Jak się wprosiłem w dyskusję ministerki Hall z rodzicami

Ratujmy maluchy! Z takim dramatycznym apelem do społeczeństwa odezwali się rodzice, którzy w planach MEN, zmierzających do wpędzenia sześciolatków w rygor szkolny, nie widzą nic dobrego. Akcję propaguje Forum Rodziców, a na specjalnej stronie zebrano ponoć ponad 17 tysięcy podpisów przeciw reformie.

PO stu dniach urzędowania ministerka Hall pochwaliła się programem zmian w szkolnictwie. Głównym celem jej działalności było posłanie sześciolatków do szkół oraz upowszechnienie wychowania przedszkolnego. Sześciolatki w szkołach miały wylądować już w przyszłym roku. Naciski rodziców sprawiły, ze rozłożono to na więcej rat. To wcale nie uspokaja rodziców. Oto dialog prowadzony między ministerstwem edukacji, a rodzicami. Udało mi się weń wepchnąć i swoje trzy grosze wsadzić.

Rodzice: Głównym argumentem minister Hall w sprawie obniżenia wieku szkolnego jest “wyrównywanie szans”. Podpisujemy się pod postulatem upowszechnienia edukacji przedszkolnej, wiemy, że są na tym polu spore zaniedbania. Ale nie widzimy żadnego związku między owym wyrównywaniem i obniżeniem wieku szkolnego! Szkoła w obecnym kształcie szans nie wyrównuje, więc i wysłanie przedszkolaków do niej tego nie zrobi.

Hall: co to znaczy, że konkretna szkoła jest nieprzygotowana na sześciolatka? To znaczy, że i siedmiolatkowi jest w niej źle. A przecież szkoła powinna być przyjazna i dla najmłodszych, ale również i dla starszych uczniów, szczególnie tych siedmio- i ośmioletnich. Reforma nie rozpoczyna się natychmiast, mamy ponad rok na przygotowania.

Ja: Szkoły od kilkunastu lat próbują gonić zmiany cywilizacyjne, przemiany społeczne. Póki co wychodzi to dość marnie. Tymczasem uspokaja pani, że mamy jeszcze rok. Czyżby kolejny cud? pytam sie po co ten cud. Czy nie można pozostawić sześciolatków w przedszkolach?

Co prawda sześciolatki są gotowe do rozpoczęcia edukacji szkolnej – ale obecne zerówki przedszkolne przygotowują do szkoły lepiej niż zerówki szkolne! Jeżeli następuje wyrównanie szans, to dzieje się to właśnie w zerówce przedszkolnej… to raczej przedszkola są przygotowane do wyłapania niedostatków u dzieci i do uważnej opieki indywidualnej. Nauczycielka zna tu doskonale każde swoje dziecko, bo spędziła z nim trzy lata. To jest ostatni rok indywidualnej stymulacji malucha. Jeśli się go zaniedba – nie ma mowy o równaniu szans.

Są środowiska, w których dzieci wynoszą bardzo wiele z domu i nawet w domu są w stanie się edukować. W przyszłości zamierzamy także wspierać edukację domową. Ale jest, niestety, drugi biegun – dzieci zaniedbane edukacyjnie i domowo. Im później trafią do zorganizowanego systemu edukacji, tym mniejsze mają szanse na sukces.

W ciągu ostatniego roku w wielu miastach (Poznań, Warszawa czy Gdańsk) samorządy wychodziły z inicjatywą bardzo podobną do projektu obniżenia wieku szkolnego, tj. z projektem przeniesienia wszystkich przedszkolnych zerówek do szkół. We wszystkich tych miastach wycofały się z tego projektu na skutek protestów rodziców. Dlaczego protestowali? Bo porównanie warunków opieki nad dzieckiem w szkole i w przedszkolu wypada zdecydowanie korzystniej dla przedszkola, gdzie jest sala z zabawkami, dywan, bezpieczna szatnia, stała opieka tych samych wychowawczyń, plac zabaw. W szkole – klasa z ławkami i przepełniona świetlica.

Samorząd będzie musiał zorganizować szkołę dla sześciolatków. Na tym polega zapisany w ustawie obowiązek szkolny. Będzie dobrze, zrobiliśmy rozeznanie – niektóre samorządy deklarowały, że nawet jeśli poszłyby dwa roczniki naraz, dadzą radę to zorganizować.

A wszystko to za 150 milionów, bo tyle przewidziano na modernizację szkół pod katem przyjęcia sześciolatków. Na modernizację wszystkich podstawówek w Polsce.

Przypominam, że oprócz tego są jeszcze fundusze unijne – ponad 200 mln euro w Europejskim Funduszu Społecznym na upowszechnianie edukacji przedszkolnej. Kolejne 480 mln euro na tzw. programy rozwojowe szkół i placówek. Za te pieniądze można między innymi poprawiać ofertę opiekuńczą w szkole.

