Thriller mój codzienny

Ostatnio słucham wyłącznie spokojnej muzyki, ale mam niejasne wrażenie, że całkiem niedawno jacyś nieznajomi mi ludzie obchodzili ćwierćwiecze ukazania się płyty Michaela Jacksona, zatytułowanej: Thriller.

Może zresztą mi się zdawało. Zajęty byłem.

Thriller.

A co mnie to obchodzi? W kategorii Frankensteinów*), zawsze wołałem Cher.

Słucham Radia Jazz, czytam koszmarne i piękne w sobie historie Igły o terroryście z kociej jaczejki , tegoż o wywecowanym emerycie i Jareckiego, co poklepał kupę piachu. Albo coś takiego. Nie mogę się skupić. I ciągle mi chodzi ten Thriller po głowie, Thriller – którego nigdy nie lubiłem. Frankenstein.

Jakoś mi się dzisiaj głowy uczepili. Zwłaszcza Frankenstein. I z tym kotem mi się skojarzył, krwiopijcą, terminatorem lewackim. I z tym emerytem, pociągniętym ganc bejcą, wokół którego cały świat był niczym monstrum z części zamiennych. A już najbardziej z tym ministrem, co to – z daleka – wydał się Jareckiemu, jak prawdziwy człowiek. Z daleka…

Ktoś się nocą przemyka za człowieka przebrany – śpiewali kiedyś Skaldowie, a mnie się ten Thriller uczepił.

Paskudztwo. Im bardziej się staram, tym bardziej mi w głowie brzęczy.

I jeszcze to Kosowo, Frankenstein polityki międzynarodowej. I rytualny spór między prawicą i lewicą czy myć ręce, czy nogi.

Żeby się, chociaż spierali, w jakiej kolejności…

Thriller.Frankenstein miał lepiej, bo nie musiał myć, tylko mógł sobie przyszyć nowe. Ale czy FOZ za to by zapłacił?

Dzień Frankensteina. A za mną zamiast klasyki jarmarcznego kina, chodzi ten gość z odpadającym nosem, co chciał na Powiślu budować rozrywkowy park. Na Powiślu. No chory przecież, każdy to w Warszawie wiedział. Gość co w sowieckim mundurze witał się z jakimś innym, przebranym za Prezydenta .Kto to pamięta?

Na TXT też smutek i żal. Kobiety zapłakane. Thriller.

A za mną ten cholerny Jackson Michael się skrada, mimo, żem całkiem w nieodpowiednim wieku. Thriller.Frankenstein chodzi za starszym człowiekiem.

Postanowiłem coś z tym cholerstwem zrobić. Szukałem. Znalazłem.

Pomogło mi to, może i innym pomoże:

A jeśli komuś mało, bo jego przypadek skrajniejszy jest, od mojego, to proponuję powtórkę (nieco wzbogaconą).

Mnie trochę lepiej. Przez chwilę…

Znów jakieś szmery. Że niby co? Że Iwiński się wypowiada w sprawie Kosowa, tak jak PiS?

…It’s Alive!

*) Autor wie, że doktor Frankenstein był kreatorem Monstrum, ale nie chce mu się polemizować z nawyknieniem powszechnym.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Proszę przestać myśleć o różowym słoniu

Nie wolno Panu myśleć o różowym słoniu, a zwłaszcza nie wolno zadawać pytania, skąd on różowy. Absolutnie, jeśli jeszcze raz pomyśli Pan o różowym słoniu…

Pomogło na Monstrum ?

Coś za coś :)


No świetnie,

i jak ja zasnę, z tym różowym potworem, wciśniętym w mózg?

Bardzo dziękuję Panie Sergiuszu, zachowam Pański gest we wdzięcznej pamięci…


...

...


różowym potworem?

no tak, tego nie przewidziałem ;)


ja tak kole tematu

Bylem na warszawskim koncercie Wacko Jacko
Kuzwa, Thriller na zywo- to jest warte naprawde kupe pieniedzy.

I`m sexy motherfucker!


A próbował Pan Panie yayco odwrotnie?

Samemu się przyczepić do monstra?
Jak mówią zanani monstrolodzy – to najlepszy sposób!
Bo to i lenistwo trzeba ( najczęściej wrodzone) przezwyciężyć w tym przyczepianiu się do monstrum – a i monstrum raczej się przestraszy ( tak zapewniają specjaliści) bo zwyczajne ono przyczepiać się a niezwyczajne nachalstwo czyjegoś przyczepiania się znosić.
A jak już się monstrum przestraszy – to mamy luz blues ( bluz?) – i Igły los niestraszny i z Kosowem tez dobrze będzie (albo niedobrze) – a Pan muzyczki milej słuchać możesz przed oczy ( zamknięte) słodkie buziaczki różanolicych hurys ( z tymi hurysami to tylko taki przykład – buziaczki mogą być dowolnego pochodzenia) przywołując.

Pozdrawiam Pana, monstrualnie dobrej nocy życząc.


Pani Magio,

ja na tych tam funduszach nie znam się wcale, bo jedynie biorę od nich takie plastikowe coś jak wyjeżdżam. Choruję na włąsny rachunek, bo to dla zdrowotności ponoć lepsze.

Nawet nie wiedziałem, że to się nie nazywa FOZ tylko NFZ, naprawdę. Tylko Panine czepialstwo pozwoliło mi nabyć tą wiedzę. Czuję się teraz lepszy i mądrzejszy.

Cieszę się również, że lubi Pani coś, czego ja nie lubię. Takie drobne różnice są ważne…

Proszę mi nie dziękować sekwencyjnie i narastająco, bo znowu Pan Igła będzie zazdrosny.

Po co to nam?


Panie Sergiuszu,

proszę się nie przejmować.

Stałem się dzisiaj ofiarą mitręgi demokratycznej i jedyne, czego się boję to kolejna tura głosowania.

Poza tym wszyscy zdrowi. Dziękuję.


Panie Piesie,

zazdroszczę doznań artystycznych.

I odporności ogólnej. To już nie na moje lata, takie doświadczenia…


Pani Renato,

proszę nie namawiać mnie na przezwyciężanie lenistwa, bo nie zamierzam walczyć z moim ulubionym hobby.

Za nadzieję na hurysy dziękuję, ale jako rzymski katolik nie mam chyba wielkich szans. Ani tu, ani Tam.

Noc byłą niezła (dziekuję), ale dzień okropny, bo mnie negatywnie nastawił do procedur demokratycznych.

Obawiam się, że dopiero w czerwcu się z tego otrząsnę, ale spodziewam się, że do tego czasu Ojczyzna moja, nie będzie ode mnie żadnych demokratycznych postępków wymagać.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość