Barszczyk integrujący czyli zakładowy opłatek

Ostatnio przez media przetoczyła się dyskusja nad tradycją opłatka w pracy. Wychodzi z niej obraz przykrego obowiązku. Czy takie spotkania opłatkowe są potrzebne?

U mnie w szkole obchodzi sie taką szkolną wigilię. Skrócone lekcje, a potem ławki i krzesła w dłoń wszyscy spotykają się na sali gimnastycznej gdzie po “Szopce” zasiada się do stołów z barszczem i pierogami. Ja mam mieszane uczucia. Z jednej strony fajnie jest usiąść ze swoimi wychowankami do jednego stołu. Przy okazji pokazać jak się przy tym stole zachować, porozmawiać luźno. Z drugiej widziałem jak się męczą niektórzy nauczyciele, myślami błądząc już przy liście zakupów i zbliżającej się gonitwie za 12 potrawami. Jak męczą się uczniowie, którzy już poszliby do domu, ale “ten głupi dyrektor” kazał zostać, by jeść jakieś pierogi.
W tym właśnie tkwi cały problem, że jest to obowiązkowe. Odgrywa się swoje role i zamiast radości przeżywa się wewnętrzne katusze. Zamiast integrować to wprowadza to niezdrową atmosferę.
Może dla niektórych to oczywistość, ale piszę to z nadzieją, że przeczyta to dyrektor, który w przyszłości zastanowi czy nie strzela sobie w stopę taką nibynieobowiązkową masówką i czy faktycznie zależy mu na nieszczerych życzeniach świątecznych?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Belfer zawsze znajdzie dziurę

w całym ;)

Powtórzę się: zgoda. Tak organizowane opłatki, moim przynajmniej zdaniem, nie powinny być obowiązkowe. W mojej szkole decyzja o takiej imprezie jest sprawą wychowawcy i jego uczniów. W pokoju nauczycielskim mamy biały obrus i talerzyk z opłatkami: dzielą się nimi ci, którzy chcą.

Jest też apel świąteczny: z przedstawieniem, nagrodami za konkursy na stroik, dekorację klasy, szopkę czy choinkę i życzeniami od dyrektora.

I powiem, że to jest w porządku.


No cóż

rzeczywiście masówki zawsze mi się nie podobały. PAmiętam, że w naszej szkole mieliśmy swój nauczycielski opłatek z kolędami i nawet szampanem – bo połączony z życzeniami noworocznymi.

BYł tez apel z częścią artystyczną i szopką zrobioną na dużym szkolnym korytarzu. Z tym, ze to była szkoła licząca sobie niespełna 500 uczniów a więc nawet wspólne spotkanie w holu nie było masówką... .

Czy potrzebne takie spotkania? To zależy od tego jakie jest grono pedagogiczne i wogóle model wychowania(jeśli jest) w danej szkole.

Tam gdzie grono wspołpracuje ze sobą i walczy o dzieciaki taka “impreza” może się wpisać w krajobraz wychowawczy szkoły. Gdyż opłatek to wybaczanie sobie, podawanie ręki oraz życzenie sobie dobrych rzeczy zamiast nienawistnego spojrzenia…. .

Dla tych kilku rzeczy warto taką “imprezę” przeprowadzić. Jeśli zaś samo grono pedagogiczne jest skłócone i podzielone – co uczniowie i tak zauważą trzeba by uważać aby nie-stało się to anty-świadectwem.. .


u nas to trochę inaczej

Szkoła jest katolicka – nie tylko z nazwy – a s. Dyrektor też czasem nachodzą rozmaite wątpliwości. Stąd spotkania opłatkowe może i są, ale ZAWSZE opatrzone komentarzem i prośbą, aby nie stawały się one antycypacją Wigilii… bo na tę przyjdzie jeszcze czas…

Atmosfera jest miła, rodzinna, rzecz dobrze zaplanowana również logistycznie…

Dla porównania – w drugim miejscu pracy było coś w rodzaju bankietu. Nie wiem, co to miało wspólnego z Wigilią... antycypowało chyba raczej Sylwestra… ;)

+ A. M. D. G. +


Hexe

generalnie Katolicka tradycja opłatka, życzeń jest miła więc każdy chętnie ją “kupuje po swojemu” = bankietowanie wigili… .

Jednak jak tylko wspomnisz o właściwej treści z jakiej te zwyczaje wyrastają narażasz się na zarzut dyskryminacji.. . Ja coś takiego przeżyłem w swojej szkole jako nauczyciel religii.

Pozdrawiam.


mam to samo

jedna z moich koleżanek z pracy jest świadkiem Jehowy więc nikt jej nawet nie namawia, a do mnie zawsze są teksty: co ci szkodzi, tradycja, zjemy śledzika (chociaż wszyscy wiedzą, że padliny nie jadam) ... błee … lubię swoją pracę, lubię moich kolegów i moje koleżanki, ale niekoniecznie lubię imprezy na których zaczyna się od lulajżęjezuniu, opłatka, a kończy na obsmarowywaniu dup tym, którzy wcześniej wyjdą albo nie przyjdą... dlatego wolę żeby mi obsmarowywali dupę, a ja w spokoju napiję sie browarka w knajpie …


W mojej szkole

kwestię jak każda z klas świętować będzie w szkole zbliżające się Boże Narodzenie pozostawia się owej klasie i jej wychowawcy. W ostatni dzień szkolny przed przerwą świąteczną jest apel i przestawenie jasełkowe, a potem już dzieciaki rozjeżdzają się do domów.

Nauczyciele nie. Nauczyciele około godziny 15 mają obowiązkowe spotkanie opłatkowe, o kórym zawiadamia w zarządzeniu dyrektor. Odczytuje się życzenia świąteczne, pije szampana i łamie opłatek. Zazwyczaj wychodzę przed tym ostatnim punktem programu – szalejąca w powietrzu hipokryzja mogłaby mi zepsuć całe Święta.


Szampana?

Na Wigilii??? ;D

+ A. M. D. G. +


Hexenhammer

Też się dziwię;))) Szczególnie w z zestawieniu z opłatkiem;)))


Subskrybuj zawartość