A po co ci używki?

Czasem martwię kotka i wtedy kotek mnie wysyła na terapię.

Nie mogę iść na terapię, bo się zrobię nudna. A to byłaby najgorsza klęska.

Każdy człowiek jest po coś, ma jakieś powołanie. Akurat moje wymaga tego, żeby unikać terapii, a jednocześnie robić wiele w tym celu, żeby na nią się kwalifikować znakomicie.

Tak to jest. Jedni naprawiają samochody, inni ratują świat, jeszcze inni dręczą dzieci, albo tworzą małe kamieniczki i wtedy można z nimi rozmawiać na różne tematy, pijąc wino w kuchni na Starym Mieście w Gdańsku.

My którym często na chleb braknie suchy, my do jesiennych tak podobni liści…

Twórczość wymaga tego, żeby nadużywać. Twórczość nie jest zdrowa, bo zdrowie to umiar, unikanie nadużyć, święty spokój.

Więc otwieramy flaszkę, umyślnie nie śpimy przez dwadzieścia godzin, sypiemy Mary Jane, prowokujemy u siebie stany destrukcyjne, słuchamy kretyńskiej muzyki, wypijamy trzy litry wody na raz, odpalamy wielbłąda od wielbłąda, żywimy się jajkami na twardo, jedziemy dwadzieścia kilometrów rowerem po wertepach, żeby na koniec się zgubić i wpaść w jakieś pokrzywy, bijemy kogoś, jemy grzybki, gramy przez całą noc w scrabble…

Ludzie no, wszystko, dokładnie wszystko, można potraktować jak nałóg, używkę, czy dopalacz. Zaczynając od samego życia, a kończąc na wodorostach, albo lekturze dzieł zebranych Martina Heideggera.

Nie będę robić chyba podbudowy teoretycznej wywodu, opowiadać o tych wszystkich Witkacach, Rimbaudach, Broniewskich, Audenach czy Przybyszewskich, bo zakładam, że większość z was coś przynajmniej słyszała na ten temat. Jedno jest pewne, nie znajdziecie zdrowego artysty. On może prowadzić się niczym Kant w Królewcu, ale to znaczy tylko tyle, że jego węże śpią zwinięte w tyle głowy.

Psychozy wszelkie też są doskonałe. Próby samobójcze. Idiotyczne akcje wszelkiego autoramentu. Spacery po Łazienkach. Uczęszczanie do szkół. Dla mnie osobiście bardzo się liczy fakt, że Bóg mi zapakował w mózgoczaszkę ogromną powierzchnię RAM oraz błyskawiczny procesor. Przeróżne wirusy czy Trojany to naprawdę niewysoka cena.

Emily Dickinson całe życie spędziła zamknięta na strychu. Jakimś cudem opisała w wierszach Wszechświat, a naprawdę, biografię ma nędzną, zasadniczo nie ma jej w ogóle.

Wolę pijaka, którego śpiew, obraz, albo wiersz potrafi mnie zachwycić, od przykładnego abstynenta, przy którym człowiek umiera po kwadransie z nudów… są tacy, choć mnie zasadniczo interesują prawie wszyscy ludzie. No właśnie, kolejny śmiertelny nałóg oraz niewyczerpane źródło inspiracji.

Religia jest wściekłym zajzajerem, jakie opium, to stanowczo zbyt słabe porównanie.

Filozofia. Historia. Literatura. Sport. Filmy. Że już przez grzeczność wrodzoną nie będę kontynuować.

A teraz niech pani Venissa wyeksplikować raczy, co u diabła znaczy: sztuka wychodząca z umysłu człowieka zdrowego, niezaburzonego?

Wiadomo, że niezaburzony (co za absurdalne słowo, zaburzony – mój chory niewątpliwie umysł natychmiast podsuwa wizję faceta, który idzie ulicą, nad łbem ma przyczepioną małą, burzową chmurę, z której zalewa go deszcz i niewielkie pioruny co jakiś czas mu kopią w afro) człowiek to taki, który głosuje na Kaczyńskich i nie słucha bluesa. Zdaniem pani V.

Tak sobie chodzę po sieci i szukam ciekawych przykładów. Poczytajcie teksty rapera Jimsona. Ja tego nie wkleję, bo mam dopiero dwadzieścia jeden lat.

Opowiem teraz o czymś starym jak świat
Choć mam dopiero dwadzieścia jeden lat

W każdym razie epka Jimsona nosi wiele mówiący tytuł Gorączka w parku igieł.

Czytałam kiedyś taką książkę (miałam wtedy trzynaście lat, ma się rozumieć), o dziewczynie, która chorowała na schizofrenię w Juesej, jakoś krótko po II wojnie światowej. No, to był odlot, żeby nie wiązało się to z koszmarnym bólem tudzież społeczną izolacją, to wątek halucynacji podobał mi się bardzo. To jest w sumie fabularyzowana autobiografia, autorka naprawdę przeżyła coś takiego i co więcej, po kilku latach udało się jej wyleczyć. Wiecie, że ona już pod sam koniec, przytomniejąc jakby, mówiła swojej lekarce że jej szkoda tego świata własnego, który chociaż straszny, jest jednak taki piękny? Na co tamta jej poradziła, żeby oddała swój świat realnemu, pisząc i malując. Ciekawe, co na to Venissa? Jaką wartość mogą mieć schizofreniczne wizje?

Moim zdaniem wysoką, no ale mi też przyklepali wyrok w zasadzie dożywotni, tylko że znacznie mniej upierdliwy i nie wymagający pobytu w zakładzie zamkniętym. Mnie to akurat bawi bardzo i wcale bym nie chciała być normalna. Normalność jest nudna i nietwórcza. Ja chciałbym być kretynem, ja chciałbym być wariatem, mistykiem i braminem, lub Aleksandrem Watem…

Zresztą powiedzmy sobie szczerze, Venissa akurat też jest chora psychicznie i to ciężko (ja tak tylko troszku), nie zdaje sobie z tego sprawy, ma o zgrozo wykształcenie kierunkowe i lata po sieci jak z pieprzem, w sensie pieprzowym gazem. To jest zabawne dla ludzi stabilnych psychicznie (chwilowo podpadam pod tę kategorię), ale w sumie ona może naprawdę komuś ciężko zaszkodzić. Niewykluczone, że jeszcze trzeba będzie wysłać po nią kiedyś jakąś kawalerię z kaftanem bezpieczeństwa i nożycami do cięcia kłącza internetowego.

Czytam te jej ejakulacje i się śmieję. Zdolności parapsychiczne też była uprzejma zaliczyć do jakiejś formy deficytu mózgu. Bardzo interesujące. Kilka razy miałam sny, które się sprawdziły, najlepszy był chyba ten, jak mi się koleżanka przyśniła z szarpaną raną na przedramieniu, a jak ją parę dni później spotkałam, to naprawdę miała identyczną i w tym samym miejscu. Scary, wiem, biedny mój mózg, deficytowy taki. Niech mnie ktoś przytuli.

Akurat ma zupełną rację w jednej kwestii – raz do roku i kura bażantem – że jeśli ktoś nie ma kontroli nad wewnętrznymi obiektami prześladowczymi, to dupa jest, a nie artysta. Ja się akurat za nic wielkiego nie uważam w tej kwestii, natomiast kontrolę wewnętrzną mam opanowaną znacznie lepiej od większości ludzi. Wszystkie obiekty siedzą grzecznie i podają łapkę.

Tyle, że zdaniem pani V, o ile dobrze rozumiem, sam fakt, iż takowe posiadam, deprecjonuje mnie jako człowieka, nie mówiąc o artyście. Laboga, laboga. Weźmy taki przykład. Jest sobie człowiek normalny absolutnie, raczej przeciętny umysłowo, szczęśliwy, wychowany w cieplarnianych warunkach, pozbawiony jakichkolwiek traum. Nagle mózg robi mu hey Jude i częstuje jakimś małym procencikiem tego, z czym ja muszę zmagać się na co dzień. Ja otworzę w takiej sytuacji piwo. Po niego mogą zawołać karetkę.

Czy to jest naprawdę trudne do zrozumienia? Przecież identycznie tak samo jest z alkoholem. Jak ktoś nie zwyczajny, to go zetnie.

