systemu edukacji, w którym zamiast nauki próbuje zagnieździć się szeroko rozumiany system “pogaduszek”, nie opartych na znajomości tematu i nie wykraczających poza wiedzę potoczną. W szystko podobno dlategoi, że podobno erudycyjna wiedza już nie w cenie (czyżby???), że to wszystko za trudne dla dzisiejszego ucznia (a kiedyś za trudne nie było!), że potrzebna teraz bardziej rozwijać komunikację niż wiedzę przedmiotową, tak jakby samo gadanie o niczym było coś warte.
Błędna diagnoza. Zmiany zmierzają ku temu aby uczeń potrafił analizować, korzystać z informacji, umieć je znaleźć i odpowiednio “obrobić” Dlatego odchodzi się od prymitywnego modelu “zakuć, zdać i zapomnieć” który wymagał erudycyjnej wiedzy. Chodzi tez o zmianę metod. Zamiast wykładu więcej metod aktywizujących. Problem w tym, że w dużej mierze te rozwiązania są pisane na wodzie. Każdy niby wie, ze tak trzeba, ale raz nie ma ku temu zbytnich warunków (przepełnione klasy, braki w zapleczu) dwa sami nauczyciele nie są do tego przygotowani (wykształcenie, ale wina bardziej w uczelniach niż w samych nauczycielach).
Nie wiem natomiast jak Pan mógł wywnioskować z tez autora, że zależy mu na jeszcze większej specjalizacji, skoro on sam narzeka własnie na upychanie zbyt wielu elementów wiedzy specjalistycznej w programach szkolnych?
Problem jest w tym, że młodzieniec o zacięciu informatycznym musi opanować cumulusy, budowę serca krokodyla, poznać twórczość Goethego i wymienić reformy Sejmu Niemego.
on powinien miec wiedzę ogólną, że coś takiego jest oraz nabyć umiejętność wyszukania niezbędnych mu informacji. Zapamiętanie tych wszystkich informacji nie wzbogaci jego umiejętności w pasji, którą chce rozwijać
Zdaje się, że nie rozumie Pan po prostu idei szkoły powszechnej, która …nade wszystko – kształtować podstawy niezbędnej spójności społecznej poprzez wprasowanie uczniów w jednolitą matrycę (formację) cywilizacyjno-kulturową. Temu zadaniu przeciętny ojciec zazwyczaj nie podoła, no chyba że jest niebagatelnym erudytą.
Sprzeciwiam się tej matrycy, bo traktuję jednostkę jako indywidualność. Taki model szkoły powszechnej ta indywidualność zabija i sprowadza do szaraka. Wygodne dla totalnej władzy.
Prosżę Pana, nie jest rolą szkoły ogólnej przysposobienie zawodowe. Od tego są szkoły zawodowe. Na rozwijanie umięjętności spawacza na poziomie uniwersyteckim jeszcze jakoś na szczęście nikt nie wpadł. Jeśli wydaje się Panu, że szkoła ogólna ma zapewniać tzw. profilowanie we wszystkich możliwych kierunkach, to się dziwię, bo nie tędy droga do dobrej edukacji.
Zgoda. Niechże jednak ta szkoła ogólna zakończy się na poziomie podstawowym. potem rodzice wraz z dzieckiem niech kreują dalszy rozwój dziecka. Tymczasem mnożą się szkoły ogólne po, które wypluwają młodych ludzi znających się na wszystkim i na niczym z naciskiem na to ostatnie.
Umiejętności logicznego myślenia w świecie abstrakcyjnych idei nie rozwiną gry i prezentacje multimedialne, lecz żmudne czytanie książek, gdzie nieraz po wielokroć trzeba wracać do co trudniejszych momentów.
Oryginalna teza.
I nie oznacza to, że programy trzeba napakować po brzegi wiedzą szczegółową i przeglądem najnowszych odkryć, lecz wręcz przeciwnie – należy z żelazną konsekwencją dać dzieciakom dobre podstawy na temat kilku zaledwie przedmiotów, gdyż nie o wielki bagaż wiedzy chodzi, lecz o zrozumienie i akceptację metody naukowej.
To jednak wnioski mamy podobne. Dawno temu pisałem, ze mozna zaczerpnać z wzorów amerykańskich, gdzie są przedmioty obowiązkowe (np język polski z elementami historii, matematyka i język obcy) oraz szeroka paleta przedmiotów do wyboru przez ucznia.
Szkoła ogólna musi przestać starać się uczniów uszczęśliwiać. Ma zapewniać możliwość uczenia się na dobrym poziomie. Jeśli ktoś temu nie może sprostać – może kontynuować naukę (szczegółową) w szkole zawodowej. Nie każdy musi być studentem.
Zapewniam, że nauczyciele też tego chcą, ale w tej chwili sa spętani polityczną poprawnością narzuconą przez władzę i media.
powolutku
systemu edukacji, w którym zamiast nauki próbuje zagnieździć się szeroko rozumiany system “pogaduszek”, nie opartych na znajomości tematu i nie wykraczających poza wiedzę potoczną. W szystko podobno dlategoi, że podobno erudycyjna wiedza już nie w cenie (czyżby???), że to wszystko za trudne dla dzisiejszego ucznia (a kiedyś za trudne nie było!), że potrzebna teraz bardziej rozwijać komunikację niż wiedzę przedmiotową, tak jakby samo gadanie o niczym było coś warte.
Błędna diagnoza. Zmiany zmierzają ku temu aby uczeń potrafił analizować, korzystać z informacji, umieć je znaleźć i odpowiednio “obrobić” Dlatego odchodzi się od prymitywnego modelu “zakuć, zdać i zapomnieć” który wymagał erudycyjnej wiedzy. Chodzi tez o zmianę metod. Zamiast wykładu więcej metod aktywizujących. Problem w tym, że w dużej mierze te rozwiązania są pisane na wodzie. Każdy niby wie, ze tak trzeba, ale raz nie ma ku temu zbytnich warunków (przepełnione klasy, braki w zapleczu) dwa sami nauczyciele nie są do tego przygotowani (wykształcenie, ale wina bardziej w uczelniach niż w samych nauczycielach).
Nie wiem natomiast jak Pan mógł wywnioskować z tez autora, że zależy mu na jeszcze większej specjalizacji, skoro on sam narzeka własnie na upychanie zbyt wielu elementów wiedzy specjalistycznej w programach szkolnych?
Problem jest w tym, że młodzieniec o zacięciu informatycznym musi opanować cumulusy, budowę serca krokodyla, poznać twórczość Goethego i wymienić reformy Sejmu Niemego.
on powinien miec wiedzę ogólną, że coś takiego jest oraz nabyć umiejętność wyszukania niezbędnych mu informacji. Zapamiętanie tych wszystkich informacji nie wzbogaci jego umiejętności w pasji, którą chce rozwijać
Zdaje się, że nie rozumie Pan po prostu idei szkoły powszechnej, która …nade wszystko – kształtować podstawy niezbędnej spójności społecznej poprzez wprasowanie uczniów w jednolitą matrycę (formację) cywilizacyjno-kulturową. Temu zadaniu przeciętny ojciec zazwyczaj nie podoła, no chyba że jest niebagatelnym erudytą.
Sprzeciwiam się tej matrycy, bo traktuję jednostkę jako indywidualność. Taki model szkoły powszechnej ta indywidualność zabija i sprowadza do szaraka. Wygodne dla totalnej władzy.
Prosżę Pana, nie jest rolą szkoły ogólnej przysposobienie zawodowe. Od tego są szkoły zawodowe. Na rozwijanie umięjętności spawacza na poziomie uniwersyteckim jeszcze jakoś na szczęście nikt nie wpadł. Jeśli wydaje się Panu, że szkoła ogólna ma zapewniać tzw. profilowanie we wszystkich możliwych kierunkach, to się dziwię, bo nie tędy droga do dobrej edukacji.
Zgoda. Niechże jednak ta szkoła ogólna zakończy się na poziomie podstawowym. potem rodzice wraz z dzieckiem niech kreują dalszy rozwój dziecka. Tymczasem mnożą się szkoły ogólne po, które wypluwają młodych ludzi znających się na wszystkim i na niczym z naciskiem na to ostatnie.
Umiejętności logicznego myślenia w świecie abstrakcyjnych idei nie rozwiną gry i prezentacje multimedialne, lecz żmudne czytanie książek, gdzie nieraz po wielokroć trzeba wracać do co trudniejszych momentów.
Oryginalna teza.
I nie oznacza to, że programy trzeba napakować po brzegi wiedzą szczegółową i przeglądem najnowszych odkryć, lecz wręcz przeciwnie – należy z żelazną konsekwencją dać dzieciakom dobre podstawy na temat kilku zaledwie przedmiotów, gdyż nie o wielki bagaż wiedzy chodzi, lecz o zrozumienie i akceptację metody naukowej.
To jednak wnioski mamy podobne. Dawno temu pisałem, ze mozna zaczerpnać z wzorów amerykańskich, gdzie są przedmioty obowiązkowe (np język polski z elementami historii, matematyka i język obcy) oraz szeroka paleta przedmiotów do wyboru przez ucznia.
Szkoła ogólna musi przestać starać się uczniów uszczęśliwiać. Ma zapewniać możliwość uczenia się na dobrym poziomie. Jeśli ktoś temu nie może sprostać – może kontynuować naukę (szczegółową) w szkole zawodowej. Nie każdy musi być studentem.
Zapewniam, że nauczyciele też tego chcą, ale w tej chwili sa spętani polityczną poprawnością narzuconą przez władzę i media.
sajonara -- 02.07.2008 - 20:44