Kościół Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim w Warszawie
W poprzednim mieście plac Grzybowski był kluczowym węzłem komunikacyjnym.
Historia jest nudna dla większości, więc dam ją drobnym druczkiem. Miasto było rozpięte między trzema dworacami czołowymi na przeciwległych brzegach Wisły: Kijowskim (Wschodni), Wileńskim i Wiedeńskim (w miejscu obecnej stacji Śródmieście). Do początków XXw. przejechać można było jedynie mostem Kierbedzia, z którego wjeżdżało się na pl. Zamkowy, potem Senatorską do Bankowego (mały trójkątny placyk w niczym nie przypominał obecnego). Z Bankowego na północ, małą uliczką Rymarską można było dotrzeć do ul. Leszno (dziś dwa razy szersza i przebita do mostu al. Solidarności), oraz na placyk Tłomackie (została jeno studnia) z Wielką Synagogą (dziś Błękitny Wieżowiec) i wjazdem przy Arsenale na ul. Nalewki (pozostało li tylko 100m bruku i szyn tramwajowych).
Na południe od pl. Bankowego był Ogród Saski. Przebicie do Marszałkowskiej jest w zasadzie powojenne. Aby do tej arterii dotrzeć, trzeba było przejechać wzdłuż płotu Ogrodu ul. Graniczną, minąć pl. Żelaznej Bramy z wejściem do Ogrodu (dziś istnieje jedynie jako adres), by dotrzeć do pl. Grzybowskiego. Ten, podobny kształtem i wielkością do Bankowego, wyprowadzał przez krótką ul. Bagno do Marszałkowskiej, którą prościutko już było do dworca Wiedeńskiego przy skrzyżowaniu z Al. Jerozolimską. Można było jednak z placu pojechać starym traktem na południowy zachód, aż do ul Twardej i rogatek miejskich na trasie Grójeckiej (na Kraków).
W zasadzie, czy to przemierzając miasto w kierunku W-Z, czy też Północ-Południe — przez plac Grzybowski (i Bankowy) trzeba było przebrnąć.
Przebicie ul. Marszałkowskiej przez Ogród Saski do Bankowego i dalej jako Andersa, na Żoliborz, oraz przebicie trasy W-Z i Świętokrzyskiej (nigdy nie ukończone) spowodowało śmierć placu na komunikacyjnej mapie miasta. Rolę dominanty przestrzennej przejął pobliski pałac im. Chorążego Pokoju, jak wiadomo mały, ale gustowny. Dodatkowo, komunistyczne władze przestrzeń w pobliżu największego kościoła stolicy wypełniały wysokimi blokami (które z chęcią dogęszcza się równie wysokimi budynkami w ramach kapitalizmu). To, co ostało się z przedwojennej zabudowy placu po Niemcach, m. in. kamienice po obu stronach ul. Próżnej planowo niszczało przez pół wieku budowy realnego socjalizmu i niszczeje do dziś w charkterystycznej atmosferce skandalu typowego dla warszawskiego modelu kapitalizmu.
Kolejne rewelacyjne plany restauracji zabytków i uczynienia z Próżnej turystycznego cacka powtarzają się równie regularnie, co obietnice ostatecznego rozwiązania kwestii domu państwa Gmurków, który stoi w poprzek ul. Powstańców Śląskich. Kto nie zna tego kuriozum, niech pozna, by pojąć Warszawę.
Dobranoc się z Państwem
PS. Aha, był w tym roku konkurs na rewitalizację Placu. Uwierzę jak zobaczę, na razie nie ma o czym.
Jacku Ka, Griszku i wszyscy nietutejsi
Kościół Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim w Warszawie
W poprzednim mieście plac Grzybowski był kluczowym węzłem komunikacyjnym.
Historia jest nudna dla większości, więc dam ją drobnym druczkiem. Miasto było rozpięte między trzema dworacami czołowymi na przeciwległych brzegach Wisły: Kijowskim (Wschodni), Wileńskim i Wiedeńskim (w miejscu obecnej stacji Śródmieście). Do początków XXw. przejechać można było jedynie mostem Kierbedzia, z którego wjeżdżało się na pl. Zamkowy, potem Senatorską do Bankowego (mały trójkątny placyk w niczym nie przypominał obecnego). Z Bankowego na północ, małą uliczką Rymarską można było dotrzeć do ul. Leszno (dziś dwa razy szersza i przebita do mostu al. Solidarności), oraz na placyk Tłomackie (została jeno studnia) z Wielką Synagogą (dziś Błękitny Wieżowiec) i wjazdem przy Arsenale na ul. Nalewki (pozostało li tylko 100m bruku i szyn tramwajowych).
Na południe od pl. Bankowego był Ogród Saski. Przebicie do Marszałkowskiej jest w zasadzie powojenne. Aby do tej arterii dotrzeć, trzeba było przejechać wzdłuż płotu Ogrodu ul. Graniczną, minąć pl. Żelaznej Bramy z wejściem do Ogrodu (dziś istnieje jedynie jako adres), by dotrzeć do pl. Grzybowskiego. Ten, podobny kształtem i wielkością do Bankowego, wyprowadzał przez krótką ul. Bagno do Marszałkowskiej, którą prościutko już było do dworca Wiedeńskiego przy skrzyżowaniu z Al. Jerozolimską. Można było jednak z placu pojechać starym traktem na południowy zachód, aż do ul Twardej i rogatek miejskich na trasie Grójeckiej (na Kraków).
W zasadzie, czy to przemierzając miasto w kierunku W-Z, czy też Północ-Południe — przez plac Grzybowski (i Bankowy) trzeba było przebrnąć.
Przebicie ul. Marszałkowskiej przez Ogród Saski do Bankowego i dalej jako Andersa, na Żoliborz, oraz przebicie trasy W-Z i Świętokrzyskiej (nigdy nie ukończone) spowodowało śmierć placu na komunikacyjnej mapie miasta. Rolę dominanty przestrzennej przejął pobliski pałac im. Chorążego Pokoju, jak wiadomo mały, ale gustowny. Dodatkowo, komunistyczne władze przestrzeń w pobliżu największego kościoła stolicy wypełniały wysokimi blokami (które z chęcią dogęszcza się równie wysokimi budynkami w ramach kapitalizmu). To, co ostało się z przedwojennej zabudowy placu po Niemcach, m. in. kamienice po obu stronach ul. Próżnej planowo niszczało przez pół wieku budowy realnego socjalizmu i niszczeje do dziś w charkterystycznej atmosferce skandalu typowego dla warszawskiego modelu kapitalizmu.
Kolejne rewelacyjne plany restauracji zabytków i uczynienia z Próżnej turystycznego cacka powtarzają się równie regularnie, co obietnice ostatecznego rozwiązania kwestii domu państwa Gmurków, który stoi w poprzek ul. Powstańców Śląskich. Kto nie zna tego kuriozum, niech pozna, by pojąć Warszawę.
Dobranoc się z Państwem
PS. Aha, był w tym roku konkurs na rewitalizację Placu. Uwierzę jak zobaczę, na razie nie ma o czym.
odys -- 20.01.2009 - 23:39