Piosenek kilka nie tylko na Dzień Matki

Mad Dog miał kiedyś fajny pomysł, zrobił przegląd swoich ulubionych filmów ( \a może w ogóle filmów) z sercem w tytule z okazji 14 lutego, wpis jest tu:

http://tekstowisko.com/maddog/52796.html

Docent w komentarzu u niego dokonał przeglądu zaś piosenek z sercem w tytule.

Ja tak sobie pomyślał (wow, wyszła mi fraza jak pani Stanisławie z ,,Klanu”:), że może dziś zrobiem takie cuś z okazji dnia matki, więc podrzucam kilka piosenek z motywem ( czy tylko ze słowem matka/Mutter/mother) matki.

No więc do dzieła.
Zacznijmy pięknie, bo od Queen i od Freddiego, nie wiem, czy znacie moją teorię, że lata 60-te to w muzyce The Betles, w połowie 70-tych zaczął się Queen a później to już nastała wielka nicość...
Oczywiście jak wszystkie śmiałe teorie jest ona nieprawdziwa i uproszczona, ale za to jak brzmi:)
Więc zacznijmy tak:

Po takim wstępie może być już tylko słabiej, ale będę kontynuował.
Trza zmienić klimat, by się za bardzo nie wzruszać.
Więc inaczej trochę, ale matkę w tytule mamy tyż:)

Hm, trza się zastanowić dlaczego jam jeszcze notki o Queen nie wyrychtował, alfabet muzyczny się zatrzymał jak na razie z zespołów pozapolskich na Lacrimosie i stoi w miejscu, obiecuje w lipcu (wow, ale tempo mam) nad tekstem o Queen popracować.

No wspominałem coś o Beatlesach?
No bez Lennona The Beatles by nie było.
Więc jest.
Lennon i ,,Mother”

Jak już się zrobiło klasycznie, to idźmy dalej klasycznym tropem.
Wiadomo, jak klasyka, to The Beatles, Queen, kto jeszcze?
No jak to kto?
Pink Floyd oczywiście…

Mroczniej się zrobiło?
Pociągnijmy mroczne klimaty dalej.
Może byc w języku innym niż angielski?
No musi nawet, w końcu żem germanofil trochę.

A teraz coś mrocznego ale w angielszczyźnie jednak znowu:

Kojarzy wam się Danzig z czymś bardzo klasycznym a pięknym?
I z głosem i z graniem sprzed lat wielu?
Pewnie tak…

A teraz czas na teraz polskie.
A jak polska muza, to czy można sobie wyobrazić bardziej polsko brzmiący pseudonim niż Violetta Villas.
No nie można…:)
Więc proszę posłuchać, bez wyobrażania sobie czegokolwiek.

No, było już po polskiemu więc wracamy znowu do wszechobecnej angielszczyzny.
I o dziwo i na przekór będzie to jedyna piosenka bez słowa matka w jakimkolwiek języku w tytule.
Ale Danny Cavanagh zadedykował ją mamie swojej.
Więc A jak Anathema (przy okazji podro dla PI, bo chyba Anathemę lubi) i ,,One last goodbye”- piekna rzecz z płyty ,,Judgement”-też zrestzą świetnej.

Hm, po tej piosence wypada już skonczyć, co?
Pewnie nie da się inaczej.
A i trudna zagadka dla inteligentnych na koniec: komu powinienem zadedykować tekst?
:)
Zostawiam was z tym jakże wiekopomnym problemem.

P.S. Kurde, spóźniłem się 4 minuty z tekstem, bo już 27 maja…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Danzola uwielbiam:)

dzięki, bo fajne to

mi się niestety tylko wyrazy dwu członowe kojarzą, i z reguły są brzydkie także nie po wspominam uczciwie:)

dobre
Prezes , Traktor, Redaktor


max, dzięki

za wizytę, no danzig fajny, Anathema fajna, jak muzycznie u mnie dobrze:)

pzdr

P.S. No i na TXT poza mną o tym dniu ważnym nikt nie spomniał, a ja lubie pisać rytmem świąt czasem, znaczy jakieś okolicznościowe pierdoły, znaczy teksty.


trzeba robić swoje:)

pilnuj a ja lecę spać:)

Prezes , Traktor, Redaktor


ano trza...

pzdr


@grześ

No Grzesiu… Queen w tym kontekście bez “Bohemian Rhapsody”? Ja rozumiem, że nie w tytule – ale mimo wszystko :) Tak bym jeszcze ze swej strony “Atom Heart Mother” Floydow dorzucił, “Mother” Tori Amos, “Mother Stands For Comfort” Kate Bush i – z pewnym wahaniem (ale jak Rammstein się zmieścił?) “Mother Russia” Maidenów.

pozdro


Bananie,

Queen to zasługuje na tekst oddzielny, kieydś moze go stworz ę, choć niestety znawcą ich aż takim nie jestem, ale uwielbiam, więc mozę spróbuję.

dzięki za uzupełnienie innymi utworkami, posłucham, choć mam wrażenie, że Tori Amos moge znać, Pink Floydów znam na pewno, co do Kate Bush i utworu maidenów, to chyba tych dwu piosenek nie kojarzę akurat.

pzdr


@grześ

A proszę Cię najuprzejmiej:

http://youtube.com/watch?v=sqbQzkH4sYY

http://youtube.com/watch?v=6MAOLbylg8A

przy całej mojej sympatii wielkiej do maidenów, ich numer jest taki sobie (ale kryterium niewątpliwie spełnia)


Lata 60-te, lata 70-te...

