Maria

Maria z grymasem bólu na twarzy zakończyła poranny makijaż. Dziś zajął jej więcej czasu niż zwykle.
No, może być – szepnęła cichutko do siebie samej. Raz jeszcze przyjrzała się swojej twarzy. Sporo za dużo pudru i cieni, stwierdziła w duchu, ale inaczej się nie da, aby zakryć, to czego pokazać nie chce innym. Najchętniej nie poszłabym dziś do biura, ale Dzień Kobiet, rozmyślała dalej, będą kwiaty drobne prezenty i życzenia. Najważniejsze aby nikt nie zauważył siniaków i zadrapań.. Jeszcze nieszczęsna szyja, sięgnęła po kolorową apaszkę i delikatnie przewiązała na szyi. Pokręciła z zadowoleniem głową i delikatnie się uśmiechnęła jednak automatycznie syknęła pod nosem z bólu, bolały: usta, szczęka i okolice czoła…
Postawiła kołnierz bluzki na sztorc, posprzątała łazienkę i wyszła z mieszkania.

Teraz dopiero, gdy stąpała po schodach zdała sobie sprawę z faktu poważniejszych obrażeń. Żebra brzuch i uda niemiłosiernie bolały. Czuła jakby suchy trzask miał rozerwać jej plecy…
W końcu znalazła się na parkingu, wsiadła do swojego nowego fora fokusa –obiekt zazdrości koleżanek z pracy- i odjechała sprzed domu. Odruchowo spojrzała w lusterko, poczuła jak zimny dreszcz przebiegł po jej całym ciele. Z rogu lusterka patrzył na nią Stefan. Nerwowym ruchem wyjęła zdjęcie męża i włożyła do schowka. Przejeżdżając przez miasto rozmyślała o wczorajszym dniu.

Dobrze, że dzieci zostały wczoraj u mamy. Po co się go czepiałam, to moja wina i dobrze mi tak. Tak to nasza kobieca zazdrość: gdzie byłeś, co to za zapach, a gdzie masz resztę pieniędzy, a czemu pijesz…Przecież Stefan to wspaniały mężczyzna, on na pewno mnie kocha. To wódka i zszarpane nerwy, jest przepracowany, a szminka na kołnierzu jego koszuli ? Na pewno w windzie jakaś się o niego otarła? Ale ja głupia jestem, dobrze mi tak. Mruknęła pod nosem i skręciła pod siedzibę firmy.
Dziś, jak zawsze po takich zdarzeniach przyniesie kwiaty, upominek, przeprosi i będziemy się kochać...Spojrzała raz jeszcze w lusterko i stwierdziwszy, że nic nie widać uspokoiła się zupełnie. Ból minie jak zawsze…?

(...)
Nie zdołam dziś pójść do pracy, musze odpocząć... Podniosła słuchawkę telefonu spojrzała na wyświetlacz zegara była 9:30. Wybrała numer i po trzecim sygnale usłyszała w słuchawce: Słucham, biuro mecenasa Rawicza… – To ja Maria, szepnęła ledwo słyszalnym głosem. Ewo wypisz mi urlop, proszę źle się dziś czuję.
-Mario potrzebujesz pomocy, nie zaprzeczaj, zaraz do ciebie przyjadę z Julią, tak dalej być nie może. Teraz jednak nie chcę cię ranić pozwól sobie tylko pomóc, zrób to dla siebie i dla dzieci. Musisz mi pozwolić sobie pomóc. Głos z drugiej strony zamilkł. Zrozumiała, że Ewa tym razem nie odpuści. Przez głowę przebiegały myśli jedna za drugą – No tak wczoraj był dzień kobiet, były życzenia, uściski. Był szampan i były kwiaty. Nagle uzmysłowiła sobie, że oni w biurze musieli już od dawna o wszystkim wiedzieć? Dla tego wczoraj tak delikatnie mnie obejmowali i życzyli mi zdrowia sił i odwagi do zajęcia się sobą... Zapewne wiedzieli, że jestem poturbowana?

W głowie Marii dudniło niczym w pustej beczce. Natrętne pytania zalewały jej ledwo funkcjonujący umysł. Dlaczego, dlaczego mnie to musiało spotkać? Co takiego robię źle?
Po jakimś czasie ze stanu głębokiego omdlenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili przeraziła się okropnie. Stefan wrócił – pomyślała nerwowo, dopiero po którymś kolejnym dzwonku uzmysłowiła sobie, że to może być Ewa ? Zwlokła się z łóżka i dotarła do drzwi. W progu stanęły koleżanki z pracy. Widok skatowanej Marii odrzucił je na chwilę od drzwi, ale prawie natychmiast znalazły się środku wymawiając z przerażenia słowa: O Boże, o Jezu, co on ci zrobił?!
Maria cichutkim, ledwo słyszalnym głosem, odpowiedziała – wyjechał, wziął narty, pojechał w Alpy. Powiedział, że dłużej ze mną już nie wytrzyma. Zbił mnie za to, że… dzieci są za mało do niego podobne? Ale to nie moja wina, one naprawdę są jego…
Po tych słowach zemdlała w objęciach Ewy i Julii. Obrzękła posiniaczona głowa bezwładnie osunęła się na bok. Twarz Marii zaczynała robić się coraz bardziej blada, była prawie kredowa. Jedynie miejsca nowych, świeżych pęknięć skóry miały ciemno brunatny kolor. Z kącików ust wypływała cienka strużka prawie czarnej krwi… Dzwoń – krzyknęła przerażona Ewa , dzwoń po pogotowie – ona umiera!!!

Dziś, kiedy stoję przed lustrem przed oczami stają mi tamte obrazy, które pojawiają się zawsze wtedy, kiedy słyszę kogoś płacz, kiedy słyszę krzyk dzieci i słowa-przestań, zostaw…
Mimo mojej dwuletniej terapii rozpoczętej prawie natychmiast po półrocznym pobycie w szpitalu nie mogę uwolnić się od tamtych zdarzeń.
Na początku terapii długo nie mogłam zrozumieć słów „to nie ty jesteś winna”. A kiedy już w to uwierzyłam przyszło mi zderzyć się z faktem, że po części jednak to ja byłam winna gdyż dopuściłam do tego, co się zdarzyło poprzez moje milczenie i aprobatę przemocy, której Stefan dopuszczał się wobec mnie.

Pierwszy mój kontakt z psychologiem i grupą zakończył się niepowodzeniem. Musiałam zdecydować się na terapię indywidualną. Nie byłam gotowa do wysłuchiwania innych podobnych mi kobiet, których mężowie, zwykle życiowi nieudacznicy, pijacy ludzie z marginesu wyrządzali im tyle krzywdy i skazywali je na życie w nędzy.

Przecież mnie mój Stefan kochał, dbał o dom, o dzieci. Niczego nam nie brakowało? Mieszkaliśmy w dużym własnościowym mieszkaniu w dobrej dzielnicy. Mielimy samochody i konto w banku, które nigdy nie był puste? Tak postrzegałam przeszłość i to, co mnie w niej spotkało. Moje naiwne usprawiedliwiania wszystkiego zła, którego doświadczałam wraz z dziećmi, było obłudne i okrutne. Niczym się nie różniło od problemu tych kobiet, które przyszło mi poznać. A czasem one były bardziej wartościowe ode mnie, gdyż przyszło im walczyć z jeszcze jedną trudnością, której ja nigdy nie doświadczyłam: z biedą i jej skutkami. Dylematem, co dać dzieciom do jedzenia, gdzie przenocować po następnej eksmisji, za co kupić lekarstwa?

Wtedy byłam przekonana, że to grupa mnie odrzuciła. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że to ja odtrąciłam grupę. Nie chciałam, a raczej nie byłam jeszcze gotowa, zobaczyć tego, co widzieli inni.

Terapia indywidualna była tym, czego szukałam. Tak mi się przynajmniej zdawało. Prowadzący był inteligentnym delikatnym człowiekiem. I – jak zdążyłam się zorientować, nie był aż taki drogi.
Ale po kilku tygodniach zajęć, w których brałam udział i próbowałam się odnaleźć doszłam do wniosku, że jednak czegoś tu brak, tak jakby nieco za słodko, za delikatnie, zbyt przyjaźnie do tego, co się wydarzyło? Nie mogłam tego zrozumieć, ale w sukurs przyszła Ewa. Opowiedziałam jej o bólu, jakiego doznałam na zajęciach w grupie i tej delikatności, która za nic mi pasowała.

- Spróbuj wrócić do grupy, inaczej nic nie zauważysz. To, co ci towarzyszy to naturalny lęk o prawdzie, która tkwi w tobie samej. To naturalne, wierz mi – mówiła Ewa, czytałam w opracowaniach, słuchałam kilku wykładów… Nie mogę ci pomóc osobiście, ale namawiam cię gorąco abyś spróbowała podołać raz jeszcze tej, być może ostatniej już, próbie. Potem wszystko będzie już inne. Zobaczysz.

Lustro, w które patrzę teraz, zdaje się potwierdzać te słowa Ewy. Dziś nie szukam w nim śladów, które jeszcze nie tak dawno musiałam podmalować, zapudrować, aby nie były widoczne dla oczu wścibskich osób. Dziś doskonale wiem i pamiętam, że ta blizna nad łukiem brwiowym pochodzi z dnia kobiet sprzed czterech lat, znam daty i okoliczności powstania pozostałych. I wiem jedno, że nowych już nie przybędzie.
Te na ciele zdążyły się już zagoić, jedynie jedna blizna jakoś nie może – pękniecie w sercu i fakt demonów budzących się w nocy.

To ja, to mój problem. A dzieci? A on, Stefan? Sprawca, czy wie o tym, co zrobił mnie dzieciom i sobie? Czy jego piekło, przez które przechodził jest piekłem takim jak moje? A Bóg, czemu na to pozwolił, czy jest bez winy?
Powiedzenie Edmunda Burke „Zło jedynie wtedy triumfuje, gdy dobrzy ludzie nic nie robią...” jest jak najbardziej prawdziwe. Jest trafnym odzwierciedleniem stanu. Co by było, gdyby nie Ewa i Julia? Co by było, gdyby dalej udawały, że nic nie widzą, że to nie ich sprawa, nie ich życie…?
________________________________________________________________
Jeśli padną pytania, odpowiem
Marek Olżyński

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Mam pytanie

Chociaż retoryczne. Czy kiedyś skończą się takie tragedie? Kobiety będą znać swoją wartość i prawa, a mężczyźni nie będą babskimi bokserami chociażby ze strachu przed prawem, ale wolałabym, że ze świadomego wyboru.
Co się działo w dzieciństwie tych dwojga dorosłych ludzi, że doszło do tego dramatu. Ona milczała, on katował.
Ile razy jako dorośli popełniamy błędy wychowawcze, które skutkują potem takimi skrzywieniami. Kiedy te błędy popełniamy?


Eh,

dołujące…
Najgorsze, że taie historie ciągną się latami i kobiety nie umieją się wryrwać, co gorsza naznaczone zostają na zawsze dzieciaki jeśli są.

Pozdrawiam.


Panie Marku!

Świetny choć smutny tekst. Ile z kobiet czytających go dostrzeże w nim siebie? (Piszę o tych, co powinny to zrobić.)

Mam wrażenie, że nie ma sposobu na trwałe rozwiązanie tego problemu.

Pozdrawiam


Panie Marku

Ja to wszystko znam dobrze, za dobrze, ze zbyt bliska widziałam.

Uczestniczyłam bardzo intensywnie w życiu takich kobiet, nie jako jedna z nich lecz jako ktoś, kto próbuje wnieść trochę siły i światła do tej ciemnej nory.

Znam krzyk dzieci w nocy: tata zabije mamę! Znam łzy i rozpacz.

Dostałam kiedyś sporą torebkę uzbieranych przez tygodnie leków – widoczny sukces rezygnacji z decyzji ostatecznej.

Poznałam dziewczynę z Pragi, która wytrwała po ataku nożem. Wytrwała w wymuszanej na niej prostytucji kiedy była w ciąży, bo przecież w jej stanie można więcej zarobić, chętnych nie brakowało nigdy. Nie wytrzymała kiedy urodziła to dziecko i pewnego dnia, po krótkiej chwili snu zerwała się z łóżka i odnalazła swojego syna w zamrażalniku.

Poznałam wiele kobiet, które wygrały tę walkę i wiele, które przegrały uwierzywszy w miraż wakacji w Egipcie.

Zadają sobie pytania podstawowe szukając zawsze, przynajmniej początkowo, tego czegoś w sobie. Tego czegoś co sprawia, że ich codzienność tak wygląda właśnie.

Skatowane fizycznie i emocjonalnie, przygaszone świeczki.

Potrafią cudownie rozbłysnąć. Pięknie jest na to patrzeć.

Nauczyłam się od nich wiele, ale najbardziej tego, że wszystko jest możliwe.

Absolutnie wszystko.


WSP Gretchen

Ja jeszcze czuję ich łkanie. Słyszę ten wewnętrzny krzyk. Widzę oczy wypalone bezsilnością i strachem. I radość z krótkich chwil, kiedy uświadamiały sobie, że jednak można inaczej.
Słyszę krzyk ich dzieci, które krzyczały tato przestań!!! I widzę też ich nienawiść do siebie i świata. Przypominają mi anioły z połamanymi skrzydłami.


Panie Marku

Nie należy w to wchodzić, w to łkanie i wewnętrzny krzyk… Ja wiem, że on jest ale…

Można inaczej. One mogą. Zawsze i w każdym momencie.

I mają to wiedzieć. Mają tę moc poczuć.

Wystarczy niewielkie światełko zapalić...


Miła Pani Gretchen

Nie wchodziłem, nie wchodzę i wiem, że nie należy
Dokonałem tylko opisu zdarzeń
Z ukłonami


Marek Olżyński

Tekst dobry, ale jednostronny. Wydaje się, że tą drogą nie znajdzie się rozwiązania istniejących napięć.
A może napisałby Pan o problemach mężczyzn maltretowanych psychicznie przez żony. A np. jak 2 m chłopu 50 kg “iskra” zęby wybije to nawet policja nie chce przyjąć zgłoszenia; śmiech na sali.
To także są fakty.
Dlatego rozważanie tylko z punktu widzenia jednej strony nie prowadzi do znalezienia rozwiązania.
Niemniej “duszoszczypatielnyje”. (Chyba jakoś tak).


Panie Wojtasie,

podstawowa różnica tkwi w skali zjawiska.

Ilu facetom dziennie jakaś iskra wybija ząb?
A ile kobiet dziennie ma trudności z makijażem?


Szanowny KJWojtasie

Wiem, że przedstawiłem jedną stronę medalu
O drugiej Pan wspominasz nieśmiałe. To prawda, to pół prawdy zaledwie.
Jeśli chcesz to opowiem innym tekstem na tekst o Marii
Czy wiem coś o tym? Tak, sąd nawet mnie skazał za ujawnienie tej prawdy Kliknij TUTAJ
Opowiem Ci jak w desperacji, wydawałoby się silni fizycznie, mężczyźni: mężowie, ojcowie- najczęściej ex – planowali zemstę. Jak uprowadzali swoje dzieci kierowani urażonym ego pod pozorną troską opieki. Opowiem Ci jak opłacali bandytów, zlecali porwania, pobicia zabójstwa…

Chcesz o tym czytać?

Nie ma samej prawdy! Jest półprawda półmroku, szeptu i krzyku, w który mają odwagę wejść nieliczni…
Pozdrawiam przyjaźnie


Panie Marku

Nie wiem czy się zrozumieliśmy, a chciałabym żeby tak było. Więc kilka słów uściślenia.

Chodziło mi o to, że w moim przekonaniu skuteczniejszą drogą (choć czy łatwiejszą to miałabym już wątpliwości) w wychodzeniu z tego dramatu jest wskazanie, a jak trzeba to “wyszarpnięcie” na światło dzienne siły tkwiącej w Marii, siły którą ona sama ma by się z tego wyzwolić. Może jeszcze nie umieć jej użyć, ale ją ma.

Pisząc, że lepiej w ten krzyk nie wchodzić miałam na myśli pozycje kogoś kto chce pomóc więc słucha, słucha, słucha otula kocem, czasami się zezłości.

Moje sposrzeżenie było raczej natury ogólnej, nie skierowane do Pana osobiście.

Pozdrawiam serdecznie


Miła Pani Gretchen

dziękuję za uściślenie.
I ja serdecznie pozdrawiam
Marek


Marek Olżyński, merlot

Trudny problem. I nie zgadzam się z rozważaniem w zależności od ilościowej skali zjawiska.
To nie tędy droga.
Czy czujecie się Panowie na siłach, by być sędziami w tych sprawach? Jak często występuje zjawisko “niechby i bił, byleby był”?
W którymś z tekstów pisałem o możliwości obudzenia w kobiecie bestii. Bo tak naprawdę to kobiety są od nas dużo silniejsze psychicznie i lepiej przystosowane do życia.
Zatem, jak dobrze pójdzie, to drogą Waszego rozumowania można zlikwidować problem. O to chodzi?
Zatem jedynym dla mnie dopuszczalnym wnioskiem jest traktować sprawę jednostkowo i nie wyciągać wniosków ogólnych.
Pozdrawiam


Tutaj nie ma takich

wniosków
Nawet próby ich szukania
Ukłony


Subskrybuj zawartość