Witam na blogu. Całkowicie podzielam Pana opinię. Kraj, który sam się nie szanuje, tym bardziej nie jest szanowany przez innych.
Polska polityka wschodnia opiera się na koncepcji Giedroycia utrzymania państw buforowych między Polską a Rosją – w zasadzie słusznej. W praktyce sprowadza się ona jednak do chuchania i dmuchania na tych tamtejszych polityków, którzy przejawiają jakiekolwiek prozachodnie zachowania oraz tolerowania ich wybryków.
Naszym politykom wydaje się, że jeśli poddamy pod dyskusję jakąkolwiek sporną kwestię, to ci nasi sąsiedzi się obrażą i rzucą w objęcia Moskwy, co oczywiście jest absurdem.
Dowód, właściwie symbol, mieliśmy przy okazji prezydenckiej gali. Oto Juszczenko, któremu prez. Kaczyński nieba przychyla, raczył “wybyć” razem z kanclerz Merkel. Ostatnio Saakaszwili wykorzystał Kaczyńskiego jako “żywą tarczę” i oczywiście wszystko jest w porządku. Tak to jest, kiedy ktoś się sprzedaje “za wszelką cenę”. Znaczy za darmo.
Tymczasem polscy politycy powinni sobie uświadomić, że – jakkolwiek nam zależy na przetrwaniu tych krajów buforowych – to tym bardziej zależy na tym prozachodnim politykom tych krajów. Oni są w gorszym położeniu niż nasze, a więc bardziej im zależy na naszym poparciu niż nam na ich sympatii!
Tu jedną rzecz chcę wyjaśnić – nie chodzi mi o traktowanie pamięci “Wołynia” jak towaru: “poprzemy was, ale rozliczcie się z Wołynia”. Chodzi mi o to, żeby nie uważać “Wołynia” (piszę w cudzysłowie, bo nie tylko o jedną krainę geograficzną tu chodzi) jako sprawę, która staje na zawadzie i może coś popsuć.
Jeśli już, to może odsłonić pewne rzeczy, czego przykładem tekst Huka.
Ziggi
Witam na blogu. Całkowicie podzielam Pana opinię. Kraj, który sam się nie szanuje, tym bardziej nie jest szanowany przez innych.
Dymitr Bagiński -- 27.11.2008 - 20:59Polska polityka wschodnia opiera się na koncepcji Giedroycia utrzymania państw buforowych między Polską a Rosją – w zasadzie słusznej. W praktyce sprowadza się ona jednak do chuchania i dmuchania na tych tamtejszych polityków, którzy przejawiają jakiekolwiek prozachodnie zachowania oraz tolerowania ich wybryków.
Naszym politykom wydaje się, że jeśli poddamy pod dyskusję jakąkolwiek sporną kwestię, to ci nasi sąsiedzi się obrażą i rzucą w objęcia Moskwy, co oczywiście jest absurdem.
Dowód, właściwie symbol, mieliśmy przy okazji prezydenckiej gali. Oto Juszczenko, któremu prez. Kaczyński nieba przychyla, raczył “wybyć” razem z kanclerz Merkel. Ostatnio Saakaszwili wykorzystał Kaczyńskiego jako “żywą tarczę” i oczywiście wszystko jest w porządku. Tak to jest, kiedy ktoś się sprzedaje “za wszelką cenę”. Znaczy za darmo.
Tymczasem polscy politycy powinni sobie uświadomić, że – jakkolwiek nam zależy na przetrwaniu tych krajów buforowych – to tym bardziej zależy na tym prozachodnim politykom tych krajów. Oni są w gorszym położeniu niż nasze, a więc bardziej im zależy na naszym poparciu niż nam na ich sympatii!
Tu jedną rzecz chcę wyjaśnić – nie chodzi mi o traktowanie pamięci “Wołynia” jak towaru: “poprzemy was, ale rozliczcie się z Wołynia”. Chodzi mi o to, żeby nie uważać “Wołynia” (piszę w cudzysłowie, bo nie tylko o jedną krainę geograficzną tu chodzi) jako sprawę, która staje na zawadzie i może coś popsuć.
Jeśli już, to może odsłonić pewne rzeczy, czego przykładem tekst Huka.