Film jest nudny. To chyba jego największa wada. Miał nawet podobno nieść potencjał pewnej zabawy czy poczucia humoru, ale w kinie słyszałem śmiech tylko przy kolejnych “kurwa” i “pierdolę”. Na tym polu także klęska.
Słusznie zauważyłeś Majorze, że to wszystko już w kinie było, pisanie więc o odwadze Szumowskiej, łamaniu barier i nowym spojrzeniu jest bezsensowne.
Aktorstwo – średnio. Przeciętnie. Katastrofą dla filmu bylo obsadzenie w głównej roli obcokrajowca. W filmie tak osobistym i skupionym na uczuciach i emocjach, wymagane jest “wejście” oglądanjącego w historię, przeżywanie jej jako swojej. Rozjechanie się tego co się słyszy ze słowami które widzi się na ustach, uniemożliwia w praktyce emocjonalne przeżywanie filmu. Każdy taki zgrzyt wsadza w fotel, krzycząc – “to tylko film, a to tylko aktorzy”. Znikają emocje, zaczynamy spoglądać chłodnym okiem. No i wychodzi cała “pospolitość”. Bo tych parę dobrych scen nie jest w stanie go uratować.
Zreasumuję to tak: od klasy “Cześć Tereska” dzieli go miliony lat świetlnych. Tyle samo od mozliwości nazwania “filmem wybitnym”. Ale kierunek jest w miarę dobry. Może tempo niewłaściwe, ale… będzie lepiej. i tego się trzymajmy.
PS – podpisuje sie pod wszystkimi zachwytami na temat “Inwazji…”. To wprawdzie inna szuflada niz “33 sceny…”, ale też i zupełnie inna liga.
33 sceny
Film jest nudny. To chyba jego największa wada. Miał nawet podobno nieść potencjał pewnej zabawy czy poczucia humoru, ale w kinie słyszałem śmiech tylko przy kolejnych “kurwa” i “pierdolę”. Na tym polu także klęska.
Słusznie zauważyłeś Majorze, że to wszystko już w kinie było, pisanie więc o odwadze Szumowskiej, łamaniu barier i nowym spojrzeniu jest bezsensowne.
Aktorstwo – średnio. Przeciętnie. Katastrofą dla filmu bylo obsadzenie w głównej roli obcokrajowca. W filmie tak osobistym i skupionym na uczuciach i emocjach, wymagane jest “wejście” oglądanjącego w historię, przeżywanie jej jako swojej. Rozjechanie się tego co się słyszy ze słowami które widzi się na ustach, uniemożliwia w praktyce emocjonalne przeżywanie filmu. Każdy taki zgrzyt wsadza w fotel, krzycząc – “to tylko film, a to tylko aktorzy”. Znikają emocje, zaczynamy spoglądać chłodnym okiem. No i wychodzi cała “pospolitość”. Bo tych parę dobrych scen nie jest w stanie go uratować.
Zreasumuję to tak: od klasy “Cześć Tereska” dzieli go miliony lat świetlnych. Tyle samo od mozliwości nazwania “filmem wybitnym”. Ale kierunek jest w miarę dobry. Może tempo niewłaściwe, ale… będzie lepiej. i tego się trzymajmy.
PS – podpisuje sie pod wszystkimi zachwytami na temat “Inwazji…”. To wprawdzie inna szuflada niz “33 sceny…”, ale też i zupełnie inna liga.
Griszeq -- 17.11.2008 - 13:43