Być może klaskaniem mając obrzękłe prawice, znudzony pieśnią prawicowy lud woła o czyny.
Kolejne wyniki sprzedaży tygodników od dłuższego czasu pokazują stały trend spadkowy prasy konserwatywnej i sądzę, że tego zjawiska nie da się wytłumaczyć jedynie dostosowaniem cen do rynkowej rzeczywistości, bądź konkurencją ze strony internetu. Po okresie wzmożenia, gdy prawicowe tytuły takie jak „Do Rzeczy” oraz „wSieci” rzucały wyzwanie „Newsweekowi” czy „Polityce”, a „Gazeta Polska” wyprzedzała „Wprost” nie został nawet ślad. Zmęczenie materiału? Cóż, pozwolę sobie wyłuszczyć moje osobiste powody, które sprawiły, że przestałem kupować „niepokorne” czasopisma już jakiś czas temu, bo podejrzewam, że w swych motywacjach nie jestem odosobniony.
Przede wszystkim istotną rolę odegrało rozmijanie się deklarowanych celów ideowych z codzienną praktyką. Dla „naszych” mediów misja stała się przede wszystkim biznesem. Zaś w biznesie, jak to w biznesie – jest rywalizacja o patriotyczny target sprzedażowy zaostrzająca się dodatkowo wraz z malejącą zasobnością portfeli prawicowych odbiorców. Mogliśmy to zaobserwować chociażby na przykładzie sprawy prof. Kieżuna – i to z obu stron: tej, która go lansowała na anty-Bartoszewskiego wiedząc o jego przeszłości („wSieci”), by za jego pomocą dołożyć konkurencji, jak i tej, która dokonała demaskacji, choć wcześniej, również zdając sobie sprawę z peerelowskich uwikłań profesora, wpuszczała go na swe łamy („Do Rzeczy”). Nie oszukujmy się – spór o historyczny rewizjonizm to było coś o wiele więcej niż walka światopoglądowa.
Z powyższym wiąże się kolejny grzech „naszych” mediów – jest nim arogancja. Ktoś uznał, że można odbiorcom wciskać spreparowany autorytet i że „ciemny lud to kupi”. Na marginesie tej sprawy stwierdziłem, iż od tej pory będę „niepokorne” media czytał niczym „Gazetę Wyborczą” – łapiąc przekaz między wierszami, sprawdzając o czym nas informują i w jakim kontekście, no i przede wszystkim – czego nam nie mówią, bo uznali, że na jakiś fragment wiedzy nie zasługujemy. Innym przejawem arogancji i środowiskowego sekciarstwa była niedawna radość redaktora Skwiecińskiego z kryzysu blogosfery i dziennikarstwa obywatelskiego, co uznał za oznakę powrotu do „normalności” – czyli monopolu informacyjno-opiniotwórczego zawodowych dziennikarzy. Jak działa to w praktyce przekonujemy się obecnie kiedy to po proteście w PKW „niepokorni” żurnaliści informują wyłącznie o procesach swoich dwóch kolegów po fachu, pomijając milczeniem, że zatrzymano ogółem 12 osób, w tym dwoje dziennikarzy obywatelskich – Hannę Dobrowolską z portalu Solidarni2010.pl i Witolda Zielińskiego z Niepoprawnego Radia PL. Jeśli dodamy do tego formułowane postulaty, że należy „marginalizować” niewygodne postaci życia publicznego, do czego niedawno nawoływał Łukasz Warzecha w odniesieniu do Ewy Stankiewicz i Grzegorza Brauna, to otrzymamy prawicową mutację michnikowszczyzny.
Trzecim powodem jest zaangażowanie nie tyle polityczne, ile wręcz partyjne. Polega ono m.in. na deprecjonowaniu wszelkich inicjatyw pojawiających się poza prawicowym mainstreamem i jedynie słuszną siłą opozycyjną. Jeśli czytam, że za Marszem Niepodległości stoi ruska agentura, że każdy kto ma inną ocenę wydarzeń na Ukrainie lub przypomina o Wołyniu staje w jednym szeregu z Putinem, że wejście do PKW odbyło się za sprawą jakiejś rosyjskiej V kolumny i jest realizacją scenariusza destabilizacji Polski, to odnoszę wrażenie jakiegoś upiornego odklejenia od rzeczywistości w służbie partyjnej propagandy. Czasami owa propagandowa aktywność kończy się ponurą groteską, jak moment, gdy naczelny „Gazety Polskiej” Tomasz Sakiewicz został 11 listopada odznaczony w Krakowie przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy. Przepraszam, ale dziennikarz przyjmujący medal od jakiejkolwiek służby specjalnej staje się dla mnie niewiarygodny z definicji.
No i wreszcie grzech ostatni, czyli wtórność. W pewnym momencie przeglądając kolejne publicystyczne wypracowania naszych prawicowych celebrytów nie mogłem się opędzić od wrażenia, że wszystko to już kiedyś czytałem, że obracam się w jakimś dusznym pomieszczeniu wśród tych samych nazwisk i twarzy eksploatujących wciąż te same schematy. Możliwe zresztą, że tu tkwi jedna z przyczyn zniechęcenia czytelników. Być może klaskaniem mając obrzękłe prawice, znudzony pieśnią prawicowy lud woła o czyny. Zamiast tego jednak otrzymuje w kółko ten sam przekaz z tymi samymi oklepanymi motywami, a wszystko to podszyte podjazdowymi wojenkami poszczególnych redakcji. To jak spełniony sen redaktorów Skwiecińskiego i Warzechy – zawodowcy odizolowani w zamkniętym środowisku gdzie każdy zna każdego i wiadomo jaka jest hierarchia dziobania zajmują się pielęgnowaniem własnej wielkości i przeżuwaniem swych intelektualnych wykwitów. W ten sposób otrzymujemy stan idealnej wsobności, możliwe że bardzo odpowiadający prawicowym luminarzom, ale doprawdy nie widzę powodu, by do tego dziennikarskiego dobrostanu dorzucać moje kilka złotych.
Gadający Grzyb
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/
Na podobny temat:
http://blog-n-roll.pl/pl/%C5%9Bmierdz%C4%85ca-sprawa#.VH4wCGfYiGc
http://blog-n-roll.pl/pl/frondelkowa-hiena-roku
http://blog-n-roll.pl/pl/ha%C5%84ba-%E2%80%9Eniepokornych%E2%80%9D#.VIXVWcmNAmw
Artykuł ukazał się w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 49 (05-11.12.2014)
komentarze
Panie Piotrze!
Smutne to!
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 08.12.2014 - 18:57@JM
Owszem, smutne.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 08.12.2014 - 19:38Grzybie
Prawda. Wszystko to są mutacje jednej formuły. Nudne. Dwa tygodnie temu, kupiłem W SIECI do pociągu, więc wiem, co piszę. Równie dobrze mogłem zjeść za te pieniądze bułę z parówką. Podobny efekt.
Dodatkowo nieodparte wrażenie, że autorzy mają nie tylko w d….. czytelnika, ale także temat tekstu. O Sakiewiczu, lepiej niczego nie napiszę.
Jacek Jarecki -- 08.12.2014 - 20:41UPS...
Przecież Ty też piszesz w “niepokornej gazecie”
Jacek Jarecki -- 08.12.2014 - 20:43No właśnie....
przecież Ty też piszesz w “niepokornej gazecie”. Histeria. Jednym słowem.
referent -- 08.12.2014 - 23:40A co do Kieżuna,
mówiąc na marginesie, to zadałem sobie trud przeczytanie tych papierów i nie mam cienia wątpliwości, że donosił. Choć oczywiście chciał podjąć grę z systemem, żeby go ograć, a czasy były trudne itd. Wybitna postać skądinąd i zasłużona, jak mu to kiedyś zbilansują uczciwie, to może wyjdzie na swoje.
referent -- 08.12.2014 - 23:45Panie Referencie!
Przecież nie chodzi o to czy donosił, tylko o to, że wiedząc tym ukrywano to przed opinią publiczną.
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 09.12.2014 - 18:26JM
Niezłe. Poza tym nikt niczego nie ukrywał. Akta IPN do swobodnego wglądu dla każdego, kto uważa się za historyka.
referent -- 09.12.2014 - 23:16@Jacek Jarecki, referent
Z tego co wiem, to “WG” nie definiowała się w ten sposób, poza tym pozbawiona jest większości opisanych tu wad.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 11.12.2014 - 18:42@referent
Chodzi o to, że jego przeszłość była od długiego czasu tajemnicą poliszynela. Wiedzieli historycy, dziennikarze i dopóki dwa tygodniki się nie pożarły ze sobą, wszyscy zgodnie milczeli.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 11.12.2014 - 18:42GG
łusunołem. napisałem szczerze…
referent -- 11.12.2014 - 23:29@referent
A ja już zdążyłem od powiedzieć. OK, też usuwam.
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 11.12.2014 - 23:35GG
Wreszcie coś konstruktywnego wyszło.
referent -- 12.12.2014 - 17:45