„Nie dosyć, że nie masz Pan wyczucia granic, nie rozumiesz, co to znaczy rola, w tym rola społeczna, to jeszcze wykazujesz jakieś schizoparanoidalne myślenie, żądając ode mnie ujawnienia moich personaliów; sam zresztą nie ujawniając własnych!”

Ojej. To zdanie nie wydaje mi się sformułowane najzręczniej, choćby ta nagła przerzutnia z formy pan do ty. Ale pewnie nadmierna poprawność gramatyczna też jest przejawem zaburzeń i obsesji?

Zaraz potem zaczyna wrzeszczeć Caps Lockiem. Nie no, luzik.

Niech żyje nam zdrowie psychiczne, niech żyje i niech się rozmnaża!

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

niech żyje rzeczpospolita krasnoludowa!

jak artysta nie jest wariatem to znaczy że jest dupa

=moje nudne i banalne foty=


Otóż to :)

Niech żyje afektywna dwubiegunowa, he he


dwubiegunowa dupa?

lewy półdupek –
prawy półdupek +

=moje nudne i banalne foty=


LOL

Bażant wzywany w celu przywrócenia tej, no, kurwa, powagi pewnej, prawda.


w merlocie


Najpierw w sprawie Venissy

Pakowanie do jednego tekstu tylu wątków jest co najmniej mało stosowne, choć przypuszczam, że ta uwaga akurat Cię ucieszy. :)

Na początek może powiem, że dwie pierwsze linijki godnie przemilczę. Pierwszą trwale, drugą być może tymczasowo.
Zamieszajmy w kolejności, żeby zgubić czujność ewentualnego czytelnika.

Śledząc, skromnie i z oddali, działalność blogową Venissy doświadczam stanów, które przez nią już wielokrotnie zostały zdiagnozowane. Na innych co prawda, ale nie czepiajmy się drobiazgów.

Zebrane dane pozwalają stwierdzić, co następuje:
Venissa jest kobietą,
podaje, a nawet wykrzykuje, że znajdujemy się w jednej grupie zawodowej, co napawa mnie zgrozą, lecz o tym później,
skończyła jakieś tam artystyczne studia,
nieustająco szkoli się w IPiN,
ma doktorat i aspirację na habilitację.
Pięknie, zgrabnie i powabnie.

Najpierw czytałam, co pisze z wielkim rozbawieniem, co bierze się z pewnością z tego, że psychoanalizy nie wyznaję. Nie przekonuje mnie zwyczajnie.
Tym bardziej mnie nie przekonuje kiedy zdarza mi się obcować z terapeutami z tego nurtu, przy których nic spokojnie powiedzieć nie można, gdyż natychmiast zaczynają te swoje gadki o id, ego, super ego, projekcjach, przeniesieniach, fazach rozwoju, czy raczej niedorozwoju.
No właśnie. Psychoanaliza wszędzie widzi tylko deficyty i niedorozwój.
Poza tym umówmy się, że skazywanie pacjenta na wieloletni kontakt z terapeutą, z pewnością zapewni temu drugiemu stałe źródło dochodu, ale może powodować głęboką frustrację u tego pierwszego.
Czy Ty możesz sobie wyobrazić, żeby ktoś był skazany na widywanie mnie systematycznie raz w tygodniu (o ile nie dwa) przez lata?
Makabra.

Venissa znakomicie jest przygotowana pod tym względem. Mam wrażenie, że pośród tych wszystkich diagnoz, zaburzeń, deficytów, patologii i trudnych słów, których szczęśliwie większość ludzkości nie rozumie, traci z oczu coś istotniejszego. Dla mnie istotniejszego.

Po jakimś czasie moje rozbawienie minęło, przechodząc w fazę wybałuszania . Chwilami trudno było mi uwierzyć, że czytam to, co czytam.

Ostatnio jednak to już jest faza wstrząsowa.
Nie wiem, może to wina Kłopotowskiego, że pisze i ją prowokuje. Nieświadomie, podświadomie, niech sobie sama zdiagnozuje muzycznie i psychoanalitycznie, a jeśli wola, to także politycznie.

Odpowiedzi Venissy na te teksty to jedno, komentarze to drugie.

Fakt jest taki, niech ktoś zaprzeczy jeśli umie, że i bez Venissy psychoterapeutów ma się za oszołomów, manipulantów, niedouczone barany, a także za nierobów i debili. To tak w skrócie :)
Z Venissą, jest jeszcze gorzej.

Te szybkie diagnozy. Ten paranaukowy język. Ten ton, który sprzeciwu nie zniesie. I wyzierająca, w mojej interpretacji, agresywna niechęć do ludzi.

Venissa przepięknie ugruntowuje stereotyp, który żyje i ma się dobrze. O to mogę mieć do niej pretensje, i mam.

W moim przekonaniu nadużyciem jest stawianie diagnoz, jakichkolwiek, ludziom, którzy nie są u mnie w gabinecie i wcale o nie nie proszą. Do tego publicznie.
Przy czym rzucanie nimi jak obelgą, jest nadużyciem podwójnym.

A co już najabrdziej dla mnie zdumiewające, Venissa ma dość spore grono wielbicieli, którzy przytakują, głaszczą, wzmacniają kierunek, w którym śmiało podąża.
E tam, sensu to moje zdumienie nie ma.

Jej się dziwię.


Bardzo ładnie,

pełna omnipotencja. Ani razu nawet nie napomknęłaś o dupie, co świadczy o Twoim fachowym podejściu.

I nie bardzo wiem, jak jeszcze się mogę odnieść, skoro mnie wyleczyli (a raczej zaleczyli) chemią i urlopem od rzeczywistości, a nie jakimiś innymi metodami.

Zresztą ja się przecież z domu wychodzić wtedy bałam, rozmów z nieznajomymi bałam się jeszcze bardziej, więc nie widzę tego w żaden sposób. :P

Dla mnie psychoterapia, wybacz bażancie, kojarzy się głównie z absurdalnymi scenkami w amerykańskich filmach. A Ty robisz za tego ulubionego Żyda, co to każdy szanujący się antysemita mieć powinien. :)

No może nie do końca, ale przecież nie napiszę na forum, za kogo się uważasz i jaki z tym mają związek budki telefoniczne, nieprawdaż?

Wiem, że miałam nauczycielkę polskiego, która studiowała psychologię i mistrzowsko wykorzystywała nabytą wiedzę do manipulacji i rozgrywek. Kiedyś wygłosiła długą i obelżywą mowę, taką więcej enigmatyczną, z której wynikało jednak jasno, że czuje się przez kogoś ciężko urażona. Potem wyszła z lekcji i w klasie zapadła cisza. Po chwili odezwał się kolega G. “Olga, wiesz o tym, że jesteś główną podejrzaną?”.

Główną podejrzaną, o ludzie… Na szczęście ja to ja, zgasiłam go szyderczo, ale przecież to hasło to był wstęp do linczu.

I dokładnie to chciała osiągnąć Maria. Milutkie, prawda? A ta historyjka to taka sobie kropelka w oceanie.

Rozmaite Venissy latają na wolności i wykonują odpowiedzialne zawody, wymagające kontaktu z chorymi albo dziećmi…


odnalazłem Venissę

przeczytałem. i doszedłem do wniosku że od czasów Nic**nia nie czytałem większych debilizmów

jak można zestawiać z dziełami sztuki takie coś jak “rock and roll & blues?!”

=moje nudne i banalne foty=


Bardzo dziękuję

Te scenki w filmach amerykańskich mnie zaintrygowały. Możesz rozwinąć myśl?

Za chwilę pozwolę sobie się odnieść do kolejnego wątku. Postaram się krócej, ale obiecać nie mogę.

:)

P.S Funkcja ulubionego Żyda bardzo mi pasuje.


ręce opadają

W ogóle muzyka rozrywkowa mnie nie interesuje, zwłaszcza jazz. To nie jest muzyka artystyczna, tylko rozrywkowa.

nic nie na piszę tylko sobie włączę “Meditations” Coltrane’a jak wrócę doma

=moje nudne i banalne foty=


Coltrane jest dla mnie nr 1

Potem Corea, Hancock, Davis, Gillespie, Monk i cała masa głupawej muzyki rozrywkowej…

No nie wiem, bażancie, nie pamiętam tytułów tych wszystkich głupich komedii romantycznych, ale tam prawie zawsze albo główny bohater lata do psychoanalityka raz w tygodniu, albo w jakimś jednym ruchomym obrazie siostra heroiny prowadziła praktykę i one sobie coś z wielkim przejęciem opowiadały w gabinecie na oczach zdezorientowanego pacjenta. Takie te.

