Pani Iwono!

Pani Iwono!

alga

Rano przyjechali fachowcy z komputerem, szybko poradzili sobie z podłączenie i zainstalowaniem sieci.

To by znaczyło, że panie poprzedniego dnia zamówiły komputer, a nie kupiły.

[…] Podali jej numer dobrej firmy od instalacji elektrycznych i dodali, że są szybcy i raczej nie zawyżają kosztów.

Kto jest szybki i nie zawyża kosztów? Ci co podali numer czy firma która specjalizuje się w instalacjach elektrycznych?

Furgon odjechał, a dziewczyny podziwiały ten cud techniki, który wczoraj kupiły. Zrobiły sobie potem obiad, pooglądały ogród i dzień minął nawet tego nie zauważyły.

Furgon w odniesieniu do samochodu nie wydaje się trafnym określeniem. W drugim zdaniu po słowie minął postawiłbym kropkę i resztę zaczął wielką literą jako osobne zdanie.

Następnego dnia Karolina musiała wyjechać, wzięła sobie trzy dni urlopu.

Po przecinku aż się prosi o jakiś spójnik typu „bo”, „przecież” czy wyrażenia „szkoda, że”, ale wtedy przecinek należałoby zastąpić kropką.

[…]Do późnego wieczoru siedziały w bibliotece, gdzie został na razie podłączony komputer.

Komputer został zainstalowany w bibliotece. Gdyby w budynku była sieć informatyczna, a komputer został podłączony do jednego z możliwych gniazdek, to bym nie miał uwag.

Ela opowiedziała Karolinie sen o kluczyku, dłoniach i stopach biegnących na strych, pokazała jej też list babci.

To list nie był czytany poprzedniego dnia?

[…]Dom jest utrzymany na wysokim poziomie, ciebie wspierała, tą gospodynię, z tego co mówisz też.

Oczywiście „tę gospodynię”.

[…]- Nie wiem, fakt, czuję się bogata, masz rację.

Po „nie wiem” dałbym wielokropek. Trudno sobie wyobrazić to zdanie wupowiedziane jednym tchem.

Ale też coś nie daje mi spokoju, ten kluczyk, te sny…tu jest jakaś tajemnica, może babcia chce bym ją rozwikłała?

Do czego odnosi się to „też”? Bo bez niego zdanie jest jaśniejsze.

[…]Znów zapomniały o tym, jak zrobić sobie ciepłą wodę, więc podgrzały wodę w czajniku, by się trochę umyć.

Zdaje się, że one „zapomniały zapytać się jak zrobić…”

[…]Gdy tylko zapadła w sen, poczuła zimno kluczyka w ręce, potem ujrzała młodą dziewczynę siedziała w kącie i strasznie płakała.

Może „…dziewczynę, która siedziała…”

Chciała do niej podejść, zapytać, czemu płacze, ale była jakby za niewidzialną barierą.

Która z nich była za tą barierą.

[…]Weszła do swojego domu, bo tak go zaczęła nazywać w myślach „Mój Dom” i usiadła przy kuchennym stole. Rozejrzała się, polubiła już atmosferę tu panującą, zwłaszcza kuchnia, była duża, a zarazem jakaś przytulna. Przymknęła na chwilę oczy, by wsłuchać się w ciszę.

Coś bym zrobił ze znakami przystankowymi. Poczynając od myślnika po „w myślach”, a kończąc na zamianie niektórych przecinków na kropki.

Zdała sobie tu, dopiero sprawę, że zawsze ulegała czyjejś woli, najpierw ojca, bo on, był bardzo dobrym człowiekiem, ale i kochał ją w sposób bardzo zaborczy.

„Dopiero tu zdała sobie sprawę, że…” Co Pani na to?

[…]Potem, gdy zaczęła studiować w Warszawie, zamiast Łodzi, bo to była jej decyzja, choć ojcu nie bardzo się to podobało, ojciec zachorował.

Trudno przeprowadzkę na studia do innego miasta wbrew czyjejś woli nazwać uleganiem.

Przerwała studia, by się nim zaopiekować, niestety ojciec zmarł.

Podzieliłbym to zdanie na dwa.

[…]To ona zawsze realizowała jego plany, nigdy tego, czego by ona sama chciała.

„…nigdy to, co…”

Tylko, czego ona właściwie chciała?

„Tylko, co…”

[…] Ale jeszcze dwa tygodnie temu, zanim zadzwonił ten prawnik, czego chciała?

„…co chciała?” i jakoś nie pasuje mi to „jeszcze”.

Przełknęła głośno ślinę, bo nawet przed sobą bała się do tego przyznać, a pragnęła tak bardzo prawdziwego uczucia, uczucia silniejszego niż śmierć.

„…przyznać, że…” Wydaje mi się, że tak by było lepiej.

[…]Tak zawsze kończyło się to, o czym ona marzyła, zawsze to było, albo „oszalałaś”, albo „zwariowałaś”, wiec rezygnowała na rzecz drugiej osoby, osoby, która wywierała na nią wpływ.

„…osoby, tej, która…” W ten sposób można uniknąć powtórzenia.

[…]Tak, Karolina to następna osoba, która tak naprawdę chciała mieć na nią wpływ.

Albo potrzebne jest zdanie odnoszące się do rozważania tej sprawy rzez bohaterkę, albo „Tak,” jest absolutnie zbędne.

Oczywiście, to była z jej strony pomoc, bo chciała obudzić ją do działania na jej korzyść, tyle, że te jej namowy kończyły się awanturami z Markiem, a ona nieprzywykła na stawianiu na swoim i tak w końcu rezygnowała.

Z tego, że ktoś chce pobudzić kogoś do aktywności nie wynika, że jest to pomoc. Czy to były działania na rzecz zainteresowanej? Nie jestem pewny, że odpowiedź powinna być twierdząca. Awantury z partnerem i zniszczenie związku trudno nazwać czymś pozytywnym. :)

Fakt, w końcu odeszła od niego, tu też pomogła jej Karolina, oferując jej pokój, tyle, że problem naprawdę tkwił w niej samej…wciąż sama bała się tego co ją może spotkać.

Znów popracowałbym nad interpunkcją.

Więc dopiero „jej Dom” pomógł jej z samookreśleniem?

Skąd to pytanie i kto powinien na nie odpowiedzieć?

[…]Wciąż pewnie też szukała…i na pewnym zakręcie nie zdążyła zahamować?

Skąd to „też”? Kto jeszcze poza podmiotem zdania szukał? Kto jest podmiotem, Elżbieta czy jej matka?

Otworzyła oczy, słońce zajrzało do kuchni, więc było już późne popołudnie, bo okno wychodziło na zachód.

Po oczach dałbym kropkę, albo jakiś łącznik. Słońce raczej zaglądało, bo gdyby zajrzało wcześniej, to by znaczyło, że okna wychodzą na południe i już nie zagląda. Chyba, że pojawiły się chmury, ale o tym nie ma mowy.

[…]Czy czas robi znów jej psikusy?

Kiedy, w ramach akcji objętej opowiadaniem czas robił jej psikusy, co uzasadniałoby użycie słowa „znów”?

W mieście kupiła ogromne latarki, chciała dziś trochę zacząć porządkować strych.

Czemu latarki? Co uzasadnia liczbę mnogą? Przecież jest sama.

Jutro zadzwoni do firmy instalacji elektrycznej, by jej tam założyli światło.

„…do firmy instalacji elektrycznej,…” coś dziwnego się dziać z te rzeczowniki. Tym bardziej po co te latarki?

A dziś p prostu trochę tam ogarnie, omiecie pajęczyny, wyniesie zalegające sterty gazet.

Przy okazji, taki strych w dworku, to na 99% miał okna, więc za dnia można było się po nim poruszać bez latarki.

[…]Potem przebrała się w jeansy i koszulkę, na głowie zawiązała chustkę, by nie zakurzyć sobie bardzo włosów, bo wciąż nie miała pojęcia jak włączyć bolier i ruszyła na strych z latarkami.

W bojlerze coś się popie…ło. Poza tym, skąd ona wie, że tam w ogóle jest bojler?

Trzy latarki podwiesiła na belkach i rozejrzała się.

Powiedziałbym raczej lampy lub latarnie a nie latarki. Latarka to coś, co się trzyma w ręce, gdy się używa (generalnie).[…]

Pod zakurzonym oknem stał koń na biegunach, a obok na skrzyni siedziała porcelanowa lalka, którą już zauważyła poprzednio.

Czy możliwe jest żeby tego wszystkiego poza lalką nie zauważyła poprzednio? Może chodzi o to, że zwróciła na nią uwagę będąc tu poprzednim razem?

[…]Pomyślała, że powinna zacząć od tych rozwalonych mebli, ale kusiło ją zajrzeć do skrzyń, co mogą zawierać?

„…mebli, choć kusiło…” tak bym to zredagował.

[…]Najgorzej, bo nie wiedziała, co zrobić z tym monumentalnym kredensem, był ładny, tyle, że trochę zniszczony, jedna noga odpadła i podłożono pod nią kilka klapek drewna by się nie przewrócił.

To zdanie wymaga chyba redakcji, a najlepiej rozmienienia na kilka krótszych.

[…]…ale była zamknięta na zamek, a dziurka informowała, że powinien być gdzieś od niej klucz.

W jaki sposób dziurka informowała o istnieniu kluczyka? Mową, na piśmie, czy telepatycznie?

Sprawdziła pozostałe dwa kufry, ale i tamte były zamknięte na głucho.

Czy kufer i skrzynia z okuciami, to jest to samo, czy cos innego?

[…] Poszła na dół poszukała śrubokrętu i wróciła na górę, chciała otworzyć, czy też spróbować się włamać do tych kufrów, ale okazało się, że to solidne zamki.

Czy kufer jest solidnym zamkiem, czy ma solidny zamek?

[…]…opatrzona metalowymi, a raczej srebrnymi okuciami jakaś księga, czy może raczej coś w rodzaju dziennika.

W jaki sposób na pierwszy rzut oka na okładkę rozpoznać, że książka jest dziennikiem? Chciałbym posiadać taką moc. Podpowiem również, że srebro jest metalem.

[…]Wpatrywała się w tą księgę – dziennik, boją się jej dotknąć, zbrukać, a z drugiej strony ciekawość aż paliła jej zmysły.

Ciekawość to chyba ją paliła lub zżerała. Zmysły raczej nie mają wiele wspólnego z ciekawością.

Wpatrywała się w zameczek księgi, idealnie podobny do srebrnego kluczyka, który leżał na dole i podświadomie wiedziała, że pasują do siebie idealnie.

Pasowanie do siebie i podobieństwo w przypadku zamka i kluczyka chyba nie idą w parze.

Wreszcie wzięła księgę do ręki, była ciężka, cięższa niż się spodziewała, wciąż miała mieszane uczucia, czy powinna ją otworzyć…ale przecież po to ten kluczyk był przechowywany.

Znów aż się prosi o rozmienienie na drobne.

Może to na nią czekał i kluczyk i zapomniany dziennik, zapiski kogoś, kto chciał jej coś przekazać z przeszłości?

Przed drugim „i” powinien być przecinek. Poza tym „…czekał kluczyk, a także dziennik,…” lub „…czekały kluczyk i dziennik,…”

[…]Dziwne, bo nie wydawał się taki zimny jak dotychczas, może to bliskość dziennika zmieniła jakoś jego strukturę?

Zamiast „strukturę” chyba lepszym słowem byłoby „właściwości”.

Znów obeszły ją wątpliwości, czy zasługuję na to, by tą księgę ludzkiego losu otworzyć.

Wątpliwości nie mogły jej obejść. Jak to się stało, że nie zaglądając do książki czy też zeszytu wie, że jest to zapis ludzkiego losu?

Niemniej czyta się świetnie.

Pozdrawiam


Dom Elżbiety V By: alga (25 komentarzy) 28 listopad, 2009 - 23:43