Z pamiętnika młodego bażanta

Wreszcie zaczęły się ferie. Dzisiaj rano moja współlokatorka wyjechała do domu. Zrobiłam jej hug na pożegnanie, a ta stwierdziła ze zdumieniem „to ty mnie jednak chyba trochę lubisz!”

Nie, wcale, kupuję krówki, gotuję obiady, budzę o szóstej rano i krzyczę wyłącznie na ludzi, których nie znoszę, przecież to elementarne.

Propaganda sukcesu pt. jestem miłym i słodkim bażantem przyjmuje się w społeczeństwie nadzwyczaj opornie.

(To wszystko zresztą działa w obie strony – mój wynik w sesji to częściowo wynik jej sadyzmu, też we mnie rzucała różnymi przedmiotami, żebym się uczyła, a nie tylko siedziała w Internetach.)

No i czym by się tu teraz zająć. Teoretycznie mogłabym poczytać o zamachu majowym i procesach brzeskich, ale coś czuję, że by mnie odrzuciło. Co za dużo, to niezdrowo, do diabła, a ja mam wrażenie, że przez ostatnie tygodnie myślałam wyłącznie o historii. Niedobrze.

Ach, wpadłam też na pomysł, żeby coś napisać o rachunku różniczkowym, tfu, wróć, napisać o potwornym i odrażającym zaborze austriackim. Chyba cieszy się dobrą opinią, nie wiadomo czemu. To znaczy, wiem czemu, ale nie lubię mitów i stereotypów. Chociaż w sumie, tyle radości może sprawić ich kwestionowanie…

W poniedziałek pisałam historię polityczną i społeczną Polski w XIX wieku (pomijając, że nie rozumiem, jak może istnieć historia czegoś, czego nie było, ale meh). Skończyłam cyzelować swój pięciostronicowy esej o Wielkiej Emigracji, kiedy do wyjścia pozostało pół godziny, a trzeba było stworzyć jeszcze drugie wypracowanie. Hm, no to dawaj, szlachta na koń wszędzie, nie jestem pewna, co napisać, ale temat dali jakiś taki prosty. Oceń treść i funkcję stereotypów narodowych. Napisałam pierwsze zdanie i momentalnie złapałam flow, przy okazji dostając kompletnej głupawki. Dali mi za to czwórkę, bardzo słusznie, też bym sobie jednak obniżyła za potoczny język. Ale nic nie poradzę, że polska historia jest komiczna.

Cudzoziemska też zapewne jest, ale nie analizujemy jej na tyle szczegółowo (plus nie znam literatury), żebym mogła mieć z niej tyle pociechy. Tak, wiem, mój patriotyzm jest zaiste wątpliwy. Taka krakowska tradycja.

I jeszcze nie mogę jechać do Kongresówki, bo się łudzę, że do jutra sekretariat wyrobi mi duplikat legitymacji studenckiej i nie będę musiała się pruć z kasy na pełnopłatny bilet. #krakowskieskapstwo

Nuda. Nikt się ze mnie nie śmieje, nie rzuca we mnie piłeczką ani nie poddaje w wątpliwość mojej inteligencji. O, ktoś zadzwonił, ale raczej w celach odwrotnych, zaraz mi się w głowie przewróci.

Jakie życie jest piękne ostatnio. To podejrzane. Czekam, aż coś znowu pierdolnie.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Hm,

“Czekam, aż coś znowu pierdolnie.”

Nie czekaj i nie myśl, bo i po co, wtedy się tylko przywołuje to Złe.

A życiem pięknym trza się delektować, no i nie myśleć za dużo, myślenie jest przereklamowane, tak mnie się zdaje.

A tak przy okazji, przypomniałaś mi pisaniem o studiach, że mam jednego kumpla co chyba studiuje historię dalej (a to dalej trwa już z 7, 8 lat u niego), aż się muszę do niego odezwać, co tam ciekawego, bo faza na izolejszyn nie może trwać przecież wiecznie.

A co do pytania, co robić/jak żyć po sesji, ja wprawdzie nie mam sesj, ale mam katar, ból głowy i kaszel i zajmuję się cały dzień słuchaniem Klubów Trójki zaległych (bo jakoś mnie zazwyczaj omijały), właśnie słucham o winach, wcześniej o psychopatach, wcześniej o polskich kierowcach, szkole, relacjach polsko-niemieckich itd

a w przerwach oglądam sobie “W wie Wissen” w niemieckiej telewizji.

Zawsze wiedziałem, że choroba człowieka rozwija, nie to co praca odmóżdżająca.


grześ

“Nie czekaj i nie myśl, bo i po co, wtedy się tylko przywołuje to Złe.”

Mam odmienne zdanie. I nie mogę tak od razu przestać myśleć, to leci rozpędem.

