Lech Wałęsa i mój palec

Odległości nagle wzrosły. Kuśtykając z pokoju na balkon mam teraz sporo czasu, by powzdychać nad marnościami świata tego. A zwłaszcza polskiego światka politycznego, w tym blogosfery.

Coraz więcej wskazuje na to, że Lech Wałęsa ma na koncie epizod współpracy z SB w latach 70. Zdaje się, że starał się ją pozorować, ale pewności brak. Możliwe, że czerpał z tego korzyści materialne. Bez cienia zaś wątpliwości nie jest zdolny mówić zupełnie szczerze o owych czasach.

Z drugiej strony nie widać dowodów, by współpraca ta trwała dłużej, a zwłaszcza, by miała jakikolwiek znaczący wpływ na postawę Wałęsy w procesie obalania komunizmu. Mit Wałęsy wydaje się nieco odbrązowiony, ale nie obalony. Wreszcie, rola Wałęsy była ogromna, ale zarazem symboliczna – wkład setek innych ludzi nie ma się nijak do epizodu z życia ikony.

Pykając na balkonie łudzę się, że sprawa mogłaby mieć wymiar taki, na jaki zasługuje – ciekawego, ważnego epizodu i tyle. Wróciwszy do komputera znów stwierdzam, że w Polsce nic nie może być zwyczajne. Obie strony krwawej jatki łączy przekonanie, że chodzi o kwestię absolutnie podstawową, coś w rodzaju konstytucyjnej zasady ustrojowej.

Jedni twierdzą, że ów donosicielski epizod oznacza, iż cała dzisiejsza Polska opiera się na oszustwie. Dowody? Byłem na spotkaniu dyskusyjnym, na którym jeden z historyków IPN wyznał, że dowodów nie ma, ale on inaczej nie potrafi zrozumieć rozwoju wypadków.

Zdaniem innych obrona Wałęsy jest tożsama z obroną całego etosu Solidarności, z obroną demokracji i wolności. Przyznanie, że Wałęsa kiedykolwiek na spotkaniu z oficerem SB nie ograniczył się do dumnego syczenia “sss…dalaj” – miałoby ruszyć podstawami RP.

Rozumując w ten sposób powinienem popełnić samobójstwo. Wszak mój złamany mały palec prawej nogi, którego nie udało się nastawić, uznać musiałbym za klęskę całego mego układu kostnego. Ale wolę poczekać, aż się zrośnie, choćby krzywo.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm, najciekawsza

pointa.
A w sprawie Wałęsy wazne jest to, co pisał Ezekiel, że każdy ma jego obraz, każdy ma swą etykietkę i swa opinię i raczej nic jej nie zmieni, ni nowe dowody ni książka, Walentynowicz i spólka uważają go za zdrajcę, wielu za bohatera i nie przyjmuje wersji, by mógł cokolwiek podpisac lub to bagatelizuje.
A pewnie ani jhedno ani drugie nie jest prawdą.
.

Pozdrówka


Szanowny Panie Redaktorze

Na pierwszy rzut oka temu, co Pan powyżej napisał, trudno stawiać jakikolwiek zarzut. Stara się być Pan obiektywny, ważyć rację OBU STRON, zachowywać do nich jednakowy dystans … i to jest właśnie to co doprowadza mnie do szewskiej pasji. Te charakterystyczne dla pewnych publicystów szukanie symetrii i to zarówno wobec wydarzeń już przeszłych jak i tych jak najbardziej aktualnych.

A tu nie ma żadnej symetrii.

Jest próba pisania polskiej historii na nowo, pisania wyłącznie w oparciu o akta operacyjne komunistycznej bezpieki. To one stają się jedynym wiarygodnym źródłem, jedyną instancją, jedyną miarą czynów i wyborów ludzi, którzy kiedyś rzucili wyzwanie komunistycznemu państwu.

Pisałem już o tym kiedyś w S24 zanim się z nim pożegnałem – ktokolwiek miał do czynienia z aktami operacyjnymi wie, że nie mogą być takim źródłem. Nie dlatego, że zawierają nieprawdę (a akta SB zawierają także wiele nieprawdy) ale, że jest to prawda funkcjonariusza tajnych służb totalitarnego państwa. Wedle naszych demokratycznych standardów – przestępcy, dla którego inwigilowany obiekt jest obiektem właśnie, obiektem którego należy osaczyć, złamać, skompromitować, zmusić do milczenia.

Z tych to powodów nasz funkcjonariusz zbiera informacje o swoim “obiekcie” i trzeba być doprawdy skończonym łajdakiem żeby tego wszystkiego nie dostrzegać albo jeszcze większym łajdakiem wtedy, kiedy się to jednak dostrzega ale udaje, że nie widzi.

Nie ma żadnych dwóch stron sporu, żadnych wyważonych racji. Jest ostatnia próba różnych sierot po IV RP ugrania czegoś dla siebie, przynajmniej utrzymania tego w czym się tak bardzo w ostatnim czasie zasmakowało: wpływów, władzy, nakładów, wywiadów, własnych programów TV, promocji (w tym za publiczne pieniądze), uszytego na własną miarę “salonu”.

No bo jak się nie ma nic ale to zupełnie nic ciekawego do powiedzenia o współczesnym świecie to i tak, jak się okazuje, można nieźle żyć z nieustannego recenzowania lepszych od siebie.


Artur Kmieciak,

ale czy z twojego komentarza ma wynikać, że lustracja jest niepotrzebna?
Że odkrywanie prawdy o tamtych czasach jest niepotrzebne? (bo jednak materiały służb to też elemnbnt układanki)
Mnie np. interesuje przesżłość Wałęsy, choć nie zamierzam na podstawie kilku paierkó zaprzeczać jego zaśługom, ale nie można też wpadać w paranoję i twierdzić, że każdy kto był we opozycji demokratycznej to święty i nie ma co sprawdzać zupełnie, bo niedobitki IV RP się z nienawiści zapluwają.
No fakt, że się zapluwają, ale zy to zmienia fakt, że byli ludzie podli?
Że byli agenci, że byli donosiciele, że byli zdrajcy?

I potrzeba różnych opinii, i radykalnych i może nawet fałszywych jak Cenckiewicza czy Gontarczyka i innych historyków, mających o Wałęsie zdanie odmienne czy kwetsionujących zdanie tamtych.

Pozdrówka


grześ

Pyta Pan o lustrację?

Wie Pan ile to razy musiałem składać oświadczenie lustracyjne?

Cztery razy.

Mam mocne postanowienie, że jeśli jeszcze raz RP zażąda ode mnie kolejnego oświadczenia to w drodze obywatelskiego nieposłuszeństwa, o którym tak zajmująco Pan yayco dzisiaj pisze, złożę je w formie takiej, jak jeden z bohaterów “Dobrego wojaka Szwejka”.

Otóż, na każde pytanie odpowiem w ten sam sposób: “Pocałujcie mnie w dupę”.

Ta lustracja trwa i trwa od ponad dekady, wymyślane są coraz to nowe jej formy, nowe metody, nowe definicje współpracy itd. itp. O co chodzi? O wyłowienie agentów byłej bezpieki w strukturach państwa? Czy może o uniwersalny środek w walce politycznej jednych przeciwko drugim? Jeśli mnie Pan pyta o to, czy jestem za lustracją to Panu odpowiadam, że z tą w pierwotnym jej znaczeniu owszem, za tą w jakiej formie się teraz odbywa – przeciw.

A czy ja pisze, że ludzie z opozycji to święci byli? Nie byli. Mimo tego zasługują jednak na tę odrobinę szacunku aby ich często skomplikowane historie nie pisali fanatycy religijni i nominanci Maciarewicza w paliwowych spółkach, jak pan sądzi?

Jako przekonany demokrata nie mam nic przeciwko temu aby Cenckiewicz czy Gontarczyk pisali swoje historie na własny rachunek. Nawet jeśli uważam ich, (szczególnie tego drugiego) za ekstremistów, to mają oczywiście prawo, jak każdy, pisać to o czym są przekonani. Problem w tym, ze piszą swoją książkę jako funkcjonariusze państwowi a to już nie jest to samo co pisać na własny rachunek.

Bo jest rzeczą dla nas wszystkich istotną kto pełni ważne funkcje publiczne i mamy prawo, jako obywatele, zadać pytanie jak to jest, że wolna Rzeczpospolita oddaje władzę nad “narodową pamięcią” (przepraszam za patos ale tak to się ten urząd nazywa) w ręce ludzi tak bardzo politycznie uwikłanych a bez istotnego dorobku naukowego?

To trochę tak jakby urzędową historię M.L. Kinga rząd USA oddał w ręce działaczy rasistowskich.

Kto chce niech wierzy w naukowy obiektywizm Cenckiewicza czy Gontarczyka ja nie wierzę. Jak się jest człowiekiem od “zaprowadzania porządku” w tajnych służbach to nie można już nigdy odgrywać roli obiektywnego historyka.

Nigdy już. Tylko to, nic więcej już.


Artur Kmieciak,

odpowiem jutro bo napisał pan rzetelny i obszerny komentarz, a ja w obecnej chwili nie za bardoz jestem w stanie zdobyć się na intelektualny wysiłek jakikolwiek:)
A i wbrew pozorm, to ja się bardziej z panem zgadzam niż nie zgadzam, acz wydawał mi się pierwszy komentarz zbyt jednostronnie radykalny, choć z zaciekłymi lustratorami się nieraz kłóciłem.

Pozdrówka


“a ja w obecnej chwili nie

“a ja w obecnej chwili nie za bardoz jestem w stanie zdobyć się na intelektualny wysiłek jakikolwiek:)”

Oczywiście. Tym bardziej, że nasz szanowny gospodarz nie ma zwyczaju na komentarze do swoich wpisów na TXT odpowiadać – ale jego konto, jego blog, jego komentarze (których nie ma).

Proszę napisać coś u siebie – jak ja dam radę też spróbuję.

pozdrawiam


E z jeden

komentarz wrzucił kiedyś, acz dziwi mnie postawa Krzysztofa Leskiego, bno w S4 jednak zaczął odpowiadać i gadać normalnie, tu ma jakies opory, dziwne dla mnie.

A u co do napisania u siebie, to nie bardzo, bo aż tylu przemyśleń ani jakiejś głebszej potrzeby tworzenia na ten temat niestety (albo stety) nie mam.
pzdr


Jestem za, a nawet przeciw

Ma Pan wiele racji, a zarazem IMHO błądzi Pan. Noszę się od dawna z zamiarem skrobnięcia czegoś o metodologii IPN na pewnym ważnym dla mnie przykładzie. Gdy już skrobnę, będzie to odpowiedź dla Pana. Pozdro


"Normalnie"? "Opory"?

Nie, coś mnie tej nocy napadło, by się pokłocić na Salonie, ale do normalnej formy bardzo mi daleko. Oporów na tekstowisku nie mam, zaprawdę. Mam je w ogóle. Pozdro :)


OT: red. Leski wraca do formy!

skoro buszuje nad ranem ;)


Eeee

pewnie za chwilę znów wyemigruję...


chyba

special strefę dla Pana Krzysztofa na SG trzeba będzie urządzić, bo właśnie widzę, że przyspiesza jak Ferrari!
;)


Krzysztof Leski

Nikt nie jest nieomylny więc może i błądzę ale tak sobie myślę, że największy błąd może polegać na tym, że przed IPN-em stawia się tak naprawdę wzajemnie sprzeczne zadania – organu śledczego, prokuratorskiego i instytutu historycznego jednocześnie. Zadań tych nie da się sensownie realizować jednocześnie, chyba że wobec spraw przeszłych takich jak te z okresu II wojny.

Z tego pomieszania ról wynika wielkie zamieszanie i tym większa odpowiedzialność ciąży na IPN. Niestety, ten nie jest w stanie tego ciężaru unieść wikłając się samemu w rzeczy jak najbardziej polityczne, które z nauką niewiele mają wspólnego. Grzęźnie w ten sposób w sporach choć dotyczących przeszłości to wcale nie historycznych i nie jest w stanie przyjąć jakiejkolwiek krytyki chociaż wkraczając na teren bieżącej polityki nie powinien taką krytyką być zaskoczony.

W tej sytuacji nie może dziwić syndrom oblężonej twierdzy, myślenie w kategoriach spisków wśród jego funkcjonariuszy czego najlepszym dowodem jest wypowiedź pracownika IPN, którą sam Pan przytacza.

Jak ktoś siedzi tylko w papierach tajnych służb to nie ma co się dziwić, że po pewnym czasie tylko te papiery widzi.

A to jest błąd tak samo jak błędem byłoby pisanie historii społecznej RP powiedzmy, że wyłącznie o akta rozwodowe.


Artur Kmieciak,

“Mam mocne postanowienie, że jeśli jeszcze raz RP zażąda ode mnie kolejnego oświadczenia to w drodze obywatelskiego nieposłuszeństwa, o którym tak zajmująco Pan yayco dzisiaj pisze, złożę je w formie takiej, jak jeden z bohaterów “Dobrego wojaka Szwejka”.

Otóż, na każde pytanie odpowiem w ten sam sposób: “Pocałujcie mnie w dupę”.”

A to już patent mało oryginalny, bo jakiś profesor mcoś podobnego napisał , ale rozumiem rozdrażnienie.

“Ta lustracja trwa i trwa od ponad dekady, wymyślane są coraz to nowe jej formy, nowe metody, nowe definicje współpracy itd. itp. O co chodzi? O wyłowienie agentów byłej bezpieki w strukturach państwa? Czy może o uniwersalny środek w walce politycznej jednych przeciwko drugim? Jeśli mnie Pan pyta o to, czy jestem za lustracją to Panu odpowiadam, że z tą w pierwotnym jej znaczeniu owszem, za tą w jakiej formie się teraz odbywa – przeciw.”

W sumie się zgadzam, znaczy zgadzam się, że to pewnie w większości szopka i próba uwalenia niewygodnych lub lepszych od siebie, tylko, że z drugiej strony, jeżeli sa jakies gfakty niepokojące (nowe?) w przesłości Wałęsy, to myślę, że rtola historyków jest to badać.
Wałęsa w końcu osoba ważna, wręcz pomnikowa i jest ocena takich osób normalną pracą dla historyków, fakt, sprawę komplikuje fakt, że te sprawy choć już sprzed 30 lat bardzo emocjonalnie są traktowane przez wszystkich.

“A czy ja pisze, że ludzie z opozycji to święci byli? Nie byli. Mimo tego zasługują jednak na tę odrobinę szacunku aby ich często skomplikowane historie nie pisali fanatycy religijni i nominanci Maciarewicza w paliwowych spółkach, jak pan sądzi?”

No oczywiście, że zasługuja, tylko proszę zauważyć, że często najcięższe oskarżenia wysuwaja jedni opozycjoniści wobec drugich i tu jest problkem, bo dlaczego ja mam wierzyć Michnikowi i Wałęsie a nie wierzyc w jakiejś sprawie Macierewiczowi i Walentynowicz?
Wszyscy są zasłużeni dla opozycji demokratycznej.
Akurat i Walentynowicz i Macierewicz mają obsesje różne,, ale nie jest tak, że ci
po drugiej stronie są zawsze stuprocentowo wiarygodni, a przynajmniej chciałbym poznac wersje obu stron.

“Jako przekonany demokrata nie mam nic przeciwko temu aby Cenckiewicz czy Gontarczyk pisali swoje historie na własny rachunek. Nawet jeśli uważam ich, (szczególnie tego drugiego) za ekstremistów, to mają oczywiście prawo, jak każdy, pisać to o czym są przekonani. Problem w tym, ze piszą swoją książkę jako funkcjonariusze państwowi a to już nie jest to samo co pisać na własny rachunek.”

Zgoda tu, no, ale ktos ten Instytu powołał, ktoś przydzielił mu zadania, ktoś sprawuje nad nim kontorlę(?)

“Bo jest rzeczą dla nas wszystkich istotną kto pełni ważne funkcje publiczne i mamy prawo, jako obywatele, zadać pytanie jak to jest, że wolna Rzeczpospolita oddaje władzę nad “narodową pamięcią” (przepraszam za patos ale tak to się ten urząd nazywa) w ręce ludzi tak bardzo politycznie uwikłanych a bez istotnego dorobku naukowego? “

No, ale przecież to nie sa jedyni historycy i członkowie IPN, jest friszke, jest Paczkowski, sa historycy mniej radykalni czy ekstremalni od panów, co Wałęsy nie lubią.

pzdr


Subskrybuj zawartość