Moje przykre wspomnienia, czyli jak to było, kiedy mnie nie było

Motto

Aż pewnej nocy puściły lody,
Ogrodu serce mocniej zabiło,
Przyszłaś, nabrałaś źródlanej wody
I napoiłaś, a wszystko ożyło.

Budzę się rano. Jedenasta. Nic mi się nie śniło. Na zolpidemie nie jadę już od dawna. Najgorsze minęło.

Wstaję powoli, robię se jakąś herbatę, włażę do naszego living-roomu. Zaglądam na TXT. Czajnik znowu klnie i pyta, po cholerę ja to ciągle czytam. Nie wiem. Może coś próbuję zrozumieć?

Może chcę wiedzieć, co z Michałem, choć nie jestem w stanie nic napisać.

Czasem ktoś wspomni o mnie, życzliwie albo nie. Czasem ktoś do mnie zadzwoni na komórkę. Nie odbieram. Nie mam na to siły.

Czas stanął. Życie się skończyło.

Biorę na smycz Fraszkę. Idę z nią na spacer. Mam taki rytuał: zamykam oczy, przyciskam łeb do jakiegoś drzewa i wyobrażam sobie, że wszystko potoczyło się inaczej.

Że nie było, kurwa mać jebana, niedzieli piętnastego listopada 2008.

Że nigdy nie włączyłam tego dnia gg i nie przeczytałam „Dzień dobry. Tu niejaki yayco. Przepraszam, ale tylko sprawdzam, czy ten numer dokądś prowadzi.”

Wracam. Idę do sklepu. Wpierdalam kolejne pudełko lodów czekoladowych. Szukam rozpaczliwie czegoś, co mogłabym poczytać, nie dołując się jeszcze bardziej. Mam zero energii, a jednocześnie nie jestem w stanie się uspokoić. Kurwa. Przecież ja nie jestem w stanie wytrzymać ze sobą. Po chuj właściwie żyję, skoro i tak nie żyję?

Oglądam długą linkę, która jest awaryjną smyczą Fraszki. Czajnik klnie. Linka gdzieś znika z mojego pola widzenia.

Rano, wieczorem, w południe spamilan, w południe dodatkowo asertin…

Kurwa, co za nuda… Nic się nie dzieje… Jak w polskim filmie.

Wizyta u pani doktor. Pan o tym wie, panie psychiatro, ten świat mi się zdaje potworny. Kurwa. To chyba szalenie nudny post. Szalenie nudne pół roku…

Lęk. Skurwysyński lęk w każdej, najdrobniejszej sprawie. U mnie, która nigdy nie bałam się niczego. U mnie, która potrafiłam przeskoczyć każdą przepaść.

Drobne napady. Niemiło. Pół aprazolamu.

Spać. Jeść. Lody czekoladowe. Zero alkoholu. Jak mi się chciało wypalić papierosa, to już się kurwa cieszyłam.

Nie dorosnę. Nie usamodzielnię się nigdy. Nie wrócę na studia. Boję się. Świata się boję. I ludzi. Pojechać na Węgry, w maju? Chyba cały aprazolam poszedł.

Ale pojechałam. Gryzłam te skurwysyńskie tabletki, nie spałam po nocach w Miszkolcu i Budapeszcie. Spacerowałam z Magdą nad Dunajem. Nawet się uśmiechnęłam, ze trzy razy…

Pojechałam w czerwcu do Krakowa. Pogadałam z panem doktorem, odpowiedzialnym za sprawy studenckie. Uzyskałam zapewnienie, że spokojnie mogę wrócić na studia w październiku.

Dzielna byłam, nie?

Początek lipca. Odstawiam tabletki. Czajnik klnie. Ja się upieram przy swoim.

Koniec lipca. Idę na kurs prawa jazdy.

Wrzesień. Coś drgnęło? Chryste, jest nadzieja?

Koniec września. Jeden moment. Może piętnaście minut. Pod blokiem, na wieczornym wypasie Fraszeczki.

Nie ma tego… Chryste Przenajświętszy… Nagle, zupełnie nagle, poczułam, że to koniec.

Że znowu… że znowu… Ja żyję?

