Biblia ubecji, czyli teczka towarzysza Zdzisława

OD AUTORKI:

Niniejsze opowiadanie ma charakter czysto satyryczny, a to oznacza, że – mówiąc słowami rodem z serwisu internetowego YouTube.com – “powstało wyłącznie dla jaj” (aby wyśmiać poglądy komunistów oraz postępowanie niektórych z nich). Fakt, iż zastosowałam w moim tekście język biblijny oraz liczne aluzje literackie do Nowego Testamentu (zarówno na płaszczyźnie formalnej, jak i merytorycznej) bynajmniej NIE ma na celu obrażania niczyich uczuć religijnych. Jeśli kogoś razi mój eksperyment pisarski (prowokacja artystyczna), to z góry przepraszam i proszę o wybaczenie! Sama jestem skrajnie prawicową ateistką, toteż napisanie pseudobiblijnej opowiastki o lewaku NIE wydało mi się niczym strasznym. Liczę na zrozumienie moich dobrych intencji.

A teraz kilka słów o samym opowiadaniu. Nazwisko Zdzisława Baumfelda, funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa, posługującego się pseudonimem “Łowca Onych” (definicja Onych w przypisie oraz w “Nonsensopedii. Polskiej encyklopedii humoru”) po raz pierwszy pojawiło się w mojej komedii teatralnej pt. “Bardzo Spiskowa Teoria Dziejów”, będącej kontynuacją dramatu “Jeszcze Nowszy Porządek Świata”. Właśnie tam postać, znana dotychczas jako tajemniczy wynalazca John Smith, właściciel wehikułu czasu, zdradza swoją prawdziwą tożsamość i opowiada o swojej komunistycznej przeszłości: “Zacznijmy od tego, młody człowieku, że ja nie nazywam się John Smith, tylko Zdzisław Baumfeld. Towarzysz Zdzisław Baumfeld. (…) Jestem starym UB-ekiem, SB-ekiem i PZPR-owcem, który od wielu dekad błąka się w czasie i przestrzeni jak… jak… jak… jak… jak Polański!”. W epilogu towarzysz Zdzisław odczytuje publicznie fragmenty dokumentów, pochodzących z jego IPN-owskiej teczki (o wraku UFO na polu pana Teodozjusza i o spotkaniu z kułakiem). Każdy z nich jest zawarty także tutaj, w “Biblii ubecji, czyli teczce towarzysza Zdzisława”. Jeśli chodzi o moje inspiracje, to mogę wymienić – oprócz Pisma Świętego – utwór “Tako rzecze Zaratustra” Fryderyka Nietzschego oraz internetowe opowiadanie “Nauki Billa”.

Serdecznie zapraszam do lektury!

Natalia Julia Nowak

Ubecja powołuje Zdzisława

Było to w dwudziestym którymś roku panowania towarzysza Stalina. W owym czasie wyszło rozporządzenie władz ludowych o podziale Urzędu Bezpieczeństwa na osiem departamentów. Natenczas żył we wsi zwanej Świńską Czaszką pewien wynalazca, nazwiskiem Zdzisław Baumfeld, z rodu robotniczego. Zabiegał on o to, żeby się przypodobać ubecji i żeby wstąpić w poczet jej funkcjonariuszy.

Razu pewnego stary chłop ze wsi Świńska Czaszka, Teodozjusz Smalec, znalazł na swoim polu obiekt przedziwny. A obiekt ten był wykuty jakby z wypolerowanej stali i wysadzony jakby drogocennymi kamieniami. Zdumiał się wielce [Teodozjusz] i przywołał do siebie Zdzisława, ten zaś zawezwał ubecję i zaprowadził ją na pole. Dziwili się tedy funkcjonariusze, widząc obiekt przedziwny, który zstąpił z nieba. I rzekli do Zdzisława: “Pójdźcie, towarzyszu, do obiektu i przynieście nam ciała podróżnych!”.

Natenczas Baumfeld wszedł do obiektu, a ujrzawszy zwłoki jedynego pasażera, strwożył się wielce i powrócił na pole. Spytali go UB-ecy: “Z jakiejże republiki pochodzi ten obiekt?”, zaś on im odpowiedział: “Zaprawdę, republika jego nie jest z tego świata!”. Roześmiali się na to [funkcjonariusze] i zaczęli go wyszydzać. A jeden z nich, uczony w pismach Marksa, rzekł Zdzisławowi: “Towarzyszu, ten tylko wejdzie do Urzędu Bezpieczeństwa, kto poświadczy swoją wierność ludowi i władzy ludowej. Ten zaś, kto nie poświadczy, zostanie przeklęty aż do trzeciego pokolenia razem z żoną swoją, i dziećmi swoimi, i całym bydłem swoim”.

Zasmucił się tedy [Baumfeld] i spuścił wzrok, lecz potem rzekł do uczonego w pismach: “Dlaczego wątpicie, [towarzyszu] małej wiary? Czyż nie powiedziano wam, że ten tylko jest roztropnym mężem lub niewiastą, kto zaprzecza pogłoskom jedynie po ich sprawdzeniu?”. Natenczas funkcjonariusz wszedł do obiektu przedziwnego, a zobaczywszy ciało pasażera, zawołał: “Prawdziwie! Ten nie jest z tego świata!”.

Zaraz też nastało wielkie wesele wśród UB-eków, zaś jeden z nich, wskazawszy palcem Zdzisława, rzekł: “Ten jest godzien, żeby zasiadać z nami w Urzędzie!”. I uczyniła go ubecja wysokim funkcjonariuszem, na obraz swój go uczyniła. A Zdzisław żył, przyjął imię Łowca Onych* i dochowywał wierności UB, i widzieli uczeni w pismach, że był dobry.

Uzdrowienie obłąkanego

Gdy funkcjonariusz Łowca Onych siedział na ławce w parku miejskim, zażywając odpoczynku po męczącym dniu w pracy, przyszli do niego trzej UB-ecy i rzekli: „Towarzyszu! Przyprowadziliśmy do was kułaka, który został przyłapany na chowaniu zboża ofiarnego! Zaprawdę, człowiek ten winien być ukarany śmiercią. Albowiem napisane jest: >>Albo wesz zwycięży rewolucję, albo rewolucja zwycięży wesz<<”.

Natenczas Łowca wstał z ławki i, podszedłszy do kułaka, pozdrowił go, mówiąc: „Pokój z wami, towarzyszu!”. Zdziwili się wielce [funkcjonariusze] i szemrali między sobą: „Ten jest UB-ekiem, a nazywa kułaka towarzyszem”. Spojrzał tedy Łowca na funkcjonariuszy, a zobaczywszy szyderstwo w ich oczach, rzekł tymi słowy: „Dajcie mu płaszcz, i pierścień na rękę, i sznur pereł, i kosz ryb, i baranka jednorocznego, a będzie wysławiał komunizm i składał ofiary władzy ludowej”.

Natenczas zrobili tak, jak im przykazał, zaś kułak poszedł w świat i głosił dobrą nowinę, uwielbiając Stalina i składając dziękczynienie ubecji. A wszędzie, gdzie tylko się pojawił, głosił ludowi: „Byłem głodny, a nakarmili mnie. Byłem nagi, a przyodziali mnie”. Mówili tedy ludzie w Świńskiej Czaszce: „Funkcjonariusz UB przywrócił rozum obłąkanemu”. I radowali się wielce uczeni w pismach, widzieli bowiem, że [Łowca Onych] był dobry.

Łowca Onych przemawia do tłumów

Razu pewnego, gdy funkcjonariusz Łowca Onych przemawiał do tłumów, zgromadzonych w budynku Związku Młodzieży Polskiej, podszedł do niego młodzieniec imieniem Flawiusz i zawołał: „Towarzyszu! Oddałem z własnej woli cały swój majątek partii! Co jeszcze mam uczynić, aby [zostać] wzorowym komunistą?”. Łowca zaś spojrzał na niego i odpowiedział tymi słowy: „Zaprawdę powiadam wam, towarzyszu: zdejmijcie sandały swoje, i nakrycie głowy swoje, i wszelką bieliznę swoją, i oddajcie ją biednym”. Natenczas młodzieniec strapił się, spłonął [rumieńcem] i powrócił do siebie, nie był bowiem gotów do poniesienia takiej ofiary.

Ujrzawszy to, funkcjonariusz Łowca Onych zwrócił się do słuchających go tłumów: „Szczęśliwi ubodzy i uciśnieni, albowiem oni będą wywyższeni. Szczęśliwi robotnicy, albowiem do nich należą fabryki i zakłady pracy. Szczęśliwi chłopi, albowiem oni na własność [posiądą] ziemię. Biada zaś burżuazji, albowiem łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu przetrwać w Polsce Ludowej”.

Natenczas przybiegła do Łowcy trzynastoletnia Ifigenia, córka Cypriana i Leokadii, z rodu inteligenckiego. A znalazłszy się przed [obliczem] funkcjonariusza, padła mu do nóg i zawołała: „Przebaczcie mi, towarzyszu, albowiem ojciec mój służył w Armii Krajowej!”. Widząc to, dwóch milicjantów chwyciło ją za ramiona i chciało ją [wygnać] z budynku, była bowiem zbyt młoda, by należeć do ZMP.

Zwrócił się tedy Łowca do przedstawicieli MO: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, nie przeszkadzajcie im! Albowiem latorośl nasza jest przyszłością naszą i największym skarbem ustroju naszego”. Oni zaś puścili dziewczynę, po czym jęli przepraszać [Łowcę] za zły postępek swój. A gdy im odpuścił, poszli w świat i wysławiali go, mówiąc: „Funkcjonariusz UB przebaczył nam naszą winę!”. I radowali się wielce uczeni w pismach, widzieli bowiem, że Łowca Onych był dobry.

Przesłuchanie Onego

Przesłuchując jednego z [Onych], towarzysz Zdzisław rzekł: „Zaprawdę powiadam wam: wszelkie pomówienia, oszczerstwa i zniewagi będą obywatelom odpuszczone, lecz zniewagi względem władzy ludowej nie będą odpuszczone ani przez Urząd Bezpieczeństwa, ani przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Wiedzcie bowiem, towarzyszu, że nie na to przybyliśmy, by nieść pokój, lecz na to, by poróżnić pracownika z pracodawcą, wiernego z księdzem, proletariusza z inteligentem. Ja jestem uczniem Marksa: kto uwierzy we mnie, będzie żył szczęśliwie w Raju na ziemi. Kto zaś nie uwierzy, będzie potępiony na wieki, i przyszłe pokolenia będą przeklinać jego imię. Obywatelu, czy wierzycie we mnie?”.

Natenczas przedstawiciel Onych, nazwiskiem Wespazjan Cipka, syn Dagoberta i Hermenegildy z domu Robaczywiec, odpowiedział Zdzisławowi: „Wierzę”. Ten zaś, wątpiąc w jego słowa, [powtórzył] z naciskiem: „Obywatelu, czy wierzycie we mnie?”. Wespazjan zaś rzekł: „Wierzę”.

Usłyszawszy to, Łowca Onych, który znał przyszłość, powiedział Onemu: „Nim Święto Pracy nadejdzie, wy trzy razy się mnie wyprzecie”. Cipka zaś spuścił wzrok i rozważał te słowa w swoim sercu. A ponieważ długo nie zabierał głosu, towarzysz Zdzisław zapytał go po raz trzeci: „Obywatelu, czy wierzycie we mnie?”. Tamten zaś odrzekł: „Towarzyszu, wy wiecie, że w was wierzę!”.

Zaraz też Zdzisław Baumfeld uśmiechnął [się], po czym położył dłoń na ramieniu Wespazjana i powiedział łagodnym głosem: „Pójdźcie, towarzyszu, do siebie i nie [bluźnijcie] więcej. Wasza wiara was ocaliła”. I radowali się wielce uczeni w pismach, widzieli bowiem, że Łowca Onych był dobry.

Zdzisław powołuje dwunastu Tajnych Współpracowników

Towarzysz Baumfeld, widząc, że plaga Onych zalała Polskę Ludową, wyruszył na poszukiwanie Tajnych Współpracowników. Zrazu udał się nad rzekę, a zobaczywszy tam starego człowieka, który łowił ryby na wędkę, zawołał do niego: „Obywatelu, pójdźcie za mną!”. Stary zaś człowiek, którego imię brzmiało Heraklit, rzucił wędkę i zrobił tak, jak [Zdzisław] mu przykazał. Potem funkcjonariusz UB wraz z Heraklitem udali się do wsi zwanej Kurzym Kuprem, a ujrzawszy tam dwóch młodzieńców, którzy [wygrzewali się] na słońcu, towarzysz Zdzisław zawołał: „Obywatele, pójdźcie za mną!”. I oni także podążyli za nim.

O zmierzchu Łowca Onych miał już dwunastu Tajnych Współpracowników. A imiona ich [brzmiały]: Heraklit, Baltazar, Bożydar, Walenty, Faust, Izydor zwany Lucjanem, Atanazy, Heraklit syn Mścigniewa, Ulryk, Cyryl, Ildefons, Maria Lolita. Nazajutrz Łowcę wezwano do domu pewnej niewiasty, nazwiskiem Gryzelda Kunegunda Piszczelska, która przechowywała w swych zbiorach księgi zakazane. A rozpatrzywszy sprawę dokładnie, [Zdzisław] przykazał milicji aresztować ją i zabezpieczyć dom jej.

Widząc to, uczeni w pismach Marksa, których jęła niepokoić sława Łowcy, szemrali między sobą: „On przez Trockiego wypędza sabotażystów!”. Zdzisław zaś, usłyszawszy ich szyderstwa, rzekł tymi słowy: „Zaprawdę powiadam wam, towarzysze: gdybym przez Trockiego wypędzał sabotażystów, nie służyłbym partii i nie zasiadał z wami w Urzędzie”. Natenczas jeden z uczonych [powiedział] Zdzisławowi: „Jeśli nie dacie mi świadectwa waszej wierności, nie uwierzę w nią”. Rzekł do niego Baumfeld: „Szczęśliwi, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.

Oni zaś wrócili do siebie i długo gniewali się, nie mieli bowiem o co go oskarżyć.

Łowca Onych w Warszawie

Mijały miesiące, a chwała Zdzisława objawiała się chłopom i robotnikom, i w całej Polsce Ludowej znano jego imię. Razu pewnego funkcjonariusz Łowca Onych, doznawszy objawienia, zebrał swoich dwunastu Tajnych Współpracowników i udał się z nimi do Warszawy. A gdy wjeżdżał rowerem do stolicy PRL, tłumy witały go, wołając: „Niech żyje towarzysz Zdzisław! Szczęśliwy, który [jedzie] z imieniem Stalina na ustach! Niech żyje towarzysz Zdzisław!”. Dziwił się wielce lud warszawski, że tak sławny mąż jedzie do niego na zwykłym rowerze, i rzucał mu czerwone [kwiaty] pod koła, i robił mu zdjęcia na wieczną pamiątkę.

W Warszawie Łowca nauczał i gromadził wokół siebie tłumy, które łaknęły i pragnęły słów jego. A uczeni w pismach Marksa, widząc, że [warszawianie] oddają cześć Baumfeldowi, wydali na niego wyrok śmierci. Czwartego dnia Łowca Onych, który wiedział, że zbliża się [czas] jego, zgromadził dwunastu TW w barze mlecznym, i zapowiedział im przyszłość swoją.

Gdy zaś ostatnia kolacja dobiegła końca, funkcjonariusz Łowca Onych udał się do parku miejskiego, by kontemplować ideologię swoją, zwaną marksizmem-zdzisławizmem. I rzekł do Tajnych Współpracowników: „Towarzysze, nie śpijcie, kontemplujcie razem ze mną!”. Lecz oni zasnęli, gdy tylko się oddalił, była bowiem noc i senność morzyła ich wszystkich.

O świcie [przyszli] po Zdzisława milicjanci i uczeni w pismach, a na ich czele stał towarzysz Ildefons, który go zdradził. Gdy zaś pojmali Baumfelda, zaprowadzili go przed oblicze delegata sowieckiego, Awksientija Rusłanowicza Sołowjowa, i rzekli: „Ten człowiek podburza lud!”. Natenczas delegat spojrzał na Łowcę i spytał sennym głosem: „Obywatelu, czy przybyliście do Warszawy, aby znieść pisma?”, zaś ten mu odpowiedział: „Nie na to przybyłem, by znieść pisma, lecz na to, by je wypełnić”. Spytał go Awksientij: „Czy wy [jesteście] sekretarzem partii?”. Odpowiedział mu Zdzisław: „Kadencja [moja] jeszcze nie nadeszła”.

Usłyszawszy to, delegat sowiecki umył ręce i rzekł do uczonych w pismach: „Zaprawdę, ja w nim winy nie widzę”. Oni zaś, rozgniewani łaskawością Sołowjowa, powtórzyli oskarżenie swoje: „Ten człowiek podburza lud! A wiecie, towarzyszu, że każdy sabotażysta i prowokator [winien] być ukarany śmiercią”. Natenczas Awksientij Rusłanowicz Sołowjow powiedział uczonym w pismach: „Róbta co chceta!”. Oni zaś wyprowadzili Baumfelda z budynku i kazali milicji go spałować.

Potem [zaprowadzili] go na Stare Miasto i powiesili go za nogi, i jęli czekać, aż ukorzy się przed nimi lub wyzionie ducha. A warszawianie, którzy przechodzili obok Łowcy, szydzili z niego: „Witaj, sekretarzu partii!”. Około godziny piętnastej Zdzisław Baumfeld zawołał potężnym głosem: „Towarzyszu mój, towarzyszu mój, czemuście mnie opuścili?!”, zaś słyszący te słowa milicjanci szemrali między sobą: „On Trockiego woła”.

