1) Nie, liberalizm nie ma nic wspólnego z tym, co zarzucają sobie politycy. Oni mają na myśli współczesny “neo-liberalizm”, który z liberalizmem klasycznym nie ma nic wspólnego :)
2) No właśnie, rzeczywistość do tej wizji ma się średnio. Możemy co najwyżej mówić o państwach w których wprowadzono pewne elementy liberalizmu.
3) OK, powiem zatem tak: siły używające państwa by szkodzić dobru wspólnemu nie są tu jedynym zagrożeniem.
4) Toteż ja właśnie dlatego przeciwstawiam współczesny “łże-liberalizm” liberalizmowi klasycznemu opisanemu we wstępie notki!
5) Pełna zgoda – liberalizm jest na “długich wakacjach”
6) No tak – kryzys może nastąpić naturalną koleją rzeczy. Gorzej, jeśli te kryzysy nie występują “same z siebie”, tylko się im pomaga – i to jest jedna z osi książki Song Hongbinga.
7) Piszę o “łże-liberalizmie” czyli o tworze, który liberalizm jedynie udaje.
8) OK, terminu “łże-liberalizm” użyłem, by podkreślić jego fałsz. Nie jest to jednak również “narodowy socjalizm” – mamy do czynienia z tworem globalnym, konstruowanym by realizować interesy ponadnarodowej kliki finansowej.
9) Więc niech będzie “waluta” – nie będę się spierał :)
10) Owszem, psuto kruszczowy pieniądz, dlatego w obiegu powinny być banknoty będące ekwiwalentem realnie istniejących rezerw kruszcowych wedle określonego przelicznika. Albo kruszcowe monety, ale mające z góry ustaloną zawartość proporcji metali. Ciekawostka – w latach 60 w Jemenie (albo Arabii Saudyjskiej, już dokładnie nie pamiętam) funkcjonowały w obiegu bardzo tam cenione złote monety cesarzowej Marii Teresy bite na “licencji” austriackiej – wspomina o tym Gan-Ganowicz w “Kondotierach”.
Co do NBP – on jest “państwowy” ale zarazem “niezależny” – państwo w państwie. W tym modelu rząd zaciąga długi na “rynkach” emitując obligacje, bo NBP nie ma prawa tych obligacji kupować od rządu bezpośrednio – nie wspominając już o emisji czegoś w stylu lincolnowskich “greenbacków”. Z kolei w USA “prywatny” FED emituje dolary (albo dopisuje sobie liczby w rubryczkach) dopiero po wyemitowaniu przez rząd federalny obligacji opiewających na określoną kwotę, które FED od rządu “kupuje” jako zabezpieczenie emitowanych “dolarów dłużnych”. Stąd obecna zawierucha w USA, bo jeśli Kongres nie zgodzi się na obligacje, to zabraknie tych FED-owskich dolarów na pokrycie wydatków rządu. Sam nie wiem, która patologia jest tu gorsza…
@JM
1) Nie, liberalizm nie ma nic wspólnego z tym, co zarzucają sobie politycy. Oni mają na myśli współczesny “neo-liberalizm”, który z liberalizmem klasycznym nie ma nic wspólnego :)
2) No właśnie, rzeczywistość do tej wizji ma się średnio. Możemy co najwyżej mówić o państwach w których wprowadzono pewne elementy liberalizmu.
3) OK, powiem zatem tak: siły używające państwa by szkodzić dobru wspólnemu nie są tu jedynym zagrożeniem.
4) Toteż ja właśnie dlatego przeciwstawiam współczesny “łże-liberalizm” liberalizmowi klasycznemu opisanemu we wstępie notki!
5) Pełna zgoda – liberalizm jest na “długich wakacjach”
6) No tak – kryzys może nastąpić naturalną koleją rzeczy. Gorzej, jeśli te kryzysy nie występują “same z siebie”, tylko się im pomaga – i to jest jedna z osi książki Song Hongbinga.
7) Piszę o “łże-liberalizmie” czyli o tworze, który liberalizm jedynie udaje.
8) OK, terminu “łże-liberalizm” użyłem, by podkreślić jego fałsz. Nie jest to jednak również “narodowy socjalizm” – mamy do czynienia z tworem globalnym, konstruowanym by realizować interesy ponadnarodowej kliki finansowej.
9) Więc niech będzie “waluta” – nie będę się spierał :)
10) Owszem, psuto kruszczowy pieniądz, dlatego w obiegu powinny być banknoty będące ekwiwalentem realnie istniejących rezerw kruszcowych wedle określonego przelicznika. Albo kruszcowe monety, ale mające z góry ustaloną zawartość proporcji metali. Ciekawostka – w latach 60 w Jemenie (albo Arabii Saudyjskiej, już dokładnie nie pamiętam) funkcjonowały w obiegu bardzo tam cenione złote monety cesarzowej Marii Teresy bite na “licencji” austriackiej – wspomina o tym Gan-Ganowicz w “Kondotierach”.
Co do NBP – on jest “państwowy” ale zarazem “niezależny” – państwo w państwie. W tym modelu rząd zaciąga długi na “rynkach” emitując obligacje, bo NBP nie ma prawa tych obligacji kupować od rządu bezpośrednio – nie wspominając już o emisji czegoś w stylu lincolnowskich “greenbacków”. Z kolei w USA “prywatny” FED emituje dolary (albo dopisuje sobie liczby w rubryczkach) dopiero po wyemitowaniu przez rząd federalny obligacji opiewających na określoną kwotę, które FED od rządu “kupuje” jako zabezpieczenie emitowanych “dolarów dłużnych”. Stąd obecna zawierucha w USA, bo jeśli Kongres nie zgodzi się na obligacje, to zabraknie tych FED-owskich dolarów na pokrycie wydatków rządu. Sam nie wiem, która patologia jest tu gorsza…
pozdrawiam
Gadający Grzyb
Gadający Grzyb -- 17.10.2013 - 21:52