Herbert Spencer, twórca teorii organicznej poczynił śmiałe założenie, że państwo jest organizmem, i jego wewnętrzna budowa i procesy jakie tam zachodzą, mają pewne odpowiedniki w przyrodzie. Jeżeli przyjmiemy, że tak jest, to i na zewnątrz artykułuje swoje żądania i potrzeby właściwe dla jednorodnego bytu.
Przynajmniej tak być powinno. Przez ostanie kilka lat ten głos był stanowczy, chociaż treści nieraz kontrowersyjne. To było jednak zrozumiałe i czytelne.
Personifikowanie Państwa ma długą tradycję.
Theodore Roosevelt (ur. 27 października 1858 w Nowym Jorku, zm. 6 stycznia 1919 w Oyster Bay), znany był ze swoich bon motów, dobrze oddających jego widzenie polityki. Trzeba przyznać, że jego rozwinięcie słynnego „Kija i marchewki” Monroe’a, jest doskonałym przedstawieniem sposobu porozumiewania się w dyplomacji :
„W polityce (…) należy przemawiać łagodnie, trzymając za plecami tęgi kij. Jeżeli mamy w garści lichą gałązkę, starajmy się na rozmówcy wywrzeć wrażenie, że w istocie trzymamy tam coś innego. Arogancja i agresywny brak grzeczności to broń pyszałków i głupców”
Ostatnie dwa lata mogłyby być w najnowszej historii dyplomacji naszego kraju, potwierdzeniem drugiej części tego trafnego cytatu. Ale były to wypowiedzi konkretne. Albo konkretny był ich brak. W chwili obecnej, w sporze kompetencyjnym dwóch ośrodków władzy specyficzny dwugłos w polityce zagranicznej państwa zdaje się przeczyć teorii organicznej Spencera, albo co gorsza, możemy mieć do czynienia z przypadkiem szczególnym. I nie jest tak bardzo istotne, co leży u podłoża tego sporu. Ważny jest odbiór tej mamrotaniny przez spersonifikowanych odbiorców na świecie. Ci chcieliby usłyszeć spójny wywód, czy jednoznaczną opinię. A Panowie Prezydent i Premier, i ministrowie, w sprawach o kluczowym znaczeniu dla polityki europejskiej z zapałem sobie nawzajem zaprzeczają.
Jeżeli sięgamy do klasyków, aby łatwiej opisać rzeczywistość, to szybko odkryjemy, że T.Roosevelt , chociaż przewidział różne warianty zachowań i sposobów komunikacji, to jednak nie przewidział takiej sytuacji, w której to jeden z rozmówców będzie schizofrenikiem!
Na schorzenia wewnętrzne są różne lekarstwa, cuda działają też mechanizmy samoregulacji.
Ale w przypadku takiej dewiacji?
Przecież przedmiotowe rozdwojenie może wyzwolić mechanizm autodestrukcji!
Czy Polska, jako symboliczny byt organiczny nie będzie w końcu brana w społeczeństwie Narodów za dyżurnego wariata, jak to już bywało w Europie, chociażby w czasie „saskich ostatków”?
Opamiętajcie się Panowie! Jeszcze wciąż z dużego „P”.