Wszystkie stolice upadłych imperiów są w jakiś sposób podobne do siebie. Wiedeń – stolica mocarstwa Habsburgów, nad którym kiedyś nie zachodziło słońce – nie jest pod tym względem wyjątkiem. Dziś w znacznej mierze żyje ona z turystyki, opowiadania o przeszłości i z pokazywania dowodów swojej dawnej świetności. Pomijając znane budowle, muzea i wszelkie inne warte zobaczenia obiekty, warto moim zdaniem poznać kilka jeszcze innych wielce pouczających spraw i problemów tego wielkiego miasta, o których znane przewodniki zaledwie tylko wspominają. Należy do nich przede wszystkim znajdująca się w centrum spalarnia śmieci, pokrywająca blisko 40% zapotrzebowania aglomeracji na ciepło. Zaprojektowana przez znanego z oryginalnych poglądów artystę Hundertwassera wyróżnia się ogromną złotą kulą umieszczoną w połowie wysokości komina, niekonwencjonalnymi kształtami, a nawet rosnącymi na niższym jej dachu drzewami i krzewami wśród zielonej trawy. Spalarnia uzyskuje parametry dziesięciokrotnie niższe od wymaganych przez normy techniczne. Żadnych podejrzanych zapachów, dymów i zawiesin w otaczającym ją powietrzu po prostu nie ma. Z miejskich rozwiązań komunikacyjnych na uwagę zasługują linie metra poprowadzone nadbrzeżem Dunaju omijające wszelkie przeszkody związane z istniejącą infrastrukturą komunikacyjno – budowlaną. Tam gdzie jest to możliwe, a szczególnie w centrum miasta linie tramwajowe prowadzone są tuż przy chodnikach dla pieszych, co znacznie zwiększa bezpieczeństwo, gdyż nie muszą oni przechodzić do tramwaju przez ruchliwą jezdnię.
Woda z lodowca
Każdego przybysza dziwi doskonała jakość wody, jaka znajduje się w miejskich kranach tego wielkiego miasta. Jako, że ma ona smak wód górskich uzdrowisk i źródeł nie tylko gasi pragnienie, ale jej picie jest prawie tak samo zdrowe jak w tych renomowanych kurortach. Dawniej Wiedeń, jak wiele innych europejskich miast pobierał wodę do picia z Dunaju. Nie był to, co prawda pobór bezpośredni, lecz przez studnie infiltracyjne, które poza optyczną czystością dostarczały do miasta coraz gorszej jakości wodę. W pewnym momencie zdano sobie sprawę, że wszelkie ulepszanie, poprawianie i udoskonalanie istniejących wodociągów do niczego nie doprowadzi. W drugiej połowie XIX wieku postanowiono zaniechać poboru dla celów pitnych wody z Dunaju i doprowadzić ją grawitacyjnie ze źródeł alpejskich aż do miasta. Pierwszy wodociąg, wykonany według projektu słynnego geologa prof. Edwarda Süessa oddano do użytku 24 września 1873 roku. W ciągu dziewięciu lat wybudowano 123 km rurociągu, wykonano roboty górnicze, obudowano źródła, odwiercono dodatkowe studnie, przepompownie, wykonano wielokilometrowe odcinki akweduktów. Ten pierwszy odcinek okazał się najtrudniejszym. Ujmował on wodę z topniejących lodowców po południowej stronie Alp, czyli patrząc od strony Wiednia zza Alp. Musiał być poprowadzony przez wiele dolin, potoków i przełęczy górskich. W latach późniejszych nadal rozbudowywano wodociągi budując drugi, dwa razy dłuższy odcinek rurociągu alpejskiego i trzeci najkrótszy o długości 30 km. Łącznie wybudowano ok. 300 km rurociągów o średnicy ok. 1 m. Wydarzeniom tym towarzyszyły wielkie festyny, powstawały pieśni okolicznościowe i utwory poetyckie. Patronat nad budową wodociągów sprawował sam cesarz Franciszek Józef I. System ten swoją podstawową rolę w zaopatrzeniu w wodę pitną Wiednia spełnia do chwili obecnej. Powstało też obiegowe powiedzenie: „Na co cieszy się wiedeńczyk, gdy wraca z urlopu do domu, jak nie na wodę z górskich źródeł”.
