Panie Boże chroń mnie przed przyjaciółmi, bo z wrogami sobie samemu poradzę- brzmi stare polskie przysłowie i jak ulał pasuje do tego co nam szykują nasi przyjaciele od serca.
Rzadko bowiem mamy do czynienia z tak wyrafinowaną taktyką jaką, w stosunku do naszych nienarodzonych rodaków, zastosował Rzecznik Prawa Obywatelskich. Oto Pan Rzecznik niby w trosce o polskie dzieci nienarodzone, zaskarża do Trybunału Konstytucyjnego możliwość ich zabijania, ze względu na zagrożenie zdrowia kobiety. Czyli ze względu na katar, migrenę, albo osłabienie wzroku jak to całkiem trafnie zauważa pewien znakomity dziennikarz.
Rzecznik twierdzi, że kryterium zagrożenia zdrowia, jest kryterium całkowicie niejasnym i zbyt szerokim, więc z tego powodu jest niezgodne z konstytucją. I choć wniosek ten ucieszył polskich katolików, a także polskie katoliczki (zwłaszcza, te które nie zamierzają już rodzić) to w rzeczywistości nie ma się z czego cieszyć.
Pan Rzecznik bowiem nie tylko nie zaskarżył całej zbrodniczej ustawy, ale także ten zaskarżony fragment, oparł nie na „ustawowym hokocauście”, ale na nieostrości ustawowych przepisów. Teraz więc Trybunał Konstytucyjny, związany granicami wniosku, zmuszony będzie do doprecyzowania definicji „zagrożenia zdrowia kobiety”, a być może wskazując ogólne ramy, nakaże sejmowi taką definicję uchwalić. A przecież wiemy co to za Trybunał, kto w nim zasiada, kto na kogo donosił i czego się można po nim spodziewać. Nie raz , nie dwa skandalicznie rozmijał się nie tylko z oczekiwaniami władzy ustawodawczej, ale również tej najwyższej, bo wykonawczej. Jeszcze gorzej będzie gdy definicją zajmie się Sejmie, w którym większość ma Tusk z Pawlakiem i Olejniczakiem, a więc, ci którzy katolikami są tylko z nazwy i Boga w sercu nie mają. Mają za to Michnika.
Mało tego gdy, Trybunał z Sejmem swój geszefciarski interes ubiją (wiemy czyje to dzieci), to wszelkie szukanie dziur w całymi i przykładowe wmawianie wyrodnym matkom, że ślepota to tylko kilka dioptrii, a zawału nie będzie, bo rodzenie nie jest aż tak stresujące, zdadzą się na nic, gdyż dura lex sed lex. Zero luzu decyzyjnego, wszystko na kartce do odczytania, a kreatywne orzecznictwo lekarskie jak nic pójdzie w odstawkę. Czy polscy ginekolodzy są, aż na tak opresyjne ubezwłasnowolnienie gotowi?
Ale nie tylko to musi niepokoić nasze serca, bo jak się okazało, przez zupełny przypadek (chwilową niedyspozycja?) biskup Pieronek uchylił rąbka tajemnicy i na zarzut, że wierni nie chcą dawać na budowę Świątyni, stwierdził
“A cóż w tym dziwnego? Na wiele rzeczy obywatele nie chcą dawać. W ten sposób można gadać na okrągło przez cały rok. To jest taki tybetański młynek lewicy.”
I jeszcze ktoś pomyśli, że Kościół to komuniści, którzy zabierają wiernym pieniądze, gdy ci nie chcą dawać. A przecież wszystko opiera się na wolnym wyborze, któremu biskup Pieronek chce tylko odpowiednią ustawą dopomóc.