Panie Trollu,

Panie Trollu,

Któryś raz zaczynam i nie wiem, od czego powinienem.

Punktem wyjścia musi być określenie punktu wyjścia.

Tak mi się to zdanie spodobało, że aż je wytłuściłem. Rzecz jasna moje określenie punktu wyjścia będzie niezmiernie prymitywne, amatorskie i idące w poprzek pewnym uznanym teoriom. Jako polityczny dyletant mam, jak sądzę, do tego prawo. Co więcej, obowiązek – jeśli milion takich, jak ja, dyletantów powie coś podobnego, to…

Choć w kwestii tarczy mam wrażenie, że idę pod prąd. Podobnie było z Kosowem. Prawo dyletanta.

Otóż nasz piękny kraj znajduje się w ściśle określonym miejscu na mapie i nie zanosi się na to, by się w najbliższym czasie miał zmienić swoje położenie. Chichotem historii może być to, że w okolicy 1989 roku zmienili się wszyscy sąsiedzi naszego pięknego kraju, a on jak był tu, tak i jest. Oaza stabilności, nieprawdaż?

Bycie w tym, a nie innym miejscu implikuje (niestety, albo stety) konieczność ułożenia sobie stosunków z określonymi sąsiadami. Co więcej, ci sąsiedzi wyglądają na raczej spokojnych, a ich skłonność do ekscesów wydaje się być (na razie) akceptowalna. Co prawda jeden z sąsiadów odczuł nagłe uderzenie wielkiej gotówki i za bardzo nie ma co z nią zrobić, ale przez dłuższy czas będzie zajęty remontem własnego podwórka, z rzadka spozierając za płot.

No to mamy punkt wyjścia. Subiektywny, bo jakiż mógłby być inny.

Teraz możemy pokusić się o określenie celów.

Te mogą być różne u różnych osób (fuj, chyba rusycyzm to u), jedni mogą je określać pobożnymi życzeniami, inni polską racją stanu, a jeszcze inni biznesem.

Ja pozwolę sobie zdefiniować ten cel jak najkrócej.
Polska powinna być bogatym i szybko rozwijającym się państwem zaprzyjaźnionym w miarę możliwości z bliskimi i dalszymi sąsiadami w Europie. Szukać sprzymierzeńców Polska powinna najpierw wśród sąsiadów, a dopiero później za oceanem. Bezpieczeństwo powinna sobie Polska w miarę możności zapewnić sama, pomna tych, co nie chcieli umierać za Gdańsk. Co nie przeszkadza aktywnie działać w NATO zgodnie z zasadą, że potencjalnych wrogów trzeba trzymać jak najdalej.

Wpadam w banał starając się streścić w paru zdaniach dość skomplikowane kwestie. Ale może jakoś wybrnę.

Mamy początek, mamy koniec, pozostaje określić drogę.

Ale, ale, mamy jeszcze coś takiego, jak zasady. Aksjomaty, reguły, kak zwał, tak zwał. Gdybyśmy nie mieli tych reguł, to cała polityka byłaby jednym wielkim makiawelizmem. Z regułami się nie dyskutuje. Reguły przyjmuje się albo nie. Czy, za przeproszeniem, z dziesięcioma przykazaniami Pan dyskutuje? Stoi tam “nie kradnij”. Pan nie pyta, dlaczego nie kradnij?, Pan przestrzega albo łamie.

I tak jest z tym moim aksjomatem. Nie chcę obcych żołnierzy w Polsce. Bo nie. To niewątpliwie wpłynie na metodę osiągnięcia celu.

W takim razie zostało tylko określenie “sił i środków”, by wymieniony wcześniej cel realizować. Tutaj jestem za słaby w uszach. Dużo napisał wyżej Pan Lorenzo, krócej i jaśniej ode mnie.

...
Cały komentarz przeczytałem od początku do końca. Słabo się kupy trzyma. To przez ten ostatni kieliszek Chianti.

Ale coś odpowiedzieć musiałem.

Pozdrawiam chaotycznie.


Tarcza By: igla (34 komentarzy) 3 lipiec, 2008 - 18:20