@JM
1) Nie, liberalizm nie ma nic wspólnego z tym, co zarzucają sobie politycy. Oni mają na myśli współczesny “neo-liberalizm”, który z liberalizmem klasycznym nie ma nic wspólnego :)
Dlatego należy piętnować używanie słowa liberalizm w odniesieniu do systemu panującego na świecie, w Europie czy w Polsce. Wszechogarniające zniewolenie kryje się za różnymi maskami. Maska „liberalizmu” jast najgorsza, bo jest ona zaprzeczeniem tego co ma symbolizować i przyczynia się do zakłamania języka.
2) No właśnie, rzeczywistość do tej wizji ma się średnio. Możemy co najwyżej mówić o państwach w których wprowadzono pewne elementy liberalizmu.
Myślę, że w tej chwili można co najwyżej mówić o państwach, w których nie udało się usunąć pozostałości liberalizmu.
3) OK, powiem zatem tak: siły używające państwa by szkodzić dobru wspólnemu nie są tu jedynym zagrożeniem.
Wydaje mi się, że jest to podstawowe zagrożenie. Przecież międzynarodowa finansjera nie występuje z otwartą przyłbicą, tylko wykorzystuje państwa do zmuszania ludzi, do akceptowania swoich not bankowych z pokryciem w „słowie honoru” polityków. Gdyby właściciele FED chcieli wprowadzić teraz „pieniądz światowy”, oparty na powietrzu, bez pomocy państw, to sam Pan by ich wyśmiał. A jak musi Pan przyjmować „bilety NBP”, to trudniej jest się śmiać.
4) Toteż ja właśnie dlatego przeciwstawiam współczesny “łże-liberalizm” liberalizmowi klasycznemu opisanemu we wstępie notki!
Tyle, że to co Pan opisuje, to forma socjalistycznego totalitaryzmu, a nie liberalizmu. Nazwy są ważne! Tego liberałowie powinni nauczyć się od socjalistów. Nie po to, by zmieniać rzeczywistość za pomocą gwałcenia języka, ale po to by się takiemu gwałtowi przeciwstawiać.
5) Pełna zgoda – liberalizm jest na “długich wakacjach”
:(
6) No tak – kryzys może nastąpić naturalną koleją rzeczy. Gorzej, jeśli te kryzysy nie występują “same z siebie”, tylko się im pomaga – i to jest jedna z osi książki Song Hongbinga.
Problem polega na tym, że gospodarka i kultura anglosaska funkcjonuje w taki sposób, że krysys musi się co jakiś czas pojawić. Nie trzeba go wywoływać. Wystarczy cierpliwie poczekać i durnie kierujący bankami lokalnymi sami z siebie doprowadzą do przegrzania koniunktury i można zacząć strzyc barany. Po prostu, Pan zakłada zmowę, a ja wiem, że ona jest niepotrzebna, zaś międzynarodową finansjerę podejrzewam prędzej o oportunizm. Jest okazja, to strzyżemy do skóry!
7) Piszę o “łże-liberalizmie” czyli o tworze, który liberalizm jedynie udaje.
Niemniej należy znaleźć nazwę bez części liberalizm.
8) OK, terminu “łże-liberalizm” użyłem, by podkreślić jego fałsz. Nie jest to jednak również “narodowy socjalizm” – mamy do czynienia z tworem globalnym, konstruowanym by realizować interesy ponadnarodowej kliki finansowej.
Przecież twórac narodowego socjalizmu miał takie same ambicje, jak wujek Jo. Obaj chcieli uszczęśliwić świat swoją wersją socjalizmu. W tej chwili idee austryjackiego malarza zdobywają coraz większe poparcie w Europie. Proszę pamiętać, że antysemityzm był narzędziem, a nie celem, więc pozorny brak antysemityzmu w unii brukselskiej jest tylko zmianą taktyki narodowych socjalistów, a nie ich celów: jedno €uro, jedna niemiecka Europa i jedna Merklowa… (za Adolfa słowa były inne, ale cel ten sam).
9) Więc niech będzie “waluta” – nie będę się spierał :)
Jak już pisałem, słowa są ważne. Cieszę się, że dochodzimy do porozumienia.
10) Owszem, psuto kruszczowy pieniądz, dlatego w obiegu powinny być banknoty będące ekwiwalentem realnie istniejących rezerw kruszcowych wedle określonego przelicznika. Albo kruszcowe monety, ale mające z góry ustaloną zawartość proporcji metali. Ciekawostka – w latach 60 w Jemenie (albo Arabii Saudyjskiej, już dokładnie nie pamiętam) funkcjonowały w obiegu bardzo tam cenione złote monety cesarzowej Marii Teresy bite na “licencji” austriackiej – wspomina o tym Gan-Ganowicz w “Kondotierach”.
O ile pamiętam ze szkolnych czasów, któryś z władców francuskich miał zwyczaj płacić monetami cienkimi i lekkimi, a podatki kazał sobie płacić monetami grubymi i ciężkimi. Zawartość kruszcu i nominał jednych i drugich były takie same… Między innymi dlatego uważam kruszec za nienajlepszy ekwiwalent pieniądza. Chyba, że będzie to kruszec według wagi, przy jednolitej próbie. Niemniej też nie zalecam.
Co do NBP – on jest “państwowy” ale zarazem “niezależny” – państwo w państwie. W tym modelu rząd zaciąga długi na “rynkach” emitując obligacje, bo NBP nie ma prawa tych obligacji kupować od rządu bezpośrednio – nie wspominając już o emisji czegoś w stylu lincolnowskich “greenbacków”. Z kolei w USA “prywatny” FED emituje dolary (albo dopisuje sobie liczby w rubryczkach) dopiero po wyemitowaniu przez rząd federalny obligacji opiewających na określoną kwotę, które FED od rządu “kupuje” jako zabezpieczenie emitowanych “dolarów dłużnych”. Stąd obecna zawierucha w USA, bo jeśli Kongres nie zgodzi się na obligacje, to zabraknie tych FED-owskich dolarów na pokrycie wydatków rządu. Sam nie wiem, która patologia jest tu gorsza…
Ja nie piszę, że w naszym systemie nie ma patologii, tylko zwracam uwagę na to, że system jest chory niezależnie od tego, kto jest właścicielem banku centralnego. Na prywaciaża łatwiej napuścić tłuszczę, niemniej upaństwowienie niczego nie zmieni. Temu służyła uwaga o NBP. Trzeba szukać błędów w systemie, a nie pokazywać palcem, a on jest „be”. :)
Na koniec uwaga ogólna. Gdyby Pan wczytał się w moje propozycje dotyczące rozwiązań problemów związanych z kreacją pieniądza, zadłużaniem się władzy i podatkami, to zobaczyłby Pan, że te wszystkie problemy z którymi się boryka świat przestałyby istnieć. Tyle tylko, że politykom rządziłoby się trudniej, bo nie mieliby możliwości fundowania kiełbasy wyborczej na koszt wnuków. Wiem, że mój tekst jest napisany dość trudnym językiem (ci paskudni niewolnicy…), niemniej po wczytaniu się, wiele rzeczy się wyjaśni i wielu dyskusji będziemy mogli uniknąć.
Panie Gadający Grzybie!
@JM
1) Nie, liberalizm nie ma nic wspólnego z tym, co zarzucają sobie politycy. Oni mają na myśli współczesny “neo-liberalizm”, który z liberalizmem klasycznym nie ma nic wspólnego :)
Dlatego należy piętnować używanie słowa liberalizm w odniesieniu do systemu panującego na świecie, w Europie czy w Polsce. Wszechogarniające zniewolenie kryje się za różnymi maskami. Maska „liberalizmu” jast najgorsza, bo jest ona zaprzeczeniem tego co ma symbolizować i przyczynia się do zakłamania języka.
2) No właśnie, rzeczywistość do tej wizji ma się średnio. Możemy co najwyżej mówić o państwach w których wprowadzono pewne elementy liberalizmu.
Myślę, że w tej chwili można co najwyżej mówić o państwach, w których nie udało się usunąć pozostałości liberalizmu.
3) OK, powiem zatem tak: siły używające państwa by szkodzić dobru wspólnemu nie są tu jedynym zagrożeniem.
Wydaje mi się, że jest to podstawowe zagrożenie. Przecież międzynarodowa finansjera nie występuje z otwartą przyłbicą, tylko wykorzystuje państwa do zmuszania ludzi, do akceptowania swoich not bankowych z pokryciem w „słowie honoru” polityków. Gdyby właściciele FED chcieli wprowadzić teraz „pieniądz światowy”, oparty na powietrzu, bez pomocy państw, to sam Pan by ich wyśmiał. A jak musi Pan przyjmować „bilety NBP”, to trudniej jest się śmiać.
4) Toteż ja właśnie dlatego przeciwstawiam współczesny “łże-liberalizm” liberalizmowi klasycznemu opisanemu we wstępie notki!
Tyle, że to co Pan opisuje, to forma socjalistycznego totalitaryzmu, a nie liberalizmu. Nazwy są ważne! Tego liberałowie powinni nauczyć się od socjalistów. Nie po to, by zmieniać rzeczywistość za pomocą gwałcenia języka, ale po to by się takiemu gwałtowi przeciwstawiać.
5) Pełna zgoda – liberalizm jest na “długich wakacjach”
:(
6) No tak – kryzys może nastąpić naturalną koleją rzeczy. Gorzej, jeśli te kryzysy nie występują “same z siebie”, tylko się im pomaga – i to jest jedna z osi książki Song Hongbinga.
Problem polega na tym, że gospodarka i kultura anglosaska funkcjonuje w taki sposób, że krysys musi się co jakiś czas pojawić. Nie trzeba go wywoływać. Wystarczy cierpliwie poczekać i durnie kierujący bankami lokalnymi sami z siebie doprowadzą do przegrzania koniunktury i można zacząć strzyc barany. Po prostu, Pan zakłada zmowę, a ja wiem, że ona jest niepotrzebna, zaś międzynarodową finansjerę podejrzewam prędzej o oportunizm. Jest okazja, to strzyżemy do skóry!
7) Piszę o “łże-liberalizmie” czyli o tworze, który liberalizm jedynie udaje.
Niemniej należy znaleźć nazwę bez części liberalizm.
8) OK, terminu “łże-liberalizm” użyłem, by podkreślić jego fałsz. Nie jest to jednak również “narodowy socjalizm” – mamy do czynienia z tworem globalnym, konstruowanym by realizować interesy ponadnarodowej kliki finansowej.
Przecież twórac narodowego socjalizmu miał takie same ambicje, jak wujek Jo. Obaj chcieli uszczęśliwić świat swoją wersją socjalizmu. W tej chwili idee austryjackiego malarza zdobywają coraz większe poparcie w Europie. Proszę pamiętać, że antysemityzm był narzędziem, a nie celem, więc pozorny brak antysemityzmu w unii brukselskiej jest tylko zmianą taktyki narodowych socjalistów, a nie ich celów: jedno €uro, jedna niemiecka Europa i jedna Merklowa… (za Adolfa słowa były inne, ale cel ten sam).
9) Więc niech będzie “waluta” – nie będę się spierał :)
Jak już pisałem, słowa są ważne. Cieszę się, że dochodzimy do porozumienia.
10) Owszem, psuto kruszczowy pieniądz, dlatego w obiegu powinny być banknoty będące ekwiwalentem realnie istniejących rezerw kruszcowych wedle określonego przelicznika. Albo kruszcowe monety, ale mające z góry ustaloną zawartość proporcji metali. Ciekawostka – w latach 60 w Jemenie (albo Arabii Saudyjskiej, już dokładnie nie pamiętam) funkcjonowały w obiegu bardzo tam cenione złote monety cesarzowej Marii Teresy bite na “licencji” austriackiej – wspomina o tym Gan-Ganowicz w “Kondotierach”.
O ile pamiętam ze szkolnych czasów, któryś z władców francuskich miał zwyczaj płacić monetami cienkimi i lekkimi, a podatki kazał sobie płacić monetami grubymi i ciężkimi. Zawartość kruszcu i nominał jednych i drugich były takie same… Między innymi dlatego uważam kruszec za nienajlepszy ekwiwalent pieniądza. Chyba, że będzie to kruszec według wagi, przy jednolitej próbie. Niemniej też nie zalecam.
Co do NBP – on jest “państwowy” ale zarazem “niezależny” – państwo w państwie. W tym modelu rząd zaciąga długi na “rynkach” emitując obligacje, bo NBP nie ma prawa tych obligacji kupować od rządu bezpośrednio – nie wspominając już o emisji czegoś w stylu lincolnowskich “greenbacków”. Z kolei w USA “prywatny” FED emituje dolary (albo dopisuje sobie liczby w rubryczkach) dopiero po wyemitowaniu przez rząd federalny obligacji opiewających na określoną kwotę, które FED od rządu “kupuje” jako zabezpieczenie emitowanych “dolarów dłużnych”. Stąd obecna zawierucha w USA, bo jeśli Kongres nie zgodzi się na obligacje, to zabraknie tych FED-owskich dolarów na pokrycie wydatków rządu. Sam nie wiem, która patologia jest tu gorsza…
Ja nie piszę, że w naszym systemie nie ma patologii, tylko zwracam uwagę na to, że system jest chory niezależnie od tego, kto jest właścicielem banku centralnego. Na prywaciaża łatwiej napuścić tłuszczę, niemniej upaństwowienie niczego nie zmieni. Temu służyła uwaga o NBP. Trzeba szukać błędów w systemie, a nie pokazywać palcem, a on jest „be”. :)
Na koniec uwaga ogólna. Gdyby Pan wczytał się w moje propozycje dotyczące rozwiązań problemów związanych z kreacją pieniądza, zadłużaniem się władzy i podatkami, to zobaczyłby Pan, że te wszystkie problemy z którymi się boryka świat przestałyby istnieć. Tyle tylko, że politykom rządziłoby się trudniej, bo nie mieliby możliwości fundowania kiełbasy wyborczej na koszt wnuków. Wiem, że mój tekst jest napisany dość trudnym językiem (ci paskudni niewolnicy…), niemniej po wczytaniu się, wiele rzeczy się wyjaśni i wielu dyskusji będziemy mogli uniknąć.
Pozdrawiam
Myślenie nie boli! (Chyba, że…)
Jerzy Maciejowski -- 18.10.2013 - 12:37