O zmroku Łowca Onych zapadł w [śmierć] kliniczną. A przedstawiciele MO, myśląc, że to już koniec Baumfelda, zanieśli go do pobliskiego prosektorium, zwanego Jaskinią Hadesa. Wszyscy śpieszyli się wielce i [przynaglali], było to bowiem przed Świętem Pracy. I wypełniły się słowa proroka: „Podważyli wszystkie nauki moje, zanegowali wszystkie osiągnięcia moje”.

Zmartwychwstanie, emigracja i przesłanie z zagranicy

W prosektorium spędził Zdzisław trzy dni. A ponieważ szybko wyszedł ze śmierci klinicznej i większość [czasu] spędził na jawie, bez wody i kromki chleba, cierpiał okrutnie i pragnął się wyzwolić. Trzeciego dnia o świcie funkcjonariusz Łowca Onych wyważył drzwi prosektorium, a milicjanci, ujrzawszy go żywego, strwożyli się wielce i uciekli daleko. Natenczas spostrzegła Baumfelda Tajna Współpracowniczka jego, Maria Lolita, która przybyła do prosektorium, by przygotować jego zwłoki do pochówku.

Zrazu niewiasta nie poznała Łowcy, a wziąwszy go za uczonego w pismach, rzekła: „Obywatelu, łoże w prosektorium jest puste! Jeśli to wy zabraliście zwłoki mojego [towarzysza], to oddajcie mi je, abym mogła je umyć”. Natenczas Zdzisław rzekł do TW: „Mario!”, ona zaś rozpoznała go i zawołała po rosyjsku: „Ucitiel!”, co oznacza: „Nauczycielu!”.

Niewiasta pobiegła tedy do hotelu robotniczego, aby ogłosić pozostałym Tajnym Współpracownikom radosną nowinę o zmartwychwstaniu Zdzisława. On sam objawił się swoim uczniom w barze mlecznym, i radował się razem z nimi, [przechytrzył] bowiem Urząd Bezpieczeństwa. Nie było wśród nich tylko Ildefonsa, który po pojmaniu Łowcy Onych wypił truciznę i przeniósł się na Łono Abrahama.

Dziesięć dni po zmartwychwstaniu Baumfeld udał się na emigrację, albowiem nie było już dla niego miejsca w ubecji. A opuszczając Polskę Ludową, mówił do TW: „Nie lękajcie się, towarzysze, poślę wam pocieszenie!”. W dniu pięćdziesiątnicy uczniowie jego otrzymali pocztówki, na których [wydrukowane] były języki ognia, a nad tymi językami unosiły się litery jak ze szczerego złota: „Pójdźcie drogą moją! Lecz wiedzcie, że z mego powodu prześladować was będą, i nazywać bandytami was będą, i emerytury odbierać wam będą. Cieszcie się i radujcie, albowiem będzie to świadectwem waszej wierności naukom! Ja zaś przyjdę powtórnie, by oddzielić ziarna od plew, a sprawiedliwi staną po mojej lewicy i niesprawiedliwi zazdrościć im będą”. Oni zaś ruszyli w świat i [głosili] dobrą nowinę, a pamięć po funkcjonariuszu Łowcy Onych zachowała się do naszych czasów, i nowe pokolenia wysławiają jego imię.

Takie były dzieje towarzysza Baumfelda. Zdzisław umarł! Zdzisław zmartwychwstał! Zdzisław powróci! A marksistowsko-zdzisławistycznej Utopii jego nie będzie końca!

Amen.

__________________

  • „Oni – tajne stowarzyszenie pozarządowe, mające na celu zawładnięcie światem. Gdy nie wiadomo, kto jest sprawcą jakiejś afery, to za wszystkim stoją Oni. Nikt niewtajemniczony nie wie, kim są Oni, mało kto wie o ich istnieniu, dlatego nazywa ich się Onymi” (źródło: „Nonsensopedia. Polska encyklopedia humoru”)
Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Piosenka o towarzyszu Zdzisławie

Piosenka o towarzyszu Zdzisławie

(parafraza popularnej “Barki”)

Zdziś kiedyś poszedł nad rzekę,
szukał TW do pracy w Urzędzie,
by łowić Onych słów Marksa prawdą.

O, Panie, mam do Ciebie pytanie:
co mam robić, by być dobrym komuchem?
Pójdź mą drogą i nie bój się niczego,
razem ze mną nowy zacznij dziś łów!

:D


Pani Natalio!

To jest czarny humor.

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski

Czy to źle?


Pani Natalio!

Ależ skąd! To bardzo dobrze!

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość