Treść polskiej polityki

Sezon ogórkowy sprzyja ponadbieżączkowemu spojrzeniu na politykę. Z tej perspektywy nie wygląda ona lepiej niż na co dzień. Mija przecież trzeci rok od czasu pojawienia się wielkiej nadziei na wielkie zmiany, a jakoś nie mam wrażenia, by dokonało się w tym czasie cokolwiek przełomowego, co nadawałoby się do podręczników historii. Nie, żeby nie było żadnych zmian na lepsze, ale większości z nich nie zawdzięczamy naszym politykom. Możemy im co najwyżej podziękować, że nie wymyślili żadnych kosztownych szaleństw, które mogłyby nas pognębić za chwilę, gdy krajowe skutki światowych kłopotów gospodarczych ujawnią się nam z całą bezwzględnością.

Jest jednak dziedzina, którą nasi wybrańcy zajmują się bardzo serio. Poświęcają jej mnóstwo czasu, wysiłku i środków. Właściwie to nią żyją. Pozostający z nimi – chyba trochę wbrew swojemu powołaniu – w symbiozie dziennikarze nazwali to profesjonalizacją polskiej polityki. Z czego wynika, że bycie profesjonalnym politykiem polega na codziennym, permanentnym zwalczaniu konkurencji w każdym miejscu, w każdym czasie i przy każdej okazji. Nie zaś na zdobywaniu poparcia ludzi w celu mądrego i pożytecznego rządzenia krajem po wyborach. W tej ostatniej dziedzinie (rządzeniu) nasi politycy wykazują się kompletnym dyletanctwem. I nic dziwnego, skoro większość uwagi i wysiłku poświęcają doskonaleniu metod szkodzenia swoim rywalom i próbom ich politycznego unicestwienia.

Najczęściej stosują przy tym kilka charakterystycznych chwytów, którym warto się publicznie przyjrzeć. Właściwie wszystkie sprowadzają się do możliwie najbardziej negatywnego oznakowania drugiej strony i eksploatowania z lubością własnoręcznie stworzonego wizerunku, ale różne są drogi prowadzące do tego celu.

Metoda I – na hasło-worek

Po mistrzowsku i z powodzeniem zastosowana przez Prawo i Sprawiedliwość. Jest fantastyczna, bo wyjaśnia wszystko, wiążąc historię z teraźniejszością. Pod podsuwane ludziom hasła można podpiąć każdą osobę, bez wyjątku. Jak? Bierze się wszystkie plagi dręczące przez długie lata ludzi w naszym kraju – sitwy, układy, mafię, przestępczość, afery, przekręty polityków, po prostu wszystko, co złe i dokonuje operacji onomastyczno-semantycznej poprzez traktowanie tych patologii jako istoty państwowości. Odtąd nazwa kraju traci swą dotychczasową funkcję i zaczyna oznaczać zło. Aby chwyt mógł być skuteczny, potrzebna jest nowa nazwa utożsamiająca nowy, lepszy kraj z autorami propagandowej manipulacji. A gdy się to ludziom powtórzy 2897 razy, wbije w podświadomość, można przejść do fazy właściwej, która jest tym przyjemniejsza, że można jednocześnie przyprawić gębę rywalom i wychwalać samych siebie. My to walka z wielkim, wieloletnim złem, czyli dobro. Ergo: jeśli ktoś nas skrytykuje za cokolwiek, to walczy z walką ze złem, czyli staje po stronie zła i sam jest złem. IIIRPIVRP. Wszyscy dobrze znamy słowa „obrońcy IIIRP”, prawda? Działało? Jeszcze jak. Do dziś działa na niektórych.

Metoda II – na powierzchowność

Oparta na o wiele prostszej zasadzie, bo wykorzystująca słaby punkt rywala w postaci jakiejś cechy charakteru, powiązanej z szeroko rozumianą powierzchownością. W tej konkurencji PiS radzi sobie słabo. Nie wiedzieć czemu obrało sobie za cel taką cechę D. Tuska, jaka się z nim ludziom zupełnie nie kojarzy. Ze względu na jego sposób bycia nie da się wmówić ogółowi krwiożerczości obecnego premiera. Powtarzanie słów o wilczych oczach nic tu nie pomoże. Tym bardziej, że wpisuje się w skuteczną taktykę PO – punktowania niesympatycznych cech charakteru premiera Kaczyńskiego (rzeczywistych bądź mniemanych – bez znaczenia): werbalnej agresywności, zrzędliwości, moralizatorstwa, intryganctwa, itp. itd. Istotą tego chwytu jest bowiem zasada obowiązująca w judo – wykorzystanie energii przeciwnika. Bez jego działań nie da się jej stosować. Ale gdy rozpiera go kiepsko ukierunkowana witalność, sukces zależy już wyłącznie od zręczności gracza.

