ubiorę się najlepiej jak potrafię, założę na siebie tylko to co naturalne, żadnej syntetycznej bielizny co to raz zimna, gdy zimno, a raz gorąca, gdy na dworze ukrop.
w rękę wezmę jedną torbę do niej wrzucę coś na pogodę i niepogodę i udam się w drogę, ale wpierw z pokoju wyniosę wszystko co zostało – zrobię wystawkę, może komuś się przyda to i owo. żadnych kluczy, żadnych telefonów, dość zamknięcia w czasie, który stał się pułapką dla myśli.
czas się zebrać i wyjść, wędrować przed siebie gdzie wzrok poniesie. i tak iść, i zapomnieć o wszystkich i wszystkim. nie rozpamiętywać dobrych ani złych chwil. wsłuchać się w rytm życia drugiego obiegu, wczuć się w puls innego umierania.
nie wiem jak będzie. czy będę żebrał, czy może starczy mi sił na na pracę dorywczą za miskę strawy, a może zmuszony będę kraść, aby przetrwać kolejny dzień..
może, jeśli dane mi będzie, zdołam to opowiedzieć słowami kloszarda?
komentarze
Panie Marku
Czuję ten smutek. Trochę wiem.
Ale…
Wiele razy chciałam tak. Wziąć tylko naprawdę potrzebne rzeczy, zostawić niepotrzebne. Wyłączyć urządzenie rozmaite.
I iść przed siebie.
Nigdy tego nie zrobiłam dosłownie, ale teraz tak właśnie idę.
Nie zostawiając niczego i nikogo za sobą, choć tego i owego się pozbywając.
W takich sytuacjach sprawdzamy siebie. To wszystko co wiemy o sobie, albo na swój temat myślimy.
Jeśli trzeba zdawać ten egzamin, to się go zdaje.
A nigdy nie wiadomo co jest za następnym zakrętem.
Trzymam kciuki.
Gretchen -- 29.01.2010 - 01:12Szanowna Gretchen
dziękuję
dobrej nocy – spróbuję zasnąć bo rano trzeba na nogach jakoś stać...
Pozdrawiam
MarekPl -- 29.01.2010 - 01:15Tak się nie da
Jestem bażantem terytorialnym. I rakiem. Muszę mieć skorupkę.
Panie Marku
I wzajemnie.
Spokojnych snów.
Pozdrowienia.
Gretchen -- 29.01.2010 - 01:19Pino
Da się.
Ale rozumiem potrzebę posiadania terytorium i skorupki.
Mnie natomiast dogonić trudno.
Gretchen -- 29.01.2010 - 01:20Kloszardzi
Miałem przed laty z nimi do czynienia co nieco, sam wędrowałem namiętnie po Polsce i po Europie. Najlepszym miejscem do bezdomności wydaje się Paryż, dużo darmowych jadłodajni, sporo życzliwych ludzi, którzy nakarmią, no i w ogóle wesoło i klimat jest (był?). Widziałem kiedyś jak do wylegujących się na placyku w Dzielnicy Łacińskiej kloszardów podeszła piękna, subtelna dziewczyna, chwilę porozmawiała i poszła do sklepu, po czym wróciła z dwiema reklamówkami jedzenia i dobrych win. Spotykałem też w Paryżu kloszardów pochodzących z demoludów. Różni byli. Rumun np. narzekał, że kapitalizm niedobry, a komunizm ok, w odpowiedzi usłyszał od nas, zeby się fakował. Pewien Bułgar z kolei, który trzy lata w metrze przemieszkał, zachował pogodę ducha. Na dzikim kempingu w Lasku Bulońskim różni mieszkali. Francuzi stawiali im namioty, kuchenki i butle z gazem dawali. Najliczniejsi i najbardziej obrotni byli Polacy. Karpie w kanałach łowili i rabowali co się dało i kogo sie dało. W końcu swego szefa zamordowali i utopili w pobliskiej Sekwanie i tak się w zasadzie żywot dzikiego obozowiska i zbiorowiska wszelkiego bandyctwa zakończył. Mam trochę zdjęć z tamtych czasów. Zeskanuję kiedyś i wrzucę do swojego notatnika na blogspocie.
pozdr.
Kisiel -- 29.01.2010 - 01:36Panie Kisielu, a czemu tylko na blogspocie?
Na TXT o Prayżu trochę było i o ludziach z Paryża (tekst i zdjęcia Gre,) więc mógłby pan pokazać nam z innej strony ten Paryż.
No i Agawa by się odniosła profesjonalnie:)
Marku, tak jakoś mi się skojarzył klimat tej notki a i innych twoich:
Jak to było, autocytat stąd:“http://tekstowisko.com/tecumseh/60642.html”
Wsiadł do pociągu, co jechał na północ. Nie ważne dokąd, ważne, by jak najdalej.Nie wiedział, co będzie dalej. Nie obchodziło go to. Może wyląduje w Bieszczadach, może na dworcu jako kloszard, może zacznie pracować w hospicjum, może znajdzie prawdziwą miłość
grześ -- 29.01.2010 - 09:50Niestety..
Coraz mniej wolnej ziemi.. , dzikiego zachodu nie ma, dzikie pola pod kołchozy poszły a Kozacy pod miecz.
Widzę tylko, że luźnych ludzi nie brakuje.
Trzym się.
Igła -- 29.01.2010 - 17:22