Straty

Straty

Z reguły jest tak, że oddzialy partyzanckie (i często regularne też) podają bajkowe szacunki strat przeciwnika.

Poza tym straty bezpowrotne (zabici i ciężko ranni) w walkach (podkreślam, walkach, a nie masakrach przeciw nieuzbrojonemu/rozbrojonemu przeciwnikowi) w czasie II Wojny Światowej wbrew pozorom zwykle nie były tak porażające, jak wydawałoby się laikowi. Ale na potrzeby propagandy trzeba było je zawsze podkręcać, bo jak by to wyglądało gdyby po prostu podać, że przeciwnik po utracie kilku ludzi (z czego większość rannych, a nie zabitych) zaprzestał szturmu i nakrył pozycje obronne ogniem z moździerzy, przeganiając dzielnych partyzantów?

Na salonie 24 przy okazji pory wrześniowej pojawiło się kilka wątków, które również mylą pojęcia skutecznej obrony z zadawaniem jakichś potwornych strat Niemcom. Jestem na 100% pewien, że np. straty Niemców pod Wizną były ułamkiem strat Polaków, ale wyczynem nie było zadawanie strat, ale powstrzymanie mobilnej jednostki przeciwnika przez przynajmniej 2 dni.

Z kolei wątek dotyczący obrońców wieży spadochronowej w Katowicach regularnie schodzi na kuriozalne dyskusje, czy walczyli z regularnym Wehrmachtem i czy zestrzelili samolot (sic!), bo o tym napisał w pierwszej, świeżej po wojnie relacji Golba.

Kłopot zaczyna się, kiedy takim jednostronnym relacjom zaczynają wierzyć historycy. Regułą przy badaniu tego typu zdarzeń jest sprawdzenie również relacji drugiej strony – bez tego pozostajemy w sferze mitów. W takiej np. Bitwie o Anglię w 1940 obie strony przeszacowały straty przeciwnika przynajmniej 2 lub 3-krotnie – a mowa tu o regularnych armiach z profesjonalnym wywiadem, pracujących na potrzeby planowania operacji bojowych, a nie na potrzeby ulotki propagandowej. To co się dopiero działo na wschodzie…


Dekonstrukcja mitu By: KriSzu (11 komentarzy) 9 wrzesień, 2008 - 21:03