Na pohybel (4)

Tytul dzisiejszej audycji jest początkiem wybitnie niecenzuralnego toastu, jaki mamy zwyczaj wznosić z moją przyjaciólką przy rozmaitych biesiadnych okazjach.

Wczoraj musialam się stukać wodą mineralną (gazowaną wprawdzie), co wzbudzalo we mnie kliniczną frustrację, która na szczęście znalazla swoje ujście na parkiecie.

Jak zaczęli grać Baranka, to nagle znalazlam się w powietrzu, za sprawą kolegi pewnego. A jak już mnie postawil, to wymietliśmy w tańcu tak, że ech…

Impreza trwala dlugo i byl czas na wszystko. Także na spokojne i cyniczne palenie szlugów w miejscu ustronnem, gdzie w doborowym gronie omawialiśmy ważne i aktualne sprawy. Nie-palacze też przychodzili posluchać, nie zrażając się klębami dymu. Po raz kolejny sprawdzila się zasada, że ważni są ludzie, a nie dekoracje.

Nadchodzi taki moment, jest taka chwila…

Byly też dyskusje i rozkminki prowadzone bez udzialu środków rakotwórczych.

“Moralność? Nie krzywdzić nikogo, oprócz skurwysynów – ot i wszystko, co sądzę na ten temat.”
“I każdy powinien pilnować swojej flaszki.”
“Napijmy się, azaliż.”
“Jak cię lubię, tak pytam – chcesz dziś obskoczyć wpierdol?”

Do takich to ja się nie nadaję tańców, więc spokojnie sobie siedzialam na krzeselku, z rozmarzeniem na dancefloor i krążące po nim pary spoglądając…

Tak w ogóle, to byl bal kostiumowy, Kozaczyzna też się stawila licznie i zadzierżyście. Ja zainspirowana sugestią Merlota przebralam się za smugę cienia (czarny golf, rajstopy, glany, szmizjerka w szarą kratę) i skończylo się na tym, że jeden wąsaty kolega powiedzial do mnie “ty pijana Szkotko”.

Moja przyjaciólka dlużej niż ja mieszkala w nieszczęsnym mieście Warszawie i w związku z tym nabrala blędnych poglądów, że kobiecie odmówić tańca nie wypada. Machnelam ręką: “to poczekaj, niech ten debil drugi raz tu podejdzie…”. Podszedl, ma się rozumieć, bo napity byl.

- Zzzatańczy pani, pani Magdo?

- Ta pani z panem nie tańczy, z powodu nie ma ochoty – poinformowalam go uprzejmie.

- A pani, pani Olgo?

- Nie. Pan Adrian z panem zatańczy. Prawda, panie Adrianie?

Tak w ogóle, to ja już czekam z utęsknieniem na 7 lutego i koniec tej cholernej abstynencji.

To jest nora żmijowa
Wziąlem z miasta Kijowa
Czarownicę, nie żonę-rodaczkę
Myślalem, że zbytnicę
Myślalem – kapryśnicę
Wesolutką ptaszynę śpiewaczkę

A wcześniej, we Lwowie, znajdę, mam nadzieję, jakieś materialy naukowe do naszych studiów, prawda. W końcu nadchodzi egzamin z dziewiętnastki…

Ech, Kraków, jak ja Cię kocham, śliczne, glupawe i absurdalne miasto! Skąd wszędzie jest blisko, gdzie wszystko jest możliwe i każdy ból da się zaleczyć w miarę latwo…

Stój nam tysiąc lat i niech Cię guano golębie użyźnia!

Muzykę puszczal wam wesoly gówniarz :)

pururu

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

No właśnie,

a już się chciałem wydrzeć z mordą, gdzie relacja.
Z powodu nigdzie nic nie było.


Merlocie,

musialam odespać.

Z powodu ciągle jestem w trakcie leczenia.


...

“Na pochybel skurwysynom”

Zoltan Chiwai


...

“Na pohybel skurwysynom – i żeby mu nie stawal”

Pino, Magda und Marta


Subskrybuj zawartość