W przypadku braci Kaczyńskich zabawa jest o tyle skuteczniejsza, że – z natury rzeczy – podwójna. Prezydent, jeszcze bardziej emocjonalny od byłego premiera, stanowi równie wygodny cel. A że i cała formacja polityczna powiela błędy swoich przywódców, metoda staje się superskuteczna.

Metoda III – na gorący kartofel

Aktualnie jego rolę pełni SLD. Poparcie tej partii, od czasu do czasu niezbędne obu stronom sporu, stanowi dla nich jednocześnie coś w rodzaju wstydu, a z punktu widzenia politycznej gry problem wizerunkowy – wszak dla partii postsolidarnościowych współpraca z partią postkomunistyczną to niemal kolaboracja. I tak poprzedzone wielogodzinnymi układami w pałacu wsparcie (w praktyce) prezydenckiego weta przez partię Napieralskiego zostało przez PO natychmiast skwitowane ogłoszeniem nowej socjalistycznej koalicji. Stanowi to odpowiednik wielokrotnie ogłaszanej podczas ostatniej kampanii wyborczej przez J. Kaczyńskiego informacji o już dogadanej koalicji POLiD. A jeśli w ciągu najbliższego półrocza PO dogada się jednak z SLD w sprawie odebrania PiS mediów publicznych, możemy być w 100% pewni, że po raz kolejny będziemy świadkami zmiany chwilowego właściciela wspomnianego kartofla.

W nieodległej przeszłości jego rolę pełniło poparcie Samoobrony i LPR. Najpierw mieliśmy „koalicję z <>” oraz „moherową koalicję”, by w trakcie kampanii wyborczej, po rozwodzie w dotychczasowej koalicji i wybuchu między nimi wojny usłyszeć już o innej koalicji – „tęczowej” mianowicie.

Metoda IV – na durnia

Wyjątkowo prymitywna i głupia, ale zadziwiająco skuteczna. Jej istotą jest traktowanie jako argumentu w sporze czegoś, co się z nim nijak nie wiąże (albo wiąże słabo), ale co skutecznie odwraca uwagę od sedna sprawy i pozwala podrzucić konkurencji w charakterze gorącego kartofla. Tak było np. przy okazji sławetnej awantury wokół dr. G. Minister Ziobro wywołał burzę stwierdzeniem, z którego wynikało, że lekarz zabijał ludzi. Kiedy sąd nie uznał takiego zarzutu za uprawniony, minister natychmiast ogłosił, że i tak miał rację, bo są dowody potwierdzające słuszność innych zarzutów. A że chodziło o korupcję, można było przy okazji skorzystać z metod nr 1 i nr 2, czyli wszystkich oburzających się bezpodstawnym przesądzeniem o winie nazwać obrońcami korupcji, obrońcami III RP. Dzięki temu mnóstwo ludzi zapomniało, o co w ogóle szedł spór (o publicznym przesądzeniu o winie oskarżonego) i na dodatek udało się im podsunąć niekorzystne dla rywali skojarzenie. Czyli pełen sukces.

Metoda V – na aferała

W zamierzchłej, a nawet i nieodległej przeszłości niesłychanie wydajna. Pozwalała pogrążać ministrów, a nawet cały rząd czy partię. Polega na eksploatowaniu zarzutów o podłożu ekonomicznym wobec przedstawicieli konkurencji. Należy ich wytrwale i przy każdej okazji przedstawiać przez pryzmat owych zarzutów, by osiągnąć w umysłach wyborców nierozerwalną zbitkę: partia x = afery, czyli złodziejstwo.

Obecnie jej stosowanie należałoby naszym partiom odradzić jako nie tylko nieefektywne, ale wręcz drażniące tzw. elektorat. Przyczyna jest prozaiczna – nie przekona nikogo o cudzym złodziejstwie PiS mające na koncie ministra Lipca i senatora Chmielewskiego. Ani PO z posłanką Sawicką i prezydentem Karnowskim na karku. Co nie znaczy, że jedni i drudzy nie będą próbować – na nasze nieszczęście.

Metoda VI – na loosera

W jej ramach ustawiamy sobie przeciwnika w wygodnej do bicia pozycji przegrywającego i nieudacznika. Okazją staje się każde przegrane przez niego głosowanie, po którym opowiadamy o jego zdenerwowaniu, niemocy, politycznej impotencji itp. Oczywiście jako pretekst może posłużyć dowolna sprawa, w której się obiektowi naszych starań nie powiodło lub w której zderzył się on z niezależnymi od siebie uwarunkowaniami rzeczywistości. Stąd też słowa: „nieudacznictwo”, „brak profesjonalizmu”, „amatorzy”, „lenistwo” fruwają sobie u nas pomiędzy partiami w najlepsze ku satysfakcji wygłaszających, dziennikarzy (jest z czego „setkę” zrobić) i partyjnego betonu.
Istnieje jednak pewne poważne niebezpieczeństwo dla posługującego się tą sztuczką. Zdarza się, że looser odwinie się w widowiskowy sposób wobec zgrywającego się na twardziela rywala, co może mieć dla tego drugiego zgubne skutki. Takie właśnie kuku sprokurował sobie były premier J. Kaczyński w ostatniej kampanii wyborczej, kiedy to najpierw (wraz ze swoimi specami od sztuczek) wychodził z siebie, by jak najmocniej okazać lekceważenie obecnemu premierowi D. Tuskowi, a następnie poległ był w telewizyjnej debacie z tym politykiem, którego miał połknąć niczym przystawkę przed obiadem. Kontrast między buńczucznością zapowiedzi, a wynikiem bezpośredniego spotkania okazał się zabójczy dla wizerunku przywódcy PiS oraz całej partii, co powinno być przestrogą dla wszystkich imających się tego marketingowego chwytu.

Metoda VII – na paragraf, czyli na króliczka

Przebój obecnej kadencji w wykonaniu polityków PO. Posługują się tą techniką już jakieś 9 miesięcy, a końca gonitwy nie widać. W grze chodzi o to, by znaleźć paragraf na zawodników drużyny przeciwnej. Nowatorstwo konkurencji polega na dowolności owego zarzutu. Może to być jakakolwiek duperela, bo istotą chwytu jest wybór kandydata/kandydatów – musi/muszą spełniać jedno kryterium: łączyć w sobie moralizatorstwo z działaniami z przeszłości budzącymi wątpliwości prawno-etyczno-moralne. Po wyodrębnieniu odpowiednich postaci sposób okazuje się niezwykle skuteczny – wokół przeciwników nieustannie unosi się aura niejasności, podejrzeń, insynuacji i hipokryzji. Dotychczas nie ustalono jednakże, czy bicie rekordów świata w gonieniu króliczka nie obróci się przeciw ścigającym, jeżeli króliczek nie trafi w końcu tam, gdzie się sugeruje, że powinien. Czas pokaże.

Metoda VIII – na tyrana

Blisko spokrewniona z metodą II poprzez wykorzystywanie wrażenia ogółu dotyczącego delikwenta(-ów) ze strony przeciwnej. Aby była skuteczna, muszą one prowadzić do pewnych obaw o chęć nadużywania władzy i naginania reguł dla poprawy swojej politycznej sytuacji i walki o władzę. O ile postępowanie osób stanowiących target metody takie wrażenie wywołuje, nietrudno jest sugerować opinii publicznej ich antydemokratyczne czy wręcz despotyczne ciągoty. Gorzej, jeśli chwyt stosuje się wobec osobników, którzy się z despotyzmem nie kojarzą, a już najgorzej, jeśli cel tej manipulacji uprzednio postponowało się lekceważeniem oraz kpinami na temat nieskuteczności, słabości, braku znaczenia. Prawdopodobnie dlatego tak słabe efekty przynoszą przestrogi mówiące o reżimie obecnej ekipy rządzącej.

Listę metod szkodzenia konkurencji z pewnością można by, a nawet trzeba rozszerzyć. A nuż przeczyta ją ktoś, kto dotychczas nie patrzył na działania polityków w ten sposób i nabierał się na cały ten wizerunkowy chłam? A nuż się nad nim zastanowi i nieco usamodzielni w sferze polityczno-medialnej? Bo chyba nie chodzi o to, by bezrefleksyjnie łykać marne sztuczki panów z Wiejskiej.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ja bym dodał,

że panowie politycy oprócz zwalczaniem konkurencji zajmują się też ciągłym byciem w mediach.
To tez ich działalność, która większego pożytku nie przynosi, ale uprawiana namiętnie przez nich.

pzdr


grzesiu

A ja bym nasze obserwacje połączył. Bo po co oni do tych mediów chodzą? Głównie po to, by dowalać “wrogowi”. Do tego się przecież to ich bycie sprowadza.

