Tribute to Lagriffe – tekst konfrontacyjny (2)

Tak się też stało. Pan wrócił do salonu i w teatralnej pozie stanął przed Gruszeńką.

- Pani Agrypino, dotknięty jestem do żywego – zaczął podniesionym głosem, ale Gruszeńka nagle straciła resztę cierpliwości, jak gdyby trafił w najboleśniejsze miejsce.

- Po rosyjsku gadaj, po rosyjsku, nie waż mi się wtrącać ani jednego słowa polskiego! – wykrzyknęła. – Dawniej mówiłeś po rosyjsku, czyżbyś zapomniał przez te pięć lat! – Była czerwona z gniewu.

- Pani Agrypino…

- Jestem Agrafiena, jestem Gruszeńka, gadaj po rosyjsku, albo słuchać nie chcę.

Pan nadął się w poczuciu obrażonego honoru i łamaną ruszczyzną prędko i z namaszczeniem przemówił:

- Pani Agrafieno, ja przyjechał zapomnieć stare i przebaczyć, zapomnieć, co do dzisiaj było…

- Jak to przebaczyć? To tyś mi przyjechał przebaczyć?! – przerwała mu Gruszeńka, zrywając się z miejsca.

- Tak jest, pani, ja nie małoduszny, ja wielkoduszny. Ale ja był zdziwiony, kiedy zobaczył twoich kochanków. Pan Mitia w tamtym pokoju dawał mnie trzy tysiące, abym pojechał. Plunąłem temu panu w fizję.

- Jak to? On ci za mnie dawał pieniądze? – zawołała histerycznie Gruszeńka. – Czy to prawda, Mitia? Jak śmiałeś? Na sprzedaż jestem czy co?

- Panie, panie – ryknął Mitia – ona jest czysta, ona promieniuje czystością, i nigdy nie byłem jej kochankiem! Zełgałeś…

- Jak śmiesz mnie przed nim bronić? – wołała Gruszeńka. – Nie z cnoty byłam czysta i nie dlatego, że Kuźmy się bałam, ale tylko dlatego, żeby przed nim być dumną i żeby mieć prawo rzucić mu to w twarz przy spotkaniu. I czy rzeczywiście ten podły człowiek nie wziął od ciebie pieniędzy?

- Ależ brał, brał! – zawołał Mitia. – Tylko że chciał od razu całe trzy tysiące, a ja mu dawałem siedemset na zadatek.

- Naturalnie: dowiedział się, że mam pieniądze, więc przyjechał się żenić!

- Pani Agrypino! – zawołał pan – ja rycerz, ja szlachcic, nie łajdak! Przybyłem wziąć ciebie za żonę, a widzę nową panią, nie tę co przedtem, lecz upartą i bez wstydu.

- A wracajże tam, skąd przyjechałeś! Zaraz każę cię wypędzić, i wypędzą cię! – krzyknęła z wściekłością Gruszeńka. – Głupia, głupia byłam, że pięć lat siebie dręczyłam! I wcale nie dla niego, lecz ze złości! I to wcale nie on! Czy on był taki? To jakiś jego ojciec! Gdzieżeś ty sobie tę perukę kupił? Tamten to był sokół, a ten to śmieszny kaczor. Tamten śmiał się i piosenki mi śpiewał… A ja, głupia, pięć lat łzami się zalewałam, przeklęta idiotka, podła, bezwstydna!

Osunęła się na fotel i ukryła twarz w dłoniach. W tej chwili rozległa się w pokoju z lewej strony, zaintonowana przez chór wiejskich dziewek, które w końcu się zebrały, skoczna pieśń.

- To Sodoma! – zawołał naraz pan Wróblewski. – Gospodarzu, wypędzić te bezwstydnice!

Gospodarz, który od dawna już z ciekawością zaglądał do pokoju, zwabiony krzykiem i kłótnią gości, nie dał na siebie czekać.

- Czego krzyczysz, czego się drzesz? – zapytał Wróblewskiego z jakąś niezwykłą niegrzecznością.

- Bydlę! – ryknął pan Wróblewski.

- Bydlę? A ty, bratku, jakimi kartami teraz grałeś? Podałem ci nową talię, a tyś ją schował! Znaczonymi kartami grałeś! Ja cię mogę za to na Syberię wytransportować, wiesz o tym, bo to jakbyś pieniądze podrabiał…

Podszedł do kanapy, wsunął palce między poręcz a siedzenie i wyciągnął nie rozpieczętowaną talię.

- To jest moja talia, nie rozpieczętowana! – Podniósł ją i pokazał wszystkim.

- Stamtąd widziałem, jak on moje karty wsunął w szparę, a zaczął grać swoimi. Szuler jesteś, a nie pan!

- A ja widziałem, jak pan dwa razy kartę zamieniał – wykrzyknął Kałganow.

- Ach, co za wstyd, ach, co za wstyd! – zawołała Gruszeńka, załamując dłonie, i naprawdę zalała się rumieńcem wstydu. – Boże, jaki się człowiek z niego zrobił!

- I ja tak myślałem – rzekł Mitia.

Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow

***

Jeśli znów zaczerwieni się firmament
Od tych kilku telefonów szach-mach,
Znowu będą grać panowie w Amsterdamie
Na Verdun, Tannenberg, Skagerrak.
Pan Strawinskij coś nowego skomponuje –
Tradycyjnie – „Histoire d’un soldat”.
Śmierć jest okultyzm. Człowiek się akomoduje.
Więc Strawinskij do Genewy. Nie ja.
Wojna zresztą to jest taki rodzaj organów,
Kto piszczałką jest, ten piszczy „Mamo”.
Jakże słodko być nawozem pod tulipany dla tych panów,
Dla tych mądrych panów z Amsterdamu.

O tej książce, którą kupiłeś na kredyt,
Przyjacielu mój brzydki, nieprawy,
Nie mogę przestać myśleć, o biedny!
O tej książce o ptakach z Jawy.
Sto razy skrzywdziłeś żonę,
Tysiąc razy słabszych od siebie,
Lecz w końcu przyśniły ci się te ptaki rozmarzone
W tej książce, w jawajskim niebie.
Teraz kręcisz się nad nią jak ważka
Nad nurtem nieprzeniknionych czarów
I mówisz: – Złowienie tego ptaszka
Kosztowało 6000 dolarów.
A ten – mówisz – popatrz, jaki czerwony,
Zielony ów, ten nierealny prawie…
Przyjacielu, któryś podpalił suknie swej żony,
Aby potem modlić się na Jawie!
Po co, po co kupiłeś księgę miraży,
W które wchodzisz jak monstrum w strumień…
Abym musiał całą noc o tobie marzyć
I męczyć się, i nic nie rozumieć.

K.I. Gałczyński, Bal u Salomona

***

Wysyłam liścik w butelce po merlocie.

Od: Pani na Wrzecionie
Do: całej Poczty Gdańskiej

Tolle et lege.

Za zgodność: święty Augustyn

(krugłaja pieczatc’, podpis nieczytelny)

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Hm,

nic nie rozumiem, ale idem szukać tribute nr 1 bo nie znam.

Pozdro.


Pino

Dlaczego tribute to Lagriffe?

Hę?


Gdyż ponieważ

napisał nieco wcześniej tekst pokrewny. ;)


No tak,

Mężczyźni są upośledzeni, bez wątpienia. W stopniu ciężkim.

Wszelkie wyjątki potwierdzają regułę.

Patrz PaniOlu, nikt nie rozumie, a sami mężczyźni nie rozumiejo.

Prosty tekst, a nie rozumiejo.


Nobody understands

my name is Nobody:)

No.


Jak nie?

Rozumieją, jak sądzę, jednakowoż.

Kto miał zrozumieć, to poczuł.

Rapierem pod żebro.


Ja – w odwrotności do Grzesia – rozumiem,

ale to nic nie znaczy.

Bo mnie się wszystko kojarzy,
w zależności od tego,
co robi w danej chwili moje ego.
No i w tej danej chwili to ego
ma zamiar bronić urzędy użyteczności publicznej
na wyspie.

Do upadłego.


ja też nie rozumiem

ale jakoś mję to nie martwi :D

=moje nudne i banalne foty=


Widzisz Pino?

Mówiłam.

Nie rozumiejo, a mówio.


To się zdarza często

Panno G.

Nie tylko mnie…


Niektórym zbyt często

i bez świadomości.

Takich ludzi tylko żal.

Widać takie ego. Głodne.


a może nie rozumiejo, bo chco?

ignorance is bliss … że tak powiem :P

=moje nudne i banalne foty=


Święte słowa

Bez świadomości.


Wiesz Stopczyku

Może tak, ale to gorsza wersja. Oznaczałaby ona bowiem, że ludzie są sprzedajni. Niekoniecznie za pieniądze.

Nie wiem czy kiedykolwiek połączę ten swój buddyzm ze sprzeciwem wobec czegoś takiego. Ten sprzeciw we mnie jest, a to nie po buddyjsku, bo ja bym chciała uczciwości zamiast srania po gałęziach.

Milczeć nie umiem.

Niedobrze.


no i chuj bombki strzelił

jakby powiedziała napita Pino, bo jak wcześniej nic nie rozumiałem, tak teraz już zupełnie nie czaję bazy…

chyba że znowu sie katujecie jakimiś zaprzeszłymi aferami… ale ja sie nie znam

=moje nudne i banalne foty=


Możesz oczywiście wykrzyczeć wszystko jeszcze raz

ale dlaczego do jasnej cholery nie umiesz posłuchać odpowiedzi?


Doc,

co to znaczy jatujecie?

Dla mnie ta “afera” jest raczej bieżąca. Od 4 maja, as far as I remember…


Świadomość

to sobie można nabyć.

Wystarczająco dużo słów padło.

I argumentów.

I faktów.

Reszta jest milczeniem. Póki co.

Gupikiem można być, choć ja bym nie chciała.

Wszystko jest kwestią wyboru – buddyzm.


Trujesz

niestety.

Buddyzmu bym w to nie mieszał...


ekhem

katujecie. jot jest obok ka :P

“jest raczej bieżąca.”

znaczy to jest taki present perfect continuous, tak? :P

=moje nudne i banalne foty=


Nie ma żadnej bieżącej afery

Są niedokończone sprawy i wątki.

Idiotyczne, aroganckie manifestacje.

I zadęcie tak wielkie, że ogarnąć go nie sposób.

Czym uzasadniane?

Banał, jak życie, nie obrażając życia.

Czas, on wszystko wyjaśni.


Pora jest stosowna, Panno G.

Lepiej by było dokończyć wątek w tym roku.

Bez odwoływania się do grafomanii (cokolwiek by to miało oznaczać).

Dla mnie to nie jest obojętne (cokolwiek by to miało oznaczać).


No jakże mi przykro,

że truję i Merlot by buddyzmu w to nie mieszał.

Ale jak komuś się to do czegoś przyda to powiem wbrew buddyzmowi, niech tam, najwyżej nie odrodzę się jako kotek: stanięcie po stronie skurwysyna, jest zawsze stanięciem po stronie skurwysyna.
Z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Nie można mieć pretensji do porządnych ludzi, że się temu sprzeciwiają.

Proporcje się odwracają, bo każdy skurwysyn jest sprytniejszy. Ten mechanizm funkcjonuje zawsze i wszędzie.

Na zdrowie!


Pora jest stosowna

bo sprzątam swoje życie. Absolutnie, bez ograniczeń, bez srania po gałęziach (jednak lubię to powiedzenie).

Nie chce mi się marnować czasu, ani atłasu.

Na mnie nikt go nie marnuje.

Jeszcze trzy dni i wszystko się zmieni, zacznie od nowa.

Zatem istotnie, pora jest stosowna.


Posłuchaj, G.

nie znam człowieka.

Być może jutro zobaczę go po raz pierwszy w życiu.
Nigdy nie stanąłem po Jego stronie w konflikcie między wami.
Twoja barwna definicja jest ostro emocjonalna, ale wybacz, dla mnie to jest tylko awatar.

Nie czuję się na siłach wcinać się między lornetę i meduzę.

Mój problem polega na tym, że brakowało mi Twojej obecności w bardzo ważnych i trudnych momentach mijającego roku.

I ten, bezpretensjonalnie nazwany, “s***n” nie ma nic do tego.


I po co stukać w kalwiaturkę

skoro nie ma to żadnego sensu, w szczególności z powodu, że od początku wiedziałam, że nie ma to sensu?

Nie wiem czy kiedykolwiek uwierzysz Merlot, że moja definicja jest całkowicie pozbawiona emocji, a bierze się z faktów, i że nie ma się w co wcinać (to a propos lornety i meduzy). Pamiętasz to zdanie są granice nieprzekraczalne dla Gretchen ?

Nie wiem jaka bajka została sprzedana na mój temat, ale słyszałam już takie rzeczy, że hej ho.
W końcu z jakiegoś powodu kilka osób się zadkiem na mnie wypięło, nie?

Kilka miało więcej rozumu, i dzisiaj w chwilach rozpierdalania się wszystkiego wokół mnie, są. Proste? Proste.

Dla mnie życie jest proste i wciąż staram się upraszczać.

Wielu ludziom, stąd, z tekstowiska, nie brakowało (mam nadzieję) mojej obecności, bo odrobinę o tę obecność zadbali. Dzisiaj, oddają mi to, co może nieudolnie kiedyś dałam.

Chwała grubemu buddzie – jak mówi Pino.


G.

Pora jest stosowna
bo sprzątam swoje życie.

Wiem, że sprzątasz.

Wiem, że to jest konieczne i wiem, że to jest dobre.
I życzę Ci, żeby Nowy Rok zauważył, że sprzątnęłaś.

Ściskam Cię, G.


Nowy Rok zobaczy

Będzie pierwszym, który zauważy.

I niech Ci z Góry mnie chronią, żebym już nigdy się nie ugięła przed kurestwem. iluzją i małością. W tym, własną.

Z braku, rodzi się dobrodziejstwo obfitości.

Z opuszczenia, obecność.

Tak będzie.

Amen.


Dzień dobry,

wszystko (dla odmiany) rozumiem, ale nie skomentuję inteligentnie, bo mam kaca.

Muszę najpierw ze dwie herbaty wypić.

***

POBUDKA

Godzina piąta, minut czydzieści, kiedy pobudka zaaaaaagrałaaa!

Wstawać, kociambry, korytarcze czyścić!!!

Znowu się upiłam, szarlotką. Niech to szlag


Pino, marudzisz.

Veni, vidi, i nastąpił anticlimax.
I to chyba dobrze jest. Prawdopodobnie.

Możesz to przekablować Pannie G. Zrozumie.

Bo to bystra cholera jest.


Wiem,

to forum ma nas łączyć, a nie jednoczyć.

Oczekuję na medal z kartofla.


Jako niegłupia małolata pewnie się doczekasz.

Bez ironii, Pino.
Podtrzymuję, co powyżej.

Powiem więcej.
Cieszę się, że się znów napatoczyłaś.

Happy New Year!


Happy


Subskrybuj zawartość