Bezrobocie

Poprawność polityczna każe walczyć z bezrobociem do ostatniego zatrudnionego. Mitowi tej walki ulegają wszyscy zajmujący się sprawami politycznymi, społecznymi, związkowymi itp. Zbiorowa zgodność co do celów tej walki jest godna najwyższej uwagi. Przykładem jest tu rywalizacja dwóch największych potęg politycznych PO i PiS w ostatnich wyborach parlamentarnych. Rząd twierdzi, że obniżyliśmy bezrobocie. Opozycja uważała, że stało się tak dzięki emigracji 2 milionów Polaków do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Dziś rządząca partia, która przedtem była opozycją, nadal obiecuje, że znacząco obniży wskaźnik bezrobocia i spowoduje ekonomicznie uzasadniony powrót rodaków z zagranicy. Odnoszę wrażenie, że wszystko to są hasła obliczone na wyborców, którzy nie bardzo orientują się skąd bierze się bezrobocie i czy można z nim skutecznie walczyć. Tu podaje się przykłady gospodarczych mocarstw, gdzie wskaźnik zatrudnienia bliski jest ideału, a nie pracują tam tylko ci, którzy nie chcą podjąć jakiejkolwiek pracy. Wszystko to przypomina starą leninowską walkę z biurokracją. Polegała ona na tym, że im bardziej była zaostrzona, bezwzględna i stanowcza, tym bardziej biurokracja stawała się liczniejsza i bardziej znacząca w sowieckim państwie. Czy jest zatem wyjście z tej zdawałoby się patowej sytuacji lub też błędnego koła. Jak się okazuje jest, lecz wymaga to odejścia od dawna obowiązujących zasad płacy tylko za pracę i zaakceptowania nieuchronnie powiększającej się skali bezrobocia.

Postęp techniczny
To główny sprawca bezrobocia i wróg pełnego zatrudnienia. Powodował on przez kolejne usprawnienia redukcję zatrudnionych w każdej branży, w każdym zawodzie, w każdej specjalności. Już w początkowych latach rozwoju kapitalizmu zależność tę zauważono w Anglii, gdzie wynalazek maszyny parowej, koła transmisyjnego i taśmy montażowej spowodował wyrzucenie na bruk tysięcy robotników wykonujących ręcznie dotychczasowe czynności, które zostały zastąpione nowymi wynalazkami. Robotnicy widząc w nowych maszynach swoich rywali do miejsc pracy usiłowali zatrzymać ten proces niszcząc je w swoich zakładach pracy. Na niewiele to się jednak zdało, bo powszechne ich zastosowanie i masowa produkcja, niszczenie to uczyniła zajęciem jałowym i bezprzedmiotowym. Po prostu na miejsce zniszczonej maszyny wstawiano jeszcze bardziej sprawną niż poprzednia i w ten sposób zamiast zniszczenia przeciwnika powodowano, że stawał się on jeszcze groźniejszy i sprawniejszy. I tak to już jest po dzień dzisiejszy. Najlepiej sytuację tę ilustruje amerykańska anegdota. Do całkowicie zautomatyzowanych zakładów samochodowych Forda udała się delegacja związkowców. Ich właściciel dumny z technicznych osiągnięć, pokazując halę całkowicie wypełnioną automatami powiedział złośliwie do swoich gości: „ci to wam na pewno składki związkowej nie zapłacą”. Na co przytomny związkowiec odpowiedział: „ale też automaty produkowanych tu samochodów nie kupią”. Otóż to! Ktoś musi kupować te automatyczne produkty. Automaty likwidują setki tysięcy i miliony miejsc pracy. Skąd zatem ludzie mają mieć pieniądze aby kupić te produkty, kiedy nie pracują? Czy można złamać podstawowe prawo kapitalizmu i płacić ludziom mimo, że nie pracują?

Czy wszyscy muszą pracować?
Ideałem gospodarczym każdego nowoczesnego państwa jest pełne zatrudnienie. Zatrudnienie daje dochody, zwiększa zamożność. Likwiduje bezdomność i ogranicza przestępczość. Stąd pogoń za pełnym zatrudnieniem obywateli. Współczesne imperia gospodarcze zbliżone są do tego ideału przez zatrudnienie ogromnych rzesz ludzi do obsługi produkcji poza granicami własnego kraju. To przede wszystkim produkcja na eksport, który na zasadach konkurencji ogranicza i uniemożliwia rozwój miejscowego przemysłu i nowoczesnych technologii. Kraje, które nie mają możliwości eksportu swoich wysoko przetworzonych produktów stają się gospodarczymi koloniami, w których bezrobocie stale rośnie. Zauważając ten stan można powiedzieć, że jest się skazanym na oddziaływanie imperium np. USA, Niemiec, Rosji, Anglii i Francji lub jest się krajem półkolonialnym do którego można m.in. zaliczyć też Polskę. Do bardziej uzależnionych kolonii na ogół zalicza się większość krajów Afryki i Ameryki Południowej. O imperialne prawa gospodarcze walczą „azjatyckie tygrysy” takie, jak Japonia, Korea Południowa, Chiny, Indie i Filipiny. Tanie produkty tych krajów zalewają USA i Europę powodując kolejne bankructwa w branży tekstyliów, obuwia itp. produktów codziennego użytku. Krótko mówiąc wzrost zatrudnienia w Azji to też wzrost tyle, że bezrobocia w Europie. Wszelkie bariery importowe są tylko na pokaz. Kontrabanda i wszelki przemyt mają się dobrze, a może nawet i bardzo dobrze, mimo sukcesów służb celnych, policji itp. organów przestrzegania prawa. Sukces można tu osiągnąć tylko medialnie, tylko w obietnicach, tylko w manipulacjach i zręcznej interpretacji różnych wskaźników. Wbrew jednak codziennej obserwacji, wbrew rzeczywistości, wbrew powiększającej się stale armii bezrobotnych. Co zrobić zatem z bezrobotnymi? Najlepszym wyjściem z tej sytuacji wydaje się zaakceptowanie tego stanu w sposób uzasadniony cywilizacyjnie, kulturowo, a nawet religijnie. Nie wszyscy mogą, muszą i chcą pracować. Jest to punkt wyjścia do uregulowania tego problemu.

Dywidenda
Przedstawiony tu pomysł, aby ludziom niepracującym wypłacać stałą dywidendę od zgromadzonych przez państwo, społeczność i naród bogactw w postaci produkowanych towarów i wydobywanych surowców powstał ponad sto lat temu w programie „ kredytu społecznego”. Twórcy tego rozwiązania nie bez uzasadnienia twierdzili, że każdy człowiek jest naturalnym spadkobiercą swoich poprzedników na ziemi, niezależnie od tego czy zostało to utrwalone w postaci odpowiednich dokumentów spadkowych. To, że w wyniku kolejnych wojen, kataklizmów i innych nieszczęść globalnych i osobistych nie istnieją już takie dokumenty nie oznacza wcale, że ludzie zostali pozbawieni praw do minimalnych chociaż spadków po swoich przodkach, którzy wymyślili całą współczesną technikę i technologię nie porównywalną z niczym co było poprzednio. Tym ludziom, dziś pozbawionym pracy i środków do życia należy się po prostu spadek, który umożliwi im przynajmniej minimum utrzymania. To minimum w Polsce szacuje się na ok. 800 – 1000 zł miesięcznie na osobę. Każdy przytomnie zapyta skąd wziąć takie pieniądze. Wszak w budżecie i tak trudno już związać koniec z końcem. Czyżby znów należało obciążyć dodatkowymi podatkami najbogatszych, aby stali się trochę ubożsi? Chyba nie tędy droga. Po prostu budżet musi być inaczej konstruowany. Przysłowiowe ograniczenie biurokracji jest tylko elementarnym elementem jego reformy. To ZUS i stworzone fundusze inwestycyjne oraz podobne przedsięwzięcia ubezpieczeniowe winne zapewnić nie tylko wypłatę emerytury tym co mieli szczęście do niej doczekać, ale też tym którzy dzisiaj nie mogą pracować, lub nawet nie chcą, bo praca nie może być przymusem. Wszak nie żyjemy, przynajmniej deklaratywnie w państwie totalitarnym. Wolność może być też wolnością od przymusowej pracy, która dla wielu pokoleń jest gehenną fizyczną i moralną. Ten pierwszy rodzaj niszczenia następuje na ogół w zawodach ciężkich takich jak hutnik, górnik, rolnik i budowlany. W pozostały zawodach wyżywanie się przełożonych na podwładnych zwane mobingiem jest na porządku dziennym. Powstałe na tym tle choroby cywilizacyjne takie jak schizofrenia są na ogół nieuleczalne i tworzą kolejne pokolenia poszkodowanych przez pracę, którym nikt nie chce pomóc, ani nawet zauważyć ich problemów życiowych. Dywidenda uwalnia tych ludzi od przymusu pracy. Daje im komfort zachowania przynajmniej minimum równowagi fizycznej i psychicznej.

Krytyka
Całość sytemu „kredytu społecznego” spotyka się z zawziętą i nie przebierającą w słowach i środkach krytyką, pod adresem ośmielających się przedkładać publicznie swoje racje w tym zakresie.* Inni nie mniej również bezwzględni, starają się przynajmniej utrzymać zasady przyzwoitości w polemice** Ogólnie poglądom promującym „kredyt społeczny” zarzuca się nawiązywanie do ideologii socjalizmu, która miała zapewnić wszystkim ludziom środki do życia. O ile, co do celu można się zgodzić z tym zarzutem, to co do środków, to są one zgodne z gospodarką kapitalistyczną. Dywidenda ma być wypłacana z zarobionych pieniędzy, a nie z komuś zabranego majątku, jak ma to miejsce u socjalistów. Jak zarobić na to pieniądze, to oczywiście może być problemem dyskusyjnym. Charakterystyczne dla tej krytyki jest ubóstwianie rozwiązań kapitalistycznych jako ideału gospodarczego, który może być tylko doskonalony, lecz nigdy nie zmieniany. Kapitalistyczny dogmatyzm ma uzasadniać utopijność wszelkich koncepcji związanych z „kredytem społecznym”. Kwestia likwidacji trwałego i stale narastającego bezrobocia, przez jego akceptację, nazywana jest tu „utopią społeczną”. Wobec narastającego problemu i pozbawiania milionów ludzi środków do życia, a tak naprawdę skazując ich na powolną zagładę, „utopia” ta zdobywa coraz więcej zwolenników na całym świecie. „Utopia” ta daje przynajmniej na chwilę obecną jakieś wyjście z sytuacji bezrobocia, podczas gdy trwanie przy dotychczasowych rozwiązaniach powoduje, że zatrudnienie maleje do nieskończoności, czyli do ostatniego pracownika w kapitalistycznej firmie.

Adam Maksymowicz

*Tomasz Teluk – O wyższości kapitalizmu nad dyktaturą ciemniaków. Opcja na Prawo. Nr 4/28/2004
**Mateusz Machaj– Utopia kredytu społecznego. Opcja na Prawo. Nr 2/38/2005

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Podrozny

Panie Podrozny, a czy ja, jako osoba ktora chce pracować i pracuje, dostane to minimum, ktore otrzymac maja Ci ktorym pracowac sie nie chce i dopiero dodatkowo kase za robote?
No i skad ta kasa? Bo Państwo nie produkuje ani nie tworzy uslug na tyle, by taka kase zebrac, wiec pewnie uzyskac ja musi poprzez podatki posrednie, pewnie wymierzone w tych, kotrzy zarabiaja, bo idiotyzmem ekonomicznym byloby opodatkowywac tych, ktorym sie daje.
Czyli jednak socjalistyczne odebranie tym co maja (zarabija) by dac tym, ktorym sie nie chce robic.
Dobrze, ze to pozostaje w sferze utopii.


Chce pracować i pracuje

Mój tekst jest propozycją do rozważenia. Chciałbym jednak zwrócic uwagę, ze nie wszyscy mogą pracować ( patrz; rozdz. “Postęp techniczny”). Panie Griszeg, bardzo sie cieszę, ze Pan jeszcze pracuje. Tysiące i miliony nie moga dostac pracy. Pisałem o tym równiez w tym blogu.pt ***. Niestety nikt tego nie czyta. U na s tak troche po radziecku: nie pracujesz – nie jesz, a jednoczęsnie ci, co maja pracę dokuczają tym, którzy jej nie mają od leni itp. Warto sie zastanowic , czy zawsze będzie Pan będzie miał pracę.
Co wtedy, kiedy nie mozna jej dostac. W obecnej wersji najlepszym rozwiązaniem jest etanazja. Czy jest to jednak rzeczywiście najlepsze rozwiazanie? Skąd pieniądze? A skąd biorą sie miliardowe przekręty? Afery alkoholwe, węglowe, itp itd.? Na to jednak zawsze starcza pieniezy. Nigdy tez nie słyszałem aby zabrakło komuś pieniędzy na wojnę. A teraz niech Pan wyjdzie na miasto, kazdy bank daje kredyt na dowolna sumę. Skąd ma na to pieniądze? Czy tylko z naszych podatków?
Pozdrawiam


>Autor

Bardzo ciekawy tekścior. Czytałem dwa razy i śledzę komentarze. Na razie nie wypowiadam się merytorycznie, ale, że tak powiem, kibicuję Ci.

Pozdro.


Subskrybuj zawartość