Chodź, gitarę jeszcze mam
Dla ciebie błysną z niej
Płomyki jasnych nut
Chodź, piosenki takie znam
Co ulżą doli twej
Rozgrzeją serca lód
Sprawdzimy w banku
Kurs dolara USA
Skoczymy tam na mur
Gdy los ciut grosza da
Gdy smutny będziesz wciąż
Poradzę ci, psia mać
Co zrobić, żeby się
Rockefellerem stać

Kto nigdy nie żył, nie umarł, nie zmartwychwstał, ten nie wie, jak to jest.

Jak to jest znowu poczuć, że krew zagrała w żyłach, że ma się głowę, dwie ręce, że jednak kurwa można niejedno na tym świecie… Że nagle uśmiech wypełza na twarz i myśli się: ojej. Przecież ja istnieję. Przecież ja, może, dam radę?

Jak się wraca w październiku na studia do Krakowa. Jak pali się przed instytutem szluga, jak Magda się uśmiecha i mówi „dobrze, że już jesteś”.

Dobrze, że już jestem.

I już zawsze będę, na wieki wieków amen.

Średnia ocena
(głosy: 6)

komentarze

Pino

Bardzo piękne, bardzo smutne.

Koniec za to niesie nadzieję.


Dobrze, że jesteś

bez już, napisałem to w sumie ze dwu osobom w życiu albo powiedziałem.

Mi jakoś żadna wredota takich wyznań nie czyni:)

Ale jestem:)

Tak czy tak.


Dobrze, że jesteś Grzesiu

Myślę, że jestem odpowiednio wredna do uczynienia takiego wyznania.

:)


Gre und Gre

to dla Was zusammen


Uśmiechasz mnie Dziewczyno

Bardzo :)))
Tak trzymaj. Idź tym kursem


Marku,

coś Ty mu spróbował napisać, laboga? :D


Pino, Dziewczyno Szalona

w ten sposób pisania chcący niechcący oczyszczasz to COŚ
uwalniasz TAMTO, wywalasz z czajnika
A środki wyrazu bardzo mi sie podobają- są niepowtarzalne.
I spójrz jak to co niektórym odwagi przybyło, niektórzy nawet stwierdzili sądząc po wpisach, że mają jaja
:)


Marku,

nie wiem, których niektórych masz na myśli. ;)

Ale fakt, że txt było baaardzo długo jak mocno zatkana rura z szambem, pardą.

A główny zainteresowany mi napisał jakiś miesiąc temu, że lepiej by było, gdyby wszyscy się przestali zajmować jego osobą. Lepiej dla portalu.

Troskliwy taki. :) No pewnie! Najlepiej to narobić gnoju, ponowne pardą, zmyć się elegancko i stworzyć sobie nowe miejsce, nową scenę i klakę.

A wała! Jeszcze czego :P

Pewnemu tyranowi

Bywał tu niegdyś: jeszcze nie w bryczesach – w palcie flauszowym. Czesał się pod górę.
Później bywalców kawiarni wyczesał
aresztem i tak wykończył kulturę,
mszcząc się jak gdyby (nie na tych denatach,
lecz na Epoce) za pustki w kieszeniach,
nudę, złą kawę i upokorzenia,
jakich doznawał, gdy przegrywał w skata.

Epoka jakoś przełknęła tę zemstę.
Dzisiaj tu pełno, śmiech, krzeseł szuranie,
muzyka z płyt. Lecz nim się zajmie miejsce,
coś korci, by się obejrzeć przez ramię.
Wszystko plastikiem i niklem pokryto,
ciastka smakują bromkiem sodu. Ale
czasami, tuż przed zamknięciem lokalu,
wstąpi z teatru on sam – incognito.

Gdy wchodzi, wszyscy już na baczność stoją.
Jedni – służbowo, a drudzy – ze szczęścia.
On krótkim ruchem od napięstka
daje znak, że im nie chce psuć nastroju.
Popija lepszą, niż przed laty, kawę
i, zagłębiony w fotel, je rogalik,
który tak smaczny jest, że martwym nawet
byłby smakował, gdyby zmartwychwstali.

Josif Brodski


Jedyną rzeczą,

której jestem pewien.
Po przeczytaniu tego.
To, to że 11 to nie rano ale przed południem.


Igła,

a co za różnica? Przecież wtedy to jest całkiem obojętne.

Lato, jesień, zima, wiosna, do Boliwii droga prosta


Owszem obojętne

dla stanu ducha…..
ale wprowadza dyskomfort językowy.

Dlatego dziś prawie nikt, w dużym mieście, nie rozumie jak się mówi – spotkamy się w południe.
A wieczór dla takiego durnia jest o 9 w nocy.
I nie wie co to szarowka.
Stad tę jak mu się powie, że – w obiad albo po obiedzie to już wogóle woli przejść na angielski.
Bo on jada lancz, i najlepiej jak to jest sushi.


Rotfl,

let’s discuss :)

he he


Igło, nie masz racji o tyle,

że moje rano jest o ósmej, a merlotowej o jedenastej. Jej faza na pracę kończy się zwykle koło drugiej w nocy.
Obiad jadamy o szarówce (uśrednionej całorocznie), koło szóstej po południu.
Jak jest deser, albo przekąska, to czasami mówimy że to dinner;-)

A południe to chyba się wymyka temu Twojemu zrzędzeniu – zawsze i wszędzie południe, to południe.


Ranek to pora

dnia a nie waszego wstawania.
Co do południa to przeprowadź prosty eksperyment.

Powiedz, że coś tam … w południe, do pierwszej spotkanej osoby ( oprócz Merlotowej ), to ta osoba się dopyta – czy o 12?
Wtedy odpowiedz, że nie – o pół do 2-giej.

Wywołasz efekt długiego myślenia – teraz rzadkość.


Proszę, proszę...

Udało mi się napisać post o sposobach pomiaru czasu.

Nigdy bym nie pomyślała…


Aha, Pino

Wybacz nietakt, polegający na odpowiedzi na komentarz Igły,
zanim odezwałem się do Ciebie, po przeczytaniu notki.

Też kiedyś mialem taką niedzielę. Wtedy nie było jeszcze internetu.
Ale przede mną na rajzbrecie leżała sterta zabazgranych kalek i papierów,
a w kalendarzu termin oddania klientowi dość prostego projektu wnętrz.
Na poniedziałek, w południe.

Nie umiałem, nie mogłem go skończyć. Bez sensu zupełnie.


Jak chcecie,

to zgodnie z jednym z tagów, możemy pogadać o sposobach palenia i gaszenia wapna.


Merlocie,

jaką znowu niedzielę?

Przestaję rozumieć, o czym właściwie napisałam, czytając ten komentarz. Chyba muszę poprosić prof. Pinon o egzegezę do własnego tekstu.

Igło – z dwojga złego…


Może źle to ująłem.

Chodziło mi o to, że w tę moją niedzielę zaczęło się dziać ze mną coś, czemu nie byłem w stanie zaradzić. I że później, przez kolejne tygodnie bezradności i bezsiły marzyłem o tym, żeby tamtej niedzieli w ogóle nie było.

Proste, jak kreska nakreślona rapidografem. 0,2 0,5 albo 0,7 mm.


Ja napisałem

co zrozumiałem.


A.

To teraz kumam.

Igły nie kumam.

Może mam zbyt duże mniemanie o własnej przejrzystości, ale wydaje mi się, że jeśli chodzi o styl pisania, to jestem co do niego odwrotna.

;)


Z tym twoim wpisem

to w ogóle jest coś dziwnego.

Czytam, biorę za telefon, żeby Ci złożyć uszanowanie stosowne, a ten idiota łączy mnie z bażantem i owszem, ale tym drugim. Naciskam hang-up klikam jeszcze raz na Pino, a ten znów to samo…

Uważam, że to kompletnie niemoralne, żeby te małe, cwane ustrojstwa tak jawnie ingerowały w życie towarzyskie na TXT.

Aż strach się bać, co będzie dalej.


Rotfl,

żadnych telefonów o tej porze! :)

Piję herbatę, jem te Twoje parówki (znakomite są, powinnam przepis zamieścić w osobnym wpisie, żeby ludzkość poznała, co dobre), palę, słucham Republiki i odmawiam życia towarzyskiego, póki co.


Oglądam Makłowicza

w Szkocji.

Niestety z tego co pokazuje i kosztuje mam tylko czapkę.


Zamieść parówki,

życie towarzyskie jest przereklamowane i ingeruje za bardzo w człowieka życia, no kto to widział, by kumpel przyłaził po swój telefon, którego zapomniał wczoraj o godzinie 11 jak ja jeszcze śpię.

A tak się fajnie spało:)


Igło, a to w Szkocji mają jakieś jedzenie?

:)))))

pzdr


Boże,

Igła, te Twoje dywagacje są rozczulające.

hi hi


Igło

Niestety z tego co pokazuje i kosztuje mam tylko czapkę.

to jest najzabawniejsza deklaracja polityczną, jaką ostatnio słyszałem;-)


Jak Boga kocham,

mam taką czapkę golfisty.
Kupiłem ją w St Andrews, cholernie droga była.
Ale służy mi już ponad 10 lat.


Dzień dobry

Wątek telefoniczny bardzo interesujący, znaczy czary, znaczy magia. :)

Do kulinarnych się nie odniosę.

Państwo zebrane przypomina grupkę, która najchętniej pominęłaby temat główny, zajmując się wszystkim innym.

Wiesz Pino, to jest bardzo osobisty tekst i budzi reakcje tyleż osobiste, co dość odjechane. Może musi się przetrawić?


Może,

ale to już nie jest mój problem, nespa.

Ja teraz mogę co najwyżej muzyczkę jakąś puścić, jako dodatek do czapek i Szkocji.


Pino

Mamma mia! Dzisiaj tez jest niedziela:(


Ta ostatnia niedziela :D

Tak się tu chichram i myślę, że jedno z najtrafniejszych zdań o mnie, na Txt i everywhere, napisał kiedyś merlot, cytując Chandlera:

Ja jeszcze w grobie będę bawić się grzechotką.

Oglądałam sobie to i zawyłam na widok napisu “piosenkarkę ubrała firma Terranova”.

Endżoj:


Pierwszy krok już został

zrobiony.
Pino wyrzuciła z siebie szlam.

Samobójstwa ciągle wkoło – by narodzić się na nowo
Samobójstwa ciągle wkoło – by narodzić się na nowo

Moje myśli, moje czyny legły w gruzach
Nie potrzeba bohatera – świat się zmienia
Więc umrzyj dla świata by narodzić się na nowo
Bez defektów!

Moskwa


No właśnie


Już został tylko drugi.

Najpierw wyrzuty sumienia.

A potem egzekucja.

Jeśli to nie pomoże, to cóż ja poradzę? Może niektórzy naprawdę nie potrafią nic ponad ping, ping. :) Ani mi nie jest przykro, ani mi ich nie żal. Każdy jest kowalem swojego kowadełka.


E tam, jak niedziela to tylko ta:)

Zresztą o niedzieli i wszystkich dniach tygodnia Grześ już kompilację youtubkową dawno wyrychtował, a Gre fajne komenty tam o dniach tygodnia wyrychtowała:)

A w ogóle masakra, nie wiem, czy wiecie, na co kurde, nauczyciele są narażeni, właśnie muszę czytać fragment “Samotności w sieci” i jego (nie)udolne tłumaczenie i jeszcze to sprawdzać.
Kurwa, ale jak to tłumaczyć, jak tu oryginalny fragment zagmatwany i napisany językiem nie za dobrym jest.

A mówiłem, wybierajcie fajne, ciekawe i sensowne teksty gazetowe.


Merlocie

merlot

Też kiedyś mialem taką niedzielę. Wtedy nie było jeszcze internetu.
Ale przede mną na rajzbrecie leżała sterta zabazgranych kalek i papierów,
a w kalendarzu termin oddania klientowi dość prostego projektu wnętrz.
Na poniedziałek, w południe.
Nie umiałem, nie mogłem go skończyć. Bez sensu zupełnie.

Dziś uśmiecham się już dziś.
Leży przede mną projekt łazienki, taki dość wypasiony, że tak powiem, wykonany w Cermagu. 18 kartek A4 wykonanych w 3D spiętych w przezroczystych okładkach.
Wyobraź sobie, że tak naprawdę był/jest to projekt skopany w 4 de..
100% przeprojektowałem w trakcie wykonania tej łazienki. Wyszło.
Chciałem popełnić notkę na ten temat, pokazać efekt mych starań i porównać z tzw. założeniami, ale mój komputer padł w zeszłym starym nie najlepszym roku, a zastępczy to wczesny model… trabanta bardziej


Pino

kiepsko kombinujesz.
Takich spraw nie załatwia się jednym wpisem, choćby najlepszym a usuwanie skutków, jak sama widzisz trwa długo.

Facet – sukinsyn, nawet się nie musi otrzepać.


Fraszeczka

To piesek, I presume?


A co ja więcej mogę?

Bażant mi macha Konwencją Genewską i Układem z Schengen (to o granicach jest).

Skutki minęły, wyszłam z tego mocniejsza i z wielką przyjemnością będę tym wykłuwać skurwysynowi oczy. Co zresztą uczyniłam już prywatnie, trochę wcześniej.

Moim marzeniem nieosiągalnym jest, żeby te wszystkie Maxy, Jacki, Griszki zrozumiały, że wśród ludzi bez jaj i jedno yayco królem.

Pani Agawo, oui:


O, przepraszam

Że niby czym ja macham?
Aha, o granicach.
Zatrybiłam.

Co do marzeń nieosiągalnych to wiesz, każdym kręci się inaczej dostosowując metody do odbiorcy.
Kiedy pisałam te dwa teksty dawno temu, chodziło mi o zupełnie inny wątek.
Pierwszy tekst był zbyt zagmatwany widać, reakcje były zabawne dość.
Drugi był zawężony do jednego pytania. Nic.

Wygodniej jest nie widzieć i nie wiedzieć. W ostateczności można też nie uwierzyć, to całkiem dobry i sprawdzony sposób.
W przeciwnym wypadku może trzeba by było jakoś zareagować, zobaczyć inaczej, a to jest takie trudne.

Ileż prościej smażyć pączki i polewać je lukrem.

Mam więcej danych niż ktokolwiek, wiem więc nie muszę wierzyć, a i tak są takie chwile, w których skala zjawiska wydaje mi się tak nieprawdopodobna, że zaczynam wątpić w coś, co wiem.

Bosz…


A ten krokodyl nilowy

to też Fraszeczka?

Czy może ilustracja symboliczna do drugiego kroku?


Bażancie,

sama stwierdziłaś, że niebywałej trzeba arogancji, by w tak małym pomieszczeniu snuć bajki z mchu i paproci, będąc absolutnie przekonanym, że to się nigdy nie wyda.

Że nikt się nie stuknie w głowę, jak nagle jebnie w ścianę.

Że nikt nigdy nie pójdzie z nikim na wódkę mandarynkową.

A tu dupa, że tak się prostacko wyrażę (ten brud leksykalny, a fe!).

Że, o zgrozo, nastąpią efekty świetlne na niebie, a kotek będzie siedział cicho i miauczał – tego faktycznie nie dało się przewidzieć. :)

A jednak, a jednak… Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy.

Żaden krokodyl. Phi! To jest mój Pies Wodny.


Otóż właśnie

Wydarzyły się rzeczy trudne do przewidzenia.
A wydarzyły się, że tak pojadę Anthonym, bo Ci z Góry już nie mogli na to patrzeć. W przeciwieństwie do tych z dołu.

Narzuca mi się obraz trzech małpek. :)


A mi się narzuca wierszyk,

ale za mało jeszcze dzisiaj wypiłam, a dokładnie to nic, he he.

Tylko, że widzisz… Teraz mi przyszło do głowy, że to mogło się udać na spokoju, przy innym zestawie personalnym.

A mało to słabych, zakłamanych i zawstydzonych kobiet (albo dzieci, bo ja niekoniecznie pretenduję)?
Teoretycznie harpie pastwiły się rok temu. Y co? Y wielkie yayco.

Brak wam było trzeciego elementu, w mej wyjątkowo nieskromnej osobie.

Choć żadnej z was niczego nie brakuje, ale to ja mam to coś, co mi merlot powie, jak będę starsza, hi hi.

W zeszłym roku drgnęły pierwsze kamyczki. To, co zrobiła Magia w stosunku do Ciebie, było zajebiste.

Ale później egzekucja została odłożona, później ja dostałam depresji i dzięki temu! kurwa, toż to słodkie! TXT stanęło na krawędzi upadku, a Poste Restante przeżyło swój okres rozkwitu. Ażeby miało czas dojrzewać piękno. Podobno piękno to jest bardzo mało?

Ja mam jeszcze tę przewagę, że mój przypadek jest najbardziej szokujący, to raz, a dwa – że nie mając kompletnie żadnych własnych uwikłań, nie przejmuję się niczym zupełnie.

Do tego jeszcze moje wykształcenie fachowe pozwala mi opowiedzieć tę historię jasno, klarownie i chronologicznie.

A to pech…


Rok temu

To ja miałam dość dużą wiedzę w sprawie, ale niekoniecznie wystarczającą, bo w Twojej sprawie dość deficytową bażancie. Sama wiesz.

Jegomość jest dość przewidujący więc wiedział kiedy się wynieść, kogo zabrać i dlaczego zamknąć drzwi na klucz. Następnie wystarczyło zrobić ludziom wodę z mózgu i już.

Mnie to zupełnie nie zajmowało, bo nie miałam pojęcia co się dzieje, że jest jakaś poczta, że coś tam, coś tam. Skupiłam się na czymś innym, na innych ludziach i sprawach.

Pech chciał, że wymyśliłam Izrael.

Pech chciał, że znacznie wcześniej Magia zachowała się jak należało.

Jaka piękna katastrofa!


Yeah!

Uwielbiam katastrofy. :)

P.S. Jednego pana stamtąd mi autentycznie szkoda. Bo go poznałam osobiście i zrobił na mnie wrażenie. No ale potem ten pan poznał naszego ulubionego pana… pod konarami kasztana ;-)


Yhmmmm...

Ludzie nie potrzebują prawdy, wolą święty spokój.


Wielce Szanowna Pani Gretchen,

i formy, formy one jeszcze wolą. Te ludzie. Nie zapominajmy.

Któż by chciał widzieć taką brzydką i gówniarską prawdę, okraszoną licznymi wulgaryzmami?

Czyż nie piękny mamy poranek, szanowny Panie yayco?


Pani Pino Droga

Najmocniej przepraszam, że nie uzwględniłam w swojej poprzedniej wypowiedzi form. One ważne są bezwzględnie. Mają znaczenie niejako konstytucyjne.

Bez nich Szanowna Pani Pino, pozostaje już tylko żal. No, może jeszcze smutek.

Pozdrawiam Panią o zmierzchu.


Właśnie,

czego ja osobiście zrozumieć nie potrafię (bażant, wybacz, już będzie na ty, czyli prymitywnie). To też jest ciekawy wątek, jak on rozkręcił tę całą paranoję formalną. Zaczynam się skłaniać ku myśli, że wyrzekania młodej Dorotki jednak miały swój głębszy sens.

Bo zobacz… ja nie mam kindersztuby, czym chwalę się wszem i wobec. Ale wydaje mi się jednak, że wiem, na czym polega taka prawdziwa grzeczność i uprzejmość. Wcale nie na formach i zwrotach.

Polega na szacunku. Do wielu osób tutaj mogę czasami napisać “ty debilu” mimo, że bardzo je lubię. Czasem lubię po kimś pojechać i wcale się nie obrażam za pojazdy po mnie… A jak Magia za bardzo się rozpędzi, to też sobie z tym radzę. ;-)

Jakoś cholera można, bez wyszukanych form i bluzgając często. Bo każdy wie, że go szanuję, a jeśli ktoś w moich oczach na ten szacunek przestaje zasługiwać, to jest o tym informowany wprost. Mówię ładnie i melodyjnie… Hi, hi. Poza tym, przecież trochę inaczej rozmawiam z Tobą, inaczej z merlotem, inaczej z Igłą, inaczej z grzesiem. Różnice nie są wielkie, ale są.

Porównajmy to teraz z nienagannym formalnie postem na Pan, Pani, który daną osobę ciężko i boleśnie obraża. Ponieważ systematycznie prowadzę studia nad przypadkiem, co jakiś czas widuję takie kawałki – i to pochodzące ze świetlanej ery Tekstowiska Pierwszego, wystaw sobie.

Dla mnie to jest po pierwsze obrzydliwe, po drugie chamówka.

Ale ten pan, jak doskonale wiadomo, dobre maniery ma i owszem – na pokaz. ;-)
Dodajmy jeszcze, że stawia się uber alles i już mamy komplet.

Pozdrawiam analitycznie


Pino

Pod jakimś tekstem rozmawiałyśmy z Magią o tym.
Idę, może znajdę.

Znalazłam, ta rozmowa jest tu: http://tekstowisko.com/tekstowisko/60340.html

Napisałam tam takie coś:
bo chodzi o to, żeby komuś strzelić , ale żeby autor mógł otworzyć oczy ze zdumienia, kiedy adresat się urazi.

Era Tekstowiska Pierwszego, aż gotuje się od obraźliwych wypowiedzi, które tak są skonstruowane, żeby jak najmniej osób się zorientowało. Szydera i wyższość zionie z niemal każdego tekstu blogera na y.
Zagadkowe dla mnie pozostaje, czy czytelnicy komentujący naprawdę się nie zorientowali, czy też raczej i owszem wiedzieli, ale w niczym im to nie przeszkadzało z powodu dotrzymanych warunków formalnych dotyczących formy.

Osobiście mogę wyrazić wyłącznie żal, że jak już się zorientowałam, to zbyt długo w tym uczestniczyłam. Nie można otaczać się toksynami, bo stajesz się taka jak one – w tym miejscu protekcjonalnie Cię pouczam, choć tak naprawdę się wyżalam.

Kiedyś sobie prześledziłam pierwsze wpisy, a co ważniejsze pierwsze komentarze. Różnica jest szokująca.

A potem to już tylko sodóweczka i palemka.

Brrr….


rano

Afobam i Lerivon po 1 tabletce, po południu Estazolam TZF i cośtam co zapomniałam też po tabletce…

Wychodzi się z tego.
Ręczę.

Co już i sama wiesz :))


Dorcia,

to miałaś gorzej. Bo afobam jest mocne ciulstwo do awaryjnych sytuacji.

Jak lubię qrwa przyswajać wszelaką wiedzę, tak tej o dobrych proszkach wolałabym nie posiadać, ale cóż. Tak bywa. Za to przynajmniej żaden bażant nie musiał się ze mną nudzić w Służbie. :P

Gretchen – no właśnie. Jak mnie długo denerwował konfrontacyjny styl Magii, tak teraz się klnę uroczyście, że popieram jej stanowisko w kwestii, że człowiek, który w necie czasem bluźnie, jest mniej politycznie podejrzany od tego, który nie.

Gdzie słyszysz śpiew, tam wstąp,
Tam ludzie dobre serca mają.
Bo ludzie źli, ach wierzaj mi,
Ci nigdy nie śpiewają.

A nasz ulubieniec przecież też się przyznał w słynnym już druku ulotnym, że go poniosło poczucie znaczenia choćby w małej wsi. I Gretchen, co oczywiste. :P

hi hi

pozdrawiam was Dziewczyny


Pino

Gdzie słyszysz śpiew, tam wstąp,
Tam ludzie dobre serca mają.
Bo ludzie źli, ach wierzaj mi,
Ci nigdy nie śpiewają.

Traaaaaa la la la la la laaaaaaaaaaa la….
Tra la la la la la laaaaaaaaaaa la….


Hi hi,

a ja byłam dziś na bardzo fajnym filmie, z Tomem Waitsem w roli diabła. :)

A potem nasłuchałam się w Porcie problemów życiowych i pomyślałam, że przydałby się tu bażant starszy.

Myśl wieczoru:

“Powyżej 300 km to nie zdrada… Czyli musimy do Myślenic jechać.”


Pino

Ja to potrafię ponieść, mówię Ci, nawet nie wiesz jak. hi hi

W niedzielę jeszcze mam słuchać o życiowych problemach? Nie masz litości bażancie.


Pino

Pino

“Powyżej 300 km to nie zdrada… Czyli musimy do Myślenic jechać.”

To chyba bym się łapała na te Myślenice…


Już nie będę cytować,

z czego te Myślenice wynikły, ale się prawie wturlałam pod stolik.

Kurde, lubię Magdę. Ze wszystkich znanych mi ludzi, ona jest do mnie najbardziej podobna.

Bażant, nie marudź, też byś się pośmiała. :) A przy okazji może powiedziała coś mądrego (sic).


Nie marudzę, wyjątkowo nie

Coś mądrego?
Sic?

Hmmm…


Łojezu,

a jak myślisz, o czym mogłyśmy rozmawiać?

O polityce ekologicznej Finlandii?


Oj, przecież wiem

Więcej wiary w bażanta, bażancie.


Tak toczno! :)


No tak, tu mi z bażantami znów wyjeżdżają.

A ja z bażantów ni cholerki…
Jak już prawie rozumiem, kto to jest bażant, to okazuje się, że ich jest dwa, jak męskich gaci na ten przykład tyleż samo….


Bażantów są dwa

Młodszy i starszy. Oba czarne.

Co do zasady, łagodne.


Ma!

To właśnie ten jest!


Ooooo,

nie jest tak źle ze mną :))


A drugi to

prywatnie jest blondynem, ma na głowie włosów las


To z tym, co

na łóżku z baldachimem…?
Muszę przecież jakoś utrzymać klimat rozmowy :)


Nie mam baldachimu.

Nawet łóżka ni mom. Bida z nędzą.


Ale niejeden raz ten tego teges?

( nadal utrzymuję klimat rozmowy)


No tak,

ale w ogóle to ten teges przestaję się wypowiadać, jestem na to za młoda :P


Pinolku Kochany!

Ale umysł masz starej baby czyli mój!!!!

A u kobiety przecież inteligiencyja na pierwszym miejscu!


Ale się wstydam :P


No już, już...

.


Dobranoooooc

Dobranoc, dobranoc niewiasto
Skłoń główkę na miękką poduszkę
Dobranoc, nad wieś i nad miasto jak rączym rumakiem wzleć łóżkiem
Niech rycerz Cię na nim porywa co piękny i dobry jest wielce
Co zrobił zakupy, pozmywał i dzieciom dopomógł zmóc lekcje
A teraz tak objął Cię ciasno jak amant ekranów i scen
Dobranoc, dobranoc niewiasto
Już czas na sen

Odmeldowuję się. Dziękuję za przefajną dyskusję.
Spokojnej nocki :)


MAW,

:)


Pino,

przykre, fakt.
Trudno więc o rozsądny komentarz, który nie zabrzmiałby jak głęboka
mądrość wypowiadana gasnącym głosem przez śmiertelnie postrzelonego…
zastępcę szeryfa…albo starego farmera…albo skruszonego gangstera.
Bez której, nie mogła się obejść żadna szanująca się hollywoodzka produkcja.
Coś w stylu:
“Jak mawiał mój ojciec; nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktoś, z powodu braku miejscówki nie wrócił z Zakopanego”.

A przy okazji, jak już jesteśmy przy filmie…

U Nurniego natknąłem się na ekranizację mojej ulubionej literatury.
Zazwyczaj ekranizacja to kicha i rozczarowanie.

A tu;
choć nie był to Gavroche z camelkiem, tak jak sobie wyobrażałem, a
raczej emancypantka fatale, to jednak spodobało mi się.
Podobnie jak reszcie adorujących Zuzannę starców.:)

I jeszcze jedno.
Przekaż Magii, że jak tylko znajdę chwilę, to wezmę się i za Hodowcę.
W końcu stanowimy Dream Team! Nie?

Jak tak się dopomina, to obrażę go na cacy i bez zmiłuj.

Aczkolwiek pełnej klasy i kultury gwarantować nie mogę.
Z tak szlachetnym sznytem, to trzeba się jednak urodzić..:)

Pozdro i do roboty! Sesja się zbliża!


To był Sylwester,

w ramach tej nocy cudów zmieniłam się w niedoścignioną złodziejkę serc.

Na co dzień jestem jednakże długowłosym chłopcem.

Takim całym na nie, przyklejonym do baru jak niedopałek papierosa.

Patrzę tak ponuro i wściekle, że wszyscy mówią ojej i chcą mnie przytulić.

Intryga pana Hodowcy jest banalna.
Ubzdurał sobie, że Smok Drzewny będzie najsłabszym punktem, z powodu łatwo się wkurwia; że w ten sposób zdoła ją wyprowadzić z równowagi i zyska swoją mizerną satysfakcję.
A tu wała.
Jeśli będzie trzeba, Wiedźma założy rękawiczki do łokci, weźmie półmetrową cygarniczkę i będzie kulturalnie z nim dyskutować do usranego końca świata.
Hi hi…

Sesja? Na razie to muszę zjeść obiad…


Pani Pino!

Jest Pani młoda i może Pani nie wierzyć w znaczenie formy. Proszę sobie wyobrazić, że nie jest Pani pierwszą, która na to wpadła. Za jakiś czas ma Pani szansę dostrzec, że wulgaryzmy nie są świadectwem wolności, a przechodzenie na „ty” z każdym nie jest dowodem swobody towarzyskiej. To raczej protezy…

Życzę Pani dojrzenia

Pozdrawiam


Geez...

Panie Jerzy, nie wiem, o co się Pan przypierdala i nic mnie to nie obchodzi.

Wpisywanie mi się w ten sposób pod tym wpisem w zasadzie jest dużym nietaktem i powinnam Pana za to zjebać, tylko już mi się nie chce, po prostu. :)

Od tej pory zamierzam Pana ignorować w ramach tego portalu, a tam, gdzie mam guziczek “usuń”, proszę nie zaglądać, bo z niego radośnie skorzystam.

Jeśli zamierza się Pan pojawić na zlocie gwiaździstym w Lublinie, to proszę mnie nie szukać – będę pić ze Stopczykiem kontynentalne śniadanie. :P

baj baj


Subskrybuj zawartość