...niestety kończył im się rum, a Kaczka Długodystansowa oświadczyła zwięźle:
- Spierdalać, przez najbliższy tydzień nie ruszam się z pokładu, nie widzicie, że wysiaduję kocięta?
- To dobrze, jak już się wyklują, przerobimy je na kocimiętkę – Rufus uśmiechnął się błogo do tej wizji. Po chwili musiał zwiewać wzdłuż relingu, by uniknąć spotkania trzeciego stopnia z dziobem i skrzydłami wściekłej przyszłej matki.
- Nie przejmuj się tym debilem – Jabolpank wkroczył z dyplomatyczną mediacją, jednocześnie próbując wydłubać z uszu ciasto, utrzymać łajbę w kursie i ciągnąć k’sobie lajflinę na której końcu bezradnie dyndał jego pierwszy oficer. – Ale pomyśl, malutki lot do Peru? Najlepsze mango jest w Peru, jak wiadomo…
Kaczka Długodystansowa zdołała w jednym krótkim spojrzeniu zawrzeć bezmiar ironicznej pogardy.
- Wanda jada je wyłącznie w sierpniu – wyjaśniła z politowaniem, po czym wróciła do wysiadywania. Poczuła, że jedna ze skorupek pęka, a wyłania się z niej spiczaste, rude uszko…
***
Parę godzin później zdołali wylądować na wyspie w kształcie słonecznika, nie zabijając siebie samych, ani przesadnie nie uszkadzając statku (co za sukces, szkoda, że państwo tego nie widzieli!).
Na plaży, jak to na plaży, kokosowe palmy, złocisty piasek, skąpo ubrane dziewczęta grające w siatkówkę i zardzewiały czołg produkcji radzieckiej, porzucony najwidoczniej przez Niezwyciężoną Armię na bojowym szlaku z Berlina do Teksasu.
- Idziemy do baru – zarządził Rufus, wstając chwiejnie z pokładu i wyplątując się z szotów, w które podczas lądowania zaplątał się, biedaczek.
- Nie wiem, czy nam się spodoba – mruknął Jabolpank, dyskretnie poprawiając łańcuch w szlufkach spodni.
To prawda, lokal wydawał się nie sprzyjać dzielnym młodzieńcom spod alternatywnej gwiazdy rodem. Parasole w ogródku miały nadrukowane flagi Konfederacji, na ławkach zasiadał potężny zbiór łysoli we fleyersach, a który miał kilka szarych komórek i z powodu upału występował bez fleyersa, temu widać było swastyki na przedramionach i pajęczynki na łokciach.
- Hej, chłopcy! Pokój, miłość, muzyka! – zawołał Rufus, którego kontakt z rzeczywistością był jeszcze bardziej rozluźniony niż zwykle.
- I mordobicie – uzupełniła wesoło dziewczynka w pomarańczowej hawajskiej koszuli, pojawiając się nie wiadomo skąd, po co i dlaczego. – Szukacie guza, sponsorów, piwa, nosorożców czy kobiet negocjowalnego afektu?
- Niby dlaczego piwa? – zdziwił się Jabolpank. – Jesteśmy w trakcie tajnej misji ratunkowej, ale nie zamierzamy zdradzać tego faktu jakimś przygodnym dziewczynkom spotkanym w naziolskim barze.
- Jasne – zgodziła się dziewczynka. – Nicpoooń! Sam tu!
Po chwili siedzieli w przytulnym wnętrzu i pod portretem Romana Dmowskiego dyskutowali przyjaźnie z właścicielem baru (przedstawił się im jako Artur) o niuansach filozofii Heideggera, wojnie cywilizacyjnej i dupach…
C.D.N
W następnym odcinku wystąpi kobieta z Publiczną Służbą i włóczką.
Odcinek Drugi
...niestety kończył im się rum, a Kaczka Długodystansowa oświadczyła zwięźle:
- Spierdalać, przez najbliższy tydzień nie ruszam się z pokładu, nie widzicie, że wysiaduję kocięta?
- To dobrze, jak już się wyklują, przerobimy je na kocimiętkę – Rufus uśmiechnął się błogo do tej wizji. Po chwili musiał zwiewać wzdłuż relingu, by uniknąć spotkania trzeciego stopnia z dziobem i skrzydłami wściekłej przyszłej matki.
- Nie przejmuj się tym debilem – Jabolpank wkroczył z dyplomatyczną mediacją, jednocześnie próbując wydłubać z uszu ciasto, utrzymać łajbę w kursie i ciągnąć k’sobie lajflinę na której końcu bezradnie dyndał jego pierwszy oficer. – Ale pomyśl, malutki lot do Peru? Najlepsze mango jest w Peru, jak wiadomo…
Kaczka Długodystansowa zdołała w jednym krótkim spojrzeniu zawrzeć bezmiar ironicznej pogardy.
- Wanda jada je wyłącznie w sierpniu – wyjaśniła z politowaniem, po czym wróciła do wysiadywania. Poczuła, że jedna ze skorupek pęka, a wyłania się z niej spiczaste, rude uszko…
***
Parę godzin później zdołali wylądować na wyspie w kształcie słonecznika, nie zabijając siebie samych, ani przesadnie nie uszkadzając statku (co za sukces, szkoda, że państwo tego nie widzieli!).
Na plaży, jak to na plaży, kokosowe palmy, złocisty piasek, skąpo ubrane dziewczęta grające w siatkówkę i zardzewiały czołg produkcji radzieckiej, porzucony najwidoczniej przez Niezwyciężoną Armię na bojowym szlaku z Berlina do Teksasu.
- Idziemy do baru – zarządził Rufus, wstając chwiejnie z pokładu i wyplątując się z szotów, w które podczas lądowania zaplątał się, biedaczek.
- Nie wiem, czy nam się spodoba – mruknął Jabolpank, dyskretnie poprawiając łańcuch w szlufkach spodni.
To prawda, lokal wydawał się nie sprzyjać dzielnym młodzieńcom spod alternatywnej gwiazdy rodem. Parasole w ogródku miały nadrukowane flagi Konfederacji, na ławkach zasiadał potężny zbiór łysoli we fleyersach, a który miał kilka szarych komórek i z powodu upału występował bez fleyersa, temu widać było swastyki na przedramionach i pajęczynki na łokciach.
- Hej, chłopcy! Pokój, miłość, muzyka! – zawołał Rufus, którego kontakt z rzeczywistością był jeszcze bardziej rozluźniony niż zwykle.
- I mordobicie – uzupełniła wesoło dziewczynka w pomarańczowej hawajskiej koszuli, pojawiając się nie wiadomo skąd, po co i dlaczego. – Szukacie guza, sponsorów, piwa, nosorożców czy kobiet negocjowalnego afektu?
- Niby dlaczego piwa? – zdziwił się Jabolpank. – Jesteśmy w trakcie tajnej misji ratunkowej, ale nie zamierzamy zdradzać tego faktu jakimś przygodnym dziewczynkom spotkanym w naziolskim barze.
- Jasne – zgodziła się dziewczynka. – Nicpoooń! Sam tu!
Po chwili siedzieli w przytulnym wnętrzu i pod portretem Romana Dmowskiego dyskutowali przyjaźnie z właścicielem baru (przedstawił się im jako Artur) o niuansach filozofii Heideggera, wojnie cywilizacyjnej i dupach…
C.D.N
W następnym odcinku wystąpi kobieta z Publiczną Służbą i włóczką.