Ale wciąż nie wiemy, czy są to pieniądze zagwarantowane, czy trzeba będzie je dopiero zdobyć, jakie są warunki otrzymania dofinansowania i na co te pieniądze zostaną przeznaczone. Może w całości na pensje dla nauczycieli? Brak konkretów, jeżeli chodzi o finansowanie reformy, budzi nasz najwyższy niepokój… Zalecenia MEN w sprawie edukacji dzieci sześcioletnich mówią o osobnej sali do nauki i osobnej do zabawy i wypoczynku. Tymczasem dyrektorzy szkół rozkładają ręce i mówią, że nie mają wolnych sal – trzeba by je wybudować. Kto to zrobi? Za jakie pieniądze? Kiedy?

Zaufajmy nauczycielom i samorządom, że sobie z tym poradzą. A jak sobie z tym poradzili, najlepiej sprawdzą rodzice. To oni będą się domagali dobrych warunków dla swoich dzieci.

Ależ ja też jako nauczyciel domagam się dobrych warunków dla swoich wychowanków już dzisiaj i co z tego. Budżetu się nie nadmucha. Tymczasem każdy kto parał sie zdobywaniem pieniędzy z unii wie jaka to biurokracja i ile trzeba własnego nakładu by wyciułać byle drobiazg.
Nie dziwię się, że jest spory opór przed przedwczesnym posyłaniem dzieci do szkół. Nie sądzę, żeby się to radykalnie zmieniło w przyszłym roku.

Na razie wydaliśmy broszury- informatory zachęcające do zakładania nowych form edukacji przedszkolnej – i roześlemy je do gmin i szkół. Będzie też cała kampania informacyjna, w której będziemy zachęcać rodziców, żeby posyłali dzieci do przedszkoli. Pamiętajmy, że zajmujemy ostatnie miejsce w Unii Europejskiej pod względem upowszechnienia edukacji przedszkolnej.

Ale co to ma do wysyłania sześciolatków do szkół?

Powtarzam – rodzicom dajemy czas na decyzję. A samorządy będą musiały otwierać przedszkola, ponieważ wprowadzamy obowiązek edukacji przedszkolnej dla pięciolatków – od 2009 r. ma już obowiązywać przepis, że rodzice mają prawo posłać do przedszkola pięciolatka. To oznacza, że jeśli zgłoszą się do gminy, ta będzie im musiała znaleźć miejsce. I naciski rodziców spowodują, żeby było więcej miejsc w przedszkolach, szczególnie w dużych miastach, bo w tej chwili rodzi się coraz więcej dzieci.

Jestem ciekaw czy naciski rodziców, na które tak liczy pani minister w jednej sprawie mogą być równie skuteczne w walce z wysyłaniem sześciolatków do szkół. Wszak rodzice już dzisiaj maja sporo rzeczowych argumentów. Jak chociażby ten, że kraje skandynawskie stawiane za wzór dla szkolnictwa powróciły do granicy początkowej nauczania w szkole w wieku siedmiu lat. Niestety nie dane im jest porozmawiać z panią Hall.

Tournée objazdowe minister Hall po województwach nie było żadną debatą publiczną nad sensownością zmian. Było to przedstawienie planów MEN, brak dyskusji i praca w grupach pod tytułem “co zrobić, żeby te plany dobrze wprowadzić w życie”. Nie zaproszono na te spotkania nauczycieli ani rodziców. Ale na tym lekceważenie ministerstwa się nie kończy – skierowaliśmy do MEN list z wyszczególnieniem naszych obaw i wątpliwości przez Rzecznika Praw Obywatelskich. Nie dostaliśmy odpowiedzi.

Pisałem już o tej debacie publicznej.

Każdy rodzic ma prawo do obaw o swoje dziecko. Uważają, że szkoła jest nieprzygotowana – ta jedna im znana, “za rogiem”, do której ich dziecku jest najbliżej.

wypowiedzi rodziców i pani minister Hall zostały zaczerpnięte z portalu GW

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

sajonaro

pełna zgoda, nie wszystkie dzieci w wieku 6 lat nadają się do warunków szkolnych, takich jak dzisiaj panują w naszych podstawówkach


uff

bałem się, że nikt tego nie przeczyta. Dziękuję.

Pozwolę sobie nadmienić, ze głównym problemem jest nie to czy one się nadają czy nie, a pytanie nad sensem wpychania sześciolatków w mechanizmy szkoły podstawowej. Szczerze powiedziawszy ja tego sensu nie zauważam.


Hm, ja się tak zastanawiam,

nie jestem w sumie ekspertem od metodyki czy nauczania wczesnoszkolnego, ale się zastanawiam czy rzeczywiście rok wcześniejsze pójście do szkoły jest aż tak zbawienne jak to niektórzy głoszą czy to aby trochę przesadzone te efekty pozytywne są.
Co myślisz o tym?

pzdr


Grzesiu!

“czy rzeczywiście rok wcześniejsze pójście do szkoły jest aż tak zbawienne jak to niektórzy głoszą...”
Bywa.
Zwłaszcza w przypadku “dzieci zaniedbanych edukacyjnie i domowo”.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość