Doktryner Ratzinger i granice katodogmatu

Kościół Katolicki coraz bardziej zbliża się do człowieka, do wiernego a także, niestety, niewiernego i z ogromnym ubytkiem empatii próbuje egzekwować sposoby zapłodnienia oraz rozliczać ze środków antykoncepcyjnych. Purpuraci z uporem maniaka odmawiają bezpłodnym przyszłym matkom prawa do dziecka. Kobieta bezpłodna po prostu ma pecha, musi się z tym pogodzić, że nie jest przeznaczona do macierzyństwa. Zawsze może pójść do zakonu i pielęgnować emerytowanych księży. Tego oczywiście nie mówi się wprost, można to usłyszeć jedynie między wierszami, a zamiast szaleć ze sztucznym zapłodnieniem proponuje się kalendarzyk i więcej modlitwy do ”Stwórcy”. Ponieważ tylko i wyłącznie od Boga zależy życie i poczęcie, tylko Bóg jest jego sprawcą. Człowiek nie ma prawa ingerować, może się jedynie z tym pogodzić.
Stanowisko zramolałego Kościoła i jego bezdusznej, antyludzkiej ideologii miałoby dla mnie takie znaczenie, jak musze gówno na horyzoncie, gdyby nie fakt, iż niestety jest to bardzo wpływowa instytucja, nie tylko w Polsce ale i na świecie. Cały gotowałem się w środku, gdy hierarchowie kościelni odwrócili się od kobiet mających problem z zajściem w ciążę, które dzięki postępowi nauki (bo przecież nie postępowi Kościoła, który jedynie potrafi się cofać i uwsteczniać otoczenie) mogły, najczęściej po latach prób i cierpień, zostać matkami. Ponieważ krytyka ze względu na to iż ingerują w wolę Boga, który ma monopol na decyzję o poczęciu, brzmiałaby zbyt abstrakcyjnie a właściwie zbyt obscenicznie i egocentrycznie, Kościół poszedł bocznym torem i skupił się na technicznych aspektach tej metody; zarzut dotyczy zamrażania zarodków, co zostało okrzyknięte mianem wyrafinowanej aborcji. A teraz największy antyidol XXI w. Benedykt XVI krytykuje prezerwatywy, także jako metody zapobiegania zarażeniu wirusem HIV. Okazuje się, że w imię taniego doktrynerstwa, mianowicie jednej tylko zasady, że to Bóg jest Panem życia, dla Kościoła nie tylko nie ma znaczenia przyszłe „życie niepoczęte”, ale także życie istniejące, czarne, afrykańskie. Afryka, miejsce, gdzie kobiece „Nie” znaczy mniej niż pierdnięcie komara, a prezerwatywa to jedyna szansa, że z przedmiotowego stosunku kobieta ujdzie niezarażona. Problemem jest brak zasad, wartości, rozwoju cywilizacyjnego Afrykańczyków i sama prezerwatywa nie załatwi sprawy. Ale jednak kondom ratuje wiele ludzkich istnień i w połączeniu z właściwą edukacją minimalizuje możliwość zarażenia. Niestety na świecie często można wybrać jedynie mniejsze zło, a kształtowanie ludzkiej świadomości trwa całe pokolenia. Nie uda się zmienić mentalności mieszkańców czarnego lądu w miesiąc. Zanim monogamia wynikająca z wiary czy innych wartości etycznych stanie się w Afryce faktem, wiele wody jeszcze w Nilu upłynie, a w tymczasem wiele osób umrze na AIDS lub nie….
Szkoda, że doktryner Ratzinger stracił szansę, żeby w tej sprawie siedzieć cicho. Szkoda, że doktryner Ratzinger ma dużo więcej zrozumienia dla swojego kolegi negującego holocaust, niż dla bezpłodnych matek lub ciemiężonych czarnych kobietach żyjących w afrykańskich plemionach. Po śmierci JP II rozhulali się także patriarchalni polscy biskupi, którzy również już nie siedzą cicho, tylko starają się coraz bardziej narzucić reguły prawa kanonicznego na stanowione prawo świeckie: całkowity zakaz aborcji, także w przypadku gwałtu i całkowity zakaz In-vitro. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że ta ucieczka Kościoła od możliwości jakie daje nauka i od człowieka, jego problemów i jego złożonej natury, w kierunku doktrynerstwa i ideologii, obnaży duchowe ubóstwo przedstawicieli Kościoła katolickiego.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Pozostaje nadzieja

elfrid

Pozostaje mieć tylko nadzieje, że ta ucieczka Kościoła od możliwości jakie daje nauka i od człowieka, jego problemów i jego złożonej natury, w kierunku doktrynerstwa i ideologii, obnaży duchowe ubóstwo przedstawicieli Kościoła katolickiego.

tylko na co?


to duchowe ubóstwo

już dawno jest obnażone, ale nie każdy chce je dostrzec i przyjąc do wiadomości


Autor i komentatorzy

OK, ja sie jestem nawet skłonny zgodzić, że “duchowe ubóstwo” przedstawicieli Kościoła itd.
Ale proszę o dwie rzeczy:

1. wykładnia owego duchowego ubóstwa- czyli co konkretnie pod tym określeniem rozumie autor i Kamczatka

2. wskazanie mi alternatywnej organizacji, w której występuje dla odmiany duchowe bogactwo- i takze proszę o uzasadnienie, dlaczego akurat tam bogactwo a w Kościele ubóstwo.

Pozdrówki


Subskrybuj zawartość