Tytuł brzmi bardzo nieadekwatnie w kontekście świąt przypominającym chrześcijanom właśnie o nadziei, ale mój tekst dotyczy polityki, nie wiary czy religii. Chciałbym się bowiem podzielić niewesołą zapewne dla niektórych myślą, że nie czeka nas w polityce żadna realizacja wielkich zamysłów, żaden wielki przełom, żadna radykalna przebudowa państwa.
Dlaczego tak twierdzę? Wystarczy spojrzeć na ostanie dziesięciolecie. Rozpoczęło się ono odważnymi, zakrojonymi na dużą skalę reformami rządu Buzka, bezlitośnie i ze szkodą dla Polski zmasakrowanymi propagandowo przez prących do władzy postkomunistów pod wodzą mistrza demagogii – Millera. Kto wie, być może dałoby się policzyć, ile nas kosztowało odkręcanie w następstwie tej propagandy systemu kas chorych? Na pewno łatwiej policzalne byłyby zaś straty dla mnie i innych Polaków-szaraków wynikające z zaniechania w latach 1993-1997 planowanej już wcześniej reformy systemu emerytalnego. Cztery lata składki w OFE to już bardzo wymierne pieniądze.
Wróćmy jednak do głównego nurtu naszych rozważań. Wygląda na to, że los kojarzonego przez Polaków z tamtymi reformami AWS przeraził naszych polityków na tyle mocno, że żaden z nich nie zamierza się odważyć na politycznie ryzykowne reformy. Wszak ekipy Krzaklewskiego nie uratowało nawet radosne rozdawnictwo, którego dokonywała na przełomie lat 2000/2001, prześcigając się w tej szkodliwej działalności z cynicznymi postkomunistami opowiadającymi jednocześnie społeczeństwu o ogromnych kosztach reform, tragicznej sytuacji finansowej państwa i dziurze Bauca. Czy rządy Millera i Belki pozostawiły po sobie jakąkolwiek ważną zmianę w kształcie i działalności naszego państwa? Śmiem twierdzić, że największym (i rzeczywiście chwalebnym) ich osiągnięciem była obniżka podatku CIT. Więcej zasług nie pamiętam. I trudno to chyba nazwać reformą. Nawiasem mówiąc, może to i lepiej, bo rewolucyjnych zmian ze strony lewicy to akurat bym się raczej obawiał.
Dużo bardziej niż rządy SLD dają jednak do myślenia poczynania trzech ostatnich gabinetów. W 2005r. wydawało się wszystkim, że czekają nas wielkie zmiany. I czekały – niewiele dla ludzi znaczące zmiany w życiu politycznym. Te były ogromne. Tydzień w tydzień wielkie wysiłki. Ale co po dwóch latach rządów PiS pozostało, jeśli chodzi o zmiany instytucjonalne? Chyba tylko przesiew w niesławnych WSI. Na dodatek budzący wiele wątpliwości pod względem profesjonalizmu oraz ewentualnej „polityczności” działań osób przesiewających. Czy to ma być owa sławna radykalna przebudowa państwa? Przypuszczam, że wątpię, a biorąc pod uwagę całość doświadczenia lat 2005-2007 to chyba znów należałoby się cieszyć, że nie próbowano nas nią uszczęśliwić w szerszym wymiarze. Wszystko wskazuje bowiem na to, że PiS swoje sztandarowe hasło umocnienia państwa rozumie nie jako usprawnianie istniejących lub tworzenie jego nowych sprawnych instytucji, lecz jako dodanie mu kompetencji i uprawnień. A to może się dokonać jedynie poprzez odebranie tychże obywatelom, samorządom i instytucjom pozarządowym. Ze szkodą i dla państwa, i dla ludzi – moim zdaniem oczywiście.
A co przyniosły nam cztery z górą miesiące funkcjonowania nowego rządu? Czy usłyszeliśmy choćby o jednym spójnym pomyśle zmieniającym polskie państwo na lepsze? Piszę „o pomyśle”, bo o planie to już nawet boję się wspomnieć. Ba, czy choćby zanosi się na jakiś pomysł, czy widać, by rząd był przy nadziei? Czy od minister Kopacz dowiedzieliśmy się czegoś więcej niż od ministra Religi na temat możliwości zmian w pogrążonym w beznadziei systemie opieki zdrowotnej? Czy od ministra Ćwiąkalskiego usłyszeliśmy o remedium na opieszałość polskich sądów? A czy w ogóle którykolwiek minister powiedział coś, co choć zapachniałoby jakimkolwiek przełomem w dowolnej dziedzinie? Odpowiedź brzmi: nie. A biorąc pod uwagę tych kilka miesięcy rządzenia, trudno się oprzeć myśli, która już powyżej padała – może to i lepiej. Bo głupie zmiany mogą być dużo bardziej szkodliwe niż brak zmian, co nam kilka lat temu udowodnił inny minister zdrowia – niejaki Łapiński. To może lepiej niech już sobie rząd Tuska administruje niż gdyby miał wprowadzać takie rewolucje jak NFZ. Może niech się lepiej skupi na jednym ważnym celu, jakim jest dla Polski EURO 2012.
Spokojne spojrzenie wstecz, na ostatnie dziesięciolecie, prowadzi do wniosku, że nasi politycy nie są skłonni wprowadzać w życie wielkich zmian przebudowujących polskie państwo. Dlaczego tak się dzieje? Czy przyczyną jest strach przed kosztem odwagi w formie wyborczej porażki? A może przyczyna jest jeszcze bardziej przyziemna? Może zwyczajnie nie potrafią? Tak czy siak wszystkim proponuję wystudzenie nadmiernych nadziei, bo nic nie wskazuje na możliwość ich spełnienia w dającej się przewidzieć przyszłości. Pieniędzy w budżecie nagle nie przybędzie, a państwo samo z siebie nie zacznie lepiej funkcjonować (trzeba się będzie cieszyć, jeśli nie zacznie funkcjonować gorzej). A gadać będziemy o tym, co zwykle – o polityce. Czyli w sumie o niczym.
komentarze
Jak zwykle trafnie,
ten strach przed dobrymi pomysłami widać choićby w edukacji, znaczy, nic się nie robi, zapowiada najwyżej jakieś pierdoły i tyle.
grześ -- 25.03.2008 - 13:42Giertych miał codziennie nowy pomysł, ale poza mundurkami chyba nic nie zrealizował, a i z tym mu nie wyszło.
PO też pewnie nic mądrego nie wymyśli.
Pzdr
grzesiu
Mnie to się czasem wydaje, że oni zwyczajnie pomysłów nie mają. Oprócz propagandowych oczywiście, a i z tymi bywa cieniutko.
W oświacie cudów też nikt nie wymyśli. Sam nie bardzo widzę remedium na jej problemy. Zresztą relację nakłady:efekty to mamy chyba w tej dziedzinie niezłą. Głównie z powodu poziomu tych nakładów niestety. :)
Pozdr.
popisowiec -- 25.03.2008 - 13:58Polityka to jedno
Lobbies jakie kryją się za poszczególnymi stronnictwami i politykami to drugie.
Zobacz, u nas partiami politycznymi są redakcje gazet.
Za nimi stoi kapitał, czyli interesy.
Nasze partie polityczne, to śmieszne kanapy, często zasiedzone przez zwykłych, klinicznych wariatów.
Czeka nas Długi Marsz.
Igła -- 25.03.2008 - 14:06Podobny do tego, jaki odbyli Burowie.
Igła
Igło
OK, istnieją lobbies, ale to nie tłumaczy takiego reformatorskiego marazmu, z jakim mamy ostatnio do czynienia. Żeby tak w żadnej dziedzinie? To te lobbies mają być aż takie silne, by nie dopuścić do żadnej absolutnie zmiany? Myślę, że co nieco od naszych politycznych geniuszy zależy. Wiadomo, że interesują ich głównie najbliższe wybory, ale część owego nihilizmu to zwykła miernotowatość jest chyba.
Pozdr.
popisowiec -- 25.03.2008 - 14:12Każda zmiana
wprowadza nerwowość i niepewność w istniejącym układzie.
To podstawowa zasada jest.
Możesz być najgorszym w tym co jest, w nowym możesz zostać nikim.
Polecam ci 5 lat kacetu Grzesiuka.
Najgorszy muzułmanin najbardziej bał się przeniesienia do innego obozu.
Igła -- 25.03.2008 - 14:18Nie wiedział co go tam czeka.
Igła
Igło
“Pięć lat kacetu” czytałem, chyba dwa razy nawet. Co więcej, niektóre zagrywki Grzesiuka z powodzeniem stosowałem w czasie radosnych i beztroskich lat szkolnych.
Prawdą jest, że człowiek ma naturalny opór przed zmianą. Ale też politycy od tego są, by mądre zmiany forsować. To jak z dzieckiem – wiele rzeczy mu się nie podoba, a za sprawą rodziców akceptować i wykonywać musi.
Takich polityków, w których ten opór silniejszy od rozumu, woli i determinacji to trzeba rugować.
Pozdr.
popisowiec -- 25.03.2008 - 14:59I owszem rugować
Tak samo nieudacznych polityków, jak głupich dziennikarzy, beznadziejnych klechów, dętych misjonarzy, sowieckich rydzykowców, biorących łapówki gliniarzy i urzędników etc, etc…
Masz/znasz klucz?
Igła -- 25.03.2008 - 15:06Igła
Igło
Jedyne, co mam, to klawiatura na co dzień i kartka wyborcza raz na parę lat. Innych sposobów nie ma i nie będzie. Ale nie czuj się rozczarowany – od tego padł komunizm, od tego padł Nixon, od tego padło SLD. Czyli to wcale nie jest tak mało i takie znowu nic, nie?
A do listy powinieneś dodać kiepskich blogerów. Tym bardziej, że do ich rugowania to akurat klucz masz. :):):)
Pozdr.
popisowiec -- 25.03.2008 - 15:27Popisowcze
Nie wkurzaj mnie.
Nie bądź kolejny, który uciekasz w żart.
Idzie wojna.
Igła -- 25.03.2008 - 15:30Jak Boga kocham, idzie wojna z mediami i głupotą.
Polem bitwy jest internet.
Igła
Kasandrycznie
bez cienia nadziei to brzmi.
Ja widze plomyk nadziei – popatrz jak rzadza samorzady Trojmiasta, Wroclawia – 1000 razy lepiej niz jakakolwiek do tej pory wladza centralna. Moze “od dolu” przyjdzie zmiana… Moze trzeba maxymalnie zdecentralizowac wszystko by zniszczyc bariere panstwo-obywatel.
pozdrawiam, milo ze wrociles :)
==============
Sir H. -- 25.03.2008 - 15:58po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…
popisowiec
pewnien mądry facet stwierdził że zapyzaiłych miast nie ma , tylko ich włodarze są zapyziali, także jakaś wiara w ludzi u mnie jest, od spodu podejdziemy i zmienimy:)
pozdrawiam
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 25.03.2008 - 22:56Zapi(ź)dziali włodarze
To mi się podoba.
MarekPl -- 26.03.2008 - 09:42Być może COS przyjdzie od dołu?
Tylko trzeba się uważnie przyglądać korporacjom w których działają wymieni przez Sz.P. Igłę dziennikarze, tfu, którzy trzymają język w odbycie, tfu, tych zapiździałych włodarzy i ich klakierów
Igło
Ale o co Tobie właściwie chodzi? O ten niewinny żarcik obok tematu z rugowaniem blogerów czy o to, że nie grzmię pryncypialnie? Mój post wynika po części właśnie z tego, że dużo jest na politycznych blogach grzmotów, reytanizmu i ślepej wiary w słowa i intencje polityków oraz dziennikarzy, a rzeczywistość jest taka, jaką ją przedstawiłem w tym skrótowym rysie historycznym. Nie mam zamiaru grzmieć, bo zdaję sobie sprawę ze swego mikrobowego znaczenia. Z drugiej strony znam też znaczenie przysłowia o kropli drążącej skałę, dlatego mam nadzieję, że to pisanie ma w ogóle jakiś sens. I tyle.
Powtarzam – staram się walczyć z głupotą polityków i mediów na własną miarę, zdając sobie przy tym sprawę, że sam niekoniecznie muszę być od niej całkowicie wolny.
Pozdr.
popisowiec -- 26.03.2008 - 19:32Sir Hamiltonie
Ty nie wiesz, jak ja się cieszę z tego, że znowu mogę trochę popisać, na dodatek w dobrym towarzystwie starych znajomych.
Z tą kasandrycznością to trochę nie tak. Nie twierdzę, że nic się Polsce nie uda. Uważam, że tak czy inaczej będziemy się rozwijać i zamożnieć. Ale nie skokowo, nie w wyniku jakichś superwysiłków, superreform, lecz siłą swojego zapóźnienia (tania siła robocza, rezerwy w wydajności, niedorozwój rynków wewnętrznych itd.). Oczywiście wolałbym, by to się stało szybciej, ale po pierwsze nie wierzę, po drugie rzut oka na fakty z ostatniego dziesięciolecia każe być realistą.
Pozdr.
popisowiec -- 26.03.2008 - 20:38Popisowcze
Własnie o to mi chodziło.
Igła -- 26.03.2008 - 20:45Każdy na swoją miarę.
Net może być straszną bronią.
Już niedługo będzie wynosił albo niszczył.
Igła
max(ie)
Polskie mikrokosmosy mają się znacznie lepiej niż państwowy makrokosmos. I to właśnie jest i będzie naszą siłą. Jak już pisałem Hamiltonowi wcale nie jestem czarnowidzem. Tylko na żadne fajerwerki od nikogo nie liczę. I uważam, że wielkie słowa na ich temat są zwyczajnie nie na miejscu.
Pozdr.
popisowiec -- 26.03.2008 - 21:06Marku Olżyński
Wydaje mi się, że działając w blogosferze, akurat w największym stopniu spełniamy to oczekiwanie. Bo nawet jeśli zgrzeszymy łatwowiernością, to za chwilę znajduje się ktoś, kto nam oczy otwiera.
Pozdr.
popisowiec -- 26.03.2008 - 21:09Igło
No to się rozumiemy. Twoja wiara w siłe Internetu jest większa niż moja, ale ani się nie zdziwię, ani nie zmartwię, jeśli będziesz miał rację i sieć stanie się wynoszącą i obalającą potęgą.
A o żarty się nie gniewaj. NIc nie poradzę, taką już mam konstrukcję psychiczną. :)
Pozdr.
popisowiec -- 26.03.2008 - 21:13popisowcze
To racja, rozwoju nie da się wręcz zastopować, choć ile wynika z dobrej światowej porsperity, ile z przystąpienia do UE, a ile z działania polityków – sam widzisz.
Jak poprzednio napisałem, widzę szansę na skokowe zmiany w dojściu do władzy ludzi typu Dutkiewicz, Szczurek… Tylko oni nie chcą i pewno nie będą chcieli.
==============
Sir H. -- 26.03.2008 - 23:25po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…