wstyd się przyznać, ale też jestem czytelnikiem GW.
Coraz bardziej sporadycznym. Ale jednak…
Na akcję Madonna się jeszcze załapałem;
ta rosnąca, stymulowana z dnia na dzień niepewność i groza. Cymes i gewałt!:)
Kreowanie zagrożenia, jest zupełnie zrozumiałe, bo nagle mogłoby się okazać, że ten cały garnizon jest już nikomu niepotrzebny.
Zupełnie jak u Dino Buzattiego.
Absurdalna codzienna kanonada propagandowa;
czy to petycją rady parafialnej z pod Wałcza, czy modlitwą w intencji porażenia prądem bezbożnej artystki, w kościele pod wezwaniem św.Judy w Lęborku.
Tworzenie klimatu oblężonej twierdzy z hufcami okrutnych barbarzyńców wokół.
Już...już... wdzierających się na mury.:)
Kreuje się zagrożenie, mobilizuje dobrych ludzi spod Lublina i Warszawiaków z Wrocławia, by następnie triumfalnie odtrąbić wiktorię w bitwie której nie było.:)
Życie agorowe stanowczo zdystansowało literaturę.:)
Zresztą tę metodę opisywałem już dawno w niezbędniku nieszczęsnego współczesnego inteligenta.:)
Aaa… dziękuje za zdjęcie. To u Ciebie.
Same znajome buźki, ratujących BUW, z najpiękniejszym biustem wydziału na czele.:)
Pewnie nie bardzo wiesz o czym piszę, więc wyjaśniam:
Uniwersytecki NZS podjął kiedyś akcję ratowania biblioteki przed zadeptaniem.
Mój przyjaciel całe to dęte przedsięwzięcie skomentował sarkastycznie; ratujecie bibliotekę, powstrzymując się od korzystania z niej. Pięknie…to rozumiem!:)
Za co okrzyknięty został komuchem.:)
No, ale on był typem dość specyficznym – tak specyficznym, że dziś jest profesorem uniwersyteckim.:)
Merlocie,
wstyd się przyznać, ale też jestem czytelnikiem GW.
Coraz bardziej sporadycznym. Ale jednak…
Na akcję Madonna się jeszcze załapałem;
ta rosnąca, stymulowana z dnia na dzień niepewność i groza. Cymes i gewałt!:)
Kreowanie zagrożenia, jest zupełnie zrozumiałe, bo nagle mogłoby się okazać, że ten cały garnizon jest już nikomu niepotrzebny.
Zupełnie jak u Dino Buzattiego.
Absurdalna codzienna kanonada propagandowa;
czy to petycją rady parafialnej z pod Wałcza, czy modlitwą w intencji porażenia prądem bezbożnej artystki, w kościele pod wezwaniem św.Judy w Lęborku.
Tworzenie klimatu oblężonej twierdzy z hufcami okrutnych barbarzyńców wokół.
Już...już... wdzierających się na mury.:)
Kreuje się zagrożenie, mobilizuje dobrych ludzi spod Lublina i Warszawiaków z Wrocławia, by następnie triumfalnie odtrąbić wiktorię w bitwie której nie było.:)
Życie agorowe stanowczo zdystansowało literaturę.:)
Zresztą tę metodę opisywałem już dawno w niezbędniku nieszczęsnego współczesnego inteligenta.:)
Aaa… dziękuje za zdjęcie. To u Ciebie.
Same znajome buźki, ratujących BUW, z najpiękniejszym biustem wydziału na czele.:)
Pewnie nie bardzo wiesz o czym piszę, więc wyjaśniam:
Uniwersytecki NZS podjął kiedyś akcję ratowania biblioteki przed zadeptaniem.
Mój przyjaciel całe to dęte przedsięwzięcie skomentował sarkastycznie; ratujecie bibliotekę, powstrzymując się od korzystania z niej. Pięknie…to rozumiem!:)
Za co okrzyknięty został komuchem.:)
No, ale on był typem dość specyficznym – tak specyficznym, że dziś jest profesorem uniwersyteckim.:)
Pozdrawiam serdecznie
yassa -- 20.09.2009 - 18:37