Wpis pierwszy, w którym narrator coś długo i bardzo mętnie tłumaczy, starannie unikając angażowania czytelnika w lekturę

Blog Pana Y jest skutkiem zbiegu złych okoliczności.

Jak zwykle.

Trochę jest to dziwne, bo rzeczywisty nosiciel pana Y, który chętnie mówi, że jest fizycznym pracownikiem sfery (właśnie tak, nie „strefy”, a „sfery”, bo to straszny jest snob i wysferzeniec) budżetowej, zawodowo nie zajmuje się przypadkami. Jeśli już czymś się zajmuje, to raczej związkami przyczynowo skutkowymi. Ale sam w sobie podlega przypadkom i zbiegom okoliczności. Przykrych i niechcianych.

Kiedy wspomniany nosiciel postanowił zaistnieć w Internecie (a było to dawno) to postanowił być panem N. Głównie dlatego, że chroniczna niezdolność do ortograficznego pisania i kompletna niewiedza interpunkcyjna, rodziła w nim dojmujące poczucie wstydu. Więc został N i był nim, czy to w Usenecie, czy też na różnych forach, dopóki nie dotknęła go pierwsza internetowa acedia. Jak mu minęła, to okazało się, że nie pamięta dawnych haseł, a pliki, w których je zapisał stały się ofiarami formatowania dysku.

Wtedy N został zastąpiony przez W, światowca i bywalca, rzadko bywającego w krajowej sieci i uważającego ją za nazbyt już naznaczoną syndromem Touretta. Pan Y odnosi wrażenie, że W jeszcze gdzieś żyje. Czasem na zapomniane konta pocztowe przychodzą wiadomości do W, zazwyczaj w językach obcych, które W znał, a Pan Y jedynie o nich słyszał z opowiadań. W dobry był dla zagranicy, ale w kraju jego nazwisko wywoływało niekorzystne skojarzenia. Nosiciel nie chciał być naznaczony śmiesznością nazwiska i powołał Y.

Y z założenia był przykry. Śmieszne imię, irytujące przy każdej próbie spolszczenia, prymitywny i wprost nawiązujący do wiechowskiej stylizacji język, łączyły się z nieskrywanym przekonaniem, że Y wie lepiej i tylko bawi się w Internet. Na dodatek katońskie podejście do niektórych zasad, takich choćby jak idrażniąco podkreslane przywiązanie do poszanowania prawa autorskiego, miało być i było irytujące. Podobnie jak, jawnie manifestowany, brak kłopotów z codzennym bytem materialnym. Gdzieś nawet sugerowano, że Y jest generałem, co – wobec rzeczywistego stopnia wojskowego jego nosiciela – było nawet zabawne.

Od czasu do czasu Y się do czegoś przyzwyczajał i to się źle kończyło. Albo w Usenecie dramatycznie abstrahował od problematyki grupy (grupa jest o bankach i Y ciągle tam zagląda, choć bez zaangażowania), albo na forach mądrzył się strasznie, w wolnych chwilach zabawiając się płochymi grami.
Potem Y znalazł Salon. Nie traktował go poważnie, bo opinie o dziennikarzach ma nienajlepszą. Dostrzegł jednak szansę na dostęp do informacji, niedostępnych inną drogą. Salon zmienił Y.

Spotkał tam znajomych i nawet raz się ujawnił. Spotkał nieznajomych, których polubił. Spotkał nowe kategorie szkodników, jakich nie przewidywał. Zbrzydło mu. Ale zły zbieg okoliczności znowu pokazał zęby. Nie tylko jemu zbrzydło. Paru bywalców, których akurat Y często czytywał dla zabawy i budowania w sobie pokory, też uznało, że im zbrzydło i zaczęło się wyprowadzać.

Wyprowadzanie trwało długo i Y ze zdziwieniem zauważył, że z wyprowadzającymi się rozmawia o rożnych sprawach, zabawnych i pouczających, i że znajduje w tym ukontentowanie. A potem Y został zaproszony na nowe mieszkanie. Y, jako nietowarzyski samotnik, mocno się zdziwił. Zaczął się wyżej cenić i z pańska nosić. Postanowił być nie zwykłym Y, ale Panem Y. Umyślił sobie założyć bloga.

