)
Znaczy delikatnie mówiąc, dwa razy mnie źli ludzie oszukali.
No ale w końcu się udało i teraz grześ jeździ 13-letnim wehikułem:), w końcu.
Ale stosunek ceny do jakości był korzystny całkiem, no i marka mi znana i przyjazna.
a co do opisanych osób, to czy ja wiem,czy one takie nieświadome i bez złej woli?
Może raczej takie wrażenie chcą sprawiać?
Trochę takich osób jest, które w całkiem przyjazny i sympatyczny sposób innych umieją wykorzystywać i działaja tak, by osiągnąć coś najmniejszym kosztem, ale na koszt innych.
Pozdrawiam.
grześ -- 06.03.2010 - 13:47