Jak mi smakowały Sporty nad jeziorem Wigry...

Ojciec mi poradził dzisiaj rano, żebym zapaliła herbaciany susz w skręcie z gazety. Odpowiedziałam, że mam jeszcze na koncie 7,37, bo myślałam, że przelał mi wczoraj 25 zł, a nie 29.

Czajnika jednak już porwała fala wspomnień: jak się spływało Pisą z kolegą Piurasem, jak na tej pięknej rzece im się skończyły fajki…

Nie tylko wy, wtrąciłam, Nicpoń opowiadał mi, jak robił to samo.

Wtedy to dopiero było! Kosmosy za 50 zł, straszne siano z Litwy. Caro na kartki za 20. Extramocne po 8,50. Najtańsze były chyba Klubowe.

A ja, biedna biedroneczka, Giżycko, sierpień 2001, pierwsze Marlboro z Mareczkiem i Tomeczkiem. I tak byłam od nich rok starsza!

W każdym razie, ciągnął tata, uratował nas jeden chłop, który podarował nam jeden drut machorki suszącej się na ścianie. Ale nie była za dobra, bo niedosuszona. A deszcz padał i nie chciało dojść. Miałem wtedy fajkę, więc nie trzeba było robić skrętów z tej machorki i herbaty. Nadmienię, że herbata była lepsza. W końcu doszliśmy do właściwych proporcji. 1/3 machorki i 2/3 herbaty.

I wtedy nam się skończyła herbata, a potem okazało się, że w Ostrołęce jest tylko Gruzińska, która nadaje się jedynie do palenia, bo do picia za cholerę.

Zachwycona opowieścią, poszłam do Żabki, kupić sobie za 6,50 Fajranty.

Orzeszek właśnie zmywał podłogę i mnie opieprzył, że mam niezawiązane sznurówki.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Kosmosy

z Bułgarii

Wspólny blog I & J


A widzisz,

mamy już pierwszą poprawkę do konstytucji.

civil disobedience


Subskrybuj zawartość