Opatrzność jednak czuwa. Nosiciel będzie bardzo zajęty w najbliższych dniach i chociaż Pan Y strasznie się rwie, aby swoje grafomaństwo światu pokazać, to okazji mieć nie będzie. To lepiej, bo trochę się boi, że za bardzo się zaangażuje, a dystansu z wiekiem w nim ubywa.

Ale patrzy teraz na swój pierwszy blogowy wpis i się cieszy. Z bloga i z miejsca gdzie ten blog ulokował. A nosiciel, N (który wylazł zza stosu starych CDRów) i W śmieją się z pańskiej postawy Y, która – ich zdaniem – tak mu pasuje, jak szympansowi wykałaczka. I mówią, że nikt tego czytał nie będzie, bo po co? Pan Y chyba to wie, ale nie wydaje się być nadmiernie przejęty.

Nosiciel coś mówi, że „Pan” Y powinien coś napisać o tym, jak to kiedyś, w sobotnią noc, przerwano nadawanie nowej płyty Maanamu i o tym, że następnego dnia nic już nie było takie, jak wcześniej. Pan Y rozumie go, ale chyba pozwoli mu powspominać prywatnie, bez angażowania w to innych.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie yayco

max

szczrze i z serca- dawno nie czytałem tak świetnego postu!!!!

Standing ovation!!!

fajnie żeś z nami


Panie, o czym pan piszesz?

Zrozumiałem tylko, żeś jest generałem w stanie spoczynku.
Nasuwają się więc jednoznaczne skojarzenia, czy aby nie generałem broni?

Cała reszta jest niezrozumiała, wygląda mi to na samo… no ten, no…
No niech będzie samobiczowanie.


Panie Maxie,

zawstydzil mnie Pan


eee tam

max

Przeciez nie jestes podlotkiem coby się rumienic na pochwały:)


Panie Igło,

Najulubieńszy (zaraz po Panu Maxie) z obydwu moich Czytelników.

Pan to jesteś wyrazistym przykładem na poparcie tezy, że pisanie jest łatwiejsze od czytania.
Będę musiał specjalnie dla Pana objaśnienia i przypisy krytyczne zaprowadzić.
Albo i nie, bo to i tak będzie jak kulą w płot. Albo jak naturalne precjoza przed nierogaciznę.
Bo jak ja napiszę, że sierżant, to Panu i tak, przez niemowlęcą asocjację, tylko się przebój popularny z lat sześćdziesiątych przypomni.
A we wogóle, to razem z Jareckim jesteś Pan sprawca pośredni i – jakby co – w ramach komplotu będziesz Pan sądzony.


Panie Yayco

Pan się po mnie zbyt wiele spodziewasz.
Jestem tylko podchorążym rezerwy.


Panie Igło,

a Pan o mnie sądzisz, że w SPR imienia Nalazków to kształcili admirałów?


Proszę pana

Żydzi, rudzielce, cykliści i inny wróg czai się wszędzie.
Trza być ostrożnym i czujnym.
I nie pozwolić się zajść od tyłu.

Pan to widzę, że wszystko sobie letko bierzesz.

Weź pan takiego Referenta. Na wino pana zwabił.
Albo Magię, na whisky i inne wdzięki.

A teraz przeanalizuj ich nicki.
I co wtedy zobaczysz?


Panie Igło,

od czasu, kiedy przestraszyłem się, że ktoś, na tym, tam… Salonie, prowadzi kursa kroju i szycia, a okazało się, że to kursa robienia nawet nie szablą, ale cepem bojowym, staram się na nicki uwagi nie zwracać.
Ponadto Pan Referent francuskie lubi, zaś Pani Magia zdradziła się z monogamicznością, co czyni mnie fundamentalnie i zasadniczo odpornym na ich wraże podszepty.
Ale gdzie oni są, Panie Igło?

PS W poprzednim wpisie użyłem skrótu“SPR”. Czemu tego skrótu nie widać?


Panie Yayco

Redakcja/układ uznała go za obraźliwy.
I wypadł.


Straszny tu jednak jest zamordyzm

i cenzura


Panie Yayco

Już pana lubię bo pan piszesz, tak jak mówisz a to jest sztuka, panie Yayco! Ukłony
I uważaj Pan na Igłę bo to metalowiec i hard rockowy basista.
Jacek Jarecki


Panie Jarecki,

a mnie on wyglądał na takiego, co po latach sluchania Genesisu nagle dowiedział się o punku i teraz udaje, że kiedyś pogo tańczył.
Więc w dwujnasób, po Pana ostrzeżeniu, będę uważał.


Panie Yayco

Ja jednocześnie słuchałem Sheam69, Sexów i ulubionych Kleszów ale także ELO, Jethro Tull, Blondie i Stonsów.
A znasz pan Zdrój Jana?


Toś Pan mnie sprytnie podszedł,

ale tak.
Paradoksalnie do Zdroju Jana doszedłem Close to the Edge, spotkawszy po drodze Piper at the Gates of Down.
Clash też lubię, choć chętniej mi w ucho zawsze wchodzili Ramonesi.


...

...


Pani Magio,

gdybym ja miał takiego męża jak Pani?
A czy ja wyglądam na takiego, co chciałby mieć męża?

A na ostatnie pytanie odpowiem tak: bo my proszę Pani jesteśmy rozdzielone w niemowlęctwie trojaczki (co do Pana Referenta – śledztwo w toku), zagubione w czasie i przestrzeni.


...

...


Pani Magio,

zawsze można użyć słów neutralnych, choć brzydkich. “Małżonek”, “partner”, czy co tam Pani uważa.
Ja tam bardzo do mojej tożsamości płciowej jestem przywiązany i do orientacji też. A ponieważ u Pana Igły ciągoty rozmaite dostrzegam, to zgodnie z jego samego zaleceniem, staram się tyły chronić.

Komisja badać przesadnie nie będzie, ot: skrupulatnie zbiera spontaniczne wyznania i inne dowody.


...

...


Pani Magio,

może bym i napisał kiedyś, bo to mnie boli, jak się ten zespół dziś odbiera, kiedy każden jeden ma elektryczne cymbałki. Ale nie szybko, bo to wymaga namysłu i skupienia. I talentu jakiegoś, żeby opisać dreszcz, gdy się po raz pierwszy z monofonicznego radia, pijąc herbatę Madras i mając Filtry za oknem, słuchało Shine On…

Od magiczności to Pani jest. Ja chyba takich rzeczy, co je mam pod skórą opisać bym nie umiał.

No bo jak przekazać (dla przykładu) komuś, kogo tam nie było, jak w szkole (też niedaleko tych filtrów), na przerwach się słuchało Deep Purple. Z płyty, która była czarna, troszkę połamana, ale jak położyło się na niej dziesiątkę z Kopernikiem, to można było posłuchać Child In Time. Prawie w całości…
Ale będę to miał na uwadze…


...

...


Hm,

ja tylko chciałem zaznaczyc, że tekst ciekawy i mi sie podoba.
A no i że to drugi mój komentarz w tekstowisku, więc na razie zbyt intelektualny być nie może.
Zresztą następne tyż nie będą.
A w ogóle, to kurde, trza się kiedyś rozreklamować no, bo tak sami w te kilka osób to się tu zanudzimy, no.
Co ja każdemu będe pisał, że dobry tekst napisał?
Niedobrze, oj niedobrze.
Pozdrawiam.


Pani Magio, śpieszę uspokoić,

może pani kamień z serca zrzucić , bo akurat, jeśli chodzi o tych panów, to najwyżej cenię moją kaszmirową marynarkę. Więc może być Pani spokojna.
To nawet ciekawe, ale w mojej szkole, przy Nowowiejskiej, sterowce nie były bardzo popularne. Podobnie jak Genesis.
Floydzi, Yes, a potem nagle i niespodziewanie brudne gitarowe brzmienie Joy Division .
A dla podbudowani chandry romansowej, to się Lońki Cohena słuchało, Donovana i Cata Stevensa, zanim tenże się zbisurmanił. Nieźle to wchodziło pod extra-mocne bez filtra.
Punk to już stan wojenny, bo wtedy wszystko stało się szybsze. I o >>AIDS<< mało kto wtedy słyszał.


Panie Grzesiu,

momencik, chwileczka. To wyższy jest plan ekspropriacyjny.
Zdaje się, że na razie to nas tu ponawpuszczali jak złotych rybek do basenu, żeby przez szybkę innych kusiło.
Ja to z tej dumy to bloga założyłem, choć jeszcze się wczoraj zapierałem, że nigdy.
I tak każden jeden, elegantnie i mądrze coś skrobie, żeby go jako chama za halc nie wzięli i naświerze powietrze nie wystawili.
A potem płacić każą za wstęp i wszystko transferować za granicę będą. Wiet z dobrych źródeł, o których nic powiedzieć nie mogę.
I przyznasz pan, że faktycznie, ale strasznie tu kulturalnie jest.
Jak do komputera siadam, to dres zdeimam i normalne portki nadziewam, żeby poruty nie było. A po wizycie na Pana blogu, to nawet myśl mi się zalęgła o ogoleniu, ale azotoxem spryskałem i zanikła.


...

...


Pani Magio,

nie zgadnie Pani, co mi z ostatniego zdania system tutejszy wyciął!
A może spróbuje Pani?
A co Pani powie na The Who? Albo na moich ulubionych glamowców z T-Rex?


...

...


Pani Magio,

ja wiem, że nawet jak piszę do Grzesia, to piszę do Pani, ale nie musimy tego na światło dzienne wyciągać. Zwłaszcza wobec stanowczo i głośno manifestowanych przez panią postaw o charakterze zasadniczym.
Ale nie. Wcięło mi skrótowca w ostatnim zdaniu w tamtym poście o muzyce. Ale lepiej, niech Pani już tego nie zgaduje, bo jak Pani zgadnie, to będę się miał z pyszna. Na wszelki tylko wypadek napiszę, że ten skrót nie był nazwą żadnego zespołu.


...

...


Pani Magio,

zaplątaliśmy się nieco, przepraszam. Tamten skrót uczyniłem widocznym, ale obiecuję, że w ramach zadośuczynienia, kiedyś napiszę o muzyce.
Choć nie obiecuję, że o Pink Floyd to będzie.


...

...


Ramoniezi

To proszę Yayca magicznie każdemu do ucha wpadali jak rakiety do Rosji. Nawet głuchemu.
A pani Magia już widzę pana owinęła sobie wokół kolczyka, ciekawe jak sie tu zalogowała jak ja wszystko od rana psułem.
Jeszcze ten nudziarz napełniony skwaszonym winem, Referent przyjdzie ze swojego referatu i będzie komplet. Wody z miednicy narozlewa, pomarudzi i pójdzie spać.


Pani Magio,

To temat na zupełnie inną jest rozmowę, ale przecież ta choroba całkowicie przemeblowała nasz świat. To brzmi zabawnie, ale młodsi w ogóle nie rozumieją, co to znaczyło żyć w świecie bez >AIDS<. W świecie, w którym informacja o kioskarzu prowadzącym politykę prorodzinną za pomocą cyrkla była po prostu zabawna.
Myślę, że baby boom lat osiemdziesiątych nie mógłby wydarzyć by się później, nawet gdyby spełnione były pozostałe warunki: koszmarna jaruzelska nuda, godzina milicyjna i strefowe wyłączenia energii elektrycznej.
Ale jak wspomniałem, to temat na całkiem inną rozmowę o przypadkach.
Ponieważ Panią Lubię, to ofiaruję Pani trasera następnego mojego wpisu, który pojawi się zapewne około późnej niedzieli, albo wczesnego poniedziałku. Będzie to wpis o wpływie konfliktu interesów, między ochotniczą strażą pożarną a >NKWD<, na pojawienie się na świecie nosiciela Pana Y.
Niestety jutro poświęcam się zawodowemu sadomasochizmowi (rano sadyzm, wieczorem masochizm), a w sobotę w zasadzie też, ale na mniejszą skalę. Co najwyżej, bym coś pokomentował. Nie napisałaby Pani czegoś podchodzącego?


Panie Igło,

Pan latasz dzisiaj jak kot z pęcherzem. Nawet rozumiem, bo rozruch ważna rzecz (a prywatnie powiem, że wielce mi Panowie zaimponowali tym jak to działa, choćby w rozruchowej fazie).
Ale by pan usiadł przy jakimś spokojniejszym blogu, nalał sobie jareckie i chwilkę pogadał o rzeczach prostych i spokojniejszych.
Tak to napisałem i zaraz mi myśl do głowy przyszła całkiem przeciwna. I chciałem się zapytać, albo i poprosić o informację w przyszłości: wiele nas jest i jaką mamy produkcję. Dzisiaj dzień stachanowca, ale fajnie byłoby poznać dane choćby za pierwszą dobę.

A co do Pana Referenta, to chyba on dzisiaj zarękawki czarne, jedwabne, pierze i calkiem nie przyjdzie. Zaglądal był do Pana Maxa, ale jakiś taki nieskupiony miał stan, się mi zdaje.


Jest nasz już

sporo bo jakie 2/3 z zaproszonych sie zalogowało choc raz. Zgłaszają sie też już nowi goście, nazwijmy z wolnej ręki.
A jutro jak Sergiusz z kolejki po śledzie i baleron wróci ( podobno rzucili w Łodzi w promocji ) to wskoczy tabela opłat i instruktarz jak nam wysyłać gruba kasę do szarej strefy.
A to miało być dopiero za tydzień.
Tak, że plan wykonujemy przed terminem.


...

Jasne, lepiej mieć forse na noworoczną balange, niż nie mieć
;-)


Panie Yaco

Pan to nic ino balangowanie albo wyrywanie kobitek.
Skąd pan na to masz forse i czas?
Ja tu zapierniczam.
A pan jajca robisz, pewnieś cyklista, mason albo i to trzecie ( aż się boję napisać )?


...

...


Magia

posłużę się cytatem z mojej córci, wiernie :

“Mag-n-iczny proszek?”

“...w tych pieknych okolicznościach przyrody…i niepowtarzalnej…Pani pozwoli że się przedstawię”


Panie Yayco

Tak sobie myślę (albo tylko mi się wydaje, że myślę), że rzeczona jednostka chorobowa to świat może i przemeblowała ale chyba nie nasz. No przynajmniej nie w stopniu znacznym. U nas to raczej marginalny kłopot jest, na domową “politykę” prorodzinną niewpływający. Ale ma Pan rację, to temat na inną jest gadułę.

Bardzo uprzejmnie dziękuję za Lubienie i Ofiarowanie. :) I czekam (choć nie lubię czekać) na opis zmagań >OSP< z >NKWD< i jaki to wpływ miało na pojawienie się “nosiciela pana Y”.
Niestety, sama nic nie napiszę – bo nie umiem. I nie wiem, jak się naumieć. Dlatego jestem tylko komentatorem II klasy, z którego natrząsa się z “sadystycznym” upodobaniem niejaki pan Kozak. Teraz już wiem po co On mnie tutaj zaprosił. Niedoczekanie! Masochizmowi mówiem stanowcze – Nie! :)


...

...


Drodzy moi Państwao

Igło: ja jak raz z roboty piszę gdzie pracuję fizycznie, dziobem kłapiąc;
Magio: jak ja bym umiał pisać, to bym się nazywał Sadurski;
Max: albo ja czegoś nie rozumiem, albo Pan dziecko ku złemu skierowałeś.

Idę dziobem dalej kłapać. Cześć


yayco

żebym to ja, to bajki tak deprawują dzieci:)

“...w tych pieknych okolicznościach przyrody…i niepowtarzalnej..”


fajne, ale mi nie Manaamu, ino...

... filmu o włoskim anarchiście, który przejrzał na rewolucyjne oczy po chyba 20 latach ciężkich robót. Przerwali mi go w najdramatyczniejszym momencie, wraz z wybiciem północy oczywiście... Pamiętam tę rozdzierającą scenę do dziś. I wciąż marzę, że się dowiem jaki był koniec. ;-) Pozdrawiam ----------------- triarius

A tutaj takie ...

... rzeczy. Pozdrawiam zgromadzonych. Pan Yayco z Panią Magią porządkują sprawy. Igła w defensywie. Rzadkie zjawisko. Sygnalizuję żem żyw i we wszystkich kawałkach. *referent Bulzacki*

Miłych gości witam

ale dziś ni cholery nie porozmawiam.
Może jutro.
A najpewniej w niedziele.
Roboty jakoś dużo mam. Fizycznej. Krew mi z rękawow kapie, jak temu Ticie kiedyś, a przecież ta zabawa się dopiero zaczyna.

Panie Referencie, o Bachu czytalem, nic nie zrozumiałem. Dlatego nic nie napisałem. Cześć


-->Yayco

Panie Yayco, z wieprzka to polędwiczki są smaczne. Na grillowej patelni (domyślam się, że robota - hm... szlachtowanie - w domu, w tzw. dużym pokoju, stąd proponuję grillową patelnię), wcześniej macerować je pół dnia (choćby oliwa z podstawowymi ziołami i czosnkiem), nie przesadzać z wysmażeniem. Do tego sos serowy z zielonym marynowanym pieprzem i grzanki natarte czosnkiem. Ujmując rzecz najogólniej. Chyba, że ma Pan rzecz z karpiem. Wtedy to inna sprawa... Pozdrawiam :-),

Panie Referencie,

odrywasz mnie Pan od pracy, która może nie jest tak dosłowna, jak Pan sobie imaginujesz.
A płacz i wyrzekanie rozlega się z dala ode mnie, nic nie tracąc ze swej prawdziwości.
Taki fach.
Cześć!


-->Yayco

Don Adelio Ariano tannat+cabernet franc reserve oak barrel 2004 Urugwaj 13% I powiem tak: mocny smak pieprzu, sporo tanin - ale łagodnych, bardzo zrównoważone i... smaczne. Lekko wyczuwalny alkohol (może zbyt krótko oddychało - wcześniej :-)). Oczywiście beczka dębowa, czyli posmak waniliowo-orzechowy. O zapachu innym razem (czarna porzeczka, jakieś leśne owoce - niestety typowo)... Żona odmówiła współpracy, powiedziała że piła lepsze, i że dla niej za mocny. Będę musiał dokończyć sam. Jaka szkoda...

Panie Referencie, współczuję bardzo

choć nieszczerze, bo ja od kilku dni w biegu jestem i dzisiaj jedynie tyskie piwo do obiadu wypiłem.
Jutro jakąś nieznajomą Rioję pić będę, jak czas na zrobienie obiadu w sobie znajdę. Jak będzie czegoś warta, to się podzielę. Wrażeniem.
Niestety czas Świąteczny oznacza, że małżonka moja dziwne rzeczy do domu przynosi, co to jej dają w ramach podarków. Toto to przynajmniej z jakiejś numerowanej edycji pochodzi, ale sam Pan wiesz, że to dla tych druciaży niewiele znaczy.
Zazwyczaj to jakieś paskudne francuskie sikacze są, ale czasem się zdarza miła okoliczność.
Ech tam, głupoty. Wie Pan, że ja wielkim fanem tego caberneta franca jestem, w pogardzie sauvignoński mając?
To z dawnych czasów mam, kiedy to zdarzyło mi się w akademiku z Węgrem jednym przemieszkiwać.
On to mnie nauczył, czym się różni Egerski Bikaver od podrób z Wielkiej Niziny Panońskiej. Ale bardziej mu zawdzięczam ten cabernet z Villány (już dokładnie marki nie pamiętam, bo to za komunizmu było).
Kiedyś przez tego caberneta się nawet do Urzędu Stanu Cywilnego o dwie godziny spóźniłem, co i tak mi nie pomogło.
Zazdrosne pozdrowienia załączam


Subskrybuj zawartość