@Sajonara

@Sajonara

Mój komentarz do artykułu Mazura z zaznaczonymi przez Pana passusami wynika z mojego rozumienia i wiedzy o konsekwencjach rozluźnienia systemu edukacji, w którym zamiast nauki próbuje zagnieździć się szeroko rozumiany system “pogaduszek”, nie opartych na znajomości tematu i nie wykraczających poza wiedzę potoczną. W szystko podobno dlategoi, że podobno erudycyjna wiedza już nie w cenie (czyżby???), że to wszystko za trudne dla dzisiejszego ucznia (a kiedyś za trudne nie było!), że potrzebna teraz bardziej rozwijać komunikację niż wiedzę przedmiotową, tak jakby samo gadanie o niczym było coś warte.

Nie wiem natomiast jak Pan mógł wywnioskować z tez autora, że zależy mu na jeszcze większej specjalizacji, skoro on sam narzeka własnie na upychanie zbyt wielu elementów wiedzy specjalistycznej w programach szkolnych?

Pozwolę sobie też zauważyć, że wspomniany przez pana ojciec w Rakszawie wcale nie musi być mądry, nie mówiąc nawet, że mądrzejszy od urzędnika w Warszawie. Zdaje się, że nie rozumie Pan po prostu idei szkoły powszechnej, która nie polega na tym, że każdy uczy się tego, co jego rodzic uważa za tego warte, lecz właśnie na nauce uzgodnionego konsensu wiedzy i umiejętności, które mają zagwarantować możliwość podjęcia pracy lub dalszej edukacji, lecz nade wszystko – kształtować podstawy niezbędnej spójności społecznej poprzez wprasowanie uczniów w jednolitą matrycę (formację) cywilizacyjno-kulturową. Temu zadaniu przeciętny ojciec zazwyczaj nie podoła, no chyba że jest niebagatelnym erudytą.

Taki model szkolnictwa funkcjonował z powodzeniem przez blisko 1200 lat jako tzw. Trivium i Quadrivium i spełniał dość dobrze swoją rolę aż w Oświeceniu został rozszerzony o naukę o języku narodowym a później zestaw nauk przyrodniczych zwanych powszechnie Naukami o Ziemi, obejmującymi elementy geografii, geologii i nauk inżynierskich oraz astronomii. Później dodano elementy chemii i biologii, co zaczęło już czynić szkołę powszechną dość niestrawną. Wszystkie dodatkowe przedmioty to już zupełna współczesność.

Prosżę Pana, nie jest rolą szkoły ogólnej przysposobienie zawodowe. Od tego są szkoły zawodowe. Na rozwijanie umięjętności spawacza na poziomie uniwersyteckim jeszcze jakoś na szczęście nikt nie wpadł. Jeśli wydaje się Panu, że szkoła ogólna ma zapewniać tzw. profilowanie we wszystkich możliwych kierunkach, to się dziwię, bo nie tędy droga do dobrej edukacji.

Obniżaniu poziomu szkół na skutek presji lewackiego myślenia o powszechnej szczęśliwości próbują zresztą przeciwdziałać sami rodzice, którzy posyłają swoje dzieci do tych “lepszych” szkół, gdzie jeszcze się czegoś uczy a nie tylko prowadzi z dziećmi pogaduszki. Oczywiście, tę zdrową reakcję natychmiast zauważyli lewacy i piętnują ją jako segregację. Tymczasem rodzice wiedzą swoje – dobre wykształcenie odbiera się tam, gdzie nauka przychodzi z mozołem, bo nauka wcale nie jest taka znowu łatwa. Umiejętności logicznego myślenia w świecie abstrakcyjnych idei nie rozwiną gry i prezentacje multimedialne, lecz żmudne czytanie książek, gdzie nieraz po wielokroć trzeba wracać do co trudniejszych momentów.

I nie oznacza to, że programy trzeba napakować po brzegi wiedzą szczegółową i przeglądem najnowszych odkryć, lecz wręcz przeciwnie – należy z żelazną konsekwencją dać dzieciakom dobre podstawy na temat kilku zaledwie przedmiotów, gdyż nie o wielki bagaż wiedzy chodzi, lecz o zrozumienie i akceptację metody naukowej. W zakresie wiedzy przedmiotowej powinno się kontynuować myśl Kasjodora, gdyż wiedza o źródłach naszej kultury jest kluczowa dla zrozumienia wspólczesności a i przyjemność obcowania z kulturą nowoczesną jest zupełnie inna, kiedy potrafi się odczytać jej dyskurs z dorobkiem klasyków.

Szkoła ogólna musi przestać starać się uczniów uszczęśliwiać. Ma zapewniać możliwość uczenia się na dobrym poziomie. Jeśli ktoś temu nie może sprostać – może kontynuować naukę (szczegółową) w szkole zawodowej. Nie każdy musi być studentem.


Psucie edukacji By: Ziggi (5 komentarzy) 2 lipiec, 2008 - 13:56