Powieść sexualistyczna odc. 4

- Jejku, ale ten sweter gryzie – powiedziało Kaczątko w okolii wpustu.

- Kaczątko, nie godoj, bo gupio godos – zagwarzyła Wampirek. – Jesteś w stanie gazowym, co oznacza, że nic cię nie może uwierać, ty popaprany emocjonalnie ogryzku szarej renety.

Wampirek jakby urodziła się z absurdem wszczepionym w szyszynkę albo inną część mózgu, która doprowadza studentów medycyny do stanu obłędu. Idealnie wiedziała. Umiała dosrać i rozśmieszyć, tylko że wcześniej próbowała to na ogórkach, co nie dawało odpowiednich rezultatów.

Wędrówka przez ogromny organizm nieznanego pochodzenia trwała już długo i zmierzała ku kresowi. Tak naprawdę blejków do tej pory nie zastanawiało….

- W czym my, do cholery, jesteśmy? – spytała nagle, ocknięta z letargu nieuwagi, Barreyola.

- Och, to wy nie wiecie? – zdziwiła się Wampirek. – Naprawdę nie wiecie, nie wecie, nie wiecie?

- Nie-e.. – Kaczątko było zmartwione, bo on zawsze pierwszy stał rano w kolejce do kiosku po Fakt. Fakt wychodził pierwszy na światło dzienne i był fatal(ny)istyczny.

- Jesteśmy w ciele kolosalnej, gigantycznie grubej, tłustej i do tego finofilnej Germanki – (IX Symfonia Beethovena w tle) wypowiedziała powoli Wampirek.

- Mogłam się spodziewać, że ta efebaba nie wybierze nic miłego na więzienie – brąchała B.

- Ale my się wydostaniemy, prawda? – spytał Kaczątko.

- O ile nie zaleje nas nowa porcja konserwowych ogórków ze Spredwaldu – powiedziała Wampirek.

To nie brzmiało uspokajająco.

~ * ~

Gdy syn Efebofilii skończył masować jej pieczarkostopy, ta kazała mu odejść (albo te, jeśli mówimy o stopach i ich mentalnej mocy). Musiała być sama. Tylko wtedy, przy świeżo zaparzonej herbacie, mogła spokojnie myśleć. A myślała tak: “ ...e gduby tyk przemaluwać żabu ny byrdziej kymienny…” albo “.....(tu pada słowo negocjowanej przyzwoitości) mym plyn, jak usidlić Kaczątko…, aly go nie zdradzy, bo nie bydziecie czytać”.

- Mrryyy..,Alzheimerze! – zawołała syna.

- Tak, Matko?

- Jak nazywa się ten facyt, który ciomgle kradni me ciasteczka z pyszki y podmienia syrwietki pud filużynki?

-To ja, Matko.

-Tak myśliłam – zgodziła się Efebofilia i zatonęła w kolejnych knowaniach.

~ * ~

A w germańskiej dziewczynce toczył się zażarty spór:

- Kfuck, nie ma mowy, ja nie będę przełaził przez ten zasyfiały przełyk – buntował się Kaczątko.

- Ty małomózgi glucie wysmarkany z nosa sokoła wędrownego, demokratycznie wyszło, że przełazimy przez przełyk, poza tym tłumaczyłam ci, że w stanie osmozy się nie usyfisz – tłumaczyła z nutą agresji Barreyola. Była już porządnie zła. Jak to mówiła pewna wariatka: “My tylko na zewnątrz jesteśmy tacy piękni! Jakby nas rozkroić, to tak samo byśmy wyglądało i pachniałoby też nieładnie..” (Barbara Morawska -nauczycielka biologii w szkole im. Św. Jana de La Salle) Z tym zgadzała się w całości (blejki nie znały procentów, no chyba, że chodziło o szampana albo piwo). Ta istota nie była ładna w środku i nie pachniała ani trochę ładnie. Najgorsze było to, że różnorodność zapachowa była niezwykła i zabójcza.

- Kaczątko, idziesz li zostajesz? – zapytała Wampirek ze swym zniewalającym uśmiechem.

- No.. – wahał się.

- No to

!

- Już, już! – zdecydował się Kaczątko

Przełyk wyglądał, jak jajowód tylko, że był bardziej gastryczny. I nie było w nim gamet. – Widzę światło – uradowała się Barreyola. – Nareszcie będzie troszkę wygodniej, mniej sekrecjowo, hormono-enzymatycznie i sangwilimfatycznie.

Barreyola posiadała niezwykłą wiedzę: wiedziała to, czego właściwie nie wiedział praktycznie żaden blejek- posiadła wiedzę humanistyczną. I doskonale znała anatomię człowieka.

- Aaaa! Wielki, zielony glut na trzeciej! – wariatycznie wrzasnął Kaczątko.

- Spokojnie, to tylko ogórki – uspokoiła go Wampirek. – Bardzo monotonna maź, w każdym razie dziś – same gruntowe i jeden… ojej, to bym już nazwała samozadowalaczem. – Zdaje się, że nasz gospodarz spożywa posiłek – oceniła Barreyola.

- Tak, musimy się pospieszyć, bo w jamie ustnej może nas dorwać amylaza ślinowa i efekt osmotyczny pójdzie w zadek – ostrzegła Wampirek.

- Aaaa! Kiełbaski na piątej!

- Ona je bardzo falliczne dania – skrytykowała Barreyola.

- To znaczy hmh-hmh[cenzura]? – spytała Wampirek.

- Hmh-hmh[cenzura], dobrze to ujęłaś – żachnęła się Barreyola.

Doosmo-szli do jamy ustnej. Na środku tejże ‘komnaty’ leżał różowy, ruchliwy dywanik.

- Hmm… to dziecko musi mieć niezwykłe zdolności lingwistyczne – zachwyciła się Barreyola.

- Tak, do rozdrabniania.

~ * ~

Efebofilia zasiadła do swego sekretarzyka. Nie była sobą. Teraz kontrolę nad nią przejęła jej druga, zupełnie ludzka strona – Maria Dz. Ludzka? Zaczęła sprawdzać eseje o oświeceniu:

-Zuzanna Reszetko.. ha! Myślała, że jak się podpisze WzK, to nie rozpoznam charakteru pisma. Co ona tam mi napisała… Hmmm…. “Dziągacz to dupa”. Tak, to mi da do myślenia.

To jej dało do myślenia: zapisała w swym tajnym notatniku:

“1. Nie wyglądać jak dupa.
2. Uśmiechnąć się znacząco do Zuzanny R.”

Na dzień dzisiejszy to był koniec Marii D.:

-Mrryy, Alzheimerze…?

~ * ~

Język poruszał się jak zraniona dżdżownica.

- Zdaje się, żeby się stąd wydostać, musimy stać się stali, bo tylko w ten sposób będziemy mogli mechanicznie podrażnić języczek i spowodować krztuszenie się tego czegoś, co spowoduje wyplucie nas na światło dzienne – powiedział, jak we transie Kaczątko.

- Dobrze się czujesz? Od kiedy stać cię na takie głębokie analizy? – spytała zszokowana B.

- Och nie, ja tylko czytam napisy na ścianie – wytłumaczył Kaczątko.

- “Z fotela na fotel – babciom, WzK” – przeczytała Wampirek.

- Nasi tu byli – uśmiechnęła się Barreyola. – Dobrze, trzeba się zresublimować. Powtarzajcie za mną: by zrobić pyszny kąsek, obtoczcie babcię w mące, zagniećcie pyszne ciasto, przed za pięć wpół do dwunasto, owińta babkę w placek, na wierzchu dolepta gacek, włączta piekarnik na duża skala eż po wierzchu dolej meskala…. kurde, zawsze mi się myli przepis na babcię Wellingtona z czarem degazującym. Jeszcze raz: cmoknij morsa w nos i dmuchaj balona, niech nie patrzy na to żona, męża w sprawy te nie włączaj, zajmij się sadzeniem kłącza, zbierz poziomek trzy bednary, niech nic nie wie o tym stary, starszej pani pomóż z wózkiem, lecz nie całuj ty się z Buzkiem, zgryź tabletkę z waleriano, wypoczęty zbudź się rano!

Gdy inkantacja zakończyła się pomyślnie cała trójka stała na skraju języka.

- To brzmiało trochę jak Dezyderata – zwróciła uwagę Wampirek.

- Może, ale jesteśmy cali i chyba nikt nie ma oczu w niewłaściwym otworze? – upewniła się B.

- Kwa, tak dobrze móc dotknąć swego fizycznego ciała – mówił z zadowoleniem Kaczątko.

- Więc by się wydostać musimy pacnąć ten dzyndzel. Na ochotnika zgłaszam się ja -powiedziała dziarsko Barreyola.

- Świetnie – zgodziła się Wampirek.

- Nie ma sprawy – przykwaknął Kaczątko.

- Ech, ja myślałam….dobrze…..

Barreyola nabrała impetu i jedną celną fintą z dekstera zasadziła ostrego paca w języczek niczego nieświadomej Germanki.

- Ekhu, ekhu! – dał się słyszeć z nagłośni egzaltowany okrzyk.

Silny powiew wypchnął całą trójkę z gęby dziewczynki na świeżą, mokrą trawę.

- Jesteśmy wolni! – uradowała się Wampirek.

- Od zapachu fermentów i tepe! – rzekła Barreyola i dodała – Jesteśmy zdolni do odkrycia złóż maślanki!

- Jesteśmy mokrzy – powiedział higienicznie przytomnie Kaczątko.

Germańskie dziecko odeszło, dumdując stopami i krztusząc się niemiłosiernie.

Nie była ani trochę urodziwa, prawie tak, jakby ją wywrócić na lewą stronę to, co miała w środku. No i nosiła białą, paszminową koszulę.

- Fu, co za brak gustu – oburzył się Kaczątko.

- Ciekawe, gdzie jesteśmy – zastanawiała się W.

- Tu jest tablica informacyjna – zauważył Kaczątko.

- Hm.. – zdenerwowała się niewerbalnie Wampirek.

- Co?

- Przeczytajcie.

- “FINLANDIA” – odczytała B.

- O (niecenzuralne słowo)! – powiedział Kaczątko.

C.D.N.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

ten odcinek jest mocniejszy imo

czy Alex słuchał 9-tki?

ja słucham Hawkwinda teraz … :)

Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich


No ten jest mocny,

za to w kolejnym bohaterowie siedzą w knajpie i pieprzą od rzeczy… jak przystało w porządnej przygodowej powieści drogi :)


mogliby sie udać do Arktyki

i zbadać ile śniegu pada na wybrzeżu a ile w głębi … to mogłaby być podróż duchowa, więcej, magiczna!

Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich


Podrzucę ideę Kacprowi,

porzucił nas, jak na razie (tzn. w ostatniej ukończonej części), nieszczęsnych, w terenie przeciwpołożnym, się znaczy globalnie ocipiałym…


nie chce mi się teraz po półkach grzebać za Parnasem Bis

ale Tymański napisał z Kudłatym taką powieść na motywach Tomka (Szklarskiego… znaczy Wilmowskiego :P) o tym jak sie kolesie najarali i wybrali na Grenlandię ... coś ta,kiego było

Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich


Blejki mają duży potencjał

voyagerowy, ale wystarczy już tego spoilerowania :P


Subskrybuj zawartość