Odważny winiarz i zaskakujące wino (L.A.Cetto Petite Sirah 2003)

To może nie jest najtańsze wino (trochę poniżej 40 złotych), ale bardzo je lubię. Nic wielkiego, na dodatek niestabilne i poszczególne roczniki potrafią bardzo różnić się w smaku.

Mimo tego, pijam je od kilku lat z nieustająca pewnością. Pora o nim napisać.

Wyobraźcie sobie jednak najpierw, że nazywacie się, dajmy na to Leon Onufry Ceccik. Mniejsza z tym, skąd takie dziwne nazwisko. Po prostu wyobraźcie sobie. I jeszcze…

Uwaga! Teraz trudniejsze będzie zadanie…

Wyobraźcie sobie, że nasz zapyziały katolicki kraj sąsiaduje, od południa na dodatek, no może, nie żeby zaraz z Burgundia, ale choćby z regionem Rioja. Północny sąsiad robi wina znane, szanowane i rozpoznawalne. Wy też byście chcieli. Więcej nawet kultywujecie winorośl, kupujecie prawdziwe beczki, a wino wychodzi wam całkiem, całkiem. I macie w nosie skojarzenia, nie znacie włoskiego, albo – po prostu – tyle macie odwagi, żeby je sprzedawać pod właścicielską marką: L.O.Ceccik.

Czy kupilibyście wino, które nazywa się Ocecik? Nie wiem. Pieniędzy bym na to nie postawił. Ja, w każdym razie, kupiłem. Trochę z ciekawości, a trochę z szacunku dla nieznajomego mi faceta, który się odważył na taką nazwę.

Było to tak, że kilka lat temu na półce sklepowej zobaczyłem butelkę L.A.Cetto. Źle spoglądnąłem i przeczytałem, że to ocet z Los Angeles. Zdziwiłem się, ale jako mężczyzna gotujący, czym prędzej złapałem, żeby poczytać szczegóły. Bo jako żywo nic o czymś takim nie słyszałem, a powinienem był. Ale to było wino, w butelce z dumnym napisem Product of Mexico, bo wino jest z Baja California. Gdzieś z okolic Gwadelupy. Do win kalifornijskich, sprzedawanych w Polsce, mam dystans. A tutaj taki Meksyk! Takie katolickie zadupie! Musiałem to kupić, przecież!

darmowy hosting obrazków

Od tego czasu, pijałem już różne wina od Dona Luisa Alberto Cetto. Zawsze byłem zadowolony. Najbardziej mi smakowało Nebbiolo, ale to trochę drogie jest. I trudno dostać. Może i lepiej, że trudno dostać.

Natomiast ten, względnie przystępny, Petite Sirah jest bardzo w porządku. Żadna w koncu ekstrawagancja, jak się zastanowić. Winorośl, w zasadzie, lokalna, bo co prawda wywodząca się z francuskiego szczepu durif, to jednak rozwinięta i na nowo nazwana w Kalifornii (tej amerykańskiej). Tej takiej polityczno poprawnej i postępowej.

Szczep łatwy i wino pozornie łatwe. Podobnie do, niedalekich przecież, win kalifornijskich, z których łatwo się śmiać, znając polską ich ofertę. Lekkie przyjemne, owocowe w zapachu. Niektóre roczniki powalają niespodziewanym smakiem: wyraźną nutą rabarbaru.

Wino, które mimo 13,5 % pije się lekko, przyjemnie. Takie, które można wypić dla samego wina, bez specjalnych obowiązków kulinarnych.

Tak sobie właśnie wczoraj pomyślałem i otworzyłem butelkę rocznika 2003. Uprzedzam lojalnie, że 2005 (ma inną etykietkę, łatwo się zorientujecie) wydaje mi się mniej ciekawy i nie zaryzykowałbym z nim tego, o czym za chwilę.

Bo prawda jest taka, że nie bardzo jakoś mi się piło. Nie dla smaku, bo ten jak zawsze bardzo porządny, a rabarbarowa nuta jak zawsze mnie zadziwiła. Ale jakoś tak się ułożyło, że „mniejsze pół” zostało na dzisiaj.

Perliczka. Znowu: żadne tam cuda. Normalnie upieczona z odrobiną ziół i na koniec potraktowana miodową marynatą. Taką bardzo amerykańską. Taką, jak oni robią do żeberek barbecue. Kupiłem kiedyś słoik. Jakiejś, takiej ekologicznej (no dobra: tak było napisane, proszę mnie nie szkolić), bez konserwantów (j.w.), więc postanowiłem spróbować. Bardzo dobry efekt, ale należy uważać, bo jednak perliczka to nie jest specjalnie mięsisty ptak i nadmiar marynaty może zabić cały smak

Z pewną, taką nieśmiałością (jak mawiała kiedyś pewna dawniejsza znajoma, reklamująca w telewizji artykuły sanitarne), sięgnąłem po wczorajsze wino.

O żesz! Co się porobiło. Normalnie to petite sirah, w tej cenie, miał prawo nawet lekko podkwaśnieć, przyjąć jakieś zewnętrze posmaki i nadawać się do wylania. Nic z tych rzeczy. Bukiet – co prawda, to prawda – zdechł, ale może to i lepiej, bo owocowy bukiet nie pasowałby do tego taninowego, lekko pieprzowego smaku. Następnym razem otworzę to wino na długo przed podaniem. Muszę sprawdzić, czy to wyjątkowa butelka mi się trafiła, czy też ja trafiłem na wyjątkowo ciekawe wino.

Wszyscyśmy byli z tego bardzo wyraźnie zadowoleni. A dokładniej: ja i perliczka.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Coś mi tu nie bukietem

a kanibalizmem zapachniało?
Co prawda do tej pory o swoich kobitkach nie pisał pan per perliczki ale słyszałem, że szczególnie takim drobnym, łysawym to się czasem przestawia w okresie dojrzewania i różne zmiany im pod kopułą zachodzą?
Igła


Panie Yayco

No z zadowolenia tej perliczki to się uśmiałam, co zapisuję Panu po stronie zalet z powodu takiego, że jakoś mi słabo do śmiechu.

Zapisuję pokrętnie, bo perliczka biedaczka.


Wino winem, aceto super,

Ale gdzie Pan, Panie Yayco za przeproszeniem dorwał perliczkę?

merlot


Troskliwi Państwo Igło i Gretchen, oraz rozciekawiony

Panie Merlocie.

Perliczka jak perliczka. Ptaszek jak raz na obiad w wąskim gronie.

Co się Panu Panie Igło w rozumie tli, to nikt nie odgadnie, a ja nawet próbował nie będę. A podobienstwo takie tylko dostrzegam, że po dwie nogi mają, ale perliczka zdecydowanie krótsze.

Pani Gretchen: a mnie nie żal. Smaczna była. Ale myślę sobie (podążając nieszczęśliwie drogą, wytyczoną przez Pana Igłę), że jakby mnie mieli zjadać, to w ostatecznym rozrachunku, wolałbym, aby mnie grzecznym winem zapijali. Być może stanowisko perliczek jest w tej kwestii inne. Nie mailem szansy zapytać.

Panie Merlocie. W handlu, w miejscowości Warszawa, mrożone się znajdują. Dwa rodzaje ich są są.

Jedne brzydkie, obsuszone i jakieś takie czarniawe w sobie (co zapewne jest gwarancją ichniej poprawności). Sprzedawane są jako leżące na tackach styropianowych i w ten sposób odwołujące się do myśli o wspaniałej przeszłości naszej i zrywach narodowych. Nie zapłacił bym nawet złotego. Tyle z nich pożytku, co z Geremka.

Drugie, natomiast, są zamrożone jako tuszka elegancka i tłuściejsza w sobie. Napisane mają,że nazywają się perliczki wielkopolskie i że szczegóły znajdzie Pan na www.zdrowy-drob.pl (sic!). Te polecam chętnie jako smaczne, a w zależności od sposobu zrobienia albo pod czerwone, albo pod białe wino bardziej podchodzące. Dodam,że jeśli pan za nadzieniem przepada, to niejakie podróbka są w środku w odrębnej torebce ulokowane.


Za know-how perliczkowy

dziękuję serdecznie,

a za dwa insze fragmenty, gdybym był Martą Lipińską, zakrzyknąłbym

“Kocham Pana, Panie Sułku!”

w dowód entuzjazmu przemożnego.

Co, zważywszy na to, że nie jestem, zmusza mnie do wyrażenia uznania w sposób konwencjonalny.

merlot


Panie Merlocie

Prawdziwy facet to po takim wyznaniu, wzion by się i upił.
Pod kiszonego ogórka.
Igła


Lepiej drogi Igło

zgadnij, które dwa kawałki mój rzeczony entuzjazm wzbudziły…


Panie Merlocie,

wszczynam wobec Pana politykę ostrożnościową, bowiem Pańskie oświadczenia, dyskusyjne zainteresowania, niestapilność w uczuciach do mnie (wczoraj, nocną porą, manifestowana), deklarowane znajomościo podłoży (jakoby) kulinarnym i inne takie, zmuszają mnie do wzięcia Pana w podejrzenie.

Wnuki Pana cokolwiek ratują, na szczęście…


Panie Iglo,

nie trzeba było tego Pana Merlota na szerokie wody wypuszczać.

Zamieszanie taki tylko sieje i do niespokoności doprowadza. I pokątnie rozprowadza kakao.

A w kwestiach szczegółowych – chyba bym wolał pod śledzia.


Panie Merlocie

Ja się domyślam ale nie mogę być zbyt szczery, bo one wezną mnie i zbanują.

Pod śledzika?
Niepowiem, przechodzi.
Igła


Acha

Ja, jako znany hodowca drobiu mogę panu powiedzieć, p. Yayco, że perliczka niezłą jest, choć to głupi ptak jest a może i dlatego a i gołąb jest lepszy nie mówiąc o kuropatwie i ciągle ich musiałem wieczorem po drzewach szukać, jako dzieciak.
Ale ona pyszne jajka znosi.
Mniejsze od kurzych i nakrapiane jak przepiórcze.
Igła


Panie Yayco,

jakbyś Pan i pozostałe standardowe suspensy wobec mnie był powziął, to zniosę to z całkowicie merlotową godnością.

merlot

PS. Czy taki kupaż Chateau Du Tauzia (Appelllation Buzet Controllée) jest w pańskiej bazie enologicznej? Kupiłem go za 40 zł i spożyliśmy z madame do roastbeefu. Wydał mi się interesujący i jak na rocznik (2001) moralnie nie zużyty. Długie wietrzenie zastosowałem.


Panie Igło

i jedne i drugie...

Wygrał Pan tauzena, możesz grać Pan dalej.


Hm, strasznie smakowity tekst,

i to wino, i ta perliczka.
Aż mnie pan prawie mobilizuje do wyjścia do jakiego sklepu po jakie wino, ale pewnie lenistwo zwycięży i nie wyjdę...

P.S. A mogę miec pytanie? Tylko, że uprzedzam, że na winach to ja się nie znam zupełnie i piję zwykle intuicyjnie, no i z innych względów te takie, co nie za drogie są.
Ale to pytanie, co pan sądzi o winach mołdawskich, rumuńskich i tych bardziej z południa czyli bułgraskich.

Bo chyba nic pan nie pisał nigdy, a ja włąśnie ostatnio jakoś w tamtą stronę sięgam, znaczy na pólce sklepwej.
I cąłkiem dobre bywają.
Ale jak już mówiłem, się nie znam.

Pozdrawiam.


Panie Merlocie,

kupaż (sprawdziłem w sieci) przyjemny i dobrze ułożony. Ale ja francuskich w ogólności nie piję.

Poza Alzackimi, ale to tylko dlatego, że jestem za powrotem Alzacji do Macierzy.

Żadnych skąd inąd wziętych win francuskich u mnie Pan nie znajdziesz. Przykro mi.

Ja taki jestem antyfrancuski, że mnie do Francji trudniej wycągnąć, niż do Krakowa. Raz się udało pod pretekstem Disneylandu (yes!), a następny raz to podobno ma być w te wakacje.

Niby to tylko traznzyt, ale boję się tego bardzo.


Panie Grzesiu,

ogólnie rzecz biorąc – mołdawskie są niedobre. Najwyżej mięso można w nich bejcować. Może u nich jest inaczej, ale u nas to groza jest.

Rumuńskie to bardzo dobre są dostępne białe, z ich koronnym szczepem fateasca alba. Dobrym szczepem jest też feteasca neagra, ale w Polsce nie widziałem już dawno nic dobrego. Kiedyś były fantastyczne merloty ale to już takie po 6o złotych. I zniknęły, bo chyba tylko ja je kupowałem.

W bułgarskich jest bałagan. Odkąd splajtował Bułgar, co trzymał sklep z ichnimi winami a potem i knajpę obok, to niestabilnie się zrobiło. Czasami ryzykuję, ale rezultaty są mieszane.

Piłem ostatnio bardzo dobre pinot noir bułgarskie. Slavyantsi Pinot Noir Special Reserve. W ogóle nie pijam Caberneta, ale zawsze zapłacę za caberneta ze wsi Dwie Mogiły (poważnie – to jedyny wyjątek dla caberneta na jaki mnie stać).

Duże ryzyko, ale duże szanse na satysfakcję, moim zdaniem. I bardzo tanio.


Panie Igło,

jeśli idzie zaś o samą konsumpcję, to chyba nieprzeszkadzające jest, żeby głupie były?
Na drobiu się nie znam, ale takie mam asocjacje ogólne i prehistoryczne.

Rzecz druga, to długotrwała hodowla. Tu faktycznie lepiej się obrócić ku wywinie, która jednak jakiś rozum ma.

A jajek perliczych nie jadłem. Ciekawe, czy gdzieś takie do nabycia być mogą...


Panie Yayco,

dziękuję za odpowiedź, spróbuję rady uwzględnić, przy najbliższym wyborze winnym.


Proszę bardzo Panie Grzesiu,

zawsze do usług.


na razie to tylko przywitam się grzecznie

może jutro jak czas pozwoli coś od siebie:)

pozdrawiam

Prezes , Traktor, Redaktor


To nawet lepiej Panie Maxie,

bo właśnie idę spać.

Dobranoc


Panie Yayco

wychodzi na to że daremne żale, próżny trud i nie ma co walczyć o przegrane/wygrane, jak ktoś robi w tył i nazat to…brać swoje okulary i robić to co przeczucie podpowiada. Żyć i pisać dalej.

Czwarty raz się dzieje i już się uodporniłem.
Ulżyło mi.

W sumie to nie wiem po co to piszę, smecę jak grześ, dobra cza wracać do normalnej, codziennej blogoroboty:)
Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

ja też się uodporniłem i uważam, że należy się z tym pogodzić.

Zdarza się, poniekąd. Nie zamierzam robić za żałobną wdowę. Wolę się wina napić...

Pijmy wino za kolegów…


wino warto pić zawsze,

tak dodam włąściwie nie wiedzieć czemu.

Maxie, ty sobie nie pochlebiaj, że od razu jak ja:)
Idź lepiej do mn9ie, Marizy posłuchać.

Pozdrówka


Panie Grzesiu,

nieco Pan przesadza, mam wrażenie.

Nie zawsze warto, a czasem nawet nie należy.

No, ale Pan młody jest, to jeszcze niektóre wymiary samoświadomości męskiej przed Panem, w odległej dali…


O winie, to

miałem notkę napisać, znaczy sie o 5 butelkach które przebywały w otoczniu prezydencko-premierowskim na Helu, nie wiem może jakieś myśli mi przyjdą, na razie mam taki pomysł że z kolegą najwięcej wypiliśmy 7…i tyle pamiętałem:)
Prezes , Traktor, Redaktor


To się poprawiło...

...ostatnio były cztery.
Ale w butelko/osobo/godzinach Hel wychodzi na grzeczny pensjonat:-)

merlot


Merlocie

gdyby podali jeszcze menu to za pomocą PaNA yAYCO może udałoby się stwierdzić czy maja gust, a tak, domysły, domysły
...
Prezes , Traktor, Redaktor


Pewnie

jakieś francuskie siki…


Max, ja tam bardziej ciekaw

jakie ty z kolegą piłes niż prezydent z premierem.
:)

Pzdr


grzesiu

Mazowieckie, Karo, La patique

wszystko razy dwa, białe i czerwone i jeszcze jedno ale nie pamiętam, wszak było

to z 15 lat temu

:)))))))))))

Prezes , Traktor, Redaktor


No tak, zaraz chyba pan Yayco cię

za tę szczerość zbanuje albo inną krzywdę zrobi, że mu bloga profanujesz:)


Ależ dlaczego,

gdyby mi pamięć dopisywała lepiej, to kiedyś bym napisał notkę Ananasy i migdały, albo o zapomnianych kordiałach, albo O obyczaju przesączania wina jabłkowego przez czapkę w okolicach Odrzywołka (k.Grójca)

Panie Grzesiu, ja też bylem kiedyś młody, choć było to bardzo dawno temu…


...

...


Magio Droga

wieczorkiem:)

Prezes , Traktor, Redaktor


Pani Magio,

ja pracować powinienem.

Ale Pani tak rzadko bywa, że się powstrzymać nie umiem.

A przypomniałem sobie, że to nieźle szło pod kaszankę na zimno. Z kiszonym.

A o wiele rozchodziło się o płeć, to rogalik maślany, z kruszonką, bardzo był odpowiedni…


...

...


Pańskie słowa, jak zwykle Saznowny Panie Yayco,

przywołuja u mnie różnie wspomnienia. Oto na początku lat 80-tych ubiegłego stulecia odwiedziłem klasztor w Szczyrzycu. Podczas spotkania z przeorem wspominaliśmy mojego Wuja, ktory wdzięcznie zapisał się w pamięci zakonników w latach z kolei 50-tych. W ramach pogawędki podano na talerzykach brązową galaretkę. Spoźyłem ją za pomocą łyżeczki z dużym smakiem, poczym niemal natychmiast napadł mnie niesamowicie wesoły nastrój, a i jak się za chwilę okazalo, niemal straciłem władzę w nogach.

Okazało się, że z okazji naszego spotkania braciszkowie rozbili (?) butelkę bardzo starego maślacza, z którego w miarę upływu lat zrobiła się właśnie taka galareta. I tak znowu udało mi się skonfrontować wiedzę książkową z rzeczywistością.

Pozdrawiam w zadumie, że już tylko wspomnienia mi pozostają


...

...


No tak

też tak kiedyś miałem, a właściwie teściowa, z 10letnia butelka smorodinówki.
Też wstać nie mogła.
Ale wstała, cała w pąsach.

I stoi.

Igła


Panie Lorenzo

połączenie Pańskich wspomnień z nurtem maksowym, spowodowało, że przypomniałem sobie coś, co nazywaliśmy w czasach dawnych alparetką.

Ale chyba tego nie opiszę, bo do sporządzenia pomienionej używane były wyroby niejakie z Krakowa, których nie wypada mi dzisiaj nadmiernie propagować.

Choć akurat mam wrażenie, że ten, jak raz, użytek nie był grzesznym.

Więc może rzeczywiście popełnię, już wkrótce, cjoć nie dziś, zapis wspomnieniowy o rozmaitych pożytkach z owocowego wina.

Czasy są niepewne, więc na razie o głupotach lepiej pisać....


Pani Magio,

ja ledwie 10% dzisiejszego przerobiłem obowiązku, a Pani mi przeszkadza, wywołując u mnie przykrą reakcję żołądkową.

Choć przyznam, że jak kiedyś zagryzałem bimber chlebem domowym, ze smalcem i prawdziwnym ogórkiem kiszonym, to potem miałem posmak porzeczek w ustach.

Co i tak było delikatnym objawem, bo inni widzieli obrazy i słyszeli muzykę klasyczną.

Dom wschodzącego słońca zdaje się słyszeli…


Panie Igło,

zaczyna mnie sytuacja TXT niepokoić, skoro władzę przejęła junta w skład której wchodzi człowiek, który na zmarnowanie 10 leniej smorodinówki pozwolił.

Będę się Panu patrzył na ręce…


Panie Yayco

Wróć, jak mawiał mjr Wróbel.

Nogi
Igła


Dla niskiego faceta

(takiego szczuplutkiego) to patrzenie na ręce jest poręczniejsze jednak.

Będę się tego trzymał...


Szanowna Pani Magio

Moja kuzynka z USA zajadala się rogalikami z maselkiem, dżemem i majonezem (aczkolwiek nie polskim, jako że dzialo sie to na moich oczach podczas slusznie zapomnianego pobytu u sojusznika). Spróbowalem i sie zdziwilem. Potem zjadlem w kraju leżącym troche bardziej na poludnie kurczaka w sosie z gorzkiej czekolady zaprawionej jakims piękącym cholerstwem. I teź sie dalo zjeść. Na razie nie cwiczylem jeszcze wywolującego dreszcz np. jedzenia malych surowych śledzi w Holandii oraz sardynek/szprotek w talerzu do zupy, zalanych litrem sosu pomidorowego.

Smacznego życzę

PS. acha, zjadlem tez tzw. chińskie zgnile jajo, które wcale nie jest zgnile. Za to jest czarna, z lekka przeźroczystą galaretą waniającą trochę siarkowodorem i smakującą jak nasza galareta, tyle że bardziej delikatna.


No i nic w tym dziwnego, Szanowny Panie Yayco,

skoro wzmiankowany utwór wykonywaly “Zwierzaki”.

I jeszcze, jeśli Pan nie widzial mojego komenta u Pana Poldka na podsumowanie wydarzeń dni ostatnich

http://www.joemonster.org/pokaz.php?op=showfile&fid=38627

Pozdrawiam niepomiernie


Panie Lorenzo,

wszyscy się cieszymy, że Pan to wszystko zjadł i żyje.

Ale jako gospodarz zwracam uwagę Pańską, że się nie rozchodzi co kto jadł, tylko do czego, Panie Lorenzo.

Pozdrawiam wymownie

PS A świeże śledzie w Holandii pyszne są.

Z ogórkiem robionym na słodko. Zwłaszcza…


WSP Lorenzo

Czy pański koment miał obrazić naszego p.Yayco?
Że niby taki śmierdzący choć lekko i galaretowaty?
Igła


Z plynów, Szanowny Panie Yayco,

to ja jedynie wode źródlaną pijam(w Krakowie wodociagową, jako że wtedy prosto z krynicy mądrości zażywam). Ponadto woda źródlana na wszystko jest dobra, na przyklad przeciwko bólowi zębów nad wyraz skuteczna jest. Ale o tym później, jesli Pan zgodę na kolejne wspomnienia wyrazisz.


Panie Igło,

jak Pan mojego dościgniesz wieku, to też będziesz galaretowatym.

Ale nie spodziewałbym się. Nie przy tej chloleryczności.


Broń Boże, Szanowny Panie Iglo,

Poza tym Pan Yayco jako żywo Europejczykiem pochodzącym z Warszawy jest i nic z Chinami wspólnego nie ma.


Panie Yayco,

że niby mnie apopleksja zetnie?

Wiem to ci ja, bez przypominania.
Igła


Wspomnienia Pańskie,

jeśli nie pouczające, to przynajmniej intrygujące bywają. A jeśli i to nie, to śmieszne, w ostateczności.

Więc pisz Pan, Panie Lorenzo.

Wody pić nie będę, bo się, od onej, żaby w człowieku lęgną. Prawdopodobnie.

Pozdrawiam ewaporatywnie

PS A komenta Pańskiego widziałem zaraz po tym jak się pojawił. Ja nawet pracując, rękę na pulsie trzymam. A swoją drogą, doadam, że Pan Poldek ładnie się tam u siebie, na koniec, zachował.


WSP Lorenzo

Podobno w genach mamy ok 10% żółci, to po przemarszach narodów, nie mylić z endecją, nam zostało.

A taki malutki, drobniutki, łysawy to niby kogo przypomina?
Gołotę?
Igła


To jak Pan wiesz,

to Pan tak nie lataj, krugom po obejściu i nie nerwujsię. Tylko zaś usiądnij, tarniówki się napij i na wnuki czekaj, jak i ja to robię...

Choć ja, z kolei pewnie, wnuków nie doczekam, jak to u geriatrycznych ojców często jest we zwyczaju…


@ YAYCO

Ja to czytam i zaraz się poryczę... ;-)

Dzizusie. NIEMOŻLIWE tak umieć o WINACH i ten tego tamtego.

Jaki to uniwersytet tego uczy? Jakież to dziesiątki LAT i tysiące złotych pozwalają tak pięknie znać ten trunek?

Ech…

Idę po najluksusowsze moje wino, czyli Sutter Home Zifandel za gigantyczne 28 zł... nawet rocznika nie odróżniam…

{tu: ryczę} ;-)

Pzdr.


Panie Misqocie

Do tego Sutter Home, to ja bym z dystansem podchodził. Chyba,że Panu bardzo smakuje…

Ja od dawna szukam dobrego i taniego zinfandela do opisania, bo lubię szczep primitivo. Jak znajdę, to na pewno opiszę.

Ja o winach niewiele wiem, ale wino lubię. Ale fakt, że parę latu już sprawdzam co lubię i coraz łatwiej mi znajdować.

Co do pieniędzy, to tutaj opisuję te troszkę tańsze, więc i koszta są niewielkie.

Nawet więcej, to, że zacząłem o dostępniejszych winach pisać, poprawiło mi bilans ekonomiczny i pozwoliło znaleźć kilka fajnych i tanich win.
No bo przyzna Pan, że opisywane przeze mnie: Quarry (16,90) albo i Leuwen Jagt (33,90) to nie jest jakaś straszna rozpusta.

Tylko szukać należy, bo w sklepach zwykłych ceny są wyższe, a wina gorsze.

I wracając do początku. Niech się Pan nie przejmuje tym co ludzie o winach piszą. Ze mną na czele.

Dobre wino to takie, które nam smakuje. Nam a nie temu gościowi co opisał, swoje przecież, a nie Pana, kubki smakowe.


Pan, p.Yayco, to

uniwersytecki teoretyk jesteś.Ekonomiczny choć degustator.
A po winie, spożyciu&poglądach, to ze 100% pewnością stwierdzam, że z UKW.

I teraz biorąc pańską i prezydencką miarą, tak na oko 3 butelki dziennie a 20-30zł to daje na gardło 60-90zł.

To wedle pana dobry, dzienny bilans jest?

P.S. A mszalne?
Pan piłeś?
I nie w zachrysti, jakeś sługiwał.
Igła


Panie Igło,

na UKSW (ucz się Pan!) nie pracuję, choć miałbym z domu blisko.

Ja tam nie prezydent, a nadtom taki więcej szczuplutki, więc tyle pić nie mogę. Czasami nadto samochód prowadzę, a zasad jestem stanowczych wtedy.

Więc jednak tyle, coś Pan wyliczył, to chyba aż nie. Choć czasem pijam droższe wina (ale nie chciałem się znęcać nad czytelnikami opisem brazylijskiego pinot noir, które choć dobre, wcale nie było lepsze od taniego bółgarskiego, o którym wspomniałem Grzesiowi).

A mszalnego nie piłem. Ani wtedy kiedym sługiwał, co krótko jakoś trwało, nota bene. Ani później. Nie było jakoś okazji.


@ YAYCO

Najwyborniejszy jest fragment “(...) ja o winach niewiele wiem.”

Miodzik, Chardonnay rocznik 1983 ;-) (jest taki? dobry?)

Bo jeśli pan nic nie wiesz, to jak jest liczba ujemna 1 000 000 jedn. w wiedzy o winie?

Pzdr.


Panie Yayco,

spieszę donieść, że nabyłem oną drogą kupna.

1,75 kg zamrożonej Wielkopolski. Kształtna, foremna, ino na obrazku też czarniawa jakaś. W najlepszym razie ciemnopopielata. One tak mają w ogólności, czy tylko te wielkopolskie?

merlot


Panie Misqocie,

Chardonnay rocznik 1983?

Na takie fanaberie to całkiem mnie nie stać. Staram się nie pijać win, które kosztują więcej niż moja stawka za nadgodzinę.

Ale jeśli Pan takie trafi, to na pewno będzie to ciekawe doświadczenie


Panie Merlocie,

te wielkopolskie to jaśniejsze są niż zazwyczaj, mam wrażenie.

Ale faktycznie mięso u nich ciemniejsze i bardziej zwarte niż u kurczaka.

To dobrze jest, bo można, bez błędu w sztuce, wino do nich czerwone podawać.

Warto tylko pamiętać, żeby piekąc taką sztuczkę, obficie ją podlewać soczkiem jabłkowym, albo też i winem jakimś kiepskim (żeby żalu nie czuć, bo to dla gotowania niedobre).

Podlewanie ważne jest, bo inaczej suchy ptak wyjdzie i przykry w spożyciu.


Subskrybuj zawartość