Sąd Boży

Jarosław Kaczyński zrzucił z serca kamień, co mu brzemieniem prawie od samej transformacji wisiał. Otóż, jeszcze będąc w Kancelarii Lecha Wałęsy, poznał ponurą prawdę o donosicielu „Bolku”. Miał mu to okazać sam Andrzej Milczanowski, którego intencje takiego czynu jawią się w świetle późniejszych przetasowań na szczytach władzy, jako absolutnie zagadkowe.
Obaj panowie, jak to było do przewidzenia natychmiast zarzucili sobie wzajemnie kłamstwo.
Pomińmy tajemnicze kilkunastoletnie milczenie Prezesa w wiadomej sprawie i jego tłumaczenia, chociaż pobudza to do wyciągnięcia bardzo interesujących implikacji.
Dla mnie ciekawsza jest argumentacja Kaczyńskiego przemawiająca za prawdziwością owego niesłychanego oświadczenia.
Prezes gotów jest przysiąc na Pismo Święte, że rzeczy taki miały przebieg, a fakt, że jest osobą wierzącą sprawę według niego ucina, i niedowiarkom zamyka gębę.
No, cóż! Nawet w czasach, gdy powszechna była wiara w boskie pochodzenie władzy, do słów klasy panującej podchodzono z rezerwą.

Gdy Wilhelm Bastard, będąc po słowie z Edwardem Wyznawcą, co to mu obiecał tron angielski, pragnął pozyskać sobie Haralda Godwinsona, kazał mu przysiąc wierność na święte relikwie. Ten je skrycie podmienił na baranie kości i spokojnie wyrzekł słowa przyrzeczenia, nie mając zamiaru niczego dotrzymać. Nikt wtedy nikomu nie dowierzał, i Wilhelm odkrywszy podstęp, w ostatniej chwili, bez wiedzy Haralda, znowu położył do relikwiarza święte szczątki.

Dla osób odbierających uroczystą przysięgę od Jarosława Kaczyńskiego mam dobrą radę. Trzeba koniecznie sprawdzić, czy dzierżony w jego czcigodnej dłoni wolumin, to aby na pewno Pismo Święte, a nie wsadzona w okładkę ze złotym krzyżem opowieść Kornela Makuszyńskiego o dwóch cwanych braciszkach!

Jeżeli chodzi o rewelacje Prezesa Kaczyńskiego i zaprzeczenia Milczanowskiego, to mamy tu słowo przeciwko słowu. Ja nie mam zaufania do obojga panów, ale w tamtych czasach takie sprawy rozstrzygał sąd boży. Spotkanie obu polityków w szrankach na ubitej ziemi rzecz by może wyjaśniło. Stanowiąc argument ostateczny dla turniejowej widowni odzianej w moherowe beretki z antenką.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

kurczę, świetne:)

w zasadzie wypadałoby coś wiecej napisać...

Myślisz że Jarek pilnie uczył sie historii w szkole?

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Panie Tarantulo Szanowny

Jestem za. Chociażby ze względów widowiskowych. Jak się oni będą pięknie po kostkach kopać. A podgryzać! I podstępy rozliczne przy tym stosować. I jeszcze te okrzyki zagrzewające do boju. Łomatko!

Pozdrawiam serdecznie


te jego przysiegi,

to ja wzruszeniem ramion skwituje. Nie rusza mnie. Ciekawe o czymz to sobie przypomni za miesiac, rok, dziesiec lat, itd i na coz bedzie przysiegal, jakie to kwity, papiery i inne cuda ogladal.

A koguciki faktycznie – niech sobie ring urzadza :)) i smiesznie i straszno moze byc …


Nie noooo

Pojedynek?

Osobiście byłabym za próbą żelaza – to by było widowisko!

W ostateczności może też być próba wody (zimnej najchętniej).


Pani Gretchen,

próba wody jest niezła, ale proszę mi powiedzieć, czy jest Pani za rytem holenderskim (tonąca jest winna), czy francuskim (tonąca jest niewinna)?

Nie wiem, czy stosowano to do mężczyzn, ale zawsze można ich poprzebierać w spódnice i kazać założyć szpilki.

Pozdrawiam zaciekawiony


Panie Yayco

Ma się rozumieć, że za francuskim – jak tonie to niewinna jest.

Wydaje mi się, że to bardziej buduje napięcie, zwłaszcza kiedy poprzebierać poddanych tej procedurze w spódnice (szpilki to już tylko dla estetyki choć nie bagatelizujmy i tego aspektu).

Pozdrawiam takoż


Gretchen

Takie próby to było ordynarne jednostronne widowisko. W przypadku obu panów istotna byłaby kolejność badanego.
Szczególnie jedna z wersji próby wody była ucieszna. Jeżeli badany sie utopił, to oznaczało, że jest niewinny. Jak uparcie wypływał i tonąc nie chciał, znaczyło, że jest zbrodzień i szedl pod katowski topór.
Trochę te praktyki nawiązują do wypowiedzi obywateli czekających pod MPiK na potwierdzenie ich przekonań o “Bolku”. Jeżeli Gontarczyk z Cenckiewiczem udowodnią przekonująco że to Wałęsa, znaczy, że to rzetelni historycy. Jeżeli nie, to są to wyrosłe na spleśniałym podglebiu III RP sprzedawczyki.

tarantula


Tarantulo

Ordynarnym jednostronnym widowiskom mówimy zdecydowanie nie!

Tak sobie kombinuję: czy jak tych panów jest dwóch to nie wystarczy jednego próbie poddać?

Chociaż dla pewności można obu w sumie.

A wspomniana przez Ciebie wersja próby wspominanej przeze mnie istotnie ucieszna. Można by było zapewne post factum utoniętego odznaczyć czy coś. Żeby jemu i bliskim wynagrodzić.


Gretchen!

Absolutna bomba!

tarantula


Subskrybuj zawartość