Gdy wczoraj zajrzałem na TXT dostrzegłem dwie notki ósmomarcowe.
Rzuciłem sarkastyczną uwagą i poszedłem spać, bo dziś mimo tak Wielkiego Święta wypadło mi popracować.
Rano (ok.9) zmierzając niespiesznie do obowiązków, spostrzegłem pierwszych pieszych przemierzających ulice z tradycyjnym tulipanem w łapce.
Postanowiłem zrobić mały eksperyment. Wskrzesić truchło 8 marca.
Kupiłem pięć kwiatuszków, wzbudzając przy tym, doborem mniej okazałych, lekkie zdziwienie sprzedawcy.
Wpadłem do fabryki z tą cokolwiek żałosną wiązanką w ręce.
A wyjaśnić powinienem, że pracuję w zespole młodych, dobrze wykształconych, nie obciążonych historią, z największego miasta. Nie muszę chyba dodawać, ze o poglądach antypodycznych od moich na prawie wszystko.
Zaklaskałem w dłonie i poprosiłem o chwilę uwagi. No i w tym momencie rozpoczął się festiwal śmiechu i radości. Nie mogłem nawet dokończyć okolicznościowej mowy. Podczas wręczania kwiecia w oczach dziewczyn pojawiły się łzy. A nie były to bynajmniej łzy wzruszenia.
Po uroczystości zapowiedziałem, że kwiatki niestety nie mogą zostać w naprędce wygospodarowanych wazonikach, a winny zostać doniesione do domostw, aby i współdomownicy mogli się nimi nacieszyć i przekonać się jak dbamy o nasze pracownice.
Na to M. niespodziewanie wypaliła: „ No nie, bez jaj, ja przyjechałam tramwajem”.
Bo M. to nasza firmowa Penelope Cruz, dziewczyna o błyskotliwej inteligencji, niesłychanie szykowna i elegancka. No, od Penelopy to jednak jest troszkę ładniejsza.
A czy możecie sobie wyobrazić taką panią Cruzową ze zdechłym tulipanem w garści, paradującą po mieście 8 marca?
Nie mogłem przepuścić takiej okazji.
“W takim razie z przyjemnością cię podrzucę ”-szarmancko zaproponowałem i z miejsca okrzyknięty zostałem genialnym strategiem.
Zupełnie jak mój idol.
Mimowolnie wyszło na to, że specjalnie w tym celu uknułem całą tę świąteczną intrygę.
Bo któż z Was nie chciałby podwozić do domu Penelopę Cruz?
Niech się święci 8 marca!