Pytania konstytucyjne Pana Y. Czy potrzebujemy dekretów?

N bardzo jest zaprzątnięty ostatnio. Nawet doroczne frustracje urodzinowe jakoś przebył, bo w robocie się polityką zajmuje. Nie, nie żeby w makroskali. Lokalną. Znaczy się w odniesieniu do roboty swojej.
Ale uczęszcza do roboty niemal codziennie. Kijek w tamtejsze pracowite owady zasadza i patrzy czy do miodu mniemanego lezą. Pan Y wie, że potem będzie płakał i wyrzekał, ale niech się trochę pobawi.

Pan Y męczył go jednak względem tej konstytucji, co to by ją chciał pozmieniać, więc N na odczepnego mu o dekrety kazał podpytać.

Oczywiście dekret to pojęcie umowne. Przed wojną nazywało się toto początkowo, do 1935 roku, rozporządzeniem prezydenta z mocą ustawy. Konstytucja kwietniowa mówiła już jednak o dekretach prezydenta.

Niestety, takiejże nazwy używała tzw. Konstytucja PRL , zgodnie z którą dekrety przypisane były Radzie Państwa. Być może, dlatego właśnie słowo dekret się zakorzeniło, ale też budzi mieszane odczucia.

Tak czy inaczej chodzi o powszechnie znane w konstytucjach świata i związane z systemami parlamentarnymi, akty normatywne, które mają moc równą ustawie. Czysto prezydenckie systemy robią to trochę inaczej, ale szans na czysto prezydencki system jakoś Pan Y w Polsce nie widzi.

Dekrety są wydawane na podstawie konstytucji. Są wydawane na podstawie kompetencji ogólnej, to znaczy można wydać dekret w każdej kwestii, która nie zostanie im odjęta. Ograniczenia są zwykle pomyślane tak, aby za pomocą dekretów nie narobić zbyt dużej szkody i nie zmieniać ustroju.

Ciekawy katalog wyłączeń przewidywała Konstytucja kwietniowa, która nie zezwalała na dekrety: zmieniające Konstytucję, dotyczące ordynacji wyborczych, budżetu, nakładania podatków i ustanawiania monopoli, systemu monetarnego, zaciągania pożyczek państwowych, zbywania i obciążania nieruchomego majątku państwowego na znaczne kwoty.

Panu Y bardzo się ten zestaw ograniczeń podoba i chciałby takiego samego.

Warto zauważyć, że dekrety, tak jak ustawy, mogłyby reglamentować zakres praw i wolności obywatelskich w każdej niewyłączonej sferze.

Jak już Pan Y wspominał, tak rozumiane dekrety znane są powszechnie w państwach demokratycznych, choć ich formy bywają różne. Najzabawniejsze jest chyba ujęcie niemieckie, gdzie używa się określenia stan wyższej konieczności ustawodawczej, podczas którego rząd może narzucać ustawy nawet wbrew woli parlamentu. Pan Y ma to za zabawne, że obowiązują wtedy ustawy odrzucone, jeśli się tak rządowi spodoba.

W ogóle, jeśli spoglądnąć na Europę, to jedynym państwem, gdzie nie ma takiej instytucji jest Polska.

Nie ma, choć jest, bo przecież w art. 234 napisano, że jeśli czasie stanu wojennego Sejm nie może zebrać się na posiedzenie, Prezydent Rzeczypospolitej( na wniosek Rady Ministrów) może wydaje rozporządzenia z mocą ustawy, a i to w ograniczonym zakresie.
A zatem: jedynie w stanie wojennym i jedynie w kwestii zasad działania organów władzy publicznej, zakresu ograniczeń wolności i praw obywatelskich w czasie stanu wojennego i wyrównywania strat majątkowych wynikających z powyższych ograniczeń. Daj Boże – niebylica.

Jak dla N, a Pan Y nie oponuje na jago szemrania, to jest to zdecydowanie za mało. Jego zdaniem dekrety są potrzebne w dwóch zasadniczo różnych sytuacjach.

Pierwsza, to rzeczywiście rozmaite stany nadzwyczajne (nie tylko stan wojenny), kiedy to są potrzebna regulacje szybkie, pomijające ślamazarność drogi parlamentarnej. To przypadek bardziej oczywisty. Pan Y pamięta, że kiedyś już wojsko siedziało w wagonach, żeby jechać na Bałkany, a Sejm się obradzał i obradzał. Zresztą Węgry i tak nie chciały tego pociągu przepuścić. Lepiej o tym zapomnieć.

Jest jednak i drugie uzasadnienie: wydawanie aktów normatywnych złożonych, kompleksowo regulujących szeroką sferę obrotu społecznego i prawnego. Takie akty zwykle nazywa się kodeksami, dla podkreślenia ich powagi. Są grube i powinny być poddanie spójnej, jednolitej dla całego aktu myśli. To muszą robić fachowcy.

Czy zastanawialiście się, Drodzy Czytelnicy, jakim cudem podstawowy akt prawny dotyczący obrotu gospodarczego – Kodeks cywilny, jest ciągle tym samym aktem. Uchwalonym w czasach, gdy nawet N był jeszcze względnie młody, bo za towarzysza Wiesława?

Ano, dlatego, że lęk jest wielki przed tym, że posłowie zepsują najbardziej nawet przemyślany nowy projekt. Cywiliści to poważni ludzie. Oni umieją liczyć duże kwoty.

Zresztą doświadczenie z Kodeksem Karnym nie jest najlepsze. Tak, z tym, co go to, co i raz zmieniają. Z tym, co pobił rekord świata, bo pierwszy raz go zmienili, zanim wszedł w życie.

Posłowie mogą zgłaszać poprawki, jakie sobie chcą, a często kwestią przypadku, zmęczenia i frekwencji jest to, jakie zmiany przejdą. W efekcie ostateczny kształt ustawy może zdecydowanie odbiegać od pierwotnego projektu, ze stratą, dla jakości. O Tym ile to trwa, to nawet Pan Y nie zamierza pisać, bo wszyscy wiedzą, że długo.

Dostrzeżono to już w międzywojniu, kiedy to najważniejsze i znakomite regulacje kodeksowe tamtego czasu: Kodeks Karny z 1932 roku i Kodeks Zobowiązań z 1935 roku i Kodeks Handlowy z tego samego roku, ujrzały światło dzienne, jako rozporządzenia prezydenta.

Tym, którzy sadza, że oznacza to drogę do dyktatury i „rządzenia dekretami” należy powiedzieć, że parlament nie jest i nie powinien być pozbawiony kontroli nad dekretami.

Po pierwsze, warto zastanowić się nad katalogiem wyłączeń przedmiotowych, choćby podobnym, do przedstawionego wyżej.

Po drugie, powinna obowiązywać zasada kontrasygnaty.

Po trzecie, dekrety powinny być zatwierdzane przez Sejm (choćby tak jak to określa Konstytucja z 1997 r. – na najbliższym posiedzeniu Sejmu).

Zatwierdzany: to znaczy przyjęty, lub odrzucony, ale bez prawa wprowadzania poprawek, dyskutowania miesiącami i odwlekania.

Po czwarte, nie powinno też być przeszkód w utrzymaniu drogi zaskarżania dekretów do Trybunału Konstytucyjnego.

W końcu, po piąte, nic nie powinno stać na przeszkodzie w nowelizowaniu dekretów w zwykłym, zapewne przewlekłym, trybie parlamentarnym.

Pojawia się oczywiście pytanie, kto powinien uzyskać kompetencję do wydawania takich aktów. Odpowiedź na to pytanie zależy jednak od zasadniczych zasad ustrojowych.

Gdyby zdecydowano się na ustrój prezydencki, kompetencja w oczywisty sposób przypaść powinna prezydentowi. W systemie kanclerskim, czy nawet parlamentarno gabinetowym – mogłaby ją otrzymać Rada Ministrów, tak jak to widziała tzw. Mała Konstytucja.

N uważa, że dekrety służyłyby nie tylko przyśpieszeniu prac nad niezbędnymi aktami prawnymi, ale też podniesieniu, na znacznie wyższy poziom, jakości legislacji, a to przez związanie prawa z konkretnymi jego twórcami. Łatwo do dnia dzisiejszego sprawdzić, kto naprawdę te przedwojenne kodeksy pisał. Konkretni, wielcy ludzie. Nikt ich nie przypisuje tamo czesnym prezydentom, boby w śmieszność popadł.

Pan Y słucha tego z uwagą, ale trochę się waha i dlatego chciałby zapytać Wytrwałych Czytelników, co o tym myślą.

Pan Y pragnie też przypomnieć zasady, które sprokurował wcześniej, aby uniknąć okładania się cepami i pisania o niebylicy *):

1. Dyskusja dotyczy Lepszej Konstytucji dla Polski. Nie dla Madagaskaru (no offence).

2. Jesteśmy realistami. Nie piszemy o marzeniach, tylko o możliwych rozwiązaniach ustrojowych. Nie – gdzieś, kiedyś, za sto lat. Tu i teraz. Zaraz. Już.

3. Analizując sens jakiejś instytucji, abstrahujemy od innych instytucji. Nie piszemy (dla przykładu), że Rada Okrętowa była by dobra, ale i tak wszystko zepsują Związek Mandolinistów, którzy bo dużo piją. Staramy się pisać o Radzie. Innym razem zastanowimy, się czy można coś zrobić, ze Związkiem Mandolinistów.

4. Unikamy anachronizmów. Pan Y żywi wielką estymę do Średniowiecza, ale nie sądzi, aby warto było rozważać przywrócenie do życia instytucji, które nie doczekały Renesansu.

5. Unikamy ahistoryzmów. Argumenty Ojców Kościoła (mimo wielkiego przywiązania i estymy, jakie żywią wobec nich i N, i Pan Y) w kwestii konkretnych i współczesnych rozwiązań ustrojowych niewiele wnoszą do dyskusji.

6. Piszemy o tym społeczeństwie, które tu mieszka. Nie mamy skąd przywieść sobie innego.

7. Unikamy, jeśli się da, odniesień do Wielkiej Brytanii i USA – z jednej, tudzież Chin i Japonii – z drugiej strony, bo to zupełnie inna kultury prawne i ustrojowe.

8. Mówimy o reformie, a nie o rewolucji.

*) N sugerował, żeby dopisać regułę, coby słów brzydkich nie używać. Pan Y nie jest za tym, bo uważa, że nie można blokować dostępu do dyskusji tym, którzy nie potrafią, bez takich słów pomocy, myśli swojej klarownie wyrazić.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

To nie ma terasz, u nasz,

dekretów?
No to ja znowusz się przekonuje, że w niebylicy żyję. Zabytkowy jestem.

No i pytanie pomocnicze, na poziomie Madagaskaru.
Czy są jeszcze, w Polsce, ludzie/grupy/środowiska, które byłyby się dały zamknąć w jakimś pałacyku prezydenckim, na 3-4 doby, każden ze skrzynką piwa/wina/whisky/ey, dla dobra wspólnego a na pohybel własnej wątrobie?
I wyszły by z tamtąd z Konstytucją a nawet Kodeksem?
I czy są jeszcze tacy politycy w Polsce, którzy by do takiego pałacyku, klucze każeli wydać?
Igła


Panie Igło,

ludzie by się znaleźli. To raz.

Potrwałoby to pewnie trochę dłużej, niż by Pan chciał, ale by się dało. To dwa.

A polityków takich nie ma i wiary nie ma, że jak się coś zrobi, to posłowie nie zepsują. To trzy.

Znam kilka osób, co są prawdziwymi autorami projektów (rządowych, poselskich, rozmaicie). Piszą je za pieniądze, ale potem niechętnie się przyznają, bo to co z Sejmu wychodzi nie bardzo ich projekty przypomina.

Będziesz się Pan śmiał, ale ostatnia taka próba, to była zabawna próba stworzenia dość wyjątkowej Konstytucji przez Lecha Wałęsę.

Jak wszyscy wiedzą, obecny utwór tworzono długo i kiepsko.

I niejaki Lech Wałęsa działając w zmowie i porozumieniu ze świętej pamięci Leszkiem Falandyszem i kilkoma innymi osobami, wykombinował (to figura retoryczna, nie on kombinował), że jak się nie da jednorodnej konstytucji ułożyć, to się ją będzie po kawałku robić.

Bo wtedy to faktycznie obowiązywała konstytucja bierutowska, przykryta czapeczką Małej Konstytucji.

Mała Konstytucja określała podstawowe kwestie ustrojowe. Takie tam: organy, wzajemne zależności i kompetencje. Więc Panowie (mogę się mylić, ale mam wrażenie, że Pań w tym gronie nie było) wymyślili sobie, że zrobią konstytucję złożoną z trzech odrębnych aktów prawnych.

Niestety, zdążyli zrobić tylko jeden: Kartę Praw i Wolności. Nie wiem, czy to idzie gdzieś wygooglać, mój egzemplarz gdzieś się zagubił, ale pamiętam, że to bardzo niezła Karta była. Nie żadne tam obiecanki i cuda na kiju (jak mamy teraz) tylko solidny, nowoczesny katalog praw i wolności. Dobrze zagwarantowany i należycie strzeżony.

Złożono to w 1993 roku w Sejmie, jako Ustawę Konstytucyjną, czyli niby ustawę, ale o randze równej Konstytucji. Z zamiarem, żeby zastąpiło kolejny fragment bierutowskiego monstrum.
Ale przepadła w Sejmie. Lewica i Demokraci to sprawili.

Prace nad trzecią ustawą, regulującą kwestie sądów i organów ochrony prawnej zostały zatrzymane, a Komisja Konstytucyjna opanowana przez SLD przepchnęła swój projekt.

Ja do dziś tego żałuję, musze przyznać.


Wie pan,

pisać dobre prawo, za pieniądze, to wstyd żaden jest, co oczywiste.
Tak samo jak wściec się kiedy Begerowe czy Kalisze, barachło z tego robią. Jedna to, sowiecka, sitwa jest.

A ja bym chętnie przeczytał, w jednym z pańskich odcinków konstytucyjnych, jak inicjatywę obywatelską, prawno/konstytucyjną właśnie, w konstytucji gwarantowaną, zawrzeć.

Igła


Zastanowię się

Panie Igło i rozglądnę po cudzych konstytucjach. Nie prędko, ale wezmę to na tapetę.

Albo i nie wezmę, bo mam wrażenie, że mało kto zdaje sobie sprawę, że te kwestie mają jakieś znaczenie.

To może niech śpią dalej?


...

...


Szanowny Panie Yayco

z Pana to też niezłe ziółko do mącenia ludziom spokojnym w łepetynach.Drugi taki to WSP Lorenzo.Tyle,że Pan Lorenzo jeszcze jakieś czarne wizje fonduje.

Po przeczytaniu Pańskiego tekstu pozwoliłem sobie na spuszczenie z wodzy mojej wyobraźni.
Założyłem,że funkcjonują dekrety i do władzy dorwał się PiS z Jarkaczem.
Widzisz Pan ten bal na sto czterdzieści cztery fajerki pod batutą Jarkacza?
Odnoszę wrażenie,że Polska szybko zniknęła by z mapy Europy.

Wyobrażam sobie,że dekrety to dobre rozwiązanie pod warunkiem,że nasi politycy wydorośleją,a …dobro Polaków będzie ich celem nadrzędnym.
Mogę sobie wyobrazić rząd ludzi kompetentych,polityków-patriotów rządzących także za pomocą dekretów dla wspólnego dobra.
Czy obecnie ta broń mogłaby spełnić swą rolę?
Może i Tuskowi byłoby łatwiej.
Mimo wszystko są wątpliwości.Głupi rząd mógłby więcej zepsuć i szkód narobić niż cokolwiek dobrego i szybkiego uzyskać.

Pozdrawiam


To już się Pani, znaczy,

po pracach polowych, umyła, ale jeszcze nie wypachniła.

Fajnie…

A co do rzeczy samej, to na tym ten pic polega. Tylko pod takim warunkiem mona użyć dekretów do poprawiania jakości prawa.

Natomiast, to że potem sobie mogą poprawiać, to jest inna sprawa. To taki sam akt prawny jak ustawa.

Zresztą ten co wydaje dekrety, też może.

Oczywiście, można posunąć rzecz dalej, jak we Francji, gdzie prezydent ma większe uprawnienia prawodawcze niż parlament i parlamentowi od jego kompetencji wara. W ogóle nie mogą nic czynić i już.

Ale tego to bym się trochę bał, jednakże.


Nie upadaj pan

Panie Yayco.
Bo na kobietę upadłą możesz trafić albo podstawioną, spadając.

Przecież sam widzisz, żeś nie na drogę korwinową wszedł ( ino niewdzięczną a nawet krzyżową), gdzie każden, któren pisać i czytać potrafi, wierutne bzdury wypisywać może, o wolności w środowisku człowieka z cron mangon, na ten przykład.
Zacząłeś to pisz, jak przywoływany często przez ciebie prawnik św. pamięci z którego pajaca media zrobiły.
Redakcja TXT wesprze.
Igła


Panie Zenku,

czy Pan się aby nie nazywa Mazowiecki Tadeusz? Czy za Panem, dzieci na ulicy Siła spokoju nie wołają?

Proszę Pana, bardzo proszę starannie zważyć, że dekrety nie mają większej mocy, niż ustawy, tylko taką samą.
Dekrety nie zmieniają konstytucji. Proszę przeczytać, jak dalekie były wyłączenia w „zamordystycznej” jakoby _Konstytucji kwietniowej”

Jeśli nawet przyjąć pańskie wyobrażenia o zagrożeniach, za prawdziwe, to proszę pamiętać, że PiS miał i większość parlamentarną i prezydenta.

I co zrobił? Nienadzwyczajny projekt zmian w Kodeksie karnym, beznadziejną ustawę lustracyjną i jeszcze kilka takich samych bubli.
Jakim cudem zrobiłby więcej mając dekrety? Jakie możliwości by mu od tego przybyly, poza tym, że by się nie mógł tłumaczyć, że czasu miał za mało?

Oczywiście, możemy się bać z bagna wyleźć i wmawiać sobie, że lepiej będzie wolno tonąć, niż ryzykować.

Ja się z takim stanowiskiem nie zgadzam


Panie Igło,

jakbym nie uważał, że warto to bym nie pisał.

Ale może powinienem jakichś brzydkich słów ponawsadzać?

I ożywienie było by większe, i Pani Gretchen by przyszła rany oliwą polewać?

No dobra, nie będę się śmiał z innych. Niech się pośmieją ze mnie.

W przyszłym tygodniu masz Pan obiecaną społeczną inicjatywę ustawodawczą.


Panie Yayco

Brzydkie słowa?
Jak najbardziej, byle nie o siostrach albo matkach.
Igła


Panie Y

Po mojemu, to te dekrety nie tylko mogą ale wręcz powinny być i koniecznie, żeby nikt w nich grzebać nie miał możności – to podstawa.
Trza jednak przedtem bardzo precyzyjnie określić w jakiej sytuacji i czego mogą dotyczyć.
Ja bym – jeśli wolno staremu o małym rozumku – proponował taki też zapis, że jak ci geniusze ludowi z wsiowej ulicy nie dogadają się przez miesiąc nad jakąś ustawą to upoważniony czyli w zależności od opcji Prezydent lub Premier dekretem tę ustawę przyklepie.
I jeszcze bym proponował taką moc prawną ustanowić, że jak który geniusz ze wspomnianej ulicy zechce poprawkę jaką wybełkotać to ta moc mu każe merytoryczne opracowanie jej skutków – sporządzone przez fachowców za pieniądze – przedstawić. Bo mój mały (i stary) rozumek mi podpowiada, że jak one, znaczy te geniusze z wiadomej ulicy, musieliby za ten swój bełkot płacić, to one by jednak chyba ciszej byli.
Z wielkim szacunkiem za konstytucyjną debatę.
Z pozdrowieniami _ RW


Szanowny Panie Yayco

wydaje mi się,że w swoich poczynaniach nie tylko z poparciem redakcji TXT możesz sie Pan liczyć.

Był,a może jest jeszcze czas relaksu po rządach PiS,SLD.
Nadejdzie czas reform,uzdrawiania,ucywilizowania naszej ubogiej jeszcze demokracji.
Potrzebny będzie głos wyborców,Polaków trzeźwo patrzących w przyszłość.

Może spróbujemy Konfederaci mieć ambicje i próbować je urzeczywistnić,co?

Pozdrawiam


...

...


W morde jeża

nie nadążam.Każdy głos tutaj widzi mi się bardzo.
Igła wali z grubej rury i diabelnie trafnie.Piękne by to było.
WSP Magia dała upust frustracjom,co to większość Polaków drzaźni przeokropnie.
Pan Ryszard też pomaga.
To mnbie cieszy,to miód na me serducho.

Panie Yayco Siła spokoju ze mnie żadna,ale ja tam wolę na zimne dmuchać.
Konstytucja to nie bułka z masłem.Pośpiech jak Pan dobrze wie wskazany jest przy łapaniu pcheł.
Lepiej pogaworzyć,pospierać się w międzyczasie lampkę wina skonsumować.
Z Konstytucją to prawie jak z przyrządzaniem bigosu;powoli,często mieszać,nie pozwolić się przypalić,dodatki dorzucać,sezonować i smakować i cały czas pilnować by konsystencje i kolor miał odpowiedni.

Pozdrawiam


Panie Ryszardzie,

proszę nie wpadać w niską samoocenę. Pański pomysł bardzo przypomina niemiecki stan wyższej konieczności ustawodawczej, o którym wspominałem, a Niemcy nie są znani z kiepskich pomysłów prawniczych.

Drugi pomysł (o kosztach), też jest jak u Niemca. W naszym dziwnym kraju, podobne wymogi ciążą jedynie na projektach przedkładanych przez rząd.

Niby fajnie, bo w większości krajów cywilizowanych dominują projekty przedkładane przez rząd. U nas jednakże stanowiły jedynie trochę więcej niż 50%. Ta ostatnia liczba, nie uwzględnia PiSowskiej kadencji, bo ciągle nie chce mi się szukać danych. Ale mam wrażenie, że rewolucji nie było.


Panie Zenku,

jak zwykle, cieszy mnie Pana optymizm, ale go nie podzielam.

PO ostatnio wypyszczyło, że chce ograniczać kompetencje prezydenta i wybierać go jak w Niemczech – przez parlament.

Nic nie mam przeciw temu, bo system kanclerski mam w upodobaniu, odnoszę jednak wrażenie, że to jest program wygrania wyborów prezydenckich, a nie zmiany Konstytucji.


uzupełnienie

Trza jednak przedtem bardzo precyzyjnie określić w jakiej sytuacji i czego mogą dotyczyć.

dalej miało być dopisane: żeby żaden jeden w swojej pokrętnej interpretacji nie mógł zakrzyknąć:
DEKRET NIE WAŻNY, BO WBREW KONSTYTUCJI ! VETO !
Już ich słyszę i cóś mnie trafia i nie powiem ci mimo pozwolenia na wyrazy, a to przez wzgłąd na Zacne Panie (tu ukłon składam)
Z pozdrowieniami _ RW


Panie Ryszardzie

w ustroju parlamentarnym nie da się odebrać większości parlamentarnej prawa do obalenia całego dekretu.

A pojedynczy poseł to się może oflagować (były precedensy). Do badania zgodności jest Trybunał Konstytucyjny. Jakby miał prawdziwą robotę, to by nie miał czasu na głupoty.


Pani Magio

goofina

My nie mamy czasu na relaks. My się relaksujemy od bardzo długiego czasu.
Nie zauważyłeś?

Za pozwoleniem, Pani raczy to nazywać relaksem ?

Rozumiem (czy dobrze?) że magiczna ironia jest.
Z pozdrowieniami _ RW


Panie Y szacowny

yayco

w ustroju parlamentarnym nie da się odebrać większości parlamentarnej prawa do obalenia całego dekretu.

No zgoda tylko mi chodzi o klarowność sytuacji i żeby ciszej było – bo ja spokój lubię. Chodzi mi o to, żeby nie jakiś jeden z transparentem czy koszulką czy czymkolwiek innym ale żeby taki pis nie miał podstaw do warczenia, że tu zamach stanu zrobili
O taką jasność mi chodzi, żeby nawet taki ja mógł mu pokazać palcem, że bredzi
Z pozdrowieniami _ RW


...

...


Panie Zenku,

jeszcze jedna rzecz, o pośpiechu.

Pierwsza Konstytucja Odrodzonej Rzeczypospolitej była gotowa pod koniec 1920 roku. W międzyczasie wygraliśmy wojnę i mieliśmy trochę innych problemów.

Mieliśmy (dla przykładu) cztery różne porządki prawa cywilnego i cztery (albo pięć, zawsze zapominam sprawdzić to cholerne Królestwo Węgier) karnego. Obszary się nie pokrywały

Proszę sobie policzyć, ile to trwało i w jakich warunkach. I jakoś dali radę, prawda?

Nad tym czymś, co u nas robi za konstytucję, pracowano siedem lat.

Marcowa nie była najlepsza, co pokazała historia. Ale i tak byla lepsza niż ta, którą mamy.

Politycy wmówili ludziom, że prawo powstaje długo. Nieprawda. Powstaje szybko. Natomiast potem jest długo psute w procedurze parlamentarnej (oczywiście niektóre jest kiepskie od zarania). Psute przez tych co tam siedzą: rolników, nauczycieli, nieudanych prawników (prawników zresztą i tak jest za mało, nawet nieudanych). I uchwalają je bynajmniej nie prawnicy.

I wtedy trafia do nas.


Panie Ryszardzie,

a ja mam w nosie, w jaki sposób ktoś realizuje swoją wolność słowa i artystycznej ekspresji.

Pod warunkiem, że przedmiotem kreowanym przez tą ekspresję nie jest prawo.

Ja też lubię spokój. Dlatego nie oglądam telewizji.

Pan ma ciągotki autorytarne (na poziomie konstytucyjnym, proszę się nie przerażać) i tu nasze drogi się rozchodzą, mam wrażenie.


...

...


Pan ma ciągotki

Pan ma ciągotki autorytarne (na poziomie konstytucyjnym, proszę się nie przerażać) i tu nasze drogi się rozchodzą, mam wrażenie.

Nie rozchodzą się, ten spokój co to go obaj lubimy, to po pierwsze. a po drugie chodziło mi o to, że te one z wsiowej – gdy nie będzie precyzyjnego określenia – będą sobie w ten sposób autoreklamę robić.
Z pozdrowieniami _ RW


Pani Magio,

proszę się zrelaksować. Lubię zrelaksowane kobiety.

Co do ścieżek. Pic i propaganda, proszę Pani. I całkiem inaczej, niż sobie to Pani wyobraża.
Trochę tego jest w Konstytucji (art. 123)
Komisji może być mniej albo więcej, ale się ich całkiem ominąć nie da.
Tak zwana szybka ścieżka legislacyjna, a ściślej instytucja pilnego projektu ustawy, zasadza się na tym, że rząd kierując ustawę do Sejmu, zaznacza, że to pilne. Sejm winien rozpatrzyć taki projekt w pierwszej kolejności. Ale co to jest proszę Pani, „pierwsza kolejność”? Różnie. A gdzie jest napisane ile czasu ma trwać takie rozpatrywanie w pierwszej kolejności? W regulaminie Sejmu, który mówi, że Marszałek kierując projekt do komisji (tak, tak) wyznacza termin jej sprawozdania nie dłuższy niż 30 dni..
Senat faktycznie ma wtedy na robotę tylko 14 dni, a prezydent 7 dni.
W istocie rzeczy ogranicza to czas konsultacji międzyresortowych, ilość opinii i inne takie. Ale wcale nie skraca tak bardzo czasu pracy nad ustawą w Sejmie.
Projektów poselskich to w ogóle nie tyka.

Co do drugiej kwestii, Pani Magio, to na tym polega parlamentaryzm, że parlamenty tworzą prawo. Nie da się inaczej. Czasami jest to potrzebne, bo można (także z zewnątrz) wywrzeć nacisk. Ile to już razy było, że larum podniesione w mediach coś uratowało? Albo zaprzepaściło…

Można trochę ograniczyć poprawiactwo. Tak jest w przy tych pilnych projektach, gdzie nie głosuje się poprawek, które nie trafiły do stosownej komisji na piśmie.

Dlatego dekret jest moim zdaniem pożądanym wyjątkiem od tej reguły.


Panie Ryszardzie,

dopóki ludzie ich wybierają, dopóty mogą to robić.

Demokracja przedstawicielska. Moim zdaniem póki co trudna do zmiany na coś innego.


Panie Y szacowny

Niestety muszę zmykać – obowiązki mam.
Z pozdrowieniami _ RW


Uszanowanie Panu,

Panie Ryszardzie.


Panie Yayco

Jak się to ma – / dopóki ludzie ich wybierają, dopóty mogą to robić.
Demokracja przedstawicielska. Moim zdaniem póki co trudna do zmiany na coś innego. / do pańskiej, wcześniejszej deklaracji, o prywatnej sympatii do ustroju parlamentarnego?
Rzecz jasna, to na marginesie, pytanie jest.
Najpierw zrób pan, z p.Magii czarownicę.
Jak sie da, oczywiście.
Znam jedną czarownicę, ale nie tak groźną.
Więc..
Igła


...

...


...

...


Bo jest szybciej

albowiem projekty rządowe są obciążone licznymi wymogami formalnymi (obliczeni kosztów, ekspertyzy, konsultacje) natomiast poselskie można robić “na pałe” i formalne braki uzupełniać (albo i nie) w trakcie prac. Tak jest szybciej. Tylko głupoi trochę.

Co do kosztów. To uważam, że trzeba i należy. Choć to wydłuży prace (tak argumentują przeciwnicy), to znakomicie zmniejszy ilościowe rozmiary “tfurczości” poselskiej.

Co do drugiej kwestii, to się Pani chyba trochę, przez nieuwagę, zapętliła. Bo w ramach nowelizacji rozumiem, że było by tak samo, żadnych poprawek, tylko lewo ,albo prawo. To nie jest parlamentaryzm.

Nowelizacja nie różni się niczym od tworzenia nowego prawa. Te same zasady.


Panie Igło,

dyskutując, staram się przyjąć punkt widzenia adwersarza i z tej perspektywy szukać luk w jego wywodzie. Zamiast lać go po głowie moimi idiosynkrazjami i upodobaniami.

Ja jestem sympatykiem parlamentaryzmu angielskiego i rządow kanclerskich.

Nie zamierzam dążyć do obalenia parlamentaryzmu. Jak ktoś w swoich poglądach zbliża się do tego, to delikatnie zwracam uwagę, że ma małe szanse.

Nie dlatego, że ja mam inny pogląd, bo moje poglądy nie są obowiązkowe. Tylko obiektywnie małe. Bo świat jest okrutny.


...

...


Bo dekret to jest

wyjątek od reguły.

Wyjątek.

Inne to jest reguła.

Jakby reguły nie było, to bym nie pisał o wyjątkach.

To co Pani proponuje, to jest sprowadzenie parlamentu do roli zatwierdzacza.


...

...


Pani Magio,

poprawki zgłasza się i głosuje według określonych procedur.

Ja odniosłem wrażenie, że Pani chce je zablokować.

Droga parlamentarna polega na ucieraniu się poglądów i doprowadzaniu do ideału poprzez poprawianie projektów.

Czasem ma to sens, czasem nie.

Dekrety są po to, żeby z rzadka ominąć ten bajzel w ogóle.

I po to, żeby posłowie zdali sobie sprawę, że ktoś to może zrobić za nich.

Pani pomysły prowadziły by jedynie ograniczenia kompetencji posłów, natomiast niekoniecznie sprzyjałyby skróceniu pracy komisji.

Proszę się nie urażać. Robię trzy rzeczy na raz i nie zawsze mam czas, żeby Pani zaznaczyć, że lubię ją i jej pytania.

Czy już pisałem kiedyś, że pytania są ważniejsze od odpowiedzi?


Panie Yayco

Wcale nie czuję się urażona. Chyba dość dawno zauważył Pan, że mam duże kłopoty z przyjmowaniem rzeczy na wiarę.
Lubię rozumieć. Szkoda tylko, że nie zawsze mi się udaje.

Pozdrawiam bez ograniczeń...


Po zastanowieniu się

muszę przyznać Pani rację.

Wiara nie powinna być stosowana wobec rzeczy.

Pozdrawian z ograniczeniami wiekowymi


Panie Yayco

Nieco spóźniony pozwolę sobie na małe uzupełnienie sytuacji niemieckiej. Rząd może ominąc tylko jedną izbę parlamentu (Bundestag), a i to tylko częściowo. Bundesrat w kazdym przypadku zachowuje swoje uprawnienia. A i Bundestag może wybrać nowego kanclerza lub uchwalić własne ustawy, blokując tym sposobem rządowe. Rząd ma zatem pole do popisu tylko wtedy, gdy Bundestag nie jest w stanie zebrać większości za niczym.

Tak to wygląda, gdy ma się doświadczenia weimarskie, a lokalne biura podróży nawet nie próbują szukać milośników zimy w Wołgogradzie.

Ukłony
Konrad


No chyba jednak niezupełnie, Panie Konradzie

nie znam się na prawie niemieckim, ale mnie z art. 81 ust 2 wynika, że nawet jak Bundestag zbierze większość przeciwko ustawie, albo nawet i uchwali ustawę samodzielnie, ale w brzmieniu którego rząd nie aprobuje, to i tak ustawa rządowa obowiązuje, jeśli uzyska aprobatę Bundesratu.

Mogę się oczywiście mylić. Jeśli tak, to proszę o objaśnienie, bo ichni język prawniczy dosyć radykalnie różni się od naszego, a ja nawet prawnikiem nie jestem.

W innych kwestiach ma Pan rację niewątpliwą, szło mi jedynie o wykazanie, że istnieją środki pozwalające na przezwyciężenie obstrukcji parlamentarnej.

Droga niemiecka inna jest, niż dekrety, ale prowadzi do podobnego celu – pozbawienia parlamentarzystów monopolu na prawotwórstwo.

PS. Muszę Panu powiedzieć, że zimy w okolicach Wołgogradu bywają urzekające, choć istotnie niewielu zagranicznych turystów potrafi się cieszyć tym widokiem.


Pan yayco

Też nie jestem prawnikiem, więc spróbuje tylko oddać, co u mądrzejszych przeczytałem.
Samej ustawy Bundestag odrzucić nie może, lecz zachowuje inicjatywę ustawodawczą. Jego ograniczenia dotyczą ustaw, które wnosi rząd. Sam może natomiast do woli uchwalać sobie nowelizacje albo co tylko zechce. Byle sam to wniósł i zebrał większość. Naturalnie może także w każdej chwili wybrać sobie nowego kanclerza. Konstruktywne wotum nieufności kończy zarazem stan wyższej konieczności ustawodawczej.

Konrad


Panie Konradzie,

dzięki za rozjaśnienie


Panowie

ale gadacie o kraju skałdającym się z autonomii
Igła


Panie Yayco

A wołgogradzkie zimy obrzydzili Niemcom obecnie już rzadko występujący staruszkowie z wiecznie czerstwym, fioletowym obliczem. Byli PRZEŻYŁĄ antyreklamą tych okolic.

Konrad


Wiemy, wiemy,

to tylko tak na marginesie.

Zresztą czasem jak Pan, Panie Igło coś skróci, to mi synapsy się przepalają.

Federacja nie składa się z autonomii, tylko sfederowane kraje cieszą się istotną autonomią.

Proszę tego nie brać do siebie, ja musiałem to przeczytać, żeby znowu wiedzieć o co chodzi.

Ale co do zasady to ma Pan rację, oczywiście


Panie Konradzie,

ten rodzaj staruszka nadal jest obecny i to nie tylko w okolicach Wołgogradu.

Rzadziej się ich spotyka (cenna i trafna obserwacja!) bo oni, ci staruszkowie, ruszają na żer jak temperatura powietrza spada poniżej -15 o.

Kilka lat temu spotkałem takiego endemicznego w okolicach Ronda Wiatraczna na Grochowie, ale zaraz się schował.

Wszystko przez ten efekt cieplarniany…


Panie yayco

Mamy najwyzaźniej nazbyt różne obiekty do obserwacji za oknem, stąd małe nieporozumienie. Wspomnianych przez Pana staruszków w mojej okolicy maławo. Tutejsi zyskiwali fioletowe oblicze faktycznie w Wołgogradzie, choć sławetne miasto inne wówczas miano nosiło. Tylko wymówić sie brzydzę.

Konrad


Panie Konradzie,

ja nie twierdzę, że ich widzę. Za ciepło jest. Sugerowałem jedynie, że stanowią zjawisko szersze, niż sugerował Pan .

I bardziej trwałe.

Ale nie zamierzam się upierać.

Niech będzie wedle Pańskiego zdania.

Pozdrawiam


...

...


Pani Magio,

a ja jedynie sugerowałem, że odmrożenia przy – 15 o zdarzają się i nadal, i w różnych miejscach.

A tak w ogóle, co się Pani czepia?

Że sobie nalałem takiego bursztynowego do szklaneczki?

No i co?

A bo to nie wolno starszemu człowieku, zwłaszcza porą wieczorową?

PS. Humor troszkę polepszył się? Pytam, bo już wtorek ku środzie zmierza…


Pani i Panowie

moim skromnym zdaniem jeżeli uda się ewolucyjnie doprowadzić do zmian w dziedzinie stanowienia prawa, to będzie i tak lepiej niż teraz. Ewolucyjnie dlatego że na rewolucję nikt z rządzących (i byłych) nie ma wyobraźni, po drugie ponieważ są mocni hamulcowi (wysocy urzędnicy, niscy, ale też najwazniejsze osoby w państwie), po trzecie lepiej zrobić dwa pewne kroki z pieciu niż jeden duży ale w kałużę- zawsze jest szansa że zostanie tylko trzy małe i spodnie suche
Co do dekretów, zastanawia mnie tylko jak to pogodzić z prezydenckimi projektami ustaw?
Prezes , Traktor, Redaktor


...

...


Nie widzę sprzeczności pani Maxie,

nawet jeśli założymy, że dekrety przypadną prezydentowi.

Byłyby to dwie odrębne prerogatywy.

W zwykłych sytuacjach prezydent mógłby korzystać z inicjatywy ustawodawczej. W szczegolności w sferach wyłączonych z dekretowania.

A w przypadkach wyjątkowych posługiwał by się dekretem.


ALe ciągnąc dalej

czy jest sens aby prezydent zajmował się projektami ustaw?
zwłaszcza w niekorzystnym układzie parlamentarnym?
Prezes , Traktor, Redaktor


Pani Magio,

z Panią zbłądzić, to lepiej niż z innym znaleźć, więc proszę nie przepraszać.

Pani Gretchen to chyba sobie doradziła, bo absentuje.

A co do GM, to jak zwykle mieszają się tam porządki rozmaite.
Nigdy nie zrozumiem, dlaczego z trafnej analizy ludziom wychodzą tak osobliwe wnioski, zazwyczaj skierowane przeciwko innym ludziom.

Ale cóż, jak powiadał poeta:

“Wszak paraliż postępowy
najzacniejsze trafia głowy”

Pozdrawiam konserwatywnie, a nawet troszkę wstecznie


Panie Maxie,

przecież to nie prezydent pisze te projekty.

Gdyby projekty miały sens, to prezydent, dzięki dobrym projektom, budował by sobie autorytet.

Ten ustrój co mamy, to zbudowany jest z samych błędów. Stąd ta szarpanina.

Weto prezydenta obala się większością 3/5. Nigdzie tak nie ma.

Proszę zamienić go na normalne słabe veto (obalane wiekszością 1/2) albo silne (2/3) i od razu się Panu obraz naprostuje. W jedną, lub w drugą stronę.

A tak, to się bawimy. W chocholi taniec nad ranem.


właśnie to miałem na myśli

ale zabrakło pełniejszej wiedzy:)

Zakładając powiedzmy stopniowe zmiany (chyb inaczej realnie patrząc się nie da) czy jest jakakolwiek szansa na taktykę małych kroków w perspektywie 7-10lat? Tu jest pies z budą pogrzebany.
Prezes , Traktor, Redaktor


Teraz to Pan pyta o niewiadome

Słonimski kiedyś powiedział: W Polsce wszystko jest możliwe, nawet zmiany na lepsze.

Tego bym się trzymał.

Jeszcze trzy lata temu prawie wszyscy powtarzali jak mantrę, że konstytucji ruszać nie należy. Dzisiaj większość mówi co innego.

Jeszcze trochę i może coś zrobią.


...

...


Magio

ja o tym marzę tylko jak słyszę jednego czy drugiego co plota “nie bo nie” to opada mi entuzjazm…
Prezes , Traktor, Redaktor


Pani Magio,

to jest pytanie kluczowe. Zaraz do niego wrócę, tylko jedną załatwię sprawę.

Otóż, jak raz jeszcze Pani napisze, że marudzi, to przyznam Pani rację. Czy ten Paniny ideał nie mógłby coś zrobić dla ogólnego Paninego samopoczucia?

A w kwestiach zmiany Konstytucji w pełni podzielam Pani intuicje.
Uważam, że najlepszą, choć najtrudniejszą i najmniej prawdopodobną metodą, byłoby stworzenie całkiem nowej Konstytucji przez ciało, które byłoby maksymalnie odpolitycznione. Tak się robi czasem, zazwyczaj powołując w wyborach (a jakże) Konstytuantę, której jedynym zadaniem jest stworzenie Konstytucji.
Nie będę pisał jak sobie wymarzam takie wybory, bo to czysta już utopia, a sam się tutaj od utopi odżegnuję, jak mogę.
Kobiecie ciekawej nauczony jestem nie odmawiać, jednakże.

Tyle powiem, że partie by nie były podmiotami. I że 100 osób bym wybrał.
I że referendum bym potem rozpisał na trzeciego maja.

Niech Pani pomysli do jakiego stopnia zmarnowaną okazją było nieuchwalenie Konstytucji (dowolnej) 3 maja 1991 roku.

Natomiast nie rezygnowałbym a priori ze zmian stopniowych (absolutnie nie wyrzekając się całkowitych). Pan Max ma trochę racji. Lepiej zmienić cokolwiek na lepsze, niż czekać na Święto Lasu i Dni Morza naraz.

Ale ze stopniowych zmian nie czyniłbym naczelnego hasła. Przenigdy.


...

...


...

...


Też bym chciał. Chcenie niedużo kosztuje.

Co do Gebethnera, to tak, jest współodpowiedzialny. Po czerwieńszej stronie. Zabawne jest, że on zawsze zapomina podawać na jakim wydziale UW pracuje. Dziennikarstwa i Nauk Politycznych, jeśli chce Pani wiedzieć.

No, nie jest on bohaterem mojej pieśni, ten profesor Gebethner.

To co on powiedział to jest nawet prawda. Jeśli na końcu doda Pani jedno słowo: amerykańskiej.

Tylko tam jest równoważenie i hamowanie. Monteskiusz by radośnie podskakiwał.

A gdzie indziej jest przewaga czegoś. W Polsce – parlamentu w sferze prawotwórstwa.

Kamiński to już mnie nawet nie śmieszy, proszę Pani.

Pójdę spać chyba, bo się pod wieczór zrobiłem jakś niezadowolony.

Na pewno mnie Pani przez sieć zaraziła.

Dobranoc


...

...


Ten (a sciślej - tamten) Wydział

zawsze był czerwieńszy.

Jakie szczepienia? Nie rozumiem, prawda?

Dobranoc się... (No dobra, tylko tak sobie pomyśllem… Ale przecież nawet nie napisałem, prawda?)


Magio, Yayco

że tak ujmę , grzywka mnie opadła na oko:)

ech, kobiety

Dobranoc się z Państwem

(choć może wrócę jak napiszecie coś co nie pozwoli zasnąc)

Prezes , Traktor, Redaktor


...

...


Dobra, dobra

nawet moje dziecie nie kupują już tego evergreena :)

Prezes , Traktor, Redaktor


Szanowni Panstwo,

Skleroza w starszym wieku rzecz pewna. Grzywka? Chyba nie.

Dobrze, że w przyszłym tygodniu sesja poprawkowa.

Przepraszam, że wyedytowałem ten tekścik, ale doszedłem do wniosku, że był niefajny.


Szanowny Gospodarzu

Nie wiem i lepiej żeb ym ja prawem się nie zajmował, głowy do tego nie mam:)
Co do słów, to da się znaleźc jakieś rozwiązanie, cytaty itp. bez emocji bo “cały rok struchleje” :))

Prezes , Traktor, Redaktor


...

...


Wygląda na to,

że temat sie wyczerpał.
Ponieważ jestem cienki Bolek,w prawie,a Konstytucji całkowicie to chciałbym,aby zagadnienie i dyskusja z tym związana pozostawiła trwały ślad w naszych główkach.

Ma to sens?Można to wykrystalizować i stworzyć krótki,konkretny zarys,propozycję DEKRETU?

Pozdrawiam


Panie Zenku,

obawiam się, że się nie da.

Dekrety mogą funkcjonować zarówno w systemach prezydenckich jak i parlamentarno-gabinetowych.

Ich kształt, zakres, podmiot upoważniony do wydawania – wszystko to wynika z ogólniejszych założeń ustrojowych.

Pozdrawiam porannie, choć mój ranek daleko od Pańśkiego późniejszy…


Subskrybuj zawartość