“A tak przy okazji, przypomniałaś mi pisaniem o studiach, że mam jednego kumpla co chyba studiuje historię dalej (a to dalej trwa już z 7, 8 lat u niego)”

Ej, trochę taktu, bo dla odmiany popadnę w depresję. :P

Słyszę coś o jakiejś rotundzie i wieżowcach, o co chodzi?


Ej, no przecież

to nie ma związku z tym studiowaniem z tobą, no.

Odmienne zdanie?

No w sumie może i fakt, po fazach na optymizm tez może przyjść deprecha, może myślenie nie ma więc znaczenia żadnego.

A ja nie wiem, ja słysze to, czego słucham, czyli o tych winach, a propos ostatnio piłem zajebiste hiszpańskie wino, które znalazłem w markecie za 10 zeta,, ale mnie miło zaskoczyło.

Oczywiście nazwy już nie pamietam, co mi z kolei przypomina, że miałem se notować nazwy win, które mi smakują, żeby wiedzieć, co piłem, co nie i co warto, czego nie.


Aha

Zdaje się, że włączyłam po prostu Trójkę live. I wyłączyłam o 21, nie chce mi się słuchać o pogrzebie Szymborskiej.

Fakt, u mnie to dopiero 6 lat, ale będzie więcej * załamka *

Wino, phi, piwa bym się napiła, albo na wódkę poszła…


idź na koncert

Ojca Dyktatora. to moi ziomale. fajnie grają. krótko, głośno i 100% po pijaku.


Docent

Grindcore? chyba bym tego nie zniosła :)


Odwódki rozum krótki:)

czy jakos tak,jak nie grindcore (co to w ogóle jest?), to może folk winny:)


grindcore

e tam dałabyś radę :P


Hm

Poproszę tubkę na próbę.


Wino

Wczoraj się skusiłam na Kidzmarauli i wypiłam trzy kieliszki, jakie to jest dobre. Mówi to człowiek, który wina właściwie nie lubi.


Ale tak się zastanawiam,

czy jednak ciągłe obracanie się w sferze negatywnych/mrocznych/smętnych myśli nie ma negatywnego wpływu i czy nie przyciąga negatywnych wydarzeń.

Bo ja po mojej ubiegłoroczno-wakacyjnej fazie na optymizm (całkiem długo ta faza trwała, zresztą) od jesieni że tak powiem tkwię w fazie totalnie mało optymistycznej i już mnie to zaczyna powoli drażnić, no:)


grześ

No ja mam problemy z wahaniami nastroju, teraz akurat weszło mi na górkę. Nie jakoś strasznie, ale: znowu palę jak smok (w końcu nim jestem, skądinąd), dużo gadam, nie mogę jeść, słabo śpię, mam ochotę jechać do Lwowa i w ogóle. Także jakbym nagle zaczęła bredzić tutaj, to z góry wszystkich przepraszam i proszę o wyrozumiałość. Trza znowu zacząć brać lamo, kurwa mać. I moja akcja z lipca połowicznego rzucenia palenia się poszła jebać. :( Se plasterki kupię, bo mi współlokatorka żyć nie da po feriach.

Pozytywy w sumie też są, lepiej mi się myśli, sesję zdałam zajebiście, robię sporo fikuśnych rzeczy, może nawet znowu zacznę pisać powieść, hi hi.


Aha,

jest możliwe, że latem wyląduję w Rzeszowie, aby zarobić pieniążek. Może się spotkamy wtedy.


O, no to super,

to się spijemy np. w knajpie Mefisto:), gdzie w moje urodziny piłem chyba wszystkie możliwe rodzaje alkoholi.


Mamy

do nadrobienia Calvados. Przywiozę goździki. :)


Hm,

zastanawiam się, czy w Rzeszowie w jakiejś knajpie serwują calvados, ale nie ma co tracić nadziei:)

W sprawie goździków jestem oczywiście na tak, acz swoją przygodę z paleniem/popalaniem udało mi się zamknąć , ostatni raz zapaliłem ze 2 fajki 28 stycznia, jak w knajpie byłem, w dodatku wysępiłem od osób, które uczę (nnie popadajmy w przerażenie, nie od uczniów z technikum:))


grześ

Niestety z tym Rzeszowem to jeszcze nic pewnego.

Tak sobie hajdparkowo zauważę, że ja, człowiek społeczny i zwykle łaknący ludzi wokół siebie, chwilowo mam błogi nastrój, bo jestem sama (nie licząc psa). Aż nawet mojemu facetowi powiedziałam, żeby dziś nie przychodził, pod pretekstem, że jestem niewyspana.


Ty uważaj, jeszcze to przeczyta:)

i się obrazi np.

O.


etam

każdy potrzebuje trochę spokoju, no :)


Subskrybuj zawartość