Słuchając nocą dźwięków muzyki, tej ulubionej, tej znanej mi, bliskiej memu sercu – a niekiedy bardziej duszy – natrafiam na ciekawe utwory Piotra Bukartyka.
Tak się akurat składa, że ostatnio sporo go leci w radiowej trójce.
I tak też się dziwnie składało, że za każdym razem, kiedy puszczali utwór Bukartyka, to ja akurat miałem włączony jakiś sprzęt (szlifierka kątowa, wiertarka udarowa, młot pneumatyczny), lub ktoś za ścianą w tym czasie demolował mieszkanie inwestora.
No i wczoraj wieczorem, podczas kolacji dla pojedynczej samotnej osoby w wieku nieco już późniejszym niż średni , słuchałem listy przebojów wspomnianej wcześniej trójki.
No i wreszcie dosłyszałem nazwisko, ba nawet imię dosłyszałem, autora tekstu, którego słowa mocno wgrywają się w moją pamięć.
Szybko też wpisałem sobie w przeglądarkę imię i nazwisko artysty, bo to że nim jest nie mam najmniejszego cienia wątpliwości, tak jak nie mam wątpliwości, że ów młody człowiek na długo zostanie tym, który śpiewa z sensem.
No i tak sobie odsłuchując tego, który przyszedł zacząłem się zastanawiać, czy aby przypadkiem (lub całkiem świadomie) korzystając z dobrodziejstwa jakim jest You Tube, skąd dowolnie kopiujemy sobie utwory artystów wklejając, na własne potrzeby i własne widzi mi się, na swoim blogu, nie przyczyniam się do zubożania budżetu artysty, którego tekst akurat wpadł mi w ucho.
Czy nie naruszam praw autorskich.
Czy nie pozbawiam autora, tego czy innego, części należnych jemu tantiem?
Owe przemyślenia towarzyszyły mi niemalże całą noc.
Towarzyszyły mi nawet, kiedy na dwie godziny udało się w końcu zasnąć: we śnie przewijały się obraz artysty, który zastanawiał się jak związać koniec z końcem i zastanawiał się nad sensem dalszego tworzenia, bo taki jeden z drugim i tak go okradną za pośrednictwem dobrodziejstwa jakim stał się internet
Ten tekst powstał podczas spóźnionego śniadania dla całkiem samotnej osoby w wieku nieco już późniejszym niż średni…
I zanim całkowicie odstąpię od nagannego zwyczaju podbierania cudzej pracy intelektualnej, to jeszcze pozwolę sobie wrzucić ten utwór, który mnie bardzo zatrzymał.
No jeszcze wypada mi dodać od siebie, że akurat w tym samym momencie, wrzucając ten tekst na blog, zaznaczam opcję: All Rights Reserved!
Czy nie jestem hipokrytą?
komentarze
Hm, ano też się nad tym zastanawiałem,
nieraz, ciekawe jak to wygląda prawnie?
W sumie na pewno artyści tracą na tym, bo człek nie kupuje płyt , bo wszystko m aw internecie.
Ale z drugiej strony na płyty ulubionych wykonawców tak czy tak warto wydać pieniądze czy na koncerty.
A “all rights reserved” pod notkami z youtube
grześ -- 11.10.2009 - 10:54zdecydowanie nie....
... jest to okradanie artysty. Raz że prawo na to pozwala (*) – tzw. dozwolony użytek własny, dwa że jak najbardziej za to płacimy artyście – drobnymi opłatami zawartymi w cenach nośników (CD, DVD), opłat za xero i czymśtam jeszcze.
A że pewnie te opłaty toną gdzieś w czeluściach organizacji zbiorowych – cóż – nie w naszych czeluściach to ginie – nie my więc pozbawiamy artystę ostatniej kromki chleba.
(*) – z tym czy pozwala to tak trochę nie do końca wiadomo. Z tego co wiem nie było jeszcze żadnego wyroku w sprawie słuchania z youtube, ani udostępniania na tam, więc nie ma jak to mądrze mówią “ustalonej linii orzecznictwa”. Zaś przepis jest na tyle niejasny że stawiałbym na na czworo babka wróżyła: trzy na tak i jedno na nie.
maho -- 12.10.2009 - 12:19Maho, ja słyszałem, że jest różnica jakaś prawna.
pomiędzy samym słuchaniem z youtuba (co chyba jest dozwolone) a wklejaniem tych filmików np. u siebie na stronie internetowej.
Ale nie znam się na tym, więc może konfabuluję:)
Pozdro.
grześ -- 12.10.2009 - 12:27>grzesiu
youtube to przede wszystkim darmowa promocja dla artysty. zauważ że to nie artyści protestują przeciw wklejkom na ten serwis tylko wytwórnie. artysta w dzisiejszych czasach zarabia na koncertach. na płytach zarabiają głównie wytwórnie.
to jest szczególnie widoczne u zespołów “na dorobku” oni są po prostu okradani przez labele.
jest z jednej strony casus Metalliki (pamiętny pozew przeciw Napsterowi) i z drugiej Radiohead, którzy dali fanom możliwość zapłacenia za ich muzykę tyle ile uważają za stosowne.
fani to docenili i bez szemrania wsparli zespół, który na downloadingu zarobił o wiele więcej niż by dostał od labela procentu za sprzedane płyty.
to jest wymiar finansowy, który łatwo oszacować, bo zaufania i szacunku fanów jakie w ten sposób zdobyli wycenić nie sposób.
ja owszem ściągam sobie płyty zanim kupię. jest tak możliwość to czego tego nie wykorzystać. jest może z 10 bendów które kupię w ciemno (tak było z ostatnim motorheadem ale ich zawsze wezmę w ciemno) ale czasem jak czytam recenzji to chce to konfrontować. wolę wyrzucić plik to kosza na pulpicie niż50 albo i więcej złotych do kosza w kuchni.
________________________________________________________________
Docent Stopczyk -- 12.10.2009 - 12:50Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson
Panie Marku!
A nie przyszło Panu do głowy, że w dynamicznie zmieniającym się świecie tantiemy są lekką pomyłką. Teraz każdy chce móc publikować (na przykład w internecie), a niektórzy mają mieć z tego pieniądze. A dlaczego? Czemu nie mam wyrzutów sumienia czytając Pański tekst, a mam mieć oglądając wklejonego przez Pana „artystę”? Bycie artystą nie powoduje w moim odczuciu jakiegoś obowiązku utrzymywania takiego człowieka.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 12.10.2009 - 13:18Panie docencie
Zgadzam się w całej rozciągłości!
Kwartet smyczkowy za płytę, która w empiku kosztuje 70-80 złotych dostaje 3 grosze! Dosłownie!!! Wiem o czym mówię, bo znam taki przykład.
Moim zdaniem bardziej sensowne jest ściągnięcie sobie za co łaska płytę z internetu a następnie pójście na zajebisty koncert. Z koncertu zespół dostanie o wiele więcej pieniędzy niż z płyty, zaś fan będzie również o wiele bardziej zadowolony.
Ponadto Tubka daje za te utwory, które na niej, są płaci artystom tudzież wytwórniom. A jak ktoś się nie zgadza na pokazywanie to pojawia się adnotacja “Utwór został usunięty ze względu na prawa autorskie” Ponadto niektóre mają wyłączoną opcję wstawiania, dlatego, że albo wstawiacz albo odpowiedni właściciel praw autorskich się nie zgadza na tą opcję.
Nie ma co się martwić. Jeżeli chodzi o moje zdanie, to jest takie, że na przykład oglądam film ściągnięty z internetu a jak mi się naprawdę bardzo spodoba, do za 50 dych nawet kupuję to w sklepie. A co. Niech sobie na mnie (no… tak naprawdę na moim ojcu) zarobią ci, którzy rzeczywiście postarali się, żeby film tudzież muzyka, tudzież występ były naprawdę świetne.
A co. Ale są też sytuacje, w których nie można na przykład dostać w naszym kraju, a chcę ich bardzo posłuchać. Wtedy ściągam powiedzmy z takiej mp3.teledyski.info które udostępnia to w moim kraju, a na pewno dogaduje się z autorem, bo inaczej nie mogło by tego robić publicznie.
O! I takie jest moje zdanie!
Jachoo -- 16.10.2009 - 13:24Pozdrawiam
@grześ
Oczywiście że jest róznica.
Jeżeli chodzi o słuchanie – czyli to o czym w notce – to na 90% (mierzone moim “na oko”) jest to legalne.
Jeżeli chodzi o wrzucanie – to na 95% (metoda pomiaru j/w) – jest to nielegalne.
Znowu wklejanie na swoich stronach linków szacuję na 50%/50%.
I też się nie znam, ale nie przeszkadza mi to się wypowiadać :)
maho -- 16.10.2009 - 20:33Maho, ale wklejanie linków też
miało by być nie teges, znaczy prawnie wątpliwe?
Nie rozumiem w sumie dlaczego.
pzdr
grześ -- 16.10.2009 - 20:38Panie Grzesiu!
A dlaczego mamy coś z tego idiotycznego lewa rozumieć?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 17.10.2009 - 19:11Panie Jerzy,
wolę rozumiec niż nie rozumieć:)
Choć może ma pan rację w sumie…
grześ -- 17.10.2009 - 20:35@grześ
No wg. niektórych jest nieteges. Stoi za tym jakaś logika, choć na mój rozum dość wątła.
Wg. mnie podać link to jak powiedzieć “jest muzyka do posłuchania, o tam…”. Ale wg. innych to trochę jak samemu udostępnić.
No i dodajmy że wstawianie youtubów na swoją stronkę to tak ciutkę więcej niż tylko podawanie linka. Tzn technicznie to niewielka różnica, ale funkcjonalnie ogromna – na twojej stronie gra muzyka. W wielu głowach pojawia się silne przeświadczenie że ty ją nadajesz, a na czyj młyn ta woda i kto za tym stoi piecząc swoją ciemną pieczeń – to szczegół li tylko techniczny.
maho -- 18.10.2009 - 01:12Panie Grzesiu!
Przecież ja nie pytam co Pan woli, tylko dlaczego uzurpujemy sobie prawo do rozumienia czegokolwiek z reguł ustalanych w innych warunkach, zaś teraz aplikowanych zupełnie bez sensu.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 18.10.2009 - 09:16