Ja się dowiedziałem dzięki sądowi, że nie należy być świadkiem.
Otóż trzech młodych jak ja mężczyzn na moich oczach pędząc autem, przywaliło w autobus. A Autobusu wysiadł zdenerwowany kierowca i trzy jakieś babcie. Młodzi Panowie zaczęli kierowcę i babcie straszyć podczas oczekiwania na policję, więc poczekałem razem z nimi, bo jak nas było dwóch (ja i kierowca), to jednak wyglądało to jakoś inaczej. No i naoczach tychże moich równolatków opowiedziałem policjantom co i jak.
Po tygodniu wezwanie na komendę.Stawilem się i udzieliłem elokwentnych zeznań. Potem wyjechałem z kraju. Po jedenastu miesiącach dostałem wezwanie do sądu. Napisałem im więc list, że jak mi zwrócą dniówki i koszta biletów lotniczych, to się mogę stawić. Cisza była, póki mi nie przysłali wezwania do zapłacenia kary. Przy bliskiej okazji rzyleciałem do Polski i zapłaciłem. Zostawiając drugi list na dzienniku podawczym, że się stawić nie mogę, bomnie umowa o pracę za granicą wiąże.
Póki co cisza. Ale miałbym więcej spokoju, jakbym udał, że niczego nie widziałem. Ot, nauczka na przyszłość. Trzech karków napchanych anabolikami i polskie sądy górą. Nie wiem tylko czy nade mną, ale nad zdrowym rozsądkiem na pewno.
Nie wspominając już faktu, że po 11 miesiącach nie bardzo pamiętałem dokładny przebieg wypadku. Ale dla sądu zapewne oczywistem jest, że jak się widzi jakiś wypadek samochodowy, to natychmiast się robi notatki a potem dzień w dzień odświeża sobie wspomnienia. A potem wnukom opowiada.
re: Gretchen w wymiarze sprawiedliwości
Ja się dowiedziałem dzięki sądowi, że nie należy być świadkiem.
Otóż trzech młodych jak ja mężczyzn na moich oczach pędząc autem, przywaliło w autobus. A Autobusu wysiadł zdenerwowany kierowca i trzy jakieś babcie. Młodzi Panowie zaczęli kierowcę i babcie straszyć podczas oczekiwania na policję, więc poczekałem razem z nimi, bo jak nas było dwóch (ja i kierowca), to jednak wyglądało to jakoś inaczej. No i naoczach tychże moich równolatków opowiedziałem policjantom co i jak.
Po tygodniu wezwanie na komendę.Stawilem się i udzieliłem elokwentnych zeznań. Potem wyjechałem z kraju. Po jedenastu miesiącach dostałem wezwanie do sądu. Napisałem im więc list, że jak mi zwrócą dniówki i koszta biletów lotniczych, to się mogę stawić. Cisza była, póki mi nie przysłali wezwania do zapłacenia kary. Przy bliskiej okazji rzyleciałem do Polski i zapłaciłem. Zostawiając drugi list na dzienniku podawczym, że się stawić nie mogę, bomnie umowa o pracę za granicą wiąże.
Póki co cisza. Ale miałbym więcej spokoju, jakbym udał, że niczego nie widziałem. Ot, nauczka na przyszłość. Trzech karków napchanych anabolikami i polskie sądy górą. Nie wiem tylko czy nade mną, ale nad zdrowym rozsądkiem na pewno.
Nie wspominając już faktu, że po 11 miesiącach nie bardzo pamiętałem dokładny przebieg wypadku. Ale dla sądu zapewne oczywistem jest, że jak się widzi jakiś wypadek samochodowy, to natychmiast się robi notatki a potem dzień w dzień odświeża sobie wspomnienia. A potem wnukom opowiada.
mindrunner -- 16.04.2008 - 21:55