Charlie Hebdo w jaskini demonów

Nie da się obłaskawić demonów. Demony zawsze w stosownym momencie rzucą się do gardła.

Przyznam, że mało co wprawia mnie w taką irytację, jak szantaż emocjonalny. Kiedy ktoś próbuje tej prymitywnej zagrywki z miejsca nastawiam się na „nie” – między innymi dlatego, że podejrzewam, iż tym sposobem ów „ktoś” próbuje mnie instrumentalnie wykorzystać do jakichś własnych, a obcych mi celów. Za szantażem emocjonalnym kryją się przeważnie nieszczere, lub wręcz wrogie intencje, w przeciwnym wypadku bowiem nie byłoby potrzeby uciekania się do sztuczek – wystarczyłoby racjonalnie wyjaśnić co i jak. Tak już mam – niezależnie czy chodzi o kogoś prywatnie mi bliskiego, czy polityka, dziennikarza lub inną, z przeproszeniem, osobą publiczną. Gdy słyszę teksty w stylu: „jak nie kupisz dwóch egzemplarzy mojej gazety to upadnie wolne słowo”, „jeśli nie wrzucisz do puszki umrą chore dzieci”, „gdy nie zadeklarujesz, że jesteś Charlie Hebdo staniesz w jednym szeregu z mordercami” – odwracam się na pięcie i staram się nie wyjmować noża, który akurat otworzył mi się w kieszeni.

I właśnie z czymś takim mamy do czynienia w przypadku ostatniej medialnej histerii na tle zamachu w redakcji tygodnika spełniającego nad Sekwaną rolę analogiczną do urbanowego „NIE” – wytarzać czytelnika w gnojówce i przekonać go, że na tym polega nonkonformizm. Zasada „wszyscy jesteśmy świniami, tylko że my odrzucamy hipokryzję i się do panświnizmu przyznajemy” jest haczykiem, na który próbują nas złapać. Taką też funkcję spełnia obecny medialny nakaz solidaryzowania się z redakcją francuskiego szmatławca. Tymczasem, ów zbiorowy wrzask ma zgoła inne zadanie, niż obrona wolności słowa, którą próbują nas na zmianę to kokietować, to szantażować macherzy ustawiający masową narrację. Ten wrzask niczego nie opisuje, przeciwnie – on ma coś zagłuszyć.

Spójrzmy. Francja, pod dyktando „pokolenia ’68”, od dziesięcioleci usilnie wdrażała lewacką utopię w myśl której wszystko co jest wrogie europejskiej, chrześcijańskiej tradycji z automatu staje się dobre, wartościowe i godne promowania. Takim sojusznikiem jawił się tym nieszczęsnym kretynom również islam i muzułmańscy imigranci – widziano w nich pomocników w rozsadzeniu od wewnątrz zachodniej cywilizacji pod hasłem multikulturalizmu. Ta ideologia, ten cały poroniony tolerancjonizm i multi-kulti ponosi na naszych oczach spektakularną klęskę do której walnie przyczyniają się właśnie ci muzułmańscy imigranci dopieszczani przez lata na wszelkie możliwe sposoby. To są ludzie, którzy na żartach się nie znają – a zwłaszcza na tak obscenicznych i nędznych jakie proponowała redakcja „Charlie Hebdo” – i gdy poczują się obrażeni zwyczajnie biorą do ręki kałacha. Do tego, żywią bezbrzeżną pogardę do nihilistycznego społeczeństwa Zachodu – i w sumie, trudno im się dziwić.

Ta odraza nie jest jednak domeną wyłącznie przybyszów, bądź ich potomków żyjących w zamkniętych enklawach rządzących się prawem szariatu. Ona coraz częściej dotyczy rodowitych europejczyków mających dosyć aksjologicznej pustyni wokół siebie i poszukujących wartości mogących nadać sens ich jałowej egzystencji, lub zwyczajnie nudzących się i rozglądających za mocnymi wrażeniami. Rozwodnione, ulegające terrorowi polit-poprawności chrześcijaństwo już od dawna nie ma dla nich oferty. Tym bardziej współczesna świecka obrzędowość z gromadnymi przemarszami wyfiokowanych cweli, tudzież dywagacje o genderze nie mogą stanowić propozycji. Pozostaje więc zapuścić brodę i zacząć zabijać niewiernych – wtedy nagle świat odzyskuje fundamenty.

Właśnie tę klęskę ma zagłuszyć medialny jazgot. Frącuzy mowne nagle się przekonały, że sfajdała się cała dotychczasowa droga oswajania zła. Nie da się bowiem obłaskawić demonów. Demony w stosownym momencie rzucą się do gardła i tego właśnie doświadczyli owi martwi degeneraci z paryskiej gazety, którym się wydawało, że można bezkarnie siać zgorszenie i lżyć Proroka. Świadomość tego musi budzić zrozumiałe przerażenie wśród europejskich Elojów i dlatego wychodzą na ulice bełkocąc „je suis Charlie” – bo nie są w stanie stanąć w prawdzie i zdobyć się na adekwatną odpowiedź. Będą więc dalej mordowani przez Morloków, w akompaniamencie pouczeń rozmaitych autorytetów przestrzegających, by przypadkiem Elojowie nie ulegli pokusie „morlokofobii”.

Zresztą, te prowokacje uprawiane przez rysowników były nader wybiórcze. Kopulująca Trójca Święta, czy biskup-pedofil – proszę bardzo. Pięciolatki bawiącej się penisem Daniela Cohn-Bendita, bądź Żydów machających radośnie z transportu do Auschwitz odprowadzającym ich na peron Francuzom – jakoś nie zaobserwowałem. To już nie wchodzi w paradygmat rzekomego nonkonformizmu, którym nas czarują ci wszyscy mentalni zwyrodnialcy, wynajęci przez nie wiadomo kogo by unurzać nas w szambie.

A teraz darujcie sobie te mizerne szantaże i odwalcie się – wy nowo narodzeni wielbiciele „Charliego”. Siedźcie dalej w swej jaskini razem z waszymi demonami i – dobra rada – uważajcie na gardła.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 3(396) 16-22.01.2015

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Piotrze!

Nie wiem, czy solidaryzowanie się ze szmatławcem z Paryża ma sens, niemniej to, że ludzie wychodzą na ulicę, nawet z durnym napisem, jest korzystne. Tego typu manifestacje czasem wymykają się spod kontroli. Wtedy zaczyna być zabawnie…

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Moim zdaniem w tym przypadku wszystko było od początku do końca pod pełną kontrolą.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Piotrze!

Pewnie tak, choć tylko możemy to podejrzewać.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość