Beczka śmiechu. Pamiętnik blogowy Pani P

Ja to jednak jestem bezczelna, nespa? :)

Dobry pomysł zawsze warto ukraść, jestem złodziejem zapalniczek, a poza tym uważam, że należą mi się dożywotnie dywidendy, w rozmaitej formie.

Chwilowo nic nie robię, piję colę ze szklanki po piwie, obserwuję z niesmakiem ohydną chlapę za oknem i rozważam, czy może prania nie powiesić, obiadu nie zrobić (dziś będzie filet z indyka z pieczarkami), a co tam, zacznę konstruktywnie, zapalę Pall Malla.

Zamierzam wokół wymienionej beczki biegać radośnie i wytykać ludziom, że zasłaniają mi słońce.

Flagi buntowników zasłaniają nam słońce
Dzień naszego koncertu będzie ich końcem

Właśnie się udałam do łazienki z papierosem w ręce i zauważyłam, że na umywalce też mam popielniczkę. Zrobioną wprawdzie z kieliszka do yayek, ale zawsze. Ależ ja jestem przebiegła.

Ta panna P kojarzy mi się tylko z jednym…

hi hi

Enjoy, ludu!

W oczekiwaniu na mój tryumfalny powrót na białym dorszu i wyzwolenie TXT, jesteście mile widziani w podziemiu.

:)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ale fajnie,

o ile rozumiem zasadę beczki, mogę tu gadać sama do siebie i wklejać tubki :)

No to siup, oglądam dalej ten koncert i bardzo mi się podoba… ta pani ma talent.

Tę piosenkę uwielbiam:

Tylko honor jest wasz, Solidarni
Bryła węgla za polskie sumienie
Wam już czas, wyjeżdżajcie z kopalni
Wolna Polska zepchnięta pod ziemię

Chyba podsmażę indyka na masełku.

Wam już czas, wasza szychta skończona, pielęgniarki i bażant są w szatni…


Jak tu przytulnie,

tego mi brakowało. Generalnie, to wolę małe mieszkanie na Manhattanie, choinka stoi, świeczka się pali, masło skwierczy na patelni… Wiecie, przed moim przyjazdem do Krakowa istniał inny pomysł na lokum, tylko właścicielka się nie zgodziła, a tamto podchodzi pod 90 metrów, na Zwierzynieckiej, drugie piętro wprawdzie, ale wysoko i po kręconych schodach, że można by wjechać konno… Tylko straszna psychodelia, zimno jak pierun, sufit wysoko, z jednej strony prawie puste, a z drugiej zagracone gdzieniegdzie…

Niech żyje Mazowiecka, na Mazowieckiej beczka, ozdoba naszego smętnego miasteczka.

Gdzie jest Banan? Jednak wolę banany od mandarynek, są bardziej wyraziste w smaku.

Powinnam przejść przez ulicę i zapisać się do mojej fryzjerki na wizytę. Jednak nie zrobię sobie dreadów, pozostanę długowłosym chłopcem. Długie włosy są fajne, to fakt, że większość facetów wygląda akurat lepiej w krótkich, no ale jakbym była Maciejem Pieniążkiem, to bym jednak nosiła się jak metal. Zuz by mnie za to krytykowała zapewne, gdybyśmy razem chodzili do szkoły.

Ach, muszę też iść na Nowohucką, zapisać się na egzamin! To skandal, ile ja mam rzeczy do zrobienia. Nie mówiąc o tym, że powinnam pójść na Sobór i wypowiedzieć się kompetentnie w sprawie Radomia’76…

Może będę dawać w beczce wykłady z historii najnowszej i dawniejszej? Z filozofii też mogę, jestem dosyć uniwersalna, gdy chodzi o humanistykę...

Liczę na to, że Panna Wodzianna tu zaglądnie, ozdobić moją beczkę jakąś ilustracją. Sugeruję jakąś stylową kadź, ozdobioną napisem: PURURU


Jaki ten egzamin?

Czyżbyś to dopiero prawko miała zamiar zdawać, by tym chevroletem wraz ze mną jeździć?

Beczki są fajne, no, czytałem se niedawno tamtą Yaycową, niezłe teksty tam były.

Pozdrówka i obiecuję wrócić, ale wolny będę dopiero jutro na dłużej.

A w ogóle czaisz, kurde, dziwne rzeczy, ksiądz jutro po kolędzie u mnie w domu będzie łaził.


P.S.

Gadać samemu do siebie to wszędzie można, ja to na powierzchni praktykuję.
idę se kawę zrobić a póxniej zanurzamy się w świat kultury niemieckiej i takich tam:)


Panie Grzesiu,

serdecznie witam Pana w mojej skromnej beczce! Miło mi, że Pan tutaj zaglądnął.

Proszę się rozsiąść wygodnie na tym dużym akwarium, hoduję w nim białego dorsza, dla potrzeb mojego tryumfalnego wpływu. Za jakieś trzy tygodnie będzie fertig.

Zwracam tylko uwagę i proszę, gdyby był Pan tak łaskaw: to jest beczka ofrankowana i podstemplowana, będziemy tu starali się aspirować do niedosiężnych wzorów.

Apeluję, w związku z tym, o zachowanie kultury dyskusji, przestrzeganie ścisłych form towarzyskich i nienaganną leksykę.

No.

Pozdrawiam jak najchętniej


O kurwa, odbiło ci:)

ale pozdrawiam, tak w ogóle to nie wiem, czy wiesz, ale tworząc tę beczkę skazałaś się na towarzystwo mych jakże wartościowych komentarzy i tu będę prezentował swe grafomańskie przemyślenia na różne tematy, poczynając od jutra:)

IU w dodatku wrzucał kiczowate youtuby, no:)


Notka 1

(zawiera wulgaryzmy i proszę się nią nie sugerować – mnie wolno, Państwu nie)

***

Sama nie wiem, co mnie bardziej bawi: zimne skurwysyny, czy ich pokorni akolici, tudzież akolitki?

Kto jest bardziej żałosny, marionetki czy ich władcy?

Hej, wszechwładny Panie, czytasz? Widzisz? Jak się miewa socjotechnika Twoja?

Czy jej wystarczy, gdy 21 kul w Sarajewie zagwiżdże Ci nad głową?

Wypowiadam Ci wojnę i nazywam Cię mianem, którego do tej pory używać nie chciałam. Ach, ta moja naiwność, zupełnie, jakbym miała pięcioro rodzeństwo lub tasak.

Karty na stół, nie mam podkowy w rękawicach. Zagramy jak w czternastym roku, na Wielkiej Wojnie Białych Ludzi. Niech szlag trafi całą Europę, niech piękny wiek dziewiętnasty pochłonie wreszcie piekło.

Jestem dobrym i łagodnym człowiekiem, ale kiedy wreszcie się wkurwię, to drzwi zamykać, papierosy gasić. Nie będę czekać na kumpli z tej samej brygady. Ja też swoje wiem i potrafię swoje. A mój Bóg nie jest pacyfistą, zatem w Imię Boże…

Daję Ci pół roku, jestem cierpliwa i młodziutka. Niebezpieczne połączenie.

Nic bardziej morderczego niż Słowo, a ja znam bardzo wiele słów. Własnych. Albo cudzych:

Jaki miły i mądry facet
naprawdę mądry
nie z tych przemądrzałych
obieżyświat
co to z niejednego pieca chleb jadł
wyrozumiały i uprzejmy
cała anatomia jego twarzy
zdradzała lekki wysiłek
ust:
by mądrzej i grzeczniej do mnie mówić
oczu:
by uważniej i uprzejmiej mnie słuchać
taaaak…
naprawdę nie mogłem nie napluć mu w mordę.


Panie Grzesiu,

ze smutkiem zauważam, że nie jest Pan zdolny chwilowo wczuć się w klimat. Proszę powiedzieć do mnie ładnie: Pani Pino. To przecież nic nie boli. No!

Zgadza się, chwilowo nie dysponuję jeszcze prawem do jazdy. Jednakże umiem prowadzić, instruktor w grudniu był bardzo smutny, gdy mnie oblewał, z powodów proceduralnych.

Grafomańskie komentarze są bardzo mile widziane, im więcej, tym lepiej. Proszę, oto mały prezent dla Pana:

Pozdrawiam kiczowato…


Pani Pino

Chujom precz!

Taki mam dzisiaj nastrój.


Pani Gretchen,

jestem zmuszona zgodzić się z Paninym przesłaniem.

Pozdrawiam, życząc poprawy nastroju


Pani Pino

Z takim przesłaniem, nie zgodzić się nie da (jakże fascynującym pozostaje to podwójne zaprzecznie, nieprawdaż).

Bo ja, proszę Pani, też jestem dobrym, łagodnym i sympatycznym człowiekiem, ale jak już ktoś przekroczy granicę (o pardą, tak mi się wyrwało), to zgliszcza i popioły.

Pozdrawiam Panią obserwując ogień.


PIno,

“Panie Grzesiu,

ze smutkiem zauważam, że nie jest Pan zdolny chwilowo wczuć się w klimat.”

Ano chyba nie jestem:)

I widzę po komentach, ze raczej nie będę.

Uczestniczę tylko w swoich wojnach, a jako pacyfista ich nie mam:)

Znaczy, make love, not war.

Sex, drugs&rockandroll:)

A poza tym nie czaję chyba, widać.

Pozdro i do pogadania o czym innym.


Pani Gretchen,

niestety, tryumfalny wjazd do Budapesztu stracił rację bytu, za sprawą Docenta Stopczyka. Lubi Pani dorsza?

Wygląda na to, że bez walki zdobędziemy gruzy i ruiny.

Przesyłam pozdrowienia, graniczące z wyrazami sympatii.


Panie Grzesiu,

w tej wojnie, jest Pan nam zbędny, jako siła bojowa kategorii D. Ale proszę nie wyjeżdżać z manifestem pacyfisty, gdyż Gruzja to będzie przy tym Pan Pikuś.

Kości zostały rzucone.

Możemy Pana zatrudnić w punkcie medycznym, to będzie z pewnością przydatne.

Pozdrawiam, z dłonią na kolbie parabelki


Kurde, skund ty wiesz, że kategoria D żem:)

ale to znaczy że w czasie wojny zdolny do służby:) (no i już wiadomo skąd ten mój pacyfizm, he, he)

Sa jesczze tacy, co mają E< nawet ostatnio poznałem jednego:), oczywiście zabłysnąłem tekstem, że na E toi juz trza chyba kaleką być:), a gość, no ja właśnie mam E….

A ja: eeeee

No ale grześ jest mistrzem faux pas, jak wiadomo:)

jeszcze leposzy byłem tylko kiedyś jak kobiecie w pracy na kursie informatycznym, która uczy informatyki i robiła podyplomówkę z informatyki powiedziałem, no ale to dla nas co nie mają pojęcia o informatyce, trudne jest.

A ona, ale ja właśnie skończyłam studia podyplomowe z informatyki:)

A ja eeee ( a w myślach: nie było tego widać:))))))


Panie Grzesiu,

zasadniczo, wystarczy do orzeczenia owej duża wada wzroku.

Mnie to nie dotyczy, no ale ja nie jestem mężczyzną.


Notka 2

Pan Docent Stopczyk stwierdził, że nienawidzi adrenaliny, bo ma po niej kaca. Owszem, rozumiem ten syndrom, bo też mi się czasem zdarza. Ale nie ma jednej adrenaliny, jak nie ma jednego alkoholu. Po dostarczonej mi uprzejmie przez pewną Personę, kaca się akurat nie spodziewam. Zamierzam dopić zieloną herbatę, zjeść śniadanie, adrenalinę przekształcić w energię.

Ja też chyba kończę, bo ludzka małość i kurewstwo jednak potrafią mnie czasami przerazić... A myślałam, że już niewiele rzeczy jest w stanie mnie zaskoczyć. Dziękuję, serio, to była bardzo pouczająca lekcja.

Na szczęście jestem Smokiem z Ziemi, a nie z Drzewa, więc nie czuję potrzeby, żeby sobie nadgarstki obtłukiwać. Mi wystarczy bluznąć z odpowiednią siłą, wygarnąć, co leży na wątrobie, a po chwili już cisza, spokój, uśmiech na ustach. Przecież ja bym nawet gimnazjum nie przetrwała, nie wyrobiwszy umiejętności brania takich rzeczy w nawias.

Czuję się, jakby świat zakręcił, czas się cofnął, gdzieś do roku dwa tysiące trzeciego. Znowu to samo, wracamy na front, czas porzucić marzenia o pokoju i przypomnieć sobie dawne nawyki. Jestem Wojownikiem, tego nie można się wyrzec, mogłam sobie złagodnieć i co z tego… “warszawskie el ma twardość metalu, owiniętego flanelą”. Świat się wyostrzył, rozłamał wyraziście na wrogów i przyjaciół, i gorze wam, i gorze nam, na końcu przyjdzie Grześ. ;-)

Ze mnie jest dupa, a nie strateg, upieram się przy walce równej i szlachetnej, wolę przegrać, niż zwyciężyć nieuczciwie. Do głównego Przeciwnika żywię ogromny szacunek (nie ze względu na przymioty ducha, bo to skurwiel, ale z uwagi na inteligencję nieprzeciętną...) i mam świadomość, że on wie o mnie naprawdę bardzo dużo. Jednakże wiem również, że z tego, co wie, nic absolutnie nie rozumie.

Update. Coś mi się przypomniało. Ech, ta moja pamięć to jednak jest przekleństwo dla ludzkości.

Pewien badacz i korespondent Akademii, kiedyś przestał badać i opisywać, bo mu się znudziło. Powiedział mi jednak, herbatę popijając i uśmiechając się przebiegle, że chodzi mu pewien tekst po głowie. O indiańskim plemieniu, w którym tylko Wódz pieprzy się z kobietami, a inni wojownicy ze sobą nawzajem.

Wtedy wydało mi się to takie okropne, smutne i ojej. Aż uroniłam łezkę do własnej filiżanki.

Najnowsze wyniki badań etnograficznych, przeprowadzonych przez prof. Pinon, wskazują jednak, że całkiem mylny był to błąd.

Wojownicy plemienia wykazują entuzjastyczne chęci w kierunku… hm… pieprzenia się ze sobą nawzajem. A także świadczenia… hm, hm… pewnych usług Wodzowi, gdy kobiety aktualnie się oddalą. Na polowanie, albo zbiór pożywienia. Wojownicy bowiem nie walczą, w tym plemieniu. Siedzą w kucki wokół totemu, uśmiechają się łagodnie, a wzrok mają taki zamglony. Tomahawków i tasaków używają tylko do drobnych prac kuchennych. W tym są nieźli.

Etnografia jest fascynującą nauką, nie mogę twierdzić inaczej. W końcu spłodziła mnie dwójka antropologów kulturowych.

http://www.mediafire.com/?femyjz0zmym

Update 2. Zaliczyłam test z rosyjskiego na czwórkę. Nieźle, zważywszy, że przyszłam pijana, w ogóle zapomniałam, że to dzisiaj, zaczęłam sobie śpiewać w języku adekwatnym, skończyłam pierwsza i zbiegłam na papierosa, nucąc Biełamor, eta prosta papirossa.

“Ja całe życie na farcie lecę i jeszcze nie wpadłem… i nie wpadnę”


Ale co ma do tego wszystkiego Daab

opowieść w ramach updateu świetna, nie wiedzieć czemu skojarzył mi się ten opis plemienia z niedawną orgią w S24 wywołaną przez Terlikowskiego a twórczo odbywającą się później u Chevaliera:)


Co ma?

Wszystko ma, w zasadzie.

Aż pewnej nocy puściły lody,
Ogrodu serce mocniej zabiło,
Przyszłaś, nabrałaś źródlanej wody
I napoiłaś, a wszystko ożyło.

Za wyrazy uznania dziękuję, nie omieszkam przekazać ich prof. Pinon, gdy tylko ta durna baba wytrzeźwieje i zacznie nadawać jakieś sygnały dymne.

P.S. Wilku, proszę sobie nogi nie odgryzać. Ja tu tak sympatycznie piszę – to 1914 rok jest, przypominam, walczymy honorowo – i całe moje miłe pisanie w próżnię leci…

http://www.mediafire.com/?ega5dmq5nj5

Ach, no tak, user unknown. Typowe. Jak to było?... “Mam z dziesięć adresów, w każdej chwili mogę zrezygnować z dowolnego z nich”.
Idę po papierosy i na Sobór. Albo się raczysz odezwać, albo wrzucę tutaj, jeden akapit pomijając.

hi hi

Ekhm? Miganie bażantom na Generalnej Guberni nie zostanie potraktowane jako okoliczność łagodząca. Proszę wybaczyć, ale akurat Gretchen mi się wyżalała pod pozorem pouczania. I traktowała mnie protekcjonalnie. Okropność. Szczerze mówiąc, nie ma Pan czego żałować. Natomiast radzę się pośpieszyć, bo naprawdę gotowa jestem opublikować list otwarty do Partii.

Pozdrawiam, manipulacyjnie szantażując


Notka 3

Szczyt perwersji blogerskiej: archiwa i beczki na Poste Restante.


Pani Pino

Zupełnie nie wiem z jakiego powodu, a także w związku z czym, bo być może zupełnie bez związku z czymkolwiek, przypomniał mi się wierszyk.

Nie! Nie ten o krakowiaczku , który Złotousty powtarza przez lata, kiedy tylko okoliczności pasujące jak raz się znajdą. Gdzież tam mnie, Gretchen protekcjonalnej i pouczającej w celu wyżalenia się, do takich poetyckich wyżyn!

Jest to wierszyk z dzieciństwa, zatem powinien pasować do mojej zajadłej potrzeby matkowania Pani (wiem, wiem nie umiem).

Alora:

W pokoiku, na stoliku
stało mleczko i yayeczko

Przyszedł kotek
wypił mleczko
a ogonkiem stłukł yayeczko.

Pozdrawiam Panią życząc miłego dnia, słonecznego jak kolor yayecznicy.


Pani Gretchen,

zacytuję tego, co uparcie Pani nie znosi:

“A społeceństwo: zeczywiscie,
dobze, ze to yayco rozbiliscie,
wsyscy pseto zawołajmy:
niech gnije!”

Pozdrawiam Panią, zwracając uwagę, że między nami jest czternaście lat różnicy, co by wskazywało na jakąś nowohucką patologię... Choć oczywiście mojej dorosłości nie ma co przeceniać, bo to błąd.

P.S. Nie ma Pani wrażenia, że pastwimy się niczym trzy harpie nad ścierwem?


Pani Pino

Trudno proszę Pani wymagać od ludzkości, żeby w całości lubiła Gretchen. Tego rodzaju wymogów nie ma i być nie może.
Tyle tytułem wstępu.

Mojej dorosłości też przeceniać nie należy, na co dowodów aż nadto.
Rzecz jest, jako pies pogrzebana, gdzie indziej Szanowna Pani Pino.

Widziałabym to jakoś tak: Magia manipuluje mną, za co zapłacę jeszcze i będzie bolało, wiem, wiem.
Ja, jako manipulowana, muszę znaleźć sobie własny obiekt manipulacji poddawany, takie jest odwieczne prawo.
No właśnie, padło na Panią.
Jednakowoż nie można tak po prostu, skuteczniej pod płaszczykiem. Może być matkowania, na przykład.
Gdyby dopytać, z pewnością okazałoby się, że czynię to nieświadomie itd., itd.

Zastanawia mnie taka rzecz: dlaczego trzy, te harpie znaczy. Mam na myśli wtedy.
Dzisiaj to wiem, Pani… Pani… i kotek. Ale wtedy? Kim była ta trzecia, która się pastwiła?

Co za okropne słowo ścierwo . Nie uchodzi, nie uchodzi.


Pani Gretchen,

Żyła w miasteczku, na kocią łapę
Z Karczmarzem, młoda Dorotka
A taki panna ta miała napęd
Że nie daj Boże napotkać.

Kopała w beczki, psuła drabiny,
I ciągle żądała befsztyków
Prosiły chopy, wybacz te winy,
I oszczędź nam swych krzyków

Karczmarz jej ciągle wciskał cukierki
Lecz odpychała je kapryśnie
“Wściekają mnie te fałszywe gierki!
Niech uprzejmości pierun świśnie!

Chcę w tango puścić się z Majorem!
Chcę germanistę zbałamucić!
O gwałty kłócić się z Mentorem!
Lub do portowej knajpy wrócić...

Gdzie piękny Artur mnie pocieszy!
Gdzie krew się leje, pachnie tatar!
Z wami to nie da się nagrzeszyć,
Już mam ze złości na was katar!”

I poniosło, poniosło, poniosło,
Poranny PKS czy autostop,
I odeszła z naszego miasteczka
Płaczą po niej remiza i rzeczka
Och, gdzieś Ty, nasza Perełeczko?
Bez Ciebie smutne jest miasteczko
Nikt tak pięknie nie ciskał się w złości
Nikt nie łamał tak bezwzględnie kości
Nikt nie szydził tak z ludzkiej słabości
Boże, bądź Dorocie miłościw.


Pani Pino

Tak myślałam, czyli nie jest ze mną całkiem źle.

Pozdrowienia należne przesyłam.


Pani Gretchen,

zawsze do usług. Zniosę te wszystkie męczące nawyki, łącznie z manipulacją... Czego to się nie wybacza kobietom o ładnych brązowych oczach?

Tylko proszę mi już nie wrzucać Fenomenu. Właśnie chciałam Pani napisać w innym miejscu, że tego akurat zespołu pieśni i tańca lubię tylko jeden kawałek, w dodatku nie jestem w stanie sobie przypomnieć, który to mianowicie jest, co mnie irytuje.

Jest Pani sprawczynią tej zbrodni i bredni. No.

Uff! Bo już obłędu dostawałam, przeglądając po kolei teksty piosenek zespołu, którego nie lubię. Dla mnie ten Fenomen mogliby umieścić za szybą pod Paryżem, jako najbardziej reprezentatywny zbiór wszystkich banałów, jakie kiedykolwiek stworzył polski hip hop.
A ten jeden kawałek okazał się oczywiście produkcją WWO. Argh.

Pozdrawiam, wpisując własnej pamięci surową naganę do akt


List od prof. Pinon na Wyspach Bergamutach

“Pino, kretynko ostatnia,

czy aby nie powinnaś uczyć się do sesji, zamiast zadawać mi głupie pytania? Jestem wykończona po nocnym obrzędzie wdychania świętego dymu, unoszącego się z blaszanego czajnika (rodzaj lokalnego kultu cargo). W dodatku skończyły mi się papierosy, bądź tak łaskawa i wyślij choć jeden wagon Marlboro… opłacę bażanta pocztowego, bo wiem, że jak zwykle żyjesz bez pieniędzy. Idiotko.

Moja droga, czemu mnie męczysz o symbolikę jaja? Cały wszechświat jest jednym dużym jajkiem. Pierwszy bóg również wykluł się z jaja, spuszczonego przez Pływającego po Prawodach. Nie pytaj mnie, co to znaczy i skąd się wzięły Prawody, jestem antropologiem, a nie teologiem czy ornitologiem. Przypuszczam, że Pływający mógł być rodzajem kaczki.

Co do uwielbienia upadłych szczątków władcy przez plemię, to muszę przyznać, że mnie zelektryzowałaś tą informacją, brzmi bardzo sensacyjnie. Ani Levi-Strauss, ani sam Ludwik Stomma nie wymyślili czegoś takiego w swoich największych odlotach. W dodatku mówisz, że to nie ściema, lecz fakt?! Kochana, leć zbierać dane, jak tylko wyzwolę się od tych głupich łososi w pomidorowym sosie, występuję o grant do Akademii i pędzę do Sochaczewa badać tę tajemniczą, pradawną kulturę. Poproś MAW-a, żeby sprawdził mi połączenia. Lotnicze. Nie po to jestem, kurwa, profesorem belwederskim, żeby się wydurniać z autostopem.

Co nie zmienia faktu, że przede wszystkim masz się uczyć, bo jak przydzwonię w łeb…

Roboczo zakładam, że może chodzić o specyficzną formę Dziadów. Bardzo ważne jest, by taki władca nie zdołał już powrócić. Skandynawowie wyprawiali takim pogrzeby w drakkarach. Muszę jednak przyznać, że konstruowanie olbrzymiego, pogrzebowego jajka i spuszczanie go w nurty Bzury czy Utraty brzmi znacznie zabawniej. Och! Napiszę książkę. Będę lepsza od Malinowskiego, bo on wymyślił tylko chwytliwy tytuł, a cała reszta to nuda.

Istnieją także rozpowszechnione wśród prawosławnych obrzędy turlania jajek po grobach. To ładnie akcentuje rzetelność twoich badań (trop poleski).

Kończę już, słoń puka mnie znacząco trąbami w ramię, a wieloryb domaga się zwrotu swoich okularów. Bezczelne zwierzaki… Załączam buty dla Twojego kotka, tego towaru tu skolko ugodno.

Ucz się i bądź grzeczna!

Twoja,

prof. dr hab. Margaret Beatrix Rebecca Pinon de Villon”


Pochwalę się znaczkiem pocztowym,

gratka dla filatelistów.