Kahlenberg
Wzgórze to dobrze jest znane wszystkim Polakom. Stąd polska husaria pod wodzą króla Jana III Sobieskiego w dniu 12 września 1683 roku ruszyła do zwycięskiego ataku przeciwko Turkom oblegającym Wiedeń. Tu w przeciwieństwie do reszty miasta każdy Polak czuje się jak u siebie w kraju. W kościele pod wezwaniem św. Józefa, wszystkich pielgrzymów wita serdecznie ks. proboszcz Jerzy Smoliński. Chętnie opowiada o historii tego miejsca, o pamiętnej bitwie, przed którą tu na Kahlenbergu król polski służył on do Mszy św. Pokazuje pamiątki z tego czasu, portrety głównych bohaterów, dowódców i uczestników tej bitwy, oprowadza po zabytkach zgromadzonych w zakrystii kościoła i w zbiorach muzeum. Przypomina on wizytę na Kahlenbergu papieża Jana Pawła II w trzechsetletnią rocznicę pamiętnej bitwy. Wspomina on pierwszych założycieli kolejnego po Wawelu i Częstochowie Sanktuarium Narodowego, które świadczy o niezwykłej roli Polaków w dziejach Europy. Stworzyło je powstałe po upadku Powstania Listopadowego Zgromadzenie Zmartwychwstańców opiekujące się tym miejscem od 1906 roku, aż po dzień dzisiejszy. Ksiądz Jerzy Smoliński jest też autorem przewodnika po Kahlenbergu, który można otrzymać wraz z autografem sędziwego autora.
Inna pamięć
Tradycja zwycięskiej szarży z Kahlenberu żywa jest także w pamięci wiedeńczyków. Jest to jednak pamięć jakby trochę inna. Tu powszechnie uważa się, że wodzem zwycięskiej bitwy oraz w jej wyniku wyzwolicielem całych Bałkanów był książę Eugeniusz Sabaudzki. Jego pomniki zdobią miasto. Sobieskiemu poświęcono peryferyjną, krótką, ślepą i zaniedbaną uliczkę, stosownie, jak uważają wiedeńczycy, do jego roli i znaczenia w tych wydarzeniach. Zarzuca się Sobieskiemu brak dyplomacji, obycia, a przede wszystkim nieznajomość elementarnej etykiety. Otóż po zwycięskiej bitwie, jak przystało na arystokratę, dyplomatę itp. powinien on oddać cesarzowi cały zdobyty obóz turecki. Łup ten należał się cesarzowi z tego powodu, że to Wiedeń znosił długie miesiące tureckiego oblężenia, a Sobieski brał udział tylko w jednej bitwie, a zabrał cały łup. Kolejny równie poważny zarzut to ten, że po zwycięstwie nie czekał pokornie na przybycie cesarza Leopolda I do Wiednia, tylko wszedł do świątyni, która jest narodowym sanktuarium cesarstwa, do kościoła koronacyjnego pod wezwaniem św. Augustyna i złożył tam podziękowanie Bogu za odniesione zwycięstwo. Tego rodzaju zarzutów pod adresem Sobieskiego jest znacznie więcej. Słuchając ich odnosi się wrażenie, że wiedeńczycy bardziej woleliby zginąć z ręki Turków, niż być wyzwoleni przez Sobieskiego.
Za, a nawet przeciw
Wiedeńska opera pod każdym względem zalicza się do najlepszych tego rodzaju obiektów w Europie i na świecie. Dotyczy to zarówno samego obiektu, jego wyposażenia, wielkości, wystroju, akustyki i innych wymagań, jak i repertuaru oraz występujących tu artystów, reżyserów, scenarzystów i wszelkich innych zawodów, bez których opera ta nie mogłaby osiągnąć tak wysokich notowań. Jej wystrój, który w krótkiej notatce nie da się opisać, pozostanie w pamięci każdemu, kto choć raz odwiedził tę prawdziwą świątynię sztuki. Rozmach architektoniczny, wielkość widowni i sceny przyprawia o zawrót głowy. Wspominam tylko o tych wspaniałościach pamiętając, że cała Polska ogląda każdego pierwszego stycznia galowy koncert noworoczny w wykonaniu gwiazd światowej opery, który odbywa się w Wiedniu i komentowany jest przez niezrównanego pod tym względem Bogusława Kaczyńskiego. Na tym wspaniałym tle jest jednak rysa. W operowym foyer, na honorowym miejscu wisi duże zdjęcie przybyłych tutaj 70 lat temu dygnitarzy nazistowskich Niemiec, którzy zasiedli w loży królewskiej ozdobionej z tej okazji wyłożoną wzdłuż balustrady flagą z czarną swastyką. Obok znajduje się tekst w języku niemieckim, który potępia to wydarzenie. Zwiedzający mogą zabrać również specjalną ulotkę wydaną na kredowym papierze ze wspomnianym zdjęciem i tekstem. Podobnie na niedaleko znajdującym się od opery „Placu Bohaterów” kilka miesięcy temu odsłonięto pomnik przeciwko Anschlussowi Austrii do Niemiec, również w siedemdziesiątą rocznicę tego wydarzenia. Jako, że w polskiej tradycji, złych czynów nie upamiętnia się pomnikami (Austriacy powszechnie poparli Anschluss), zarówno pomnik ten, jak i wspomniane zdjęcie hitlerowskiej elity w operze budzą uczucia mieszane odnośnie uroczystego obchodzenia tego rodzaju rocznic. Wydaje się, że nasi mili wiedeńczycy, upamiętniający w ten sposób ponure wydarzenia swojej historii, czynią to zgodnie z dewizą wypracowaną przez polskiego prezydenta, że są za, a nawet przeciw. W tym samym duchu w centrum Schwarcenbergplaz stoi wysoka kolumna z żołnierzem radzieckim (Sowjetische Kriegerdenkmal), popularnie zwana tutaj „nieznanym rabusiem”. Kilka ulic dalej na frontonie budynku znajduje się tablica pamiątkowa poświęcona pamięci tow. Józefa Stalina, który miał szczęście na krótko tu się zatrzymać. Jak łatwo zgadnąć Austria jest państwem niezaangażowanym i neutralnym, choć również członkiem Unii Europejskiej.
Drugi Wersal
Reprezentacyjny zespół pałacowy Schönebrunn do złudzenia przypomina Wersal. Jak na ironię losu wejście do niego zdobią dwie kolumny ze złotymi orłami, symbolami najbardziej znienawidzonego przez Habsburgów – Napoleona Bonapartego. Przepych tej letniej rezydencji, która nie mogła ze względów tylko finansowych przewyższyć Wersalu budzi podziw dla artystycznych i architektonicznych talentów jego twórców. Podobnie wnętrza tego pałacu pełne są najbardziej oryginalnych mebli, obrazów, sprzętów, malowideł i detali służących cesarzowi, jego rodzinie, dworowi i podejmowaniu najtajniejszych decyzji politycznych mających na celu utrzymanie i stałe powiększanie najpierw Rzymskiego Cesarstwa Narodu Niemieckiego do czasów Napoleona, a potem na własne już życzenie tylko CK Austrii, która w wyniku tych niezwykle przebiegłych i podstępnych działań wojennych i dyplomatycznych z ogromnego cesarstwa stała się dziś jednym z najmniejszych państw Europy. Pomimo tych nie zawsze sympatycznych wspomnień o cesarskim Wiedniu, który walnie przyczynił się do rozbiorów Polski, warto miasto to poznać, bo nawet te mniej ciekawe wspomnienia są pouczające dla wszystkich poznających jego artystyczną, polityczną i gospodarczą historię. We Wiedniu czas jakby się trochę zatrzymał. Wszyscy tu żyją cicho, spokojnie a wydaje się nawet, że leniwie, odcinając kupony ze swojej cesarsko – królewskiej przeszłości. Symbolem tego są upudrowani, w perukach i w białych pończochach dziewiętnastowieczni kamerdynerzy zapraszający do reprezentacyjnych lokali miasta.
Adam Maksymowicz
komentarze
Wciągające...,
a co do SAobieskiego, to są opinie też takie, że popełnił on błąd popierając Austrię a nie próbując układać się z Turcją i Francją, bo de facto wzmocnił kraj, który w 18 wieku okazał się wrogiem.
Pozdrawiam.
P.S. A Wiednia niestety nie widziałem nigdy (mam nadzieję, że jeszcze nie widziałem i że zawitam tamże)
grześ -- 09.06.2008 - 21:12Ciekawe
zwłaszcza, że Wiednia nie było mi (jak Grzesiowi – jeszcze) dane zobaczyć.
Jedna uwaga – akurat nad tym imperium słońce nie miało większych problemów z zajściem.
pozdrawiam
julll -- 09.06.2008 - 21:28Zachód słońca
Tak to słyszałem, choć nie sprawdzałem. Jest to jednak wielce prawdopodobne bo Habsburgowie również rzadzili Hiszpanią, a ta miała swoje kolonie na drugiej półkuli.
Podróżny -- 09.06.2008 - 21:54Pozdrawiam
Układy z Turkami
Nie było w tym czasie odpowiednio przygotowanych kontaktów z Turkami, którzy dotąd również nękali Rzeczpospolitą. Natomiast Austriacy dysponowali poparciem Watykanu, co zawsze w Polsce miało duże znaczenie. Głównie chodziło tu o obronę wiary, a sprawy państwowe były jakby trochę drugorzędne. Austriacy odwrotnie traktowali tę sprawę i tak to pozostało do dzisiaj.
Podróżny -- 09.06.2008 - 22:01Pozdrawiam
wycofuję zarzut
zwykłam słyszeć to określenie dla Wielkiej Brytanii i jej licznych kolonii, ale bodaj rzeczywiście pierwotnie odnosiło się do imperium Karola V. Ale to dawno i nieprawda, a do tego nie trwało to bardzo długo i zapomniało mi się. No i Wiedeń jakoś zawsze kojarzy mi się z późniejszym okresem. Mój błąd.
pozdrawiam historycznie
julll -- 09.06.2008 - 22:56Dawno i nieprawda
Proszę o zwrócenie uwagi na mocarstwowe ciagoty dawnych imperialnych gigantów, które Austrię doprowadziły do państwa w miniaturze. Choć to “dawno i nieprawda”, to wspominam o tym ku przestrodze nowych władców RP, którzy widzą Polskę pośród światowych mocarstw i to niezaleznie od koloru i ideologii partyjnych. Ta austriacka pogarda do polskich zasług dla tego państwa mówi sama za siebie z kim mamy doczynienia. Proszę o zwrócenie uwagi, na źle ukrywane publiczne sympatie do faszyzmu (tego prawdziwego, a nie jak w Polsce raczej urojonego), czego symbolem jest wiedeńska opera i pomnik Anschlussu.
Podróżny -- 10.06.2008 - 15:03Pozdrawiam
Panie Adamie!
Ja myślę, że ten brak szacunku dla naszego wkładu w uratowanie stolicy Austrii sami jesteśmy odpowiedzialni.
Byłem na Kahenbergu w 1977. roku. Nie posiadam języków obcych, ale rodzina była w stanie przeczytać informacje we wszystkich językach jakie tam były użyte. Tylko po polsku było napisane o wyczynie „rycerstwa polskiego”. Po angielsku, niemiecku i francusku było o „rycerstwie zachodnim” lub zachodnioeuropejskim. A przecież to polscy księża prowadzą to sanktuarium.
Tekst jak zwykle doskonały.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 10.06.2008 - 22:44Zgoda
Tego już zapewne nie da się naprawić. Na pewno nasza pasywna, a nawet przymilna polityka odpowiadania na nieprzyjemne dla nas gesty i stanowiska jest podyktowana chyba jakimiś kompleksami niższości, co daje smutne, a nawet szkodliwe dla nas efekty. Czas najwyzszy to zmienić. temu też w moim zamiarze słuzy ten tekst. Za jego uzupełnienie serdecznie dziękuję.
Podróżny -- 11.06.2008 - 09:00Pozdrawiam