Do niedawna było to jedyne święto, Wszystkich Świętych, które jednoczyło wszystkich ludzi. To właśnie w tym dniu najczęściej spotykaliśmy się całymi rodzinami, dla których na co dzień nie mamy czasu, nie ma ich w naszej pamięci. Odmianę w nasze ludzkie sprawy wnosi na ogół nie życie lecz śmierć... Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...
Śpieszymy, lecz nigdy nie nadążamy za uciekającym czasem, który bezlitośnie obleka się w materializm. Święto też jakby się już bardziej skomercjalizowało, przyoblekło w akcenty nam obce, bardziej znane z przekazów telewizyjnych i doniesień prasowych. To (uboczny?) efekt postępu, któremu chcemy, czy nie, jesteśmy poddani i ulegamy z naiwnością i łatwowiernością bezbronnego dziecka. Pojawiające się “duchy” zamknięte w wypatroszonych owocach dyni święcące dla odstraszenia lub zaprzyjaźnienia się z duchami, to elementy nowoczesności, która weszła do naszej obyczajowości śmiałym krokiem. Zdaje się zagościła już na dobre.
Spotykamy się nad grobami naszych przodków, naszych bliskich, o których pamięć wraca zawsze w okolicach dnia 1 listopada. Wtedy też stajemy się dla siebie zwykle bardziej życzliwi. W obliczu świadomości przemijania czasu, łatwiej nam o chwilę serdeczności i bliżej nam do drugiego człowieka. Zapewne lęk przed odejściem w niezapomnienie jest tym impulsem, który uwalnia w nas – na chwilę – hamulce pozwala uruchomić wyobraźnię i refleksję nad samym sobą; co z nami będzie po przekroczeniu granicy, czy i o nas będą pamiętać inni?
Odchodzimy kolejno po nagrodę do Pana. Odchodzą ludzie zwyczajni na co dzień stanowiący zwyczajny szary tłum, który jest “tylko” tłem dla ważnych zdarzeń tego doczesnego świata… Odchodzą ludzie niezwyczajni – wybitni, o których piszą media “odszedł wspaniały…” itd.
Dla znakomitej większości z nas; jednak tym wspaniałym jedynym, najbliższym tym wyjątkowym nadzwyczajnym jest nasz: mąż, żona, ojciec, matka, syn, córka. To po ich stracie, często nagłej niespodziewanej, nie możemy się pozbierać, trudno wrócić nam do brutalnej rzeczywistości. Tak nagle odszedł mój… a w głębi tli się bunt i naturalny sprzeciw. Zasypujemy nasze myśli lawiną pytaniem “Boże dla czego?” przecież był, była taki młody, młoda…
Mogli żyć, życie dopiero dla nich miało się zacząć. Odeszli ginąc z ręki mordercy, odeszli ginąc w wypadku samochodowym z winy pijanego kierowcy. Te odejścia, których sprawcą jest ręka i wola drugiego człowieka, ranią nas najbardziej. Wtedy nagle dociera do nas nowa świadomość, wtedy zazwyczaj doznajemy nowego rodzaju bólu i cierpienia. Cierpi nasza dusza.
Po tragicznych doświadczeniach odejścia kogoś bliskiego zdajemy się być bliżsi Boga, bliżsi prawdy istnienia, wtedy zazwyczaj zdajemy sobie sprawę- jak ważnym jest drugi człowiek… Jest nam lżej, kiedy po nagrodę do Pana odchodzi ktoś bliski, który z powodu swych cierpień spowodowanych chorobą w pełni łask sakramentów był gotowy na odejście. Śmierć była prawdziwym wybawieniem dla niego samego i ulgą dla współczujących mu bliskich członków rodziny…
Rzesze ludzi w pokoju i milczeniu udają się w tych dniach na groby swoich najbliższych. Niekończąca się rzeka ludzi stanowi tłum niezwykły. Stanowią magiczną siłę; zjednoczeni w pamięci o tych, których nie ma obok nas, a są jedynie w naszych myślach pozwala uwolnić siłę tej pamięci.
Wyzwoleniem tej energii jest płomień pojedynczej świecy, znicza, lampionu, który swym migoczącym ogniem przyłącza się do drugiego i kolejnego ognika – zamienia się łunę, prawdziwy pożar naszej pamięci. Oddaje magię i ten niezwykły czar kosmosowi. Nam daje ciepło i bliskość z ukochanym, jedynym, tym naj…
W powrotach do domów rozprawiamy o tych, których nie ma przy nas, rozprawiamy o tych, którzy są w nas… Mówimy serdecznie, z miłością ze zrozumieniem. Jesteśmy pełni współczucia i zrozumienia. Jesteśmy inni, jakże często nieprawdziwi lub bardziej prawdziwi, których jedynie śmierć zmienia…
komentarze
Hm,co tu napisać,
jak wszystko zostało napisane?
W dodatku świetnie.
Pozdrawiam.
grześ -- 01.11.2008 - 20:58" Jedynie śmierć nas zmienia"
nie do poznania, dodajmy …
“I don’t need to fight
Docent Stopczyk -- 01.11.2008 - 21:23To prove I’m right”