Ale ja się nie znam na psychologii, jestem liberałem, a choć nie rozumiem określenia przemocowy to czuję intuicyjnie, że pasuje ono do mnie jak obszył.


Stopczyku

Nie idź tą drogą! :)
Jak zaczniesz cytować, to nie da się skończyć.


jazz jest połaczeniem geniuszu europejskiej myśli kompozytorskie

i niezwykłej wrażliwości afroamerykańskich* improwizatorów

jazz jest tak zróżnicowaną i bogatą muzyką, że mieszczą się w nim i romantyczno-debilne smufdżezkafe od wujaszka Marka i pomnikowe dzieła Coltrane’a czy Ornette’a Colemana

to tak jak w muzyce klasycznej strzeliste kompozycje Bacha i głupawe operetki

a muzyka to tylko cisza i dżwięki

*) nie chodzi o politpoprawność ale o korzenie :)

=moje nudne i banalne foty=


A w EM jak miłość Mateusz właśnie

sprzedaje kompot po 2 zyle za butelkę...

To taki piękny, życiowy serial do zrzygania…


Może dlatego, że

czytałem ten txt o 4 nad ranem to nie do końca go zrozumiałem.
A może dlatego, że 2 dzień umieram a jutro pewnie 3.
A może dlatego, że choć dobrze mi się go czyta i puentę ma, to tak jak by jej nie było?
Ale 5-tkę dałem.


Igła

Czemu umierasz prawie 3 dzień?


Bo Święta i NR

dokonały na mnie mordu z premedytacją.


Nie pieprz Igła

Bo Cię opieprzę. :)


To może gorsecik

i kolankiem?


Na gwałt potrzebuję

Venissy.
Mała Pino jest za mała.


A Venissa to facet chyba.

Jak na gwałt – może być.

PS: a ja myślałam, żeś sztywniak :)


Jak sztywniak?

Jeszcze nogami przebieram, więc pewniem żyw?


Igła, przebierasz czy nie, ale pieprzysz zdrowo ;)

Przynajmniej wg Gretchen :)
Pewnie nie tylko :)))))


Dorciu, Igła sztywniak?

Widać żeś ty młoda i niedoświadczona i na Salunie i na TXT:)

Wielu do dziś wspominając stary dobry Salon wymienia jako jednego z najbardziej zasłużonych blogerów i komentatorów Igłę:), wprawdzie komentarze i teksty wyparowały jego stamtąd.

Ale w pamięci Igła jest i tkwi:)

A na TXT po obleczeniu nobliwej szaty redachtóra:) troszkę stracił poweru:)

A i tak różni tacy tam płakali jaki łon straszny jest.


PS': idę spać, bo coś pieprzę

chyba…


Grzesiu

Bo Łon jest straszny. Straszliwy. :)

I kto rozumie o czym Un do człowieka rozmawia?

Do dzisiaj się dziwię, że po Igły komentarzach pod moim pierwszym tekstem, zdecydowałam się napisać tutaj jeszcze choćby słowo. Ale to tak jest. Albo czujesz człowieka, albo go nie czujesz.

Mnie pokarało. :)


Ależ nie ukrywam, że młodam ;)

A zdania jestem, że lepiej sobie samemu zdanie wyrobić, co ninijszym uczyniłam.
Igłę wyczytałam od ucha igielnego po ostrze ( o salonie mi nie wspominaj – znów regulamin zmienili! i żądają akceptacji) i stwierdzam, że

choć święta sprawiły, że umiera prawie 3 dzień, to

sztywniakiem nie jest.

Mogę podpisać krwią własną i dla Igły jej utoczyć, ale kto zauważy :(

Nick : IGŁA obił mi się o uszy…
Choć może to o szycie chodziło ;)


Dorcia

a przekłuć ci ucho.
Co?


Igła :)

Mam dwie dziurki (w obu uszkach oczywiście)

Daj mi już zasnąć!
Ciiiiii….
Aj luli luli….


No to w nosie

a potem przewlokę przez obie Grzesia.
Śpij, śpij.
Niech ci się jakie Belmondo albo Delon przyśni.


Gre

a co ja napisałem?
Toć cię chwaliłem.


To idę na to Belmondo.

PLASK! PLASK!

Pino, a Ty nie grzmisz?


Igła

Ty mnie chwaliłeś? Wtedy?

Szaleju się najadł, czy jak?

Prosz… :

“Bo pani może tu na TXT z jaką misją niebezpieczną przyszła, rozbić nasz jak jajko albo i wysadzić w powietrze.
No i ten nick paniny jest wielce sugerujący.
Bo proszę pani, takie samodzielne i pyskate kobity, to wśród ludzi przezwisko Helga noszą.
Żeby choć pani Polką (Prawdziwną) była, to moglibyśmy pani nicka zmienić, na Dobrogniewa, żeby polubownie i patriotycznie było.
Igła”

Zobacz, ile wody upłynęło Igła. Miałam się wypyszczyć, a się wzruszyłam.


Przecież co słowo

to pochwała a nawet dobre rady, żeby jeszcze lepiej było.


Co słowo, jako żywo, co słowo

Mógłbyś napisać, że też się wzruszyłeś. :)


Eeeeee

Ja twardziel jestem.
Nucąc Chłopcy silni jak stal…


Oż qrwa:)

ja się nie wzruszyłem, ja sie popłakałem ze śmiechu po tym zdaniu:

“Żeby choć pani Polką (Prawdziwną) była, to moglibyśmy pani nicka zmienić, na Dobrogniewa, żeby polubownie i patriotycznie było.”

genialne

:)


E tam

To zwykla toxic granny z Kelca

http://redwing.hutman.net/~mreed/warriorshtm/toxicgranny.htm

co udaje nazi-dominatrix.


Na Helgę

to wam przyszło jeszcze poczekać, do listopada 08.


Szanowna Gretchen

Dopóki nie wczytałem się w tekst Pino, dopóty miałem św. spokój – nic nie wiedziałem o Venissie. I dobrze, bo po cóż mi wiedza taka
Z Paninego komentarza wiem już wszystko i pozostaje mi w związku z tym nie zajmować się inną formą choroby nazywanej zdrowiem psychicznym.
A zdumienie jeśli nie ma sensu to musi mieć powód a jeśli jest choć jeden to ociera się o jakiś tam sens

Pozdrawiam i idę spać- może uda się uratować coś z resztek morfeusz-owskiej dobroci
Dobranoc zatem i dzień dobry


Docent,

właśnie słucham Greensleeves w wykonaniu Coltrane’a… muszę być naprawdę ciężko zaburzona, he he.


Pino

Przecież wystarczy przeczytać jeden tekst by zauważyć, że jest ostro walnięta. Też mnie wczoraj napadło prostowanie ścieżek w kwestii Venissy. Zaraz mi napisał ktoś, że ‘nie wypada”
A dlaczego, kurwa, nie wypada?

Pozdro

Wspólny blog I & J


Fajny tekst, dyskusja jeszcze lepsza,

aż podbiję, zapomniałam o tym, a przecież to, plus ostatnio napisane Kansas – tworzy jedną całość.

I czyje teraz na wierzchu, gówniarzu po pięćdziesiątce?

(była to obelga z premedytacją i publiczna, się nie wyklucza, że podpadająca pod paragraf; nudzi mi się trochę, może spróbujesz po raz kolejny postraszyć mojego ojca sądem? to byłby cudownie wprost komiczny proces, ach)


Dwubiegunowa dupa.

Antoni Marianowicz, satyryk, tłumacz , prezes ZAIKSU, niestety nieżyjący wykombinował cóś takiego:
Kto wymyślił schody? Shodov
Kto wymyślił tryby? Trybow.
Kto wymyślił dupę? Dupow?
Nie. Wołow.


gówniarzu po 50tce

jakby kurde siebie widział najnormalniej.
podoba mie się.


Pino

ja nie zapomnę akcji z koncertem Wejdera na przystanku Brudstock :)


Lagriffe

Tylko że nie.


Subskrybuj zawartość