Wstawka muzyczna

dla Pani Magii, w uznaniu dla jej trafnych asocjacji.


Pino, ta ballada o Del niezła:)

nie wiedzieć czemu skojarzyła mi się z tym:)

albo z Magda była jak smieć, tfu, śmierć, znaczy się

A że Del nie ma, to fakt, szkoda, ostatnio widziana była przeze mnie na Blogpressie niejakim:), który wziął się z secesji części uczestników z blogmedia 24.pl, które się wzięło z blogmedia.pl, o d których po wielkiej awanturze oddzielili się niepoprawni.pl:)

Jeśli ktoś w tym kraju poza Orlińskim jest predystynywoany do napisania historii prawackiej i nie tylko blogosfery i wszelkich secesji, to tylko ja:)

Albo cadfael.


Panie Grzesiu,

proszę pisać. I dziękuję za piosenkę, z powodu ją uwielbiam.

Ale dosyć już tego dobrego. Beczka była planowana na długo, chciałam wyjść z niej dopiero po powrocie z Macedonii.

Jednakże… znalazłam formę. Idealną. Z góry Pana proszę, po znajomości, kubku i koszulce, o pięć gwiazdek.

Oszukali mnie w sklepie rybnym. Ten dorsz jest białym rekinem. No cóż. Nie zamierzam wybrzydzać.

Bo ja, do kurwy nędzy, nie umarłam. Nie będzie żadnych pierdolonych lodów malinowych. Będą tylko papierosy i wódka.

Pozdrawiam się z Panem


czekam na tę formę idealną:) więc

dorsza jadłem z raz czy dwa, za suchy, nie lubię, rekina nie jadłem jeszczo:)

Jedziesz do Macedonii?
Fajnie ci:)

Jak lody to tylko wiśniowe.
Cart Doore, wino i czekolada, świece, kadzidełka i takie tam.
I jakas fajka też.

Albo wino zmieniam na martini rosso, później można już umierać nawet::)


Grzesiu,

czy Ty jesteś samotną kobietą? :)

Cart Dore to mi się tylko z Bucem kojarzy, w pewnej epoce jej życia, hi hi.

No jadę, jadę, co prawda do Torunia, ale na konferencję bałkańską, więc czeka mnie i tak zanurzenie się w Macedonii, o której na razie wiem tyle, że przypuszczalnie istnieje.


Notka 4

Czytam różne rzeczy i ogarnia mnie zimna, biała wściekłość.

Czytam o katolicyzmie, o miłości do rodziny, o rozsądnym, wyważonym stosunku do rozmaitych spraw. O ujmowaniu się za słabszymi i za ofiarami.

Na chorągwi państwo ma godło z gilotyną
Gdy macha nią hultajstwo, to wkoło czuć padliną

Istnieją pewne granice ściemy i obłudy. Jestem pierdoloną hipokrytką, lecz nie wypieram się uczucia nienawiści, które towarzyszy mi od wczesnego dzieciństwa. A Pan Szanowny pisał przejmująco: “ja jakoś nie umiem nienawidzić. Nikogo”. A tacy ludzie są podejrzani właśnie. Coś jest nie tak z takim człowiekiem. To nie człowiek, to tylko… członek, rozsądny członek społeczeństwa.

Miłość, przyjaźń, śmiech, gniew, rozpacz, smutek, nienawiść. Normalne uczucia. Doznawałam każdego z nich, żadnego się nie wstydzę. Tylko płakać nie umiem, ale to już kwestia prywatnej tresury.

Czemu miał Pan tak niewielu przyjaciół i wszystkich ostatecznie utracił, by potem szukać surogatów w sieci? Czemu liczbę przyjaciół, kolegów i ludzi mi życzliwych ja mogę liczyć na dziesiątki? Przecież mamy bardzo podobne charaktery, bardzo podobne wady, w pewnym sensie równie zwichnięte osobowości. Tylko że stanęliśmy w pewnym momencie po przeciwnych stronach Mocy. Tylko, że ja umiem śmiać się z samej siebie. Tylko, że ja nie mieszkam w wykwintnych apartamentach, ani nie jeżdżę na wczasy do Prowansji. Tylko, że ja wzięłam odpowiedzialność za własne życie. Tylko, że ja, młodsza o lat ponad dwadzieścia, jestem już dorosła. Tylko, że Pan pozostał – i zawsze już nim będzie – niedojrzałym gówniarzem i tchórzem.

I może jeszcze jedna tubka. Coś, co szalenie mi się narzucało już w tej jakże odległej epoce, w innym świecie. Najwyraźniej mogłam stracić rozum, ale nie pewne intuicyjne skojarzenia…

Kącik literacki: Marek Nowakowski, “Książę Nocy”

Powojenna Warszawa, gruzy i ruiny. Młody chłopaczek, który dzieciństwo spędził przeważnie chorując w łóżku, marząc o podróżach, czytając różne książki. A poza tym należał do ZMP, dobrze się zapowiadał, miał zostać instruktorem… Ale pociągnęło go Śródmieście, stanie na pikiecie, inne chłopaki, tak samo durne jak i on szczenięta, marzące o czymś wielkim, a ograniczone do świata bójek w bramach, taniej wódki, szlugów, podrywania pedałów pod fotoplastikonem…

I pojawił się on. Książę Nocy.

Barwny, egzotyczny ptak. Megaloman, mitoman, który przekształcał swoje życie w bajkę, fantazję, który zaimponował temu szczeniakowi, choć młody był inteligentny i wiedział, że to ściema. Ale jakże piękna, jakże lepsza od jego podwarszawskiej dziury, troskliwych rodziców i nudnego światka… Z nim rzucił się w wir przygód, poznał kurwy i złodziei, nawet poszedł leżeć za wpadkę na atandzie. Poznał innych mistrzów, poznał młodego Ząbka, ale zawsze wracał do tego farmazonisty, do Księcia.

Książę żył wesoło, dumnie, hardo, z wielkopańskim gestem, dopóki jeszcze starczało mu sił i uciekającej młodości. Zakochała się w nim młoda dziewczyna, kochała go ślepo, jak kochają psy. On nią pomiatał, bawił się nią, mówił, że “lepi materiał”, poniżał tak, że niejedna by zwariowała. A ona tylko na końcu uciekła.

Wróciła po latach do Warszawy, przyjechała ze Szwecji, dobrym wozem, w futrze. Odnalazła Księcia, który już zszedł na psy totalnie, dziadował pod kościołem i patrzył przed siebie pustym wzrokiem. Wetknęła mu plik forsy i poszła.

Miała za co mu być dozgonnie wdzięczna.

Z naiwnej dziewczynki zrobił kobietę tak twardą i cyniczną, że wyrzekła się wszystkich złudzeń i zrozumiała, że życie to jest gra. Wspięła się na szczyt powodzenia. Kochali ją mężczyźni, nie znosiły zapewne kobiety, jak to zwykle bywa.

Nie lekceważcie farmazonistów, nie gardźcie nimi bardziej, niż na to zasługują. Jak te trucizny bażanta, oni także nadają życiu blask i wdzięk. Nigdy nie zapominajcie, ilu ważnych rzeczy możecie nauczyć się od skurwysynów.

Szczeniak też wyszedł na swoje. Został popularnym pisarzem.

Update. Ya yebię. Tego to naprawdę się nie spodziewałam. Groźby? Szantaż? 12 grudnia? :D


Refleksja zawodowa

“Jest coś przeraźliwie pociągającego w rymach częstochowskich. Zazwyczaj bawią i wbijają w dumę tylko autora.”

Rymu (pojedynczego) przytaczać nie będę, kołaczą się we mnie resztki ludzkich uczuć. W każdym razie, skomentować to musiałabym tak, jak inna Pani talenta lingwistyczne.

Nie wiem, czemu nigdy nie ciągnęło mua do Częstochowy? Różną wartość ma moja twórczość rymowana, bardzo różną, ale żeby rymować niedokładnie (poza rzadkimi przypadkami, kiedy brzmi to fajnie), albo składać ze sobą te same części mowy, do tego się jakoś nie zniżam. Bo nie jest to bynajmniej pociągające w niczym. Czasem olewam średniówkę, kiedy mniej mi się chce, czasem nie policzę na palcach, czy się zgadzają sylaby, ale zazwyczaj się staram. I poprawiam.

I jestem zadowolona z efektów, choć ani ze mnie poetka, ani geodetka.

Jakoś na początku listopada pojawiła się złowroga sugestia (bodajże w Akwarium), że można by wiersze pisać przepiękne i wieszać je w internecie.

Jej, to by dopiero było. Faktycznie. Pocieszmy się, bażanty tudzież inne Stworzenia Boże, jednak pewnych prób oszczędził nam zły los.

Znam pewną panią, dosyć blisko, która jest naprawdę wybitną poetką. Napisała też parę książek. Prozą. No cóż, ekhm, co to ja chciałam…

Ale i tak różnica poziomów jest znacznie mniejsza, niż między prozą (nawet prawną), a wierszami przepięknymi, na ile jestem je sobie w stanie wyobrazić.

I dlatego uważam (och, ta megalomania!), że jestem zwyczajnie o dwie klasy lepsza w dziedzinie literatury nieistniejącej. Od tego pana oczywiście, nie od tamtej pani. Święta Janino, daj mi kiedyś połowę jej talentu do pisania wierszy, to będę zadowolona.

Pogoda ohydna, a ja z lenistwa znowu będę jechać rowerem do pracy. Może się zabiję i będzie święty spokój?


Samotną kobietą?

Nie.
Film był taki:0 w sumie, niezły zresztą z Lindą m.in., Agnieszki Holland, dawno temu oglądałem.


Pino w Pracy: odcinek pierwszy

Docentowi Stopczykowi dedykuję

Jako znany złodziej, postanowiłam tym razem coś uszczknąć Pani Gretchen. Choć nie ratuję świata, zaledwie stoję na schodach, piję kawę i sprzedaję bilety.

W zeszłym tygodniu miałam starcie z ciotą. Oni mnie nie lubią, co rani moje ego; przecież jestem takim ślicznym chłopcem.

Tym razem kawiarnia była pustawa. Przy jednym stoliku siedziały dwie młode kobiety i facet w średnim wieku. Niewysoki, szczuplutki, siny ślad zarostu, dobrze ostrzyżony, w gajerze. Nie jakiś powalająco piękny, ale też bynajmniej nie szpetny. Jak na polską średnią, może być.

I ten pan wykładał dwóm słuchaczkom Ogólną Teorię Podrywu Przez Internet.

- Rozmawiam z jakąś kobietą trzy tygodnie na skajpie – gestykulował zamaszyście i mówił dosyć głośno, także ja i kelnerki miałyśmy niezły ubaw – po czym ona mi pisze, w maju: Zbyszek, jedź ze mną i moim synkiem na wycieczkę. Nigdy w życiu jej wcześniej nie spotkałem, rozumiecie? Pojechałem. Piękna kobieta, z Warszawy, na kierowniczym stanowisku w Orange.

Potem przyszedł Dyrektor i musiałam zająć się robotą. W międzyczasie dyskusja przy sąsiednim stoliku zdążyła zejść na geopolitykę.

- Nie mamy nic wspólnego z Rosjanami! – stwierdził autorytatywnie pan Zbyszek.

Dyrektor pokiwał głową i zwrócił się do mnie z przyganą:

- I po co się pani uczy tego języka, w takim razie?

***

Przysięgam na Kościół Powszechny, wszystkie zbory i Cerkiew Prawosławną: nie zmyśliłam jednego słowa, nie dodałam żadnego szczegółu.

Życie depcze wyobraźnię, przynajmniej moje życie… Nie muszę zmyślać fikcyjnych kumpli od kieliszka, ani Witków pieprzących cudze żony.

Od razu złapałam mojego Parkera i na bieżąco zaczęłam notować, posługując się swym pięknym charakterem pisma.

Znacznie lepszym od charakteru ogólnego…


Notka 5

Muzyczna.

Wyrażająca bardzo głęboką myśl, że życie ogólnie jest fajne.

Update. Zadzwonił do mnie Arek, który jest pięknym blondynem i jakbym była mniej leniwa, to bym go poderwała… Ale mi się nie chce, z jednego powodu: on jest bardziej przystojny, niż ja ładna. To chyba nie wróżyłoby dobrze, bo jak wiadomo, polska średnia kobieca przewyższa mężczyźnianą bardzo znacznie. Mniejsza z tym. W każdym razie, dowiedziałam się, że jednak wyjazd do Macedonii odwołany, bo nasze piękne i dobre Koło nie wykazało tym razem entuzjazmu, a preliminarze dawno przekroczone. Sif, pomyślałam, choć po zastanowieniu, może to i dobrze? Pchać się gdziekolwiek tuż przed sesją, to proste samobójstwo. Poza tym, nie będę ślęczeć nad referatem, a zyskany czas wykorzystam bardziej produktywnie… He. He. He.
Jednakże, moja konceptualna koncepcja “w którym momencie wyleźć z beczki” poszła niniejszym na grzybki. Ale coś wymyślę. W końcu cierpię na przerost kreatywności, co z kolei jest prostą drogą do obłędu…

Update 2. Mój niezawodny mózg, pewnie w podziękowaniu za regularne dokarmianie go etanolem i nikotyną, przysłał mi piękną frazę, pochodzącą z mrocznych głębin przeszłości.

Spróbuj wyrzucić najpopularniejszą komentatorkę polityczną na txt, a potem pogadamy.

No cóż. Ten Pański sukces, choć niewątpliwy, okazał się jednak nietrwały, nespa? Komentatorka wróciła i znowu się ciska, na przykład destabilizując sytuację w regionie karaibskim… A ja przecież zniszczyłam na txt Pana, jak Pan sam uprzejmie stwierdził 19 stycznia, co więcej, zupełnie niechcący, co więcej, zupełnie trwale. Moje ego kwitnie i pyta, czy w związku z tym nie nadeszła chwila, by pogadać? Może byś spełnił, słoneczko najukochańsze, te zapowiedzi z grudnia i w końcu się odwinął tak, że popamiętam? Jakie to urocze, w jednej ręce kwiatki, w drugiej ręce sztylet… Zaiste, Nick Cave powinien ułożyć o Tobie balladę. W zastępstwie Australijczyka, ułożyłam ja. Gretchen, ten dobry człowiek, któremu zawdzięczasz pewną istotną rzecz, stwierdziła, że przy lekturze mojego dzieła zrobiło jej się zimno. To chyba nie najgorsza recenzja… stay tuned


Że co, kurna?!

[Wytrzeszczyłam się.]


Ależ na co?


Pino

Magia się zdziwiła, że uznano ją za najpopularniejszą komentatorkę polityczną.
I to kto!

No.

:))))


Pani Gretchen,

wyrazy uznania od przeciwników są zawsze najprzyjemniejsze.

Pozdrawiam ogólnikowo


Szanowne Panie, a nawet Wielce

Pani Gretchen była blisko. Ale bliskość nie oznacza trafienia w cel, że się tak wyrażę.

W zasadzie powinnam skończyć w tym miejscu, ze względu na wyrazy właśnie.
Jeszcze się rozpędzę i trza mnie będzie na łańcuch wziąć i kaganiec nałożyć. Czy cóś.

Brzydka Magia, niedobra.

Pozdrawiam WSP twierdząc, że Josif pięknie opisał sif.


Wielce Szanowna Pani Magio

Że było zlecenie na Panią?

Że bezczelność?

Że kurestwo, pardą?

No, no… Jakaż to nowość?


Wielce Szanowne Panie,

polecam Pań łaskawej uwadze tekst pt. Różnice.

Pozdrawiam Panią, co to jak ten latawiec w wietrzny dzień, oraz Pana Witolda.


Pani Pino

Byłam łaskawa przeczytać jakiś czas temu.
Obrzydliwość proszę Pani, grubymi nićmi szyta.

Nie pamiętam dokładnie o co szło, ale albo o rozmowę ze Stopczykiem, albo z Madem, albo o nawiązanie po przerwie kontaktu z Sergiuszem. Taki to proszę Pani poważny kaliber.


Pani Gretchen,

muszę się skupić. I pojechać Pani jakoś tak sprytnie i elegancko, żeby się Pani jeszcze ucieszyła. No.

Przecież w tym miejscu, na tej beczce, przekazałam pozdrowienia dla Pana Witolda.

Kto może być Panem Witoldem (pomijając mojego ojca, który toż imię nosi, co nie jest bynajmniej przypadkowym zbiegiem)? Przecież nie Pani, co, jak wiadomo, słynie ze swej kobiecości od Woli aż po Grochów.

Pozdrawiam, kalibrując lunetę


Pani Pino

Ta sugestia jest dla mnie zbyt delikatna.
Czy mogłaby Pani tak jakoś wprost? Wyłącznie w drodze wyjątku?

Serdeczności zasyłam.


Pani Gretchen,

nie mogę. Zapłakałabym gorzko, rujnując taką piękną konwencję rozmowy o rozmowie.

Proszę się przebrać za konspiracyjną przekupkę z tuszonką i przyjechać do Generalnej Guberni, to otrzyma Pani proste wyjaśnienia. Jak to w Warszawie.

Pozdrawiam, nucąc siekiera motyka piłka szklanka…


Pani Pino

Cóż czynić?

Przebieram się i jadę.


W razie czego

gestapowcom pomachać czymś, no wie Pani… Kenkartą, naturalnie.


Piosenka na dzisiejsze zawieje

Jacques Brel, tłum. Jerzy Menel

Wielkości chwile krótkie znasz,
Bo szybko spada liść jesienią,
Skleroza, pamięć już nie ta,
I trudniej oddać głos wspomnieniom.
Gdy ktoś cię kocha, prosto w twarz
O twoich latach wkrótce palnie – Nieś rozpacz w sobie, tak,
Lecz bardzo kulturalnie…

Po równi szybciej spadasz, cóż
Nie jest ci lekko jak biedronce
I w oczach dziewcząt widzisz już – No tak, to gość po pięćdziesiątce.
Więc jak ten struś łeb w piasek włóż,
Choć to ci idzie dosyć marnie,
Nieś rozpacz w sobie, tak,
Lecz bardzo kulturalnie…

Gdy barów turę robisz, to
Seniorem jesteś publiczności,
Napiwki twoje wyższe są,
Wyróżnić pragniesz się wśród gości.
Podrywasz nawet dziwki, choć
Wiesz, że wypada to fatalnie – Nieś rozpacz w sobie, tak,
Lecz bardzo kulturalnie…

Kawały stare klepiesz wciąż,
Choć inni znają je na pamięć,
Że z delegacji wrócił mąż
I całą noc przekimał w bramie…
Twój krzyk to pisk, ze śpiewem klops,
Od biedy możesz śpiewać w wannie – Nieś rozpacz w sobie, tak,
Lecz bardzo kulturalnie…

Poznałeś dobrze ciągły strach,
Za sobą wleczesz go przez błoto,
Już niepotrzebny szczęścia smak,
Wybaczać sobie? Nie ma po co.
Przestałeś marzyć nawet w snach
I tylko serce gna bezkarnie –
Nieś rozpacz w sobie, tak,
Lecz bardzo kulturalnie…


Na dobranoc

ach, co za ton i jaka miara w każdym słowie
i jakie mądre przekonania…


Notka 6

Buc jednak się odnalazł. “Pino, ja wcale nie mówiłam, że się z tobą nie spotkam! Tylko nie mogę się zajebać wódką nocną porą, bo on nie zna języka i jeszcze mi się zgubi!”