A tak w ogóle to nie tyle o nich mi chodzi, co o nas. Fakt, że oni wciskają kit, nie znaczy przecież, że musimy go powielać.

Pozdr.


popisowiec

no i jest tekst

dobry

metodę “kartoflową” nazwałbym tez “na komucha” lub “na czerwnonego” jako że juz przylgnęla do SLD na stałe

do metody na durnia dodam akcję z niszczarke czyli jak nie ma dowodów oznacza to tylko tyle że zostały zniszczone

jak zacząłem czytać o profesjonalizacji to się prawie udławiłem, szczesliwie dopowiedziałeś co trzeba i juz spokojnie sobie czytam…

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Jak zwykle Popisowcze ..

trafiasz w punkt(y).

Podobny, choć bardziej obrazoburczy & wredny txt za mną chodzi od tygodnia.

Jak sie pozbieram to będę, jak miotacz płomieni.


Niezły zarys podręcznika, Szanowny Panie P.

I nader rozwojowy. Przynajmniej w tym względzie dorównujemy bardziej od nas cywilizacyjnie rozwiniętym krajom Abendlandu, jako że w regionach wschodnich całkiem inne zasady funkcjonowania władzy panują.

Tyle, że w następującym akapicie:

... nie zaś na zdobywaniu poparcia ludzi w celu mądrego i pożytecznego rządzenia krajem po wyborach.

znalazłem wyraz pewnej naiwności (pardon), choć nie wiem tak do końca czyjej. A także braku pragmatyzmu, jako że od dawna wiadomo, że nie szlachtuje się krowy dającej mleko czy też kury znoszącej jaja.

Wygląda na to, że wspomniane braki są immanentną cechą czlonków rodzimego Związku Zawodowego Polityków i Dziennikarzy.

Pozdrawiam serdecznie

PS. I tak powoli tworzy się nam zarys encyklopedii wiedzy o sprawowaniu władzy w Polsce


Igła

jak dla mnie to możesz nawet jako mobilna fabryka napalmu być:)

p.s a czytałes w Angorze tekst Fiszera o F16 ?

jak nie to idź do jakiego EMPIKA i obczytaj bo w necie nie ma a gazet słać nie bedę

prezes,traktor,redaktor


Maksie

Ja od początku latam na Gripenie.


Wiem, pisałeś

ale czytałeś?

prezes,traktor,redaktor


maxie

Nazwa jest dlatego “kartoflowa”, że w roli solanum tuberosum mogą występować i niekiedy występują również inne partie i osoby (SO, LPR, Kaczmarek).

Wygłup z niszczarką rzeczywiście pasuje do określenia “na durnia”. Nawet podwójnie. Bo gdyby wziąć go na serio, to i wszelkie oskarżenia wobec autora należałoby bardzzo uważnie brać pod uwagę i nie zważać na brak dowodów.

Profesjonalizację wymyślili dziennikarze “niezależni”, kiedy się to całe szaleństwo rozkręcało, czyli po pojawieniu się merytorycznych spotów lodówkowych. Od tamtej pory pojęcie robi za niby-usprawiedliwienie dla wszelkich politycznych idiotyzmów.

Pozdr.


Igło

No wiem, wiem, że pogląd na jakość tego, co się u nas polityką zwykło nazywać, mamy podobny. I że Ty taki bardziej ognisty jesteś.

Miotacz płomieni? Widać, że rocznica powstania była niedawno.

Pozdr.


Lorenzo

Jeśli chodzi o moje intencje, to podręcznik powinien nosić tytuł: “Co trzeba wiedzieć, by nie dać się nabierać politykom i dziennikarzom”.

A naiwność to ja już właściwie straciłem. Napisałem, czym polityka być powinna w teorii dla przeciwstawienia tej wizji naszej rzeczywistości.

Pozdr.


Tak na moje oko, Panie P.,

to od dłuższego czasu (o ile nie od początku) ta chwalebna akcja jest na TxT m. in. i Pańskimi rączkami, jest prowadzona.

Naiwnych na TxT niewielu się znajdzie, jeśli w ogóle. Za to wkurzonych całe mnóstwo. Tylko samo wkurzenie nie wystarczy. Trzeba by też i jakieś metody znaleźć. Sama choćby dyskusja o Wielopolskim czy Starynkiewiczu czy np. pewne teksty Pana Yayco oraz Artura Kmieciaka świadczą o tym, że w kotle się gotuje.

I pewnie kiedyś się ugotuje. Ale by potrawa zjadliwa była, a recepta dobra, czasu trzeba. Gdzie indziej trwało to lat dwieście, albo i dłużej, a my – w gorącej wodzie kąpani – chcielibyśmy już zaraz, po 18 latach.

Pozdrawiam optymistycznie


Igło, maxie

A ja kibicowałem efom szesnastym, bo w naiwności swojej wyobrażałem sobie, że będzie dobrze, jeśli nasza kompatybilność z armią sojuszniczą zaistnieje już na poziomie sprzętu.Tymczasem okazało się, że zarówno armia sojusznicza, jak i sojuszniczy rząd mają do nas stosunek użytkowo-biznesowy. Tak popisowiec uczy się na błędach.

Pozdr.


popisowiec

Zeby nie było to te Ef-y wychodzi na to (opierając się na zdaniu Fiszera) niczego sobie a Gripcie się róznie sprawują w czeskiej armii…

no tyle na pewno że tańsze są, ale ja się nie znam żeby to weryfikować

prezes,traktor,redaktor


Przepraszam, że między napój a zakąskę, Panie P.

I bardzo dobrze, że Pan i my w ogóle się uczymy na błędach. Bo polityka przecież to działania pragmatyczno-biznesowe, a nie żaden romantyzm, który w nas od lat się gotuje. O głupocie nie wspominam, bo to zjawisko normalne na całym świecie.

Być może to ten romantyzm, pozbawiony wiedzy o świecie i świadomości błędów, jest wadą naszą główną. Jeśli go jeszcze podlać sosem głupoty (bo niewiedza też jest głupotą, a jeszcze większą jest przekonaniem, żeśmy najlepsi, najszlachetniejsi, nasze tradycje najlepsze etc.) co poniektórych, to kolejna klęska gotowa.

Pozdrawiam przepraszająco


Szanowny Lorenzo (WSP)

Powiem panu tak.

Pan jesteś Konfederatem od pieluszki ( nie, żebym na pampersach na panu oszczędzał, co to, to nie, ale panu, jak najbardziej w pieluszce do.., no tego tam…no, a w pampersie nie ).

Tyle, ze ja to np w przyprawach się specjalizuję i w doprawianiu.
A pan, to do ciężkiej kawalerii należysz, przed którą, ja letkiego znaku będąc towarzyszem przedpole tylko oczyszczam.

& rozpoznanie czynię.


Lorenzo

Ja nie jestem jakimś wielkim pesymistą. Pamiętam, z jakiego punktu wolna Polska startowała i widzę, gdzie dziś jest. Przy całej miałkości polskiej polityki trzeba widzieć to, co się udało.

Tyle że w żadne przełomy już nie wierzę. Będziemy się rozwijać jako kraj siłą naszego niedorozwoju (koszty pracy, te rzeczy). Indywidulane powodzenie każdego z nas zależy od nas samych. I tyle. Na polityków bym specjalnie nie liczył. Oni chyba też myslą w kategoriach indywidualnych, zachowując jedynie ramy elementarnej odpowiedzialności za losy kraju czy ogółu.

Pozdr.


maxie

Ja też żaden fachowiec. Swoje zdanie opierałem na tym, że skoro na efach lata najpotężniejsza armia świata, to muszą być dobre i już. A skoro my z tą armią mieliśmy być jako te dwa bratanki, to i warto trochę drożej zapłacić, żeby w razie co konfliktu sprzętowego nie było. Ale te wszystkie awarie nowego przecież sprzętu najlepiej nie wyglądają.

Inna rzecz, że nie wiemy, jaka jest statystyka usterek efów w ogóle i jakie są statystyki awaryjności innych samolotów. Mamy przez to wrażenie, że tylko nasze się psują.

Informacja, że Grippeny nie lepsze jest nieco pocieszająca. Może Igła trochę poczyta i nas oświeci.

Pozdr.


Szanowny Panie P.

Zazwyczaj bywaja dwie drogi rozwoju: ewolucji i rewolucji. O konsekwencjach tej drugiej wiemy sporo. I nie wiem, czy są one dla społeczeństwa bardziej opłacalne, tym bardziej, że rewolucja lubi pożerać swoich twórców, dzieci etc. A także się degenerować; ze szczytnych celów pozostają głównie bardzo niedobre metody.

Ewolucja wymaga czasu, zmiany przyzwyczajeń i przesądów (niektórzy nazywają je błędnie również tradycjami), metod, a także sposobu patrzenia na to, co się dzieje wokół. A nam jest szkoda czasu i dlatego popełniamy błędy. Ot, choćby stawianie alternatywy wyborczej: jak nie tych, to kogo. Albo głosowanie przeciw, czyli wybieranie między dżumą a cholerą.

Trzeba po prostu zmienić perspektywę: czy ma to być część większej całości, czy nadal uprawianie kamienistego poletka na skraju cywilizacji. I pohukiwanie, że myśmy są przedmurzem albo ostoją. Czego, do diabła? Niegdysiejszych śniegów? Ani nie jesteśmy na tyle dużym krajem, by powstrzymać kontynentalne czy światowe tendencje, ani w nas potencjału, ktory wygenerowałby coś nowego, coś, co miałoby szanse się na kontynencie rozpowszechnić.

Stąd cała nadzieja w młodzieży, która wykształci się za granicą i powróci tutaj (jesli powróci) z nowymi przyzwyczajeniami, etyką pracy czy nawet etyką sposobu uprawiania polityki.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo

Prawdziwym problemem bywa przyznanie się do błędu. Niektórzy wolą brnąć do upadłego, bo im się wydaje, że uznając czyjąś rację, okazują słabość, przegrywają.

Romantyzm pozostawił po sobie mnóstwo grobów i piękną, pełną emocji literaturę. Pozytywizm – domy, gospodarstwa, przedsiębiorstwa, budowle, instytucje i literaturę nie gorszą od romantycznej, choć inną. Dla mnie stanowi to motto na całe życie.

Pozdr.


Tekst nie na temat :-)

To wszystko, co opisałeś, to forma a nie treść. Treści się nie doszukuj. Jej nie ma. Sprawdzone i udowodnione wielokrotnie.


Igło

Pod letkim znakiem to Ty mógłbyś być wyłącznie z przyczyn towarzyskich. Powołanie to masz raczej na husarza niż na dragona.

Pozdr.


tępicielu narodowej mitomanii

Ponieważ treść u nas nie występuje, jej miejsce zajęła forma i sama stała się treścią. Co mamy nieprzyjemność obserwować na co dzień.

Pozdr.


Szanowny Panie Lorenzo

Co do wyboru między ewolucją a rewolucją nie ma między nami sporu. Ta druga ma zdecydowanie negatywne konotacje.

Ale jeśli chodzi o tradycje, to nie widzę w nich zbyt wiele złego. Więcej – uważam je za pozytywny element życia społecznego. O ile nie traktuje się ich jak religii.

Przedmurze? Ostoja? Nie te czasy. Dziś możemy być co najwyżej częścią światowego systemu gospodarczego i politycznego i próbować wykorzystać tę sytuację dla dobra żyjących w Polsce ludzi. Krzewić cokolwiek możemy jedynie przykładem, o ile będziemy stanowić przykład pozytywny. Wszelkie zadęcie jest przeszkodą w osiagnięciu jakiegokolwiek celu, więc je z góry odrzucam.

Dla mnie idealna sytuacja to przywiezienie przez młodzież ze świata kompetencji, wiedzy, pieniędzy przy jednoczesnym zachowaniu owych tradycji. Oczywiście tych pozytywnych.

Pozdr.


Trafna diagnoza

Po pierwsze potrzebna jest trafna diagnoza. Tekst spełnia ten warunek. Trafna dignoza nie oznacza wcale, że proponowane lekarstwo jest własciwe. Nie mniej dyskusja jest budująca i ona sama w sobie jest moim zdaniem najlepszym lekarstwem. Po drugie potrzebne jest lekarstwo o bardziej powszechnym użyciu. Powiedzmy, ze taka aspiryna polityczna, na te wszystkie dolegliwości i ogólny katar polityczny. Niestety tej aspiryny nie widać. Po trzecie, co też przewija się w dyskusji, Polska po wzgledem poziomu politycznego w Europie nie jest juz wyjątkiem. Powszechny upadek tej dziedziny działalności publicznej widoczny jest we wszystkich cywilizowanych krajach. Nie może być to jednak żadnym dla nas usprawiedliwieniem. I wreszcie po czwarte trzeba szukać dróg wyjścia z marazmu. moim zdaniem jedną z takich dróg jest TXT, z którego zawsze chętnie korzystam.
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość