Zagadka płci N, albo lustracja z perspektywy pana Y

Rzeczywisty nosiciel Pana Y, którego ten ostatni zwykł nazywać po prostu N, znowu będzie się lustrował.
Trzeba tu zaznaczyć, że dla Pana Y, stanowiącego byt wirtualny, lustracja nie stanowi problemu. Oczywiście, jego wybujała ciekawość każe mu czytać (w wirtualu) rozmaite listy Wildsteina i kolejne meldunki IPN. Przy okazji – dziwi się światu. Jak zawsze.

Na liście Wildsteina Pan Y znalazł babcię N. Tamten mało się nie zapluł, tłumacząc, że jak ktoś pracował, jako telefonistka wojskowa, to nie dziwota, że miał stosowną teczkę. Pan Y przyjął do wiadomości to wyjaśnienie (wydało mu się ono logiczne) i pokazał N na inny wpis. Dziwnie przypominający innego członka jego rodziny. N nieco posmutniał.
Ale kiedy mu Pan Y pokazał, z kolei, że jedna kiedyś znajoma pani (niewątpliwie na początku lat osiemdziesiątych związana z jednym takim, co to wszyscy wiedzieli, a który potem tajemniczo wyemigrował), nie dość, że ma czyste akta, to jeszcze na dodatek, za sprawą PiS zajmuje i czas jakiś zajmować będzie bardzo poczesne stanowisko, to się wściekł. Używał przy tym wyrazów, które kierował pod adresem tej pani i w odniesieniu do lustracji w polskim wydaniu.

Bo N ma do lustracji stosunek poważny. Uważa, że jest spóźniona, ale wciąż potrzebna. N wie, że kłopot polega na tym, że komplet akt mają prawdopodobnie Rosjanie (gdyż SB, podobnie jak i służby innych państw komunistycznych, miała obowiązek przekazywania mikrofilmów na Łubiankę), znaczną część Niemcy i Amerykanie (gdyż jakoby dostali komplet akt Stasi), że różne teczki się będą znajdować jeszcze przez lata. Ale mimo to uważa, że to jest potrzebne.
Najchętniej by ujawnił całość dokumentacji będącej w dyspozycji IPN, mimo zawartych danych wrażliwych. Pan Y nabija się z N, że to tylko dlatego, iż sam chętnie by sobie przypomniał, co wtedy wieczorami robił. I z kim. N twierdzi, że niekoniecznie, pamięć ma dobrą. Raczej idzie mu – jak twierdzi – o to, że właśnie takie informacje pokazują, dlaczego ludzie się łamali. Uważa, że czasem to usprawiedliwia. Bo N uważa, że bardziej winni są funkcjonariusze, a nie każdemu donosicielowi można z czystym sumieniem napluć w twarz. Ale po prawdzie, to te dane wrażliwe N by nawet chętnie odpuścił, żeby moc się paru rzeczy dowiedzieć. Bo mu się parę rzeczy nie zgadza. Albo zgadza za bardzo.

Pan Y śmieje się, że N chciałby, żeby pewnego dnia wszyscy byli agenci poczuli imperatyw kategoryczny i sami ujawnili swe grzechy, pokornie prosząc o przebaczenie. Zadaniem Pana Y jest zresztą bardziej prawdopodobne od postulowanego przez N „dobrego prawa lustracyjnego.
Zresztą nawet tolerancja N wydaje się Panu Y dość wątpliwej próby. Czasem zadaje mu pytanie, dlaczego ten już nie słucha Jaromira Nohavicy. Odpowiedzi wydają się mętne.

Tak czy inaczej, kiedy zatem w 2006 roku zaprowadzono szeroką lustrację, N się cieszył. W zasadzie niedługo, bo jak ustawę przeczytał (z ciekawości), to przestał. Nowelizacja już go raczej zmartwiła, bo wiedział, co zrobi Trybunał Konstytucyjny. Co prawda nie docenił skali ingerencji Trybunału (za co wini jego upolitycznienie), ale co do zasady, to z góry wiedział, że tak się skończy. Pan Y może poświadczyć.

Nie mniej jednak, N żwawo wypełnił stosowne oświadczenie i złożył w przewidzianym terminie. Trochę sie dziwił, że przy tym składaniu spotkał wyłącznie ludzi, o których miał jak najlepsze mniemanie, ale odczuwał nawet swoistą dumę, że jego też wreszcie lustrują. Z dwóch tytułów. Niestety, lustracja N i jemu podobnych została oprotestowana przez Trybunał. Oświadczenie dostał z powrotem.
Co prawda N wiedział, że to jakby czasowo, nie do końca, że była jakaś kolejna nowelizacja, ale sobie głowy nie zaprzątał.

I proszę, w poniedziałek 17 grudnia N dowiedział się, że już 10 wysłano do niego wezwanie lustracyjne. Trochę się zdziwił, że ktoś akurat przed świętami wysyła, ale trudno. Widać ten ktoś miał wcześniej ważniejsze rzeczy na głowie.
Tym razem N będzie lustrowany z jednego już tylko tytułu. Dla Pana Y oznacza to, że lustracja to pic na wodę i fotomontaż. Wedle poprzednich zasad, w zakładzie pracy, gdzie N podobno pracuje, lustrowanych miało być kilka tysięcy osób. Teraz pewnie ze trzysta. Albo i mniej. Ale N potraktował to poważnie.

Pan Y miał z tym trochę zabawy, bo N strasznie wyczekiwał na te kwity. Na listonosza wyglądał, z domu wychodzić nie chciał. Doczekał się. Przesyłce poleconej, za potwierdzeniem odbioru, wartej cztery i pół złotego, pokonanie linii Wisły zajęło jedenaście dni. Niezły wynik. Co prawda N twierdzi, że jak nie ma korków, to jedzie do pracy jedenaście minut, ale tylko tak gada, bo przecież zawsze są korki. To, że na kopercie był numer kodu pocztowego, który wydał mu się całkiem nieznajomy, uznał za pomijalne, podobnie jak uwagę kolegi po obowiązku, który wspomniał, że jemu wysłano na adres, pod którym od kilku lat już nie mieszka. Ludzie są omylni.

Czas już był mocno przedświąteczny, wiec N (przeczytawszy, że ma się oświadczyć w ciągu 30 dni) odłożył druki do stosownego korytka na papiery. Nie na długo jednak.
W Wigilię listonosz odwiedził go po raz kolejny, wręczył kolejne pismo za pobraniem (warte cztery i pół złotego). Okazało się, że ktoś się pomylił, nie doczytał, więc przepraszamy bardzo, ale termin oświadczenia upływa za trzy miesiące. N pochylił się nad dolą człowieka omylnego, który to wszystko rozsyłał. Najbardziej go ujęło, że przesyłka, która szła (zapewne w sensie ścisłym i to przez Przemyśl) tym razem 12 dni, miała zupełnie inny kod pocztowy. Inny od poprzedniego i inny od prawdziwego.

W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia N usiadł do papierów. Spośród trzech wybrał ten, który – po pierwsze – był oświadczeniem, a ponadto – po drugie – nie zawierał tabelki (N nie lubi tabelek). Wypełnił. Podpisał.
I wtedy zauważył, że chyba jeszcze coś zostało, bo na dole była gwiazdeczka i obok niej było napisane „właściwe podkreślić”.

Pan Y zaglądnął mu przez ramię i zobaczył, że N, z czubkiem języka między zębami, starannie i z uwagą podkreśla: „nie pracowałem”, „nie pełniłem”, „nie byłem”. Pomija zaś „nie pracowałam”, „nie pełniłam”, „nie byłam”.

Pan Y pomyślał sobie, że jedyny pożytek z takiej lustracji, jak ta właśnie, jest taki, że parę osób w średnim (co najmniej) wieku, musi przemyśleć sobie swoją tożsamość seksualną. To ważne, zwłaszcza w naszych dziwnych czasach i Pan Y wartości tego procesu restytuowania osobowości nie neguje.

Ale, czy to było warte 9 złotych opłaty pocztowej, to akurat pan Y trochę powątpiewa…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

yayco

wesoło mi się na obiad zrobiło, idę dokończyć świąteczne jedzonko zapakowane pieczołowicie do pracy:))

Prezes , Traktor, Redaktor


-->Yayco

Nie zgadzam się. I proszę mnie nie pytać na co i dlaczego. Pan N ma 110% racji.

Coś wszyscy

szczególnie ci w średnim wieku, w te święta o seksie piszą. Pod różnymi pozorami.

Mamy więc seks i politykę.

Redakcja oczekuję pogłębionego tekstu o rock and roll’u.
(Jak ktoś się zaciąga, to też ma okazję się wyspowiadać)

Igła – Kozak wolny


Panie Igło,

dobrze wiedzieć, ale czemu takie ważne ogłoszenie na moim blogu?
Na czołówkę go dawać!


Panie Referencie

w ten sposób to zawsze się proszę nie zgadzać. I jak najczęściej


-->Yayco

Nie zgadzam się na marność i pozorność lustracji. A przecież nie musiało tak być. Projekty PiS-u i L. Kaczyńskiego były t r a g i c z n e! Jeszcze pierwsza wersja (sygnowana nazwiskami tzw. młodych posłów PiS) trzymała się jako tako. Potem równia pochyła. Zgadzam się też, że TK posunął się za daleko, choć pretekst dostał świetny. Pisałem o tym kiedyś w S24, teraz nie mam już na to sił. Sprawa o tyle ma jednak znaczenie, że wyrok TK ograniczył ramy dopuszczalnej lustracji. Najbardziej ze wszystkich dotychczasowych wypowiedzi TK (w sumie było kilkanaście wyroków TK na ten temat - o ile pamiętam). Wkurza mnie tracona cały czas szansa. Był moment i został zmarnowany. Mimo, że i tak było późno. _Casus_ Gilowskiej jest dla mnie symbolem. Kaczory jeszcze opierdzielili sędzię za złe pochodzenie. Na nich już w tej sprawie nie liczę. Oszukali.

Panie Referencie,

to co ja mam napisać?
Że się zgadzam z Panem?
Przecież to nie ja tu piszę, tylko ten yayco, co ma to w nosie, bo go lustracja z racji wieku nie obejmuje.
Ale w jednym rację ma. Idzie mi o zawężenie zakresu podmiotowego lustracji. Dla przykładu, na wyższych uczelniach, lustrowanie wyłącznie dziekanów, prodziekanów, dyrektorów instytutów i ich zastępców, to jest parodia.
Pozdrawiam Pana i znikam, bo z usenetu wraca ten ów yayco
N


Ufffffff...

Dwóch Yayców, jeden Yayco, jeden Yayco+jeden Yayco, jeden Yayco+drugi Yayco... Ludzie, dajcie zrozumieć! Dajcie pożyć... Jakby nie było, uczelnie są do lustracji absolutnej. Dzisiaj - moim zdaniem - można mówić o czymś takim jak problem uczelni wyższych (publicznych). Nie chodzi tylko o lustrację, ale i o drogi awansu, układy środowiskowe, pozorność owej "nauki" (przykładów legion) itd. itd. itd. To na inny temat, i jak sądzę, któryś z Panów Yayców ma o tym więcej do powiedzenia, przy czym - lustrować pracowników nauki, l u s t r o w ć! Na pięciu profesorów, którzy rzeczywiście odegrali jakąś rolę w trakcie moich studiów, wpłynęli na moje losy - jeżeli mogę tak powiedzieć, dwóch było tw w postaci czystej (teczki we fragmentach już opublikowane przez media - wyjątkowo paskudne), dwóch jest w ewidencji, w tym jeden wygrał kilka lat temu proces lustracyjny (nie szkodził :-)))).

Panie Referencie

zgadzam się z Panem (po raz kolejny, to aż nudne). Uczelnie lustrować do tła!
Zarowno naukowych, jak i administrację.


referencie

80%?
osz w…

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie

wyjątkowe, ale prawdopodobne


-->Max

Inna sprawa, że akurat ci "najgorsi" znali się na robocie. Do dziś - niekwestionowane autorytety. I z racji pozycji naukowej, i funkcji publicznych, jakie przy okazji w różnych okresach życia pełnili. Pewnie byli też dobrymi ojcami i mężami. Tylko co to zmienia dla sprawy.

referent

znajomości “tematu”, nie smiałbym podważać, tym bardziej że jako były student to potwierdzasz, co oczywiscie potęguje tylko przygnebiajace wrażenie…
chciałem jakaś kolędę zaintonowac ale przeszło mi…
Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

jedną zawsze warto, nawet w takim kontekście:

Bóg się rodzi, moc truchleje…

I oby całkiem kiedyś struchlała…


Panie Yayco

nadzieja nie umarła:)
ale skoro tak to moja ulubiona:

Braaaaaaacia patrzcie jeeeeeeno jak niebo goreeeeeje, znak że coś

dziwneeeego, w Beeeetlejeeeem sie dzieeeeje

poteżnym basem, coby mury słyszały:)

Prezes , Traktor, Redaktor


Subskrybuj zawartość