:)

Byłam w sklepie, kupiłam filet z indyka, puszkę ananasa i mentosy. Kiedy wracałam, drogę zajechał mi karawan.
Poniekąd normalne, w końcu mam koło domu zakład pogrzebowy…

Minęłam też kapliczkę z Panienką. Opanowałam odruch, żeby się przeżegnać. Jestem w końcu dumnym protestantem.
Okazało się, że jedna z moich znajomych, gorliwa katolicka neofitka, ma romans z księdzem. Ekhm.
Przyjaciółka ma romans z facetem, który ma narzeczoną. Z narzeczoną nie sypia, bo to jest porządna kobieta. Ekhm.
Nicpoń twierdzi, że popełniam religijny downsampling.
Jakże bym śmiała zaprzeczyć?

Tęsknię za Warszawą.

Styczeń to zły miesiąc. 17 stycznia 1990 sprytny dzieciaczek sforsował zaporę kuchenną i wylał na siebie kubek wrzątku.
Był ubrany w plastikowy sweterek.
Rodzice poszli do kina. Przerażona babcia włożyła mnie do wanny z zimną wodą.
Operacja. Przeszczep skóry z uda.
Jebany szpital bielański, jebany początek lat dziewięćdziesiątych. Wszystko zrobili nie tak… Wcale nie musiałam mieć na prawej ręce tego, co na niej mam. Co tam wycięta tarczyca!
To byłby dopiero powód do kompleksów, nespa?
Ciekawe tylko, dlaczego całe życie chodzę w t-shirtach, a jak jest lato, to wręcz w podkoszulkach?
Ale z ciebie jednak kretyn jest…


Operacja była typu wóz albo przewóz. Mogło się nie udać, mogła być mała mogiłka.
Ale się obudziłam, leżałam sobie z Franiem, mamusia przyszła i spytała, jak robi sowa?
I rozległo się słabiutkie: “hu… hu…”

I do dzisiaj się rozlega, tylko już bynajmniej nie słabiutko. Hi, hi. Hu, hu.


Notka 7

Jezus Maria, jak nudno, powiedziała babcia Eugenia, leżąc na katafalku.

Niby coś tam się dzieje, jakieś wężyki snują, ale wszystko niemrawe i senne…

Earl Grey, camele, piętnaście stopni mrozu. “Cóż chcesz, wczoraj była wolna sobota”.

W końcu się przemogę, opatulę warstwowo i powlokę Mazowiecką, Krowoderską, Sławkowską, aż na Św. Jana. Gdzie od wczoraj marznie mój biedny jowejek. Zachowałam się jak delikatny burżuj i zamówiłam wieczorem z pracy Lajkonika. Dzięki temu, a także dwóm codiparom i dwóm setkom (tak, wiem, moja wątroba… ale ja mam tyle lat, co Kubuś Wirus, świeżutkie wszystko i prosto z fabryki) jestem dzisiaj no, nie nówka sztuka, ale też nie umierający Gal. Co nie zmienia faktu, że nie mam ochoty wychodzić, choć z drugiej strony – mam ochotę na Empik i tortillę z frytkami.


Notka 8

Szczurołap z Hammeln dał głos w otwartej dla profanów części Poczty.

O kurwa, niektórzy są jednak n-i-e-w-i-a-r-y-g-o-d-n-i-e bezczelni.

Dobra, w to mi graj. Topór już i tak od dawna leżał w kącie, ale się wahałam, czy go użyć, czy może jednak dać spokój…

No to już się nie waham. Poczekaj, skurwielu, do 24 lutego.

z metodologicznym ukłonem


Czy można zapytać

o czym był kolejny odcinek?

Nie załapałam się w podróży będąc i teraz żal mnie taki ogarnia…


Ale odcinek czego?


Szanowna Pani Pino

Kolejny odcinek sagi o dobrym i szlachetnym, udostępniony plebsowi.

Niestety został wycofany i mnie ominęło.


Szanowna Pani Gretchen,

iii tam, odcinek? Gdzież ja dałam do zrozumienia, że aż tyle?

Ot, komentarz uczony, a po nim obowiązkowe polizanie buciczka przez pokornego sługę...

http://www.poste-restante.pl/?w=1730

Na to inny komentarz padł w mojej skromnej kawalerce, cudzy, ale pozwolę sobie spopularyzować: upadła Madonna z wielkim cycem Van Klompa.

Ludzie to miewają skojarzenia… nespa?

Załączam ukłony i już nawet nie pytam, co też sądzi Pani o tym przepięknym wieczorze


Pani Pino

Jako nierozumna nie zrozumiałam.

Proszę Pani, trzeba zrozumieć pokorę wobec autorytetu. Świat tak jest urządzony, że jedni są wyżej, a inni niżej.

Ciekawostką przyrodniczą jest natomiast, że ci wyżej potrzebują kamuflażu. Pewnie z mądrości własnej tak mają. Z pewnością.

Z metodologicznym ukłonem…


Pani Gretchen,

ja nawet rozumiem. Tylko tak się pechowo złożyło dla wszystkich po kolei moich autorytetów, że w pewnym momencie nimi być przestawały, po kolei, nieodmiennie z hukiem.

Zdrowiej jest nie bywać autorytetem dla mnie, jak tak się zastanowię i zamyślę o minionych czasach.

Jak to Pani Margola kiedyś zgrabnie, acz niecenzuralnie zrymowała: Ideał mam stały. Sram na piedestały. (pardą)

Odwzajemniam ukłon metodologiczny (w końcu chodziłam na wykłady do Krzysia Zamorskiego, więc mi wolno też)


Notka 9

Stężenie absurdu przekracza wszelkie dopuszczalne granice.

Niedługo udaję się do pracy, z powodu mamy dzisiaj “wieczór walentynkowy w wykonaniu sześciu kompletnie nieprzygotowanych artystów”.

civil disobedience


Subskrybuj zawartość