...a najwspanialszy w muzyce był przełom między nimi!
:)


@jotesz

oj,oj joteszu… A “Dark Side” Floydów? A “Moving Pictures” Rush, “Alchemy” Straitsów, “Closer” Joy Division, “Master of Puppets” Metalliki, “Number of the Beast” Maidenów, “fugazi” Marillion… Długo tak jeszcze mógłbym, ale chyba wiesz o co mi chodzi :)


Bananie,

no posłuchałem, Kate Bush jak zwykle urocza, a Iron Maiden-takie pogrywanie w sumie, ale nigdy jakoś ich nadmierną tencją nie darzyłem,

Co do twojej wymiany zdań z Joteszem, bno fakt, później też powstało wiele świetnych muzycznie rzeczy, ale jak się posłucha Doorsów, janis Joplin, Jefferson Airplane, Hendriksa, Beatlesów, Roling Stonesów starych, Led Zeppelin czy Black Sabbath, to te nowsze dźwięki jakieś bledsze się wydają.

No może z wuyjątkiem Queen i jeszcze kilku rzeczy.,

pzdr


@grześ

Bez jaj… Jefferson Airplane i ich psychodeliczne plumkanie na równi ze Stonesami? A co do nowszych rzeczy: Ulver, Dire Straits, Dream Theater, King Crimson (po “Red” to przecież zupełnie inna bajka), U2, Dead Can Dance, Marillion, Rush, Porcupine Tree – wszystko furda, bo Janis Joplin rządzi? Ja rozumiem, że JJ była super, Doorsi (momentami) też, ale bez przesady… Nie zamykajcie się Panowie w getcie

pozdro


No nie zamykam się,

bo różnych rzeczy słucham, a acz z wymienionych przez ciebie, to tylko Dead can Dance w miarę intensywnie, a takie U 2 to mnie do znudzenia totalnego doprowadza.

pzdr


@grześ

to powiem tak: posłuchaj “Blood Inside” Ulver’a, a potem powtórz opinię o bladości nowszych dźwięków :)


E tam, od razu getto!

Holyfuck też słucham…

Aczkolwiek dziś i od paru dni upajam się Jerrym Goodmanem – z płyty “On the Future of Aviation” nagranej w 1985 roku polecam “Orangutango”! Muzyka jest jeszcze lepsza niż tytuł. Dwa lata później, na płycie “It’s Alive” ten utwór jest jeszcze bardziej odjazdowy. Polecam!

Przy okazji – Jerry Goodman jest skrzypkiem, którego kariera zaczęła się właśnie w 1969 roku płytą zespołu The Flock. Potem bywał u Johna McLaughlina w Mahavishnu, nagrał “Like Children” z Janem Hammerem.

Ale ten przełom 69/70 to był niepowtarzalny wysyp talentów – w takiej ilości na raz nigdy później nie obrodziło. Jak na mój gust…
:)


Grześ

jako matka pięknie dziękuję za ten mały przegląd muzyczny,a jeśli chodzi o moje muzyczne fascynacje to powtórzę za joteszem:

“Ale ten przełom 69/70 to był niepowtarzalny wysyp talentów – w takiej ilości na raz nigdy później nie obrodziło. Jak na mój gust…” na mój również


Arundati,

to jest nas troje
:)
Własnie słucham w sumie jednak trochę wcześniejszego utworku bo ,,Paint it black” Stonesów, ale jak ja go lubię.
Masakra, mogę słuchać nieustannie…


Do Jotesza

Całkowicie się z Tobą zgadzam, takiej ilości fenomenalnych zespołów, jak był na przełomie lat 60. i 70. nie było, i już pewnie nie będzie. A dla mnie nagrywały wtedy dwa największe: Zeppelini i Deep Purple. Nie gniewaj się Grzesiu, że robię niechcący reklamę swojego blogu, ale nie chcę kopiować od siebie tutaj. Napisałem o powrocie Led Zeppelin i swojej młodości
http://torlin.wordpress.com/2007/12/12/koncert-led-zeppelin-w-londynie/


Torlinie, to jest nas już

czwórka, co tak uważają
:)
A reklamować się u mnie możesz ile chcesz, przecież wiesz chyba…

pzdr


Wiele zespołów...

...z przełomu 60/70 dopiero teraz mogłem odnaleźć i posłuchać dzięki mp3. Przedtem szukałem ich latami i nic…


